reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Relacje z naszych porodów.

reklama
Mój poród był szybki ;-) o 5 lewatywa kąpiel spakowane rzeczy o 06:20 przeszłam na porodowke podpieli mnie pod ktg w miedzy czasie babka obok w sali urodziła jak z nią skończyli to zaczęli zemna :-) cewnik kroplowki jakieś świństwa do picia i przeszłam na salę cięć. Zmierzenie parametrów podanie znieczulenia bardziej mi poszło ba lewa stronę przyszedł lekarz ciach pracy 8:10 zaczęło się ciecie 8:30 mały juz był z nami :-) na dziendoberek wszystkich osikal :-) lekarza położna itd :-) pokazali mi go na chwilkę i zabrali do mierzenia wrażenia owiniętego przynieśli na przytulaski :-) pulpecik kochany :-) o 9:06 byłam dokładnie juz na sali po nie spełna godzinie zaczęło schodzić znieczulenie najpierw z prawej nogi i teraz już z lewej tez :-) choć lewa jeszcze mniej sprawna :-) ja juz leżę wyżej nogi mam zgieta dostałam morfine + jakiś jeszcse jeden przeciwbol i czekam na męża i Alexa :-)
 
Mój poród jak dla mnie wcale nie był tak szybki a to przecież trzeci. O 1.10 w nocy siedziałam i oglądałam tv i nagle jakby korek strzelił mi w podbrzuszu:wink: myślę sobie ocho chyba będą wody odchodzić albo Tymek mnie kopnął tak jak jeszcze nie robił tego :rofl:. Poszłam do łazienki siusiu ale jakoś bardzo swobodnie to szło. Weszłam na górę i po schodach czuje że to jednak nie było same siusiu :biggrin2:. Budzę męża że ma wstać bo mi wody odchodzą, jemu się akurat śniło że mi wody odchodzą, no telepatia :biggrin2:. Wyskoczy z łóżka jak poparzony i dalej nie wiedział czy to prawda czy sen :-D. Serce mu waliło jak szalone. Ja wzięłam prysznic, ubrałam się i do szpitala. Staliśmy tylko na jednych światłach i to chwileczkę i mąż do mnie " a one się wogóle zmienią" no i ja go uspokajałam całą drogę, chociaż sama byłam poddenerwowana ale nie chciałam żeby jeszcze on mnie wkręcał. O drugiej byliśmy już na oddziale skurczy brak, wody czyste i położna mówi pan jedzie do domu się wyspać a pani na zapis Ktg. O 5 mogę powiedzieć że się delikatnie zaczęło. O 6 już były silniejsze a zapis Ktg nic :confused:. Myślę coś nie tak i mówię do położnej że teraz to już czuję. Przesunęła pasy i od razu wykazało ponad 70 :tak:. O 8 przyjechał mąż jak odtransportował dzieciaki do szkoły. Poszłam pod prysznic i o 9 zaczęły się już konkretne skurcze, a wszyscy byli na cesarskim :baffled:. Wiec chodziłam i stekam aż się zaczęły parte to przyleciała położna i mówi no ale Ci dziewczyno poszlo i szybko szybko przygotowania do porodu. Potem tel po lekarza, no i miałam ten zaszczyt ze przyszedł sam ordynator:biggrin2:. Swoją drogą bardzo fajny chłop. Konkretny, opanowany i do tego uśmiechnięty:yes:. Jak się położyłam to były 4 skurcze parte i Tymuś był już z nami. Mąż twierdzi że to był nasz najszybszy poród :wink:ja chyba tak tego nie odbieram. Szczerze to nawet nie umiem powiedzieć czy te poprzednie były bardziej bolesne, czy mniej czy takie same :blink:. Chyba jest zbyt duża różnica jakby nie było to 12 i 8 lat:wink: . Najważniejsze że Tymuś jest już z nami :yes::happy:.
 
U nas ze względu na okropny ból i zaniki tętna dziecka lekarz zdecydował o wcześniejszym rozwiązaniu ciąży, tak miało być mniej niebezpiecznie. Przyjęli mnie do szpitala w środę, badania itd. W czwartek badanie, rozwarcie cały czas na 3 cm więc podano oksytocynę, trochę bólu dość mocnego ale nic poza tym. Skurcze nieregularne. W piątek przerwa, w sobotę oksytocyna nr 2. Tu już było kilka skurczy takich, że chciałam uciec ale im większa dawka tym mniejsze skurcze. Niedziela odpoczynek i w poniedziałek rano zabrali mnie na porodówkę, sala do porodów rodzinnych. Lewatywa (nic strasznego), zmiana wenflona, prysznic i akcja oksytocyna.
9.20 wysłałam mężowi zdjęcie z łóżka, że właśnie podłączają mnie a on był w drodze do mnie (30 km). Pierwszy skurcz po kilku dobrych minutach, tętno dziecka zaczęło spadać, mój lekarz czuwał i położna też. Nagle tętno znikło, spojrzeli na siebie, położna za telefon i kazała szykować salę. 9.31 wysłałam mężowi sms "będzie cc". W tym samym czasie podawali do wenflonu Fenoterol na wstrzymanie skurczy, wieźli mnie na salę, na korytarzu zrywali koszulę. Wjechałam na salę i jeszcze w trakcie przekładania na łóżko operacyjne usypiali mnie i dezynfekowali brzuch. Byłam tak przerażona, że nie byłam w stanie mówić. Ostatnie co pamiętam to mój lekarz nade mną już ze sklapelem w ręku.
Obudziłam się i jeszcze nie mogłam mówić a już łzy mi leciały, położna powiedziała "wszystko ok, dzidziuś z tatą"... ufff.
Zawieźli mnie na położniczy, po drodze już mało z bólu nie umarłam. Wjechałam na salę a tam mąż pół nagi kangurował smrodka naszego.
Tego co potem przez następne 3 dni nie będę opisywać bo szkoda pamiętać. .. synek dawał mi siłę żeby przez to przejść.
 
Do góry