reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

poronienie zatrzymane

Dołączył(a)
13 Luty 2018
Postów
13
Witam,
Zwracam sie z prosba o pomoc do Was, które byłyście / jesteście w podobnej sytuacji jak moja.
W 5/6 tyg dostałam lekkiego plamienia. W 7tyg przeszło, ale zdecydowałam sie na wczesny skan dla świetego spokoju (mieszkam w Danii, tu pierwszy skan wykonują w 11tyg). Niestety na skanie zarodek był wielkości 5tyg 5dni. Zlecono zmierzenie poziomu hormonów. W poniedziałek wyszło 59600, w środę spadł do 56800. Poszłam na drugi skan (6 dni od pierwszego), i niestety ginekolog nie widział juz żadnego zarodka :( to było dokładnie dziś wiec nadal płaczę :( jest to dokładnie 9tyg dzisiaj licząc od ostatniego okresu. Mialam trzy opcje: szpital i łyżeczkowanie, czekanie lub tabletki poronne do domu. Wybrałam tabletki. Na zatrzymanie hormonów juz wzięłam i następnie mam wziąć wieczorem poronne. Jestem zrozpaczona to jedno, ale drugie to strasznie sie boje :((( Czy któraś była w takiej sytuacji? Czy jest to do przeżycia? :( Emocjonalnie i fizycznie?
Nie wiedziałam co wybrać, ale wole uniknąć interwencji chirurgicznej. To była moja pierwsza ciąża i pierwsza stracona :(
 
reklama
Witam,
Zwracam sie z prosba o pomoc do Was, które byłyście / jesteście w podobnej sytuacji jak moja.
W 5/6 tyg dostałam lekkiego plamienia. W 7tyg przeszło, ale zdecydowałam sie na wczesny skan dla świetego spokoju (mieszkam w Danii, tu pierwszy skan wykonują w 11tyg). Niestety na skanie zarodek był wielkości 5tyg 5dni. Zlecono zmierzenie poziomu hormonów. W poniedziałek wyszło 59600, w środę spadł do 56800. Poszłam na drugi skan (6 dni od pierwszego), i niestety ginekolog nie widział juz żadnego zarodka :( to było dokładnie dziś wiec nadal płaczę :( jest to dokładnie 9tyg dzisiaj licząc od ostatniego okresu. Mialam trzy opcje: szpital i łyżeczkowanie, czekanie lub tabletki poronne do domu. Wybrałam tabletki. Na zatrzymanie hormonów juz wzięłam i następnie mam wziąć wieczorem poronne. Jestem zrozpaczona to jedno, ale drugie to strasznie sie boje :((( Czy któraś była w takiej sytuacji? Czy jest to do przeżycia? :( Emocjonalnie i fizycznie?
Nie wiedziałam co wybrać, ale wole uniknąć interwencji chirurgicznej. To była moja pierwsza ciąża i pierwsza stracona :(
Ja też mieszkam w Danii i przechodziłam to samo prawie 2 lata temu. Tylko ja zdecydowałam się czekać na samoistne poronienie, bez tabletek i łyżeczkowania. Ból fizyczny nie jest jakiś straszny. Jak przy okresie. Ból psychiczny jest o wiele gorszy. Jednak czas leczy rany, wiem to na pewno. I choć nadal wspominam moje dzieciątko, które niestety nie dało rady to wiem, że może właśnie tak miało być. Ważne, żebyś miała wsparcie w kimś bliskim. Utracona ciąża nie przekreśla Twoich szans na kolejną. Trzymaj sie dzielnie.
 
Ja dowiedziałam się o obumarciu w 10tygidniu. A dzieciątko nie żyło już ponad tydzień. Odrazu skierowali mnie do szpitala, trzy dni miałam robione badania , musieli mieć na papierze . Po trzech dniach dali mi tabletki poronne dopochwowe, od rana nic się nie działo. Ok 12 w nocy obudzilo mnie przemoczone lozko , ból trwał 10minut. Oczyszczalam się wtedy, krew , skrzepy a pozniej biegunka. Krwawilam całą noc, ale bez żadnych boli. Tylko przerażenie i smutek. Rano z USG wyszło że maleństwo dalej jest w brzuchu. Więc musiałam iść na łyżeczkowanie.

Wiem co czujesz , współczuję bardzo.
Przepraszam jeśli nie delikatnie napisałam..

Teraz po pół roku jestem w ciąży, zdrowej. W sobotę zaczynam 20tydzien. Więc i dla Ciebie jest szansa. Będzie dobrze :*
 
Witam,
Zwracam sie z prosba o pomoc do Was, które byłyście / jesteście w podobnej sytuacji jak moja.
W 5/6 tyg dostałam lekkiego plamienia. W 7tyg przeszło, ale zdecydowałam sie na wczesny skan dla świetego spokoju (mieszkam w Danii, tu pierwszy skan wykonują w 11tyg). Niestety na skanie zarodek był wielkości 5tyg 5dni. Zlecono zmierzenie poziomu hormonów. W poniedziałek wyszło 59600, w środę spadł do 56800. Poszłam na drugi skan (6 dni od pierwszego), i niestety ginekolog nie widział juz żadnego zarodka :( to było dokładnie dziś wiec nadal płaczę :( jest to dokładnie 9tyg dzisiaj licząc od ostatniego okresu. Mialam trzy opcje: szpital i łyżeczkowanie, czekanie lub tabletki poronne do domu. Wybrałam tabletki. Na zatrzymanie hormonów juz wzięłam i następnie mam wziąć wieczorem poronne. Jestem zrozpaczona to jedno, ale drugie to strasznie sie boje :((( Czy któraś była w takiej sytuacji? Czy jest to do przeżycia? :( Emocjonalnie i fizycznie?
Nie wiedziałam co wybrać, ale wole uniknąć interwencji chirurgicznej. To była moja pierwsza ciąża i pierwsza stracona :(
Bardzo mi przykro, że to tak się skończyło...
Bardzo często do poronienia dochodzi jeśli płód jest bardzo chory lub ma jakieś bardzo ostre wady, które jeśli by pozwoliły donosić ciążę to
Jedyne co może mi się wydać pocieszające to to, że dzieci przed 3 trymestrem prawdopodobnie nie odczuwają bólu, tak czytałam...
Więc "szczęście w nieszczęściu", że jeszcze maleństwo nie było świadome...

Napisane na Redmi Note 4 w aplikacji Forum BabyBoom
 
Ja dowiedziałam się o obumarciu w 10tygidniu. A dzieciątko nie żyło już ponad tydzień. Odrazu skierowali mnie do szpitala, trzy dni miałam robione badania , musieli mieć na papierze . Po trzech dniach dali mi tabletki poronne dopochwowe, od rana nic się nie działo. Ok 12 w nocy obudzilo mnie przemoczone lozko , ból trwał 10minut. Oczyszczalam się wtedy, krew , skrzepy a pozniej biegunka. Krwawilam całą noc, ale bez żadnych boli. Tylko przerażenie i smutek. Rano z USG wyszło że maleństwo dalej jest w brzuchu. Więc musiałam iść na łyżeczkowanie.

Wiem co czujesz , współczuję bardzo.
Przepraszam jeśli nie delikatnie napisałam..

Teraz po pół roku jestem w ciąży, zdrowej. W sobotę zaczynam 20tydzien. Więc i dla Ciebie jest szansa. Będzie dobrze :*

Straszne to... i na dodatek tak cieżko być silną, jak serce pęka. Mnie jedynie pociesza, że teraz zarodka nie widać, wiec albo w ogóle go nie było, albo sie wchłonął (gdzieś czytałam, ze tak może sie zdarzyć?). Lekarz mówił że dzięki temu, mogę szybciej się oczyścić i na to będę liczyć. Pocieszyłaś mnie za to, że nie musi być dużo bólu fizycznego... Dziekuje :*
 
Ja też mieszkam w Danii i przechodziłam to samo prawie 2 lata temu. Tylko ja zdecydowałam się czekać na samoistne poronienie, bez tabletek i łyżeczkowania. Ból fizyczny nie jest jakiś straszny. Jak przy okresie. Ból psychiczny jest o wiele gorszy. Jednak czas leczy rany, wiem to na pewno. I choć nadal wspominam moje dzieciątko, które niestety nie dało rady to wiem, że może właśnie tak miało być. Ważne, żebyś miała wsparcie w kimś bliskim. Utracona ciąża nie przekreśla Twoich szans na kolejną. Trzymaj sie dzielnie.

Na szczęście mam kochanego męża, który cały czas jest przy mnie. Wierzę, że też uda mi się bez komplikacji, bo tak bardzo chce mieć już to wszystko za sobą... Dziękuję za wsparcie
 
Niestety przeżyłam poronienie zatrzymane, z tym tylko wyjątkiem, że u mnie beta minimalnie rosła cały czas. Dlatego wymagany był zabieg łyżeczkowania. Czy jest to do przeżycia ? Jest ...
Czy da się zapomnieć ? Niestety nie ...
Stało się. ..nic nie poradzisz, nic nie zawiniłaś. Tak się czasami po prostu dzieje ...
 
Bardzo mi przykro z powodu Twojej straty. Ja miałam poronienie zatrzymane w 6tc, po tygodniu od czasu gdy się dowiedziałam miałam łyżeczkowanie w szpitalu. Szczerze polecam ta metodę, miałam to szybko z głowy, bez bólu, po zabiegu bardzo szubko dochodzi się do siebie. Przed zabiegiem zaczęłam sama krwawić i to było dla mnie nie do zniesienia, kiedy widziałam, jak moje martwe "dziecko" wypływa ze mnie, widok skrzepów i okropny ból fizyczny prawie nie do wyrzynania. Po łyżeczkowaniu żadnych komplikacji, zabieg trwał 10 min podczas których spałam. Fizycznie po czyms takim dochodzi się szybko do siebie, gorzej z psychika. Mi to zajęła dwa miesiące. Trzymaj się, życze zdrowia. Jak będzie Ci bardzo zle, nie boi się skorzystać z pomocy psychologa lub psychiatry
 
reklama
Cześć dziewczyny!
Nie chcę nikogo straszyć, ale jeśli chodzi o ten ból to różnie bywa...
Ja przeszłam przez to ponad 2 tygodnie temu. Trafiłam do szpitala z minimalnym krwawieniem. Na pierwszym USG dowiedziałam się, że ciąża jest żywa ale zarodek za mały 5 tydz a powinien być już początek 9 tyg. Kolejnego dnia okazało się, że serduszko nie bije, ale kazano mi czekać na potwierdzenie jeszcze dobę. Na drugi dzień nadal nie było widać bicia serca, beta nie rosła. Lekarz podał mi tabletki wczesnoporonne. Powiedział, że ma nadzieję, że obejdzie się bez zabiegu i będę mogła wcześnie zacząć starania.
Po kilku godzinach zaczęły się bóle, niby na początku podobne do tych przy miesiączce, ale szybko przybierały na sile. Na szpitalnym łóżku przeżyłam piekło, bolało okropnie, fizycznie i psychicznie. Według mnie bóle były podobne do porodowych (mam już jedno dziecko więc mam porównanie). Przetrwałam to dzięki obecności partnera i pielęgniarkom, które nie szczędziły mi kroplówek z lekiem przeciwbólowym. Poroniłam dokładnie 14 lutego. W walentynki.
Ale chyba najgorsze było to jak w pewnym momencie poleciało więcej krwi (ogólnie nie krwawiłam dużo), więc poszłam do toalety. Widziałam jak wydalam jajo płodowe i wszystkie te tkanki... A potem musiałam nacisnąć spłuczkę. Trauma.
 
Do góry