reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Porodówkowe historie - te straszne i te zabawne - BEZ KOMENTARZY

No teraz ja ;-) Mój poród był niezwykle nudny. Przprowadziliśmy się do domu, mieszkaliśmy na strychu bo na podłodze, na parterze, był był tylko beton. W sobotę wieczorem zobaczyłam, że wylatuje mi jakiś śluz krwią czyli czop. Ucieszyłam się bo wiedziałam, że poród już blisko :-) Jak pamietacie miałam ciągle schizę z ruchami, których nie czułam i miałam dość.W niedzielę, jak zobaczyłam, że jest go więcej to powiedziałam Czarkowi, ze dzisiaj już na pewno urodzę. A on na to, ze skoro ma iśc do szpitala to musi sobie kupić nowe spodenki, bo stare zniszczone przez remont;-) Logiki w tym zero ale zapakowaliśmy torby i pojechaliśmy na giełdę. To w naszym mieście miejsce, gdzie można kupić mydło i powidło. Czarek kupił prawie plastikowe spodenki od chińczyka, spotkaliśmy znajomych którym powiedzieliśmy, ze zaraz rodzimy i wogóle tak jakoś na luzie wszystko;-) Jak wychodziliśmy z giełdy była taka buda z hamburgerami i mówiłam Czarkowi zjedz bo będziesz żałować A on powoli przejmował się rolą i nie zrobił tego. Póżniej ciągle mówił, ze jest głodny.Ja profilaktycznie od rana nic nie jadłam bo przecież miałam rodzić. Na izbie przyjęć lekarz nawet mnie nie zbadał tylko przyjął na oddział. Zdziwił się jak powiedziałam, ze wraz z moim lekarzem nastawiamy się na poród naturalny.Znależliśmy się na porodówce rodzinnej. Powoli widziałam jak Czarek wymiękał;-) Czekamy na wizytę lekarza, nabijamy się, ja pod ktg. Wchodzi lekarz i mówi cześc Cezar ;-) Kolega mojego męża. nie wiedziałam się czy śmiać się czy płakać, ale zawsze to dobra dusza blisko. Rozwarcia na palec, skurczy brak. Lekarz złożył jednak obietnicę, ze dziś dzidzial będzie. Ja proszę by pozwolili mi spróbować rodzić naturalnie pomimo ułożenia pośladkowego. Lekarz mówi, że za godzinę dostanę oxy i zaczynamy :-) Niestety przyszedł po pewnym czasie i powiedział, że jest młodym lekarzem i musi słuchać tych bardziej doświadczonych. A lekarz z patologii powiedział, że z taką nadwagą, z padaczką i pośladkami to tylko cesarka. Termin - za godzinę. Szybkie golenie, mierzenie, prysznic , najgorsze cewnikowanie....... i na salę. Ten sam koleś z izby przyjęc mówi, że jednak zmieniłam zdanie z głupim uśmieszkiem. Ja na to, ze przychodząć do szpitala staram się słuchać mądrzejszych od siebie , ale jak on nie jest mądrzejszy to mogę zmienić decyzję;-) Taka wredna byłam. Było trzech lekarzy. Znieczulenie szybkie w kręgosłup i słyszę uważaj bo nóżkę urwiesz ;-( No ale nic nie urwali. Krzynia wyjęli po 4 godzinach od wejścia do szpitala.Godzina 16,25 Ważył 4320 , miał 57cm. A nie jak lekarze zapewniali mnie max 3600-3800;-) Jednak pośladkowo bym nie dała rady.
Lekarka pokazała mi go w przelocie bo wody zielone. Pielęgniarka aneztezjologiczna powiedziała - Jaki podobny do mamy ;-) Położna - Taki sam jak tata- Czarek stał przed salą i czekał , przez co widział prawie cały poród, który odbywał sie w otwartej w windzie. Bo taki dzień z mega ilościa porodów sie zaczął i brakowało miejsc. Ale naprawdę ulżyło mu jak usłyszał, że cesarka. Dopiero zobaczyłam ile go kosztowała ta obecnośc w szpitalu.
Na pooperacyjnej uprosiłam położną żeby mi go o 20 przyniosła. I tak leżałam z nim, niemogąc ruszać głową po znieczuleniu i mówiłam mu jaki piękny jest ten świat i jakich dobrych ludzi spotka na swojej drodze. Przystawiłam go do piersi i ssał jak szalony :-) TYlko siary chyba brakowało.
O 23 ledwo wstałam, a że kręciło mi się w głowie, położna ( jedna na 12 położnic) zawiozła mnie pod prysznic, a Krzysia do mojej jedynki. Ledwo się umyłam. Jedna dodatkowe kilogramy bardzo przeszkadzały:-( Przed 24 zajęłam się dzieckiem i nie oddałam go nawet na moment. Przewijałam go i wciąz karmiałam Spałam z 2 h na dobę. Z łóżka schodziłam 20 minut, więc póżniej stwierdziałam, że po co się kłaść i siedziałam na fotelu. Mały spadał na na wadze, mleka nie było. Lekarki pokazywały tabelki, i straszyły że nie widzę jak odwadniam swoje dziecko. Dokarmiliśmy go sondą mm 2 razy- do sutka przykładałam rurkę. Ssał i wypijał mleczko. Na trzeci dzień żygająca , z potworna migreną i początkiem baby blues wypisali mnie do domu. Podłóg nadal nie było więc mama nas zaadoptowała nas 10 dni. Mały był na cycu 20 godzin dziennie. On dzielnie ssał, ja dzielnie go dostawiałam. Mleko jest do dziś. Ale się rospisałam. Widze że skupiłam się na faktach. Chyba nie umiem opisać szczęścia jakie czułam gdy go przytuliłam. Czuję to po dziś dzień. Szczególnie gdy rano uśmiecha się mega banaem na mój widok:-) A Czrek jak go zobaczył po wyjeździe z sali operacyjnej powiedział - Dobrze, że stałem tam cały czas bo jak zobaczyłem dużego chłopaka, z wielkimi oczyma to myślałem, że to jakies miesięczne, cudze dziecko.
 
Ostatnia edycja:
reklama
Już od paru dni czułem że coś w mojej sprawie będzie się działo ….. mama biegała a to do lekarza ,a to na zakupy ….Czułem że coś dziwnego mnie spotka …Jak siedziałam za grzecznie to mama robiła wszystko bym machnął rączką lub kopnął nóżką i tak te ostatnie dni razem z mamą na długo pozostaną mi w pamięci.


Nie wiem jaki to był dzień ale później dowiedziałem się że 28.06 trafiliśmy z mamą w miejsce którego nie znałem . Czułem że mama jest lekko zdenerwowana i próbowałem ją jakoś pocieszyć……. Złapałem pępowinę i poszarpałem żeby wiedziała że jesteśmy razem i nic złego nam się nie stanie

Po jakim czasie mamę zabrali do takiej dziwnej sali przyszedł jakiś facet i pogłaskał mnie po głowie…. Zdziwiło mnie to bardzo bo cóż on ode mnie mógł chcieć ale trochę się z nim pobawiłem i pomachałem mu nogami na usg.
Później już mi się tak nie podobało bo zawieźli mamę i mnie do sali pełnej obcych ludzi ale tata uspokoił mnie i prosił obym się nie bał …..Nagle czuję zimno …….. płaczę Boże co oni mi robią … gdzie jest MAMA? Ja chcę tam gdzie byłem ….. i jest …. Całuje mnie , przytula poznaję jej głos….. i TATA tak to on : to on mi opowiadał jak pójdziemy na spacer, na piłkę ….
A oto ja Filip ur. 28 czerwca 2011 przez cc …
 
Z tego wszystkiego zachciało mi się pisać ;p

Ja miałam wskazanie do cc,ale uparłam się na naturalny...

Wbrew mojemu lekarzowi wynajęłam sobie połóżną :)

Termin miałam na 5 sierpnia według USG , a według miesiączki 20 lipiec.

od 15 lipca co 3 dni kazali na ktg....

po I terminie 22 byłam o 12 na ktg - zero wszystkiego do zobaczenia za 2 dni (to był piątek, więc w niedzielę miałam podjechać) , spoko weekend jeszcze w domu :D

POjechaliśmy na zakupy, idziemy do Nike żeby mąż kupił sobie klapki na porodówkę:p

Około godziny 16,30 wchodzimy do domu,idę siusiu i patrzę krew, na toalecie dzwonię do mojego GIN a on do mnie jedz do szpitala na oddział, niech sprawdzą i czekaj bo mnie nie ma jestem na wyjeździe wróce rano....:-Dto zrobimy cc

Ok to idę tylko pod prysznic bo nic nie boli,myślę sobie "ach jutro rano się ogolę:p"

jedziemy do szpitala jest godzina 17.30 no i badanie rozwarcie na 2,5 palca myślę sobie, że w sumie to chyba jeszcze czas - to pytam się czy mogę jechać do domu?
Położna mówi,że zaraz przyjdzie Pani doktor i pewnie po badaniu mnie puśzczą.....

głodna jak szlak, nie jadłam bo umowiliśmy się z bratem na piffko :p a ja na soczek;p do tego chciałam się ogolić, zrobićsobie sama lewatywkę i poprawka w szpitalu....nigdy bym nie pomyślała, że mam rozwarcie rano zero rozwarcia i zero skurczy.

koło 20 przychodzi dopiero lekarka- :no: nie wraca Pani do domu -mówi do mnie rozwarcie na 3,5 zostaje Pani do rana...

Ja załamka:eek:......głodna po byku...pytam się jakiejś położnej czy mam dzwonić już po swoją?

A ta podłączyła mnie do ktg i mówi, że skurcze są ładne , ja nic nie czułam :rofl2:

W końcu się wkurzyłam zadzwoniłam po moją kochaną położną o 21 już była- pyta się mnie czy rodzimy bo rozwarcie jest ,skurcze są tylko trzeba by przyspieszyć i przebić pęcherz - mówię niech jej będzie :cool:

Ha ha poszła do doktorki z pytaniem o pozwolenie - taki głupi przepis - to ja w tym czasie do tej pierwszej połóżnej czy mi zrobi lewatywkę?

Ok lewatywka- nic się nie ruszyło, o 22,30 podłączyli mi OXy kazali chodzić, moja położna siedziała ze mną, śmiałyśmy się ha ha ha wesoło było, mąż siedział i się patrzył o co chodzi ....

po godzinie OXY zaczela działać, położna bada - masuje....masakra ten masaż wolałam zwykłe skurcze :)

"no kochana jak się postarasz to do 00:00 będzie po wszystkim"

I wtedy się zaczęły schody.....

chodziłam na szkołę rodzenia i tam pewna Pani połóżna, opowiadała jak to jest z osobami , które zaczyną przez zbyt szybko..... uprzedzała, że mamy przeć dopiero jak powie lekarz lub połóżna, że możemy...

No to ja czekam aż mi to powie,.....A ona patrzy i patrzy na mnie,uspokaja mnie,ja na piłce,robie przysiady....mąż masuje plecy.....

Kładzie mnie na łóżko rozkłada do porodu,szykuje nożyczki i takie tam.....

I czeka he he

Mnie boli coraz mocniej....zaczynam stękać godz 1:00 i marudzę , że ja nie mogę.....nie mam już sił....poza tym wstydziłam się zrobić kupę i hamowałam parte.....

w końcu pytam się cyz mogę juz?Ona , że tak ale czuję, że kupę mi się chce i znowu hamuję i tak kilka razy.....
W końcu godzina 2:00 ja prawię już śpię wykończona między skurczami i mówie do niej "kiedy moge przeć?" :-D:-D:-D

A ona mówi od 2 godzin możesz przeć !!!!!


Masakra to ja jeden skurcz głowka"chcesz dotknąć?" a ja "NIE" drugi i Szymek na świecie. 2:10.. Zadzwonili po taką durną pediatrę....zamiast mi go dać to ta głupia najpierw go czyściła......podniosła tylko moja połóżna i pod nos i powiedziała, śliczny chłopczyk kazała popatrzeć na jajka a ja mówie"jaki palec u nogi zupełnie jak mój" :-D i mi go zabrała,zawołali męża do przecięcia pępowiny, tamta oczyściła i dopiero położyli mi na brzuszku....leżał raptem minutkę - zasnął i zaraz mi go tamta zabrała bo siniał :( i nic nie płakał he he
Zabrali go do obserwacji mąż poszedł z nimi, mały zakwilił tylko troszkę i dalej spał :D
Dostał 8 pkt po 5 minutach 10 , i dalej spał :)
Mnie pozszywali i zawieźli do niego dostałam herbatke,przystawili do cycka - Szymek spał he he he

o 3,30 zawieżli mnie na poporodową,zaraz dostałam kanapkę i kazali zasnąć....za10minut wstałam i poszła do pielęgniarek czy mogę dostać małego ha ha ha a one do mnie , że ja mam do łóżka wracać bo siły nie mam .....I jak ja tam dosżłam....

No i polazłam do łóżka,i tak nie spałam i przywieźli mi go o 5 :) i tak od czwartkowej nocy nie spałam do poniedziałku,ale to już inna historia...



Tak a propo do szkół rodzenia same powiedzcie czy nie wprowadzają w błąd?

Poród wspominam bardzo miło,bóldo zniesienia, uczucie w trakcie wyjścia dziecka na świat nie do opisania...cudne,piękne, wspaniałe.....

Tylko zmieniłabym po porodówkę....i Ordynatorkę z patologiiii ...........
W sumie akcja porodowa wpisana w kartę - 23:20 - 2:10 a oni chcieli mnie ciąć :p wiedziałam , że dam radę,moja połóżna była ze mnie dumna, następny poród rodzę też z nią:)

A mój lekarz w między czasie dzwonił do mojej połoznej z 10 razy i mówił, żadnego naturalnego,czekajcie na mnie i na cc rano.....ha ha ha


Ale powiem Wam , że pozytywne patrzenie na porody miałam dzięki forum BB :) i na początku jest taki post poród na wesoło-przeczytałam wszystko i tak się nastawiłam :D i naprawdę było super :tak:

Wszystkim życzę takich porodów
 
To ja też napiszę :)
termin miałam na 17.07, marzył mi się 15.07, już 14.07 w nocy miałam skurcze ale bardzo nie regularne i wg mnie mało bolesne:) w dzień wszystko ok, kolejna noc znowu nieregularne skurcze. 15.07 wizyta u mojej lekarki, badanie, rozwarcie na 1 palec, zabrałam l4 do 20.07 i wyszłam.Wymarzona data minęła:)
16.07 w sobotę późnym popołudniem moja mama zabrała synka na plac zabaw, a my z mężem ucięliśmy sobie drzemkę;) wstałam koło 18.00 i nie czułam ruchów, spanikowana dzwonię do mamy że ma szybko wracać, bo dzidziuś się nie rusza, płaczę do M że ma się szykować bo jedziemy do szpitala, bo coś jest nie tak. Przekazałam mamie klucze i z prędkością światła jechaliśmy do szpitala, ja oczywiście cała poryczana, w głowie tysiąc myśli a młoda nadal się nie ruszała. Wchodzimy na oddział, M opowiada o co chodzi, pielęgniarka każe się położyć, bada tętno...jest, ufff, płaczę ze szczęścia, że nic złego się nie dzieje. Ponoć taki dzień, że dzieci śpią:) M dzwoni do mamy, że wszystko ok i zaraz wracamy:) Pada pytanie o termin, ja na to, że jutro. Miła pielęgniarka proponuje ktg, oczywiście je wykonałam, z wynikiem do ordynatora, a on że zostaję w szpitalu, bo są wyraźne skurcze, ja na to, że takie skurcze mam już od kilku dni (w tym mój wymarzony 15;-):-D) no ale M mnie szturcha,że nie mam się kłócić z lekarzem:p dr że i tak wrócę w nocy, więc lepiej zostać, więc zostałam. Karzę M jechać do domu, zobaczyć co u Kuby, umawiamy się że jak się zacznie to do niego dzwonię:) jest godzina 20, oczywiście badanie, ankiety, podpisy. Rozwarcie na 1,5 palca, skurczy wg mnie brak:)Wracam na salę, chodzę w kółko ale i tak nic się nie dzieje.koło 21 idę na porodówkę sprawdzić czy coś się dzieje-nic. 22 czuję lekkie skurcze,znowu badanie, zostaję już na sali, koło 23 przychodzi anestezjolog zakłada znieczulenie, cholera nie działa, daje kolejną dawkę, wszystko czuję!cały czas leżę pod ktg bo tętno dziecka szaleje, w końcu położna pozwala wstać, kręcę biodrami, ale boli jak cholera. Kilka minut przed 1 położna proponuje pozycję do parcia, 3 skurcze godzina 1.00 i Liwka na świecie:) z niedowierzaniem patrzę, że dziewczynka, śliczna, moja mała królewna, cieplutka, mięciutka z czarnymi włoskami:) słyszę krzyk i jestem szczęśliwa,że już po wszystkim. Oczywiście szycie i inne nie przyjemne zabiegi.
o 1.15 dzwonię do M, słyszę że zaspany i wystraszony mówi "już jadę, już jadę" ja na to, że ma śliczną córeczkę:) oczywiście wzruszenie w głosie, gratulacje, szczęście:)
Przeżyłam dwa porody sn i każdy inaczej,ale moment, gdzie dzidziuś ląduje na brzuchu jest nie do opisania:)To szczęście, radość, łzy przeżywa się za każdym razem kiedy to wszystko wspominam:)
 
Do góry