reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Relacje z naszych porodów

baśka

Mama Karola i Bartka
Dołączył(a)
20 Lipiec 2005
Postów
8 483
Miasto
Elbląg
W związku z zaistniałymi zdarzeniami ;) pozwalam sobie na założenie takiego wątku - poczekamy na pewno aż dziewczyny wrócą do domu i bedą miały siłę i ochotę opisać to, co przeżyły, ale pod wpływem emocji zapodaję ten wątek...(wiem że mamy watek o porodach ale on dotyczy pytań i porad - fajnie by było żeby ten dotyczył konkretnie relacji z naszych przeżyć o których będizemy czytały na pewno ze łzami wzruszenia:)
Mam nadzieję że nie macie nic przeciwko :)
 
reklama
Pozwolilam sobie nasza dyskusje o nowym watku przeniesc na watek porody, pytania. Tu niech zostana tylko relacje samych porodow, dyskusje na ich temat zostawmy sobie na watek glowny. Latwiej bedzie sie odnalezc:-D

Jeszcze raz bardzo prosze o niezamieszczanie tu komentarzy o porodach. Komentujcie na glownym poniewaz pogubimy sie tu z naszym gadulstwem. A ja nie moge ciagle siedziec i przenosic postow. Dziekuje
 
Ostatnia edycja:
cześć dziewczyny!

dziękuję wszystkim za miłe słowa. I również gratuluję Aneczce!

pewnie się zastanawiacie, skąd się wzięłama na forum.... ano, spędzę tu w szpitalu jakiś czas, na razie mówią o 2 tyg, więc mąż przywiózł mi laptopa, cobym kontakt ze światem miała....
Ale widzę, że jak ja mam wreszcie chwilkę, to wszystkie pouciekały spać..

zdam wam szybką relację, ku przestrodze, że jak mówi Kasia, możemy sobei planować a życie i tak pisze własny scenariusz..
w końcu jeszcze w środę miałam długą szyjkę i mój lekarz niczego niepokojącego nie widział..
W niedzielę poszłam sobie spokojnie spać, jak zwykle ok 1 w nocy wstałam na siusiu, potem napiłam się wody z sokiem i wracałam do łóżka, a tu chlust... pomyślałam, że pęcherz mi już coraz lepsze numery wywija... ale jak ścierałam plamę, okazało się że ręcznik jest różowy, nie żółty........... i wiecie, że się zaczęłam zastanawiać, jaki cudem ta woda z sokiem z malin tak szybko przeze mnie przeleciała...:-D:-D totalne pół mózgu...

potem zadzwoniłam jednak do mojego lekarza, który telefonu nie odebrał....
po jakimś czasie zaczęłam się szykować do szpitala, tak żeby sparwdzić tylko, bo NIC A NIC mnie nie bolało! Wreszcie spakowałam torbę (PRZESTROGA - PROSZE MIEC PRZYGOTOWANE TORBY DUUUUUZO WCZESNIEJ) i obudziłam męża.. do szpitala dotarliśmy ok 4. Podłączyli mnie pod kgt, wciąż ZERO skurczy.... ale ponieważ wody odeszły, podjęli decyzję, że cesarka zamiast 30, będzie wcześniej. kgt skończyło się ok 4:45, potem kwestia papierów i przyjęcia do szpitala. Ok 5:30 podłaczyli mnie do kroplówki, żeby przygotować do cesarki. Byliśmy sami w sali dwuosobowej. Skurcze słabiutkie się zaczęły, ból taki jak przy miesiączce...
Po jakimś czasie znowu kgt, chyba ok 6:30... i już do mnie szedł anestezjolog i położnik, żeby zabrać na sale do cięcia. a ja właśnie dostałam bolesnych skurczy. Położnik sę pochylił, i stwierdził, UWAGA: że na cięcie nie zdążymy, bo JUZ WIDAĆ GŁOWKĘ!!!!!!!!!!!! więc ja w panice: JAK TO?? TO CHOCIAŻ ZNIECZULENIE.
oczywiście, znieczulenia na tym etapie nie dają. Wszyscy dostali jakiejś paniki, położna rozkładała stół/łóżko.. i słyszę jak krzyczy jednocześnie: przyj!!! No więc to parcie bolało jak szlag! A ona: przestań, nie przyj!!!! (wieloródki wiedzą, że nie przeć jest bardzo trudno). Poczułam mocne szarpnięcie, kiedy przekręcała główkę i barki i plum... Remi wymsknął się ze mnie i wylądował wrzeszcząc wniebogłosy na mom brzuchu. Mój mąz stał obok i płakał. W szoku, bo totrwało jakieś 5 min wszystko od czasu przyjścia lekarzy. A od momentu parcia: może 1.5 min. Także miałam szczęście, że to tak gładko poszło. Niestety, nacięli mnie. No i łożysko nie chciało się samo urodzić... Mój lekarz dzisiaj do mnie zajrzał i powiedział, że pojęcia nie ma, jakim cudem Remy przeszedł obok tego mięśniaka!!

Remy leży na wcześniakach, ale Bogu dzięki, mogę do niego chodzić i przystawiać do piersi.

Zdjęcie postaram się zaraz wkleić
 
:-D no to i moja kolej:tak: jak wiecie 14.07 przed 8 rano zaczely odchodzic mi wody.maz wychodzil wtedy do pracy i powiedzialam mu ze juz sobie nie popracuje bo wody odeszly i bedziemy rodzic:-D:-D w szpitalu odeslali mnie do domu-brak rozwarcia i skurczy wiec kazali czekac w domu.dzien nam sie dluzyl strasznie.ok 3.30 w nocy skurcze juz byly nie do eytrzymania i chwilami mialam wrazenie ze juz przerw miedzy nimi nie ma:tak::baffled:w szpitalu sprawdzili rozwarcie podali jakis paracetamol i cos jeszcze i kazali nadal czekac :confused::szok: ok 7 rano bol sie nasilil ok 4-5 skurczy na 10 min wiec wyslali nas na porodowke:-D anestezjolog szybciutko wytlumaczyl o dzialaniu znieczulania zzo i w ciagu 5 min zapomnialam co to bol.no i zaczelo sie czekanie.ok 9 rano rozwarcie 5 cm.wszyscy sie ciesza ze szybko idzie-my oczywiscie tez:tak:ok 12 kolejne badanie i niespodzianka-rozwarcie nadal 5 cm wiec podali tabletki i kroplowke ciagle donosili przeciwbole(do zzo doladowywali mnie co ok 30min).o 17 polozna mowi ze zaczynamy przec bo rozwarcie juz pelne:szok:ja przerazona-jak to juz przemy????:szok::szok::szok::szok:juz na prawde??:szok::szok::szok::szok:ale trzeba panike na bok odlozyc i mowie dobra no to sie zapre i wypre wreszcie naszego maluszka-jak juz sie spieszy to jej pomoge:tak::-D:-D godzina minela ja juz oczy z orbit wylazace dostalam i dre sie ze robie co moge a szkrabek to sie chyba nagle rozmyslil i nie chce wyjsc.:baffled::szok: zaczelam juz slabnac wiec w 5 min podjeli decyzje ze beda nacinac:baffled::zawstydzona/y:mysle sobie dobra byle by nic nie czuc a tu znieczulenie puszcza:shocked2:podali kolejne dawki jakies wzmocnione co by czucia od pasa w dol nie bylo i juz bylam na sali operacyjnej.w miedzy czasie podlaczali mnie pod rozne kroplowki i inne kabelki monitorki itp a lekarz opowiadal co beda robic i ze jak powie to mam przec:szok:ja sobie mysle jak ja mam przec jak tu nic nie czuc??:baffled:ale jak przyszla pora to za 3 parciami nasza malutka byla juz u meza na rekach(mnie nacpali tak ze w glowie mi sie krecilo to tylko na chwilke ja wzielam bo sie balam ze wypadnie mi z rak:zawstydzona/y::zawstydzona/y:)lekarka przyszla podala wage wymiary i ze zdrowiutka jak rybka ta nasza Amelka:-D:-Dpoplakalam sie jak niemowle(teraz jak o tym pisze to tez placze z radosci:tak:)
od tamtego momentu malenstwo bylo juz caly czas przy mnie a ja juz marzylam zeby tylko do domku wyjsc:-D
lekarze powiedzieli ze po takim zabiegu to dopiero na 3 dobe ale wszystko sie goi sprawnie maluszek zdrowy to do domku moglam juz wyjsc:-D:-D:-D powiem wam ze ze szwami to si niewygodnie chodzi nie mowiac o siadaniu :baffled:ale o tym sie zapomina jak sie patrzy na slodka buzke malenstwa.:tak::-D:-D:-D poweim wam ze porod to najlepsze doswiadczenie jakiego mozna doznac w zyciu i to nie tylko dla matki ale i dla ojca tez.moj lukasz byl caly czas pzry mnie nawet przy zabiegu i to sa chwile ktorych sie nigdzie nie kupi-wyraz twarzy zaraz po porodzie jak podali malenstwo na raczki....az mi sie mezulek poplakal:tak::-D:happy2:wat\rto bylo troszke pocierpiec a o bolu to na prawde sie zpomina zaraz po porodzie:tak:wiec nie martwcie sie dziewczyny w szpitalu jestescie pod opieka specjalistow zaufajcie im i sluchajcie sie poloznych kiedy podpowiedaja jak oddychac i kiedy przec to duzo pomaga:tak::-)ja porodu zle nie wspominam-troche szfy ciagna ale to tylko chwilowe a dzidzie mam juz na cale zycie a to Nasze najwieksze szczescie.
 
Pora najwyższa na moje sprawozdanie, może trochę za długie ale jakoś w skrócie i bez paru dopisków mi nie pasuje:-D
1 lipca od godziny gdzieś 14 miałam regularne skurcze co 2 minuty więc męża z pracy do domu pogoniłam i pojechaliśmy do szpitala. Tam oczywiście brak miejsc ale jakoś się okazało ze akurat jedno na porodówce wolne więc wskoczyłam z trudem w koszulkę. Badanie (rozwarcie na 2 palce) i ktg skurcze mocne więc się nastawiłam (ze strachem w oczach)że urodzę:baffled::baffled:. Dali mi o 20 jedną nospe, magnez i czopka przeciw skurczom ale nie pomogły przynajmniej tak się wydawało bo skurcze były dalej dopiero w nocy okazało się że nic z tego rozwarcie dalej na 2 palce a skurczy koniec wiec mąż pojechał do domu a ja przysnęłam i o 8 na patologię:eek:. W zaleceniach było ze jak zacznę rodzić to mam rodzic nie wiedziałam czemu tak i czemu w takim razie mam leżeć w szpitalu dopóki nie ścignełam lekarza i nie spytałam czemu mam leżeć w szpitalu skoro jak coś to mam rodzic i nic na powstrzymanie nie dostane okazało się że jak na usg robionym 28 czerwca poziom wód wynosił 12cm tak 1 lipca już tylko 6cm wiec sprawa poważniejsza na 6 lipca zalecili kolejne usg ale już go nie doczekałam:eek::laugh2:.
5 lipca miałam skurcze słabe i średnio regularne ale na tyle ze o 15 wzięli mnie na badanie rozwarcia i koloru wód(badanie paskudne):angry:. W trakcie badania poszło trochę krwi, okazało się ze rozwarcie jest na 2-3 palce wody przejrzyste, Lekarka powiedziała że niedługo urodzę:baffled::tak:.
Ja oczywiście po środowej akcji nie brałam w ogóle pod uwagę rodzenia:sorry:.
Jeszcze z mężem latałam po oddziale, po 18 byłam nawet przed szpitalem bo przyjechała szwagierka zająć się synkiem wiec miałam okazję synka zobaczyć a na oddział takim małym dzieciom nie wolno wiec z pół godzinki jeszcze posiedziałam na ławce i się śmiałam ze pewnie nic z tego nie będzie ale na wszelki wypadek chciałam żeby mąż został do wieczora i matko dobrze zrobiłam bo by nie zdążył na narodziny córki:-D:eek:.
Po 19 na korytarzu mnie zgięło więc poczłapałam szukać położnej żeby mi ktg podłączyła, ta najpierw mnie zbadała rozwarcie 3-4 palce więc podłączyła mnie pod ktg na 10 minut i poleciała dzwonić na porodówkę bo jak mi powiedziała nie chce żebym jej na łóżku urodziła:no::eek:.
Mąż mnie zaczął pakować a ja oczywiście średnio wierzyłam ze to już mimo iż przy skurczach łapałam już pościel kurczowo:sorry:.
Koło 20 byłam już na trakcie akurat na zmianie były te same położne co w środę i jak mnie zobaczyły to jakoś tak spowolniły chyba same nie wierzyły tak jak i ja ze urodzę:-p:laugh2:.
No i znowu badanie rozwarcia ale te to już bolało ta że jęczeć zaczęłam bo dość długo trwało aż się spytałam jak długo będzie badać bo na bok chcę się położyć i w tym momencie poczułam że grzebie w środku jeszcze bardziej i mówi że ja już rodzę, rozwarcie na 7 palców(30 minut po badaniu gdzie było tylko 3-4 palce) i główka schodzi:szok::szok::szok:. Ja w szoku, chciało mi się krzyczeć ze ja nie gotowa jeszcze ech…:eek:
Pytam o znieczulenie a one że już za późno, chciało mi się płakać że mimo pobytu w szpitalu nie dostane znieczulenia i kolejny poród będzie na „żywca”:eek:. Do męża mówiłam że ja nie chcę rodzić, że nie jestem jeszcze gotowa i takie inne:-p.
Położna szybko przebiła wody (były już zielone)co mnie przeraziło bo uświadomiłam sobie że teraz to już na pewno urodzę i wtedy chyba zaczęłam trochę(a może mocniej ciężko mi powiedzieć)wierzgać jakbym chciała im z tego łóżka uciec aż ochrzan dostałam:sorry::rofl2::zawstydzona/y:.
Jakieś przygotowanie trochę trwały, ja w szoku niektórych rzeczy nie pamiętam tylko to co się działo w trakcie skurczy raju jak dobrze że mąż był przy mnie (choć w sumie mniej bolało niż przy drugim porodzie).
W końcu kazały mi porządnie oddychać i przeć z zastrzeżeniem że nie natną mnie (bo nie chcą, nie ma potrzeby)jeśli będę współpracować(motywacja ogromna). Do mnie w tej panice mało co docierało bo z bólu zaczęłam dyszeć jak pies. I tu ogromne podziękowania dla mojego męża który „tłumaczył” słowa położnych na takie co do mnie docierały.:tak:
Pomoc męża i świadomość że mnie nie natną jak się postaram plus zapewnienia położnych ze to już końcówka sprawiły że zebrałam się w końcu w sobie psychicznie i fizycznie i w 3 parciach urodziłam córkę o godzinie 21.40 bez nacinania, łożysko samo wypadło nawet się nie wysilałam:-D. Położyli mi małą na brzuchu i odsysali bo opiła się biedulka wód, mąż przeciął pępowinę i zabrali małą na badania. Dostała 9 punktów przez to opicie się wód(ciut ciężko się jej oddychało).Zabrali ją na obserwacje do inkubatora a mi założyli maciupkie szewki bo trochę pękłam ale tak minimalnie że nawet nie było prawie co:-D.
Niestety zamiast zwyczajowo 2 godzinki na porodówce spędziłam tam aż 12 po porodzie.:-(
Miałam mocne krwawienie ze skrzepami które nie chciało ustać.
I tu miało miejsce wydarzenie o którym pomyśle to mnie szlag trafia ale w sumie już przebolałam to:wściekła/y:. A mianowicie przyszły do mnie z wywiadem i zgodą do podpisania na wyłyżeczkowanie. Miało być ze znieczuleniem ogólnym(stąd wywiad).No i lekarka do mnie ze tylko zajrzy wziernikiem, bolało jak diabli bo dopiero co urodziłam, zszyli mnie a tu wziernik wiłam się z bólu a zaczęłam krzyczeć jak się okazało że baba mnie oszukała i na żywca łyżeczkować zaczęła :wściekła/y:i w sumie praktycznie nie znalazła przyczyny krwawienia :wściekła/y:ale w końcu po 3 w nocy przestało ze mnie chlupać i dali mi spokój i pospałam ze 2 godzinki bo potem się obudziłam już z przejęta że już urodziłam, ze córcia już na świecie i z wrażeń nie zasnęłam już;-).
Jakby nie było poród miałam błyskawiczny, bolesnych skurczy było raptem koło 2,5 godziny więc nie było tak strasznie jak się obawiałam, nawet nie obraziłam się jak mąż stwierdził że urodziłam tak o pstryk:-D:-D:-D
 
No to teraz moja kolej :tak:

W niedzielę już zaczełam się martwić że nic się nie dzieje, pomomo zapewnień ginekologa że do piątku urodzę :-( Mąż się przełamał i postanowił nam pomóc:tak:. Poprzytulaliśmy się wieczorkiem, ale mówię do M że to i tak nic nie da bo ja tak czuję, że malutka nie chce jeszcze wyjśc:-(
Nie mineło pół godziny i zaczeły się skurcze, pytam miśka która godzina, za 10 minut znowu i kolejny raz- on do mnie w nerwach, co ty się tak non stop o tą godzinę pytasz:-D Biedny nie załapał o co chodzi na początku. No więc miałam 3 skurcze co 10 minut, zaczeły się o 10:50, potem od razu co 5 minut, potem co 6 i znowu co 5, więc poszłam do wanny się pomoczyć, misiek w tym czasie już spał bo nic mu nie mówiłam, że coś się zaczyna dziać na poważnie. Komppiel która trwała pół godziny spowodowała że skórcze były co 7 minut ale za chwilę znou co 5, więc powoli, zaczełam się zbierać, obudzilam M ( musiał włożyć akumulator do auta jeszcze, bo akurat tego dnia pech chciał że się wyładował).
O 3:30 byłam na izbie przyjęć- rozwarcie na 4 cm, ginekolog mówi, że rodzimy :-) a ja zwątpiłam, zaczełam się tak bać i pomyślałam sobie że dziecko jeszcze nie chce wyjśc:-D, chyba się wystraszyłam bo skurcze mi ustały :wściekła/y:, ale pojechałm na górę i dostałam lewatywę- nie jest to tak nieprzyjemnie jak myślałam, mi dodatkowo pomogło bo skurcze wróciły, chodziłam sobie tak pół godziny i czułam jak się nasilają, potem przyszła po mnie położna i zaporowadziła na salę porodową, podłączyła do KTG, mężuś juz czekał, było to ok 4:30. No i tutaj zaczyna się niestety ta najgorsza część mojego porodu :-(. Po podłączeniu do aparatury skurecze miałam bardzo ładne, ale cały czas leżałam i powolu ustępowały, że o godzinie 6 zaczeło mi się chcieć spać ;-), położna przyszła do mnie tylko raz, nie mówiła nic żeby chodziła czy coś. Wtedy myśłam, że juz nie urodzę tego dnia i miałam już dość.
Przełom nastąpił o 7 jak zmieniła się zmiana i przyszla inna położna, zbadała mnie rozwarcie nadal na 4 cm- decyzja kropłowka, dostałam tą kroplókę i już po kilku kroplekach poczułam że zaczyna się coś dziać, skórcze powoli się nasilały, po jakimś czasie, zbalała- 5 cm rozwarcia, zapytała się mnie czy chcę wstać- mi od razu oczy się zaświeciły, wstałam i sama nie mogłam w to uwieżyć, przesłam 3 kroki i skórce z ok 60 na KTG od razu wskoczyły na 110, pochodziłam z 10 minut i dostałam piłkę :-) to już dla mnie wogóle euforia, usiadłam na piłkę- miałam ze 3 skurcze i zaczeło boleć jak cholera :zawstydzona/y:, zaczełam stękać- przyszła położna i pyta mnie jak ja czuję skurcz- mówię że na przodzie- ona na to że to jeszcze nie to, mają być skurcze jak na stolec, poszła , następny skórcz dosłownie za minutę, a ja czuję że coś pcha mi się między nogi i mi się kości rozchodzą, chodziaż to nie tak jak na stolec :tak:, myślę sobie że to nie są żarty, zaczełam jęczeć i mówię do Maćka żeby wołał tą położną bo coś jest nie tak, misiek polecał ale nie tam gdzie trzeba :wściekła/y:, babka na szczęście usłyszała jak jęczę i przyleciała, mówi szybo na łóżko bo pani rodzi :szok:, z tego wszystkiego nie wiedziałam jak mam na nie wejść :-), położna w szoku że to tak szybko nastąpiłi, zaczeła uwijac się jak w ukropie żeby wszystko przygotować, woła inną położna do pomocy, pamiętam jej słowa- ale Pani nam tu niespodzinkę zrobiła- taki ekspres :tak:. Ja leżę na łóżku, ona tam coś przystawia do łóżka- krzyczy że mam nie przeć tylko sapać jak piesek, a ja czuję że się tak nie da, po prostu muszę przeć, starałam się jej słuchać ale ból jest taki że nawet myśleć się nie za bardzo da, sapałam jednak jak ten piesek, naprawdę pomagało, druga położna się mnie pyta kiedy wody odeszły, ja na to że nie odeszły :-), a położna co ma odbierać poród- acha no faktycznie ja tu mam pęcherz płodowy, nie zdążyłyśmy przebić, już to robię :-)- ulga jak nie wiem co, potem 4 skórcze parte i wypchnęłam małą na świat. Tata pępowiny nie zdążył przeciąc. Położyli mi ją na piersiach, poczułam się jak w niebie- jak teraz o tym myślę to mi się płakać chce. Poszło naprawdę ekspresowo, na dowód mam film i zdjęcie- trwało to 30 minut :-D. Nacięcia wogóle nie czułam, nawet nie wiem kiedy to było, dopytywałam się czy mnie nacięli :-) Potem urodziłam łożysko, niestety musieli mnie czyścić- ból gorszy od porodowego, nawet ginekolog co mnie szył przyznał mi rację :-(

Mam nadzieję że nie zanudziłam Was opisem, jedno co mogę powiedzieć że ból sobie wyobrażałam inaczej- jak już się prze to nic na świecie się nie liczy, mi było wszystko jedno byle by tylko urodzić :tak:. Teraz mogę już tulić swoją niuńkę :-), a o bólu się zapomina, nagroda jest motywująca ;-)
 
Po moich żartach na temat pampersów dla dorosłych ok 1.40 odeszły mi wody. Waliza nie spakowana :no:, spokojnie umyłam się spakowałam swoje rzeczy i Małego też, wzięłam tylko swoje. Po drgiej byłam na izbie przyjęć, tam lotniskoeiec 3 cm rozwarcia, rozwodniona krwe, więc chcieli mnie dać na patologię, a że nie było miejsc:szok:, zlądowałam na jednoosobowej ( z łazienką, prysznicem, piłką..)porodówce na kanapie pod ktg. Macica aktywna, ale tak sobie. Cały wywiad na wszelki wypadek do dokumentacji porodowej i książeczki. Jeszcze raz lotniskowiec, krew się sączy, ale gin z izby powiedział, że może on coś naruszył. Skurcze czułam takie sobie, trudno mówić o bólu. Od 5 coraz regularnie, między 6 a 8 4 razy kibelek. Pózniej miał przyjść mój gin, bo u nas szło w tym dniu hurtem. Zlecił tel. usg, a tam kieszonki płynu 2- 4 cm:szok: 150 afi( czy jak tam) - to nie wody, gin czytając wyniki powiedział to samo. Spytałam położną, czy dzwniż z prośbą o przywiezienie rzeczy Małego, a ona stwierdziła,że po 9 jak zadzwonię to i tak za wcześnie, zadzwoniłam o 8.
Ale na lotniskowcu:sorry: 6 cm, szyjka jak papier, rozciąga się do 8.
Krótkie ktg. Zachciało mi się kibelka, ale położna wzięiła mnie na lotniskowiec
Oksytocynka, chyba 4 skurcze i Piotruś był na brzuchu, a łożysko do na zewnątrz.:-):tak:.

Sama akcja na lotniskowcu 15 minut, raczej lekkie zaparcie, niż jakikolwiek ból.
Położne super. Tylko rodzić.:-)

więc Dziewczyny, grunt to dobre nastawienie,głębokie oddechy, spokój i myślenie o przyjemności:tak:;-), a nie bólu.
A jaka nagroda:tak::-):tak::-):tak::-):tak::-)
 
Ostatnia edycja:
opisze wam tutaj bo nie mam zbytnio czasu wiec wybaczcie:)
tak wiec w piatek wieczorem pojechalam do szpitala bo mnie tak troche brzuch pobolewal a ze pobolewalo tez z plecow to pomyslalam ze pjade sprawdzic....tymbardziej ze w ciagu dnia u kolezanki jak bylam zauwazylam mokre spodnie i nie bylam pewna czy to nie wody:)
wiec o 19.30 zjawilam sie na izbie przyjec....podlaczyli ktg....skurcze byly co 5 minut ale nie bardzo bolesne jak dla mnie lekarz zbadal stwierdzil ze rozwarcie na 1 cm i mam sobie spokojnie pojechac do domu bo to pewnie jeszcze potrwa.....wrrrr...wyszlam i mowie do meza ze ja to chyba przyjade do teg szpitala juz z dzieckiem bo ja nie wiem co to u nich znaczy ze mam sie zjawic jak bedzie cos wiecej sie dziac....
pojechalismy do mojej kolzanki po dzieciaki bo tam byly....siedze no i chcialam wstac a tu chlup......czuje jak mi wody leca....maz w panike bo wie ze jak wody mi ida to zaraz zaczne rodzic....biegiem do ubikacji wsadzila wielka wkladke do auta i do szpitala......skurcze co 2 minuty juz miala i to takie ze je czulam....wpadam na izbe przyjec w miedzyczasie zniana pielegniarek byla bo z powrotem byla po 21 juz....i mowie ze bylam tu 20 minut temu i ze wody mi odchodza....a one na to ze chyba dzwonilam a ja nie....BYLAM>.....wyszla lekarka co mnie badala i mowi ze ja cie przeciez badalam....a ja na to noooooo i wody mi odchodza........to one to chodz za parawan to cie znowu zbadam.....no ale nie zdazyli bo tak mi wody lecialy ze biegiem na porodowke mnie zabrali(piechota oczywiscie)....tak blyskawicznie pomogli mi sie ubrac w koszule( a bylismy na porodowce o 22.50)...no i poszlo jak nie wiem......dostalam gaz do wdychania ktory nic nie dawal i zastrzyk przeciwbolowy ktory podali mi po 23...a o 23.32 Majka juz byla na swiecie.....samo parcie zajelo mi 12 minut dokladnie.....nie zostalam ani pocieta ani nie peklam.....nie mam nawet szwow wewnetrznych:)
to tyle.......
 
No to moze i ja w końcu opiszę, jak to u nas było :-D

Zacznę może od tego, że na ostatniej wizycie, moj gin powiedział mi, ze szykujemy sie do porodu, i jak nic za 2 tyg. bedzie po wszystkim :szok:;-) co więcej stwierdził, że Tomaszek będzie miał wówczas ok 3000g, a sam poród przebiegnie szybko :confused: wróżbita jakis, czy co?! :szok::-D
Mi jednak ta jego prognoza nie za bardzo pasowała, bo kilka spraw nam sie ponakładało na ten okres :baffled:
życzenie miałam jedno- wytrwac do 21 lipca... :dry:
no ale, jak wiadomo, my swoje- życie swoje :-p

Ostatni weekend w dwupaku spędziłam mega aktywnie, dosłownie smigałam jak mały helikopterek :sorry2:
w końcu przywieźli nam zamówione meble, więc mąż je dzielnie skręcał, po czym ja przenosiłam i układałam wszystkie nasze graty. no jednym słowem namachałam sie konkretnie.
We wtorek 14go stuknęła mi kolejna rocznica urodzin, w związku z czym od rana przewijały sie pielgrzymki bliskich znajomych, i rodziny. Niby tylko kawa i ciacho było, ale jednak nawet nie było za bardzo kiedy usiaść na czterech literach... Położyłam sie grubo po 22:00. W sumie to padłam... .
Środa też od rana intensywna, zachciało mi sie ugadywać na babskie pogaduchy z dwiema psiapsiołkami (bo i ciacho jeszcze zostało, i jakies winko :-) ). Ogólnie od pon. czulam jakis wewnętrzny niepokoj, ze jednak do przyszłego tyg. chyba nie wytrwamy hihi :-D Mam swiadomosc tego, ze sama jestem sobie winna, ze tak sie stało :baffled:
Noc ze srody na czwartek to jedna wieeelka bezsennosc :wściekła/y: skurcze byly tak intensywne, ze jak tylko udalo mi sie zdrzemnac, to za moment budzilam sie z bolu. Zapodałam sobie 2ie no-spy, ktore do tej pory pomagały.
Nie tym razem.... :-D

W czwartek rano, mąż wyszedł właśnie do pracy, ja wróciłam z łazienki do łóżka z nadzieją, że może teraz uda mi sie na trochę zasnąć. Tiaa... :-D
Jak tylko sie położyłam (była godz. 7:00)i znalazłam wygodną pozycję, poczuła,/usłyszałam nagle niegłośnie pyknięcie w brzuchu... :szok:
No i w tym momencie wszystko było dla mnie jasne- pękł mi pęcherz płodowy, czyli zaczęło sie!!!!! :szok::szok:
jakos instynktownie najszybciej jak umiałam zwlekłam się z łóżka (mając na uwadze to, żeby go nie zalać :szok::-D), i podreptałam do łazienki. Wody juz sie sączyły. Zadzwoniłam więc do P., i mowie mu, że chyba dziś nie popracuje, bo sie zaczęło. Znaczy wody mi odchodzą:-) nie minęło 10min. i był już w domu :-D Nie zdążyłam mu powiedziec, ze spokojnie, mamy jeszcze duuuzo czasu, i nie musi sie spieszyc :-D
Dopakowałam torbe, wskoczyłam pod prysznic, odpaliłam jeszcze kompa, zeby dac wam znac co i jak :-) i pojechalismy do szpitala. Po drodze skoczylismy jeszcze do sklepu hihi pomyslalam, ze po porodzie bede miala ochote na batoniki Corny :-D
na izbie przyjec kilka formalnosci, przebranie sie i juz jedziemy porodówke. Tam badanie, rozwarcie na 3cm, wody dalej odchodza. Zrobiono mi leawtywe, i po jakichs 10 min zaczeły sie skurcze. Początkowo nawet lajtowe, ale z kazda chwila rozkrecały sie coraz bardziej, ze ciezko bylo ustac na nogach:eek:. Dwie położne przez cały czas do nas zaglądały, i co jakis czas sprawdzały jak akcja postepuje. Dostalismy piłke, i od kiedy zaczęłam sie na niej bujac, akorcze tak sie nasilily, ze trudno bylo oddychac. Trwały coraz dłużej, a przerwy pomiedzy nimi byly coraz krótsze :baffled: W pewnym momencie bylo juz baaardzo ciezko, wiec P. stwierdzil, ze wsadzi mnie pod prysznic (zeby nieco ten ból złagodzić:confused:), ale jak dla mnie efekt byl odwrotny, bo nie umialam sie spod tego prysznica wykaraskac :eek::dry:
Ogólnie zawsze uwazalam, ze posiadam dosc wysoki prog bólu, ale to, co sie działo tego dnia, przerosło moje najsmielsze oczekiwania... ::errr::shocked2: bolało jak cholera:errr:, i modliłam sie, zeby Mały jak najszybciej zdecydował sie wyjsc... :confused2: Na szczescie Synus był litościwy, bo jakby nie patrzec, dosc szybko nam poszlo- pirwsze regularne skurcze zaczęły sie ok. 10:00, a o 12:30 było juz po wszystkim :rofl2:

Sam poród nie był taki straszny, najgorzej wspominam badanie gin. podczas skurczu brrr.... istna masakra... . skurcze parte w porównaniu z wczesniejszymi to wg. mnie pikus :blink: naciecie poczułam jako lekkie zaszczypanie, i po chwili, tj. po kilku parciach Mały był juz na mojej piersi :-D w tym momencie czas stanal w miejscu... to uczucie, kiedy po raz pierwszy widzisz własne dziecko, mozesz je dotknac, poczuc, przytulic... az nie potrafie znalezc odpowiednich słow... Chocby dla tego momentu warto przejsc przez ta meczarnie... .

Musze tez wspomniec o obecnosci meza podczas porodu. Otoz moj P. od samego poczatku twierdzil, ze chciałby byc ze mna. Pech chcial, ze jakis miesiac temu spotkal znajomego, ktory to rok temu został sila:eek: wkrecony w porod rodzinny, i teraz ma uraz na psychice :baffled: mozecie sobie pewnie wyobrazic, jak to "zachecał" mojego P. do uczestnictwa ekhm... :wściekła/y:
Na szczescie kiedy przyszlo co do czego, mogłam na nim polegac w 100%. Stwierdzil, ze wg. niego nie widzial niczego, co wywołałoby obrzydzenie czy jakikolwiek uraz, a widział WSZYSTKO.
Jest bardzo zadowoony, ze byl przy narodzinach syna i mowi, ze nastepny porod :szok::baffled: takze bez niego sie nie obedzie :-D

Dzis mam juz swojego Synka przy sobie, a wspomnienie porodu z kazdym dniem nabiera badziej pozytywny charakter :happy2:

no i wyszedł elaborat... :sorry2::sorry2::sorry2:
 
Ostatnia edycja:
reklama
Ja sie muszę pochwalić też expresowym porodem :-D
No ale zacznę od poczatku. Jak wiecie nic nie zapowiadało mojego porodu, poza tym że byłam na długim spacerku i to ze kochana sasiadka mnie zdenerwowała co chyba przyspieszyło ciut cała akcje.
Połozyłam sie spać, mała o dziwo bo mówią ze dziecko przed porodem sie mniej rusza a moja przeszła samą siebie, tak sie wierciła że szok...zasnąc przez to nie mogłam...obudził mnie ból o 3 w nocy... a że skurcze już dawno miałam więc sie nie wystraszyłam tylko spokojnie czekałam co dalej. Bóle zaczęły sie nasilać wiec postanowiłam spojrzeć na zegarek i okazało sie że to skurcze regularne co 5 min, zrobiło mi sie ciepło.... zbudziłam męża i jedziemy do szpitala... bolało coraz bardziej, na tyle że myslałam, że nie dojde na izbe przyjęć :baffled: na izbie stwierdzono rozwarcie na 6 cm co mnie bardzo ucieszyło:-D Stosy papierów do wypełnienia zajęły troszke czasu i na porodówke trafiłam około 4.30
Bóle coraz mocniejsze gdzie prawie nie było przerw pomiędzy skurczami, a że rozwarcie postepowało bardzo szybko to o godz 6.26 przyszła na swiat Karolinka :-D Ulga niesamowita i wielka radość, dostała 10 pkt :-D
Dodam też nie chwaląc sie że udało mi sie tez bez nacinania, to niesamowita różnica być bez szwów... bo normalnie można siedzieć nie cierpiąc...:-D
Pocieszcie sie że z momentem urodzenia już sie nie pamięta bólu, jest wielka ulga i radość...także do boju dziewczyny !!!!:-D:-D:-D
 
Do góry