Witam Was bardzo serdecznie, w akcie desperacji pisze tu.
Jestem w 7 tygodniu ciąży, od tygodnia beta hcg przyrasta bardzo słabo jednak na wcześniejszym usg było widać zarysy zarodka, ponieważ beta hcg nie spadała a delikatnie przyrastała żyłam nadzieją ze nic z fasolką się nie dzieje. Dziś byłam na usg niby wiedziałam że z ciążą jest źle ale chyba dopiero po usg i ciszy w gabinecie do mnie wszystko dotarło...po usg lekarz kazał się ubrać. ..zawsze na usg pokazywał, tłumaczył dziś robił i pytałam "o to zarodeczek ?" on tylko sucho odpowiedział "tak" za chwile skończył usg. Po ubraniu się usiadłam przy biurku, lekarz pisał...nie odzywał się. ..po około minucie- chociaż dla mnie mijał ten czas jak godzina l słyszałam tylko jak serce mocno mi bije, lekarz nie patrząc mi w oczy powiedział "dostanie Pani skierowanie do szpitala, najprawdopodobniej zarodek jest martwy, musimy w szpitalu potwierdzić niepowodzenie ciazy" spojrzałam ze łzami w oczach i pytam jakie mam szanse, ze jednak w szpitalu okaże się że żyje...lekarza odpowiedział ze 0, i że kieruje mnie tam bo takie są procedury...jest pewien ze dziecko nie żyje...zaczął mówić o możliwości pochówku niezależnie od tygodnia zakończenia ciąży ale tego juz nawet nie słyszałam, na koniec wyszlam do położnej ze łzami w oczach a ona mi sucho na to "ma Pani trójkę dzieci nie ma co plakac" poczułam się jakby zabroniono mi żalu po stracie, tylko dlatego ze mam trójkę dzieci...
Ta ciaza nie była jakoś specjalnie wystarana, chcieliśmy ale bez nacisku, jednak gdy zobaczyłam dwie kreski ucieszylismy sie jak za pierwszym razem..
Oczywiście badania mamy robić prywatnie bo po 3 zdrowych ciazach tez przyczyny znać nie musimy, w ogóle nie musimy mieć kolejnego dziecka, tak jakby nasz limit się wyczerpal-dokładnie tak się dziś czułam w tej przychodni...
Popłakałam się przy wszystkich ludziach w przychodni, nie dałam rady dobiec do auta bez płaczu, było mi wstyd gdy wszyscy patrzyli się z takim politowaniem jak płacze...
Partner mnie chyba nie do końca rozumiem, on żyje praca, niby mu zależało i się martwil, ale to tak jakby go nie dotyczyło, tak się czuje...Czuje się po prostu z tym sama. Cały czas musze być twarda, dla rodziny, dla dzieci...Moja najstarsza 6 letnia córka dziś pytała czemu jestem smutna, zarzartowalam ze dlatego, bo rano musze wstać do pracy...ale one widzą ze jest coś nie tak, dopiero teraz gdy wszystkie trzy śpią, ja mogę w samotności popłakac..Nie rozumiem czemu mnie to spotkało...nie potrafię się z tym pogodzić mimo tego ze mam trzy zdrowe, małe, kochane Córki to moje serce dziś rozpadło się na milion małych kawałków....
Dziś stałam się mamą Aniołka....
Jestem w 7 tygodniu ciąży, od tygodnia beta hcg przyrasta bardzo słabo jednak na wcześniejszym usg było widać zarysy zarodka, ponieważ beta hcg nie spadała a delikatnie przyrastała żyłam nadzieją ze nic z fasolką się nie dzieje. Dziś byłam na usg niby wiedziałam że z ciążą jest źle ale chyba dopiero po usg i ciszy w gabinecie do mnie wszystko dotarło...po usg lekarz kazał się ubrać. ..zawsze na usg pokazywał, tłumaczył dziś robił i pytałam "o to zarodeczek ?" on tylko sucho odpowiedział "tak" za chwile skończył usg. Po ubraniu się usiadłam przy biurku, lekarz pisał...nie odzywał się. ..po około minucie- chociaż dla mnie mijał ten czas jak godzina l słyszałam tylko jak serce mocno mi bije, lekarz nie patrząc mi w oczy powiedział "dostanie Pani skierowanie do szpitala, najprawdopodobniej zarodek jest martwy, musimy w szpitalu potwierdzić niepowodzenie ciazy" spojrzałam ze łzami w oczach i pytam jakie mam szanse, ze jednak w szpitalu okaże się że żyje...lekarza odpowiedział ze 0, i że kieruje mnie tam bo takie są procedury...jest pewien ze dziecko nie żyje...zaczął mówić o możliwości pochówku niezależnie od tygodnia zakończenia ciąży ale tego juz nawet nie słyszałam, na koniec wyszlam do położnej ze łzami w oczach a ona mi sucho na to "ma Pani trójkę dzieci nie ma co plakac" poczułam się jakby zabroniono mi żalu po stracie, tylko dlatego ze mam trójkę dzieci...
Ta ciaza nie była jakoś specjalnie wystarana, chcieliśmy ale bez nacisku, jednak gdy zobaczyłam dwie kreski ucieszylismy sie jak za pierwszym razem..
Oczywiście badania mamy robić prywatnie bo po 3 zdrowych ciazach tez przyczyny znać nie musimy, w ogóle nie musimy mieć kolejnego dziecka, tak jakby nasz limit się wyczerpal-dokładnie tak się dziś czułam w tej przychodni...
Popłakałam się przy wszystkich ludziach w przychodni, nie dałam rady dobiec do auta bez płaczu, było mi wstyd gdy wszyscy patrzyli się z takim politowaniem jak płacze...
Partner mnie chyba nie do końca rozumiem, on żyje praca, niby mu zależało i się martwil, ale to tak jakby go nie dotyczyło, tak się czuje...Czuje się po prostu z tym sama. Cały czas musze być twarda, dla rodziny, dla dzieci...Moja najstarsza 6 letnia córka dziś pytała czemu jestem smutna, zarzartowalam ze dlatego, bo rano musze wstać do pracy...ale one widzą ze jest coś nie tak, dopiero teraz gdy wszystkie trzy śpią, ja mogę w samotności popłakac..Nie rozumiem czemu mnie to spotkało...nie potrafię się z tym pogodzić mimo tego ze mam trzy zdrowe, małe, kochane Córki to moje serce dziś rozpadło się na milion małych kawałków....
Dziś stałam się mamą Aniołka....