reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

rodzimy, czyt relacja z porodówki

Witam wszystkie mamusie i gratuluje... nie wazne jaki ten porod byl,kazda miala inny jedna mniej druga bardziej bolesny bo gdy na swiat przychodzi juz ta tak dlugo wyczekiwana mala istotka zapomina sie o wszystkim a do oczu naplywaja lzy radosci. U mnie te lzy pojawily sie nieco pozniej,najpierw byl ogromny strach ale moze zaczne od poczatku.

Wszystko zaczelo sie okolo 1 w nocy z piatku na sobote.Po przebudzeniu poczulam jak cos mi wycieklo z krocza,wstaje zeby isc do toalety i to sprawdzic...znowu to samo. W toalecie sprawdzam i ...i nic,tylko mokro ale nie na tyle zeby mi cieklo po nogach.Polozylam sie z powrotem do lozka ale nie dawalo mi to juz spokoju,bylam juz dziewiec dni po terminie wiec odrazu pomyslalam ze moze mi wody odchodza???Za jakas chwilke znowu wstaje a tu...chlus po nogach. Budze mojego Norberta i mowie mu ze mi wody odeszly a on na to: a SKAD WIESZ ZE TO WODY??? Ci faceci!!!Kazalam mu sie ubrac i zapakowac moje torby do auta,jedziemy do szpitala a sama poszlam sie przemyc...wracam a on nadal w lozku!!!
Wody byly czysciutkie wiec i malo widoczne na naszej drewnianej podlodze.Mowie do niego,zobacz pod swiatlo...zbladl i juz sie wiecej nie odzywal. Po przyjeciu do szpitala zaraz mnie zbadali,podlaczyli mnie pod KTG i nic,zadnej akcji porodowej!!! Tak zleciala cala noc i kolejny prawie caly dzien,w sobote o 21 pojawily sie skurcze,byly juz regularne-co dziesiec minut ale nie bylo rozwarcia z coraz mocniejszymi bolami czekalam na sali przedporodowej a od 2 juz na sali porodowej.Bole sie nasilaly i powoli rozwierala sie szyjka!!! Okolo 5 mialam juz rozwarcie na dziewiec palcow,wtedy tez zadzwonili po mojego Norberta,ktory zaraz sie pojawil i byl juz przy mnie i choc nie wiele mogl poza podawaniem mi wody i podtrzymywaniem,(nie tylko na duchu) byl bardzo dzielny i opanowany.Po 5 zaczely sie bole parte,rodzilam ponad dwie godziny w koncu pollozna powiedziala z nozyczkami w rekach,ze bedzie mnie nacinac...po tych calonocnych bolach i parciu bez skutku bylo juz mi wszystko jednno,nawet nie poczulam kiedy to zrobila. Zaraz po tym wyszla glowka,okazalo sie ze szyjka mojej coreczki byla owinieta pepowina,ktora zaraz przecieli,jeszcze jedno parcie i Laura byla juz wsrod nas.Niestety nie oddychala,kiedy zobaczylam jak jak trzy polozne sie nia zajmuja,kazda z nich robi cos innego a jedna z nich robi mojej corci masaz serduszka...zamarlam,nie odrywajac od niej oczu modlilam sie zeby nic jej nie bylo...slyszalam tylko jak przez mgle ze nic dziecku nie jest,ze wszystko z nia ok i ze urodzila sie w szoku!!!Te sekundy byly dla mnie wiecznoscia.Zaraz pojawila sie doktorka,podala jej tlen,zbadala...Laura zaczela oddychac juz sama:)) Kiedy mi ja podali i wzielam ja w swoje ramiona poczulam jak wszystko ze mnie schodzi.Pozniej urodzilam jak za kaszlnieciem lozysko,pozszywali mnie i przewiezli na sale poporodowa. Wszystkie matki ze swoimi skarbami a ja sama.Laura byla pietro wyzej,zatrzymali ja dwa dni na obserwacji i tak cala obolala chodzilam pierto wyzej...karmilam ja,przytulalam,pielegnowalam. Na trzeci dzien bylysmy juz razem a na czwarty bylysmy juz w domku. Kiedy teraz patrze jak przy piersi usmiecha sie marzycielsko nie pamietam jak bardzo bolalo!!! Laura jest zdrowa i pogodna,je i przybiera na wadze i no jest dla mnie najwazniejsze!!!!
 
reklama
Iwonka koszmar:szok: jak mogli Cie tyle trzymac jak odeszly ci wody:szok: kurcze 30godzin masakra.... mnie po 20godz od odejscia wod i zero akcji porodowej zrobili cesarke.... chyba byl zawalu dostala gdybym musiala przezyc to co ty bidulko:-( ale na szczescie corcia cała izdrowa:tak:
 
No to i w końcu ja opiszę co się działo ze mną:-):-)opiszę to co pamiętam bonie wszystko pamiętam, więcej mógłby dodać mój małżonek ale On tu nie zagląda hihi

A więc 16 kwietnia pojechałam na 16 na ktg, podłączyła mnie ta moja pani gin i kazała robić test brodawkowy, skurczyki ładne regularne ale nie porodowe,więc powiedziała że mamy podjechać po 20 na drugie badanie ktg.Tak więc pojechaliśmy sobie z mężem jeszcze popatrzeć za sprzętem do łazienki kulałam się po sklepach potem na pyszną kolacyjkę i po 20 dotarliśmy do lekarki. Badanie poprawne skurcze oczywiście są, wzięła mnie na fotel bada i mówi: "Anka kiedy Ty urodzisz, nie chcę nic mówić ale do porodu daleko, jesteś zamknięta" i tu pokazuje mi jak daleko hahah ale mówi:" zrobię Ci masaż szyjki, możesz potem trochę plamić, ale może to pomoże a jak do niedzieli się nic nie wydarzy( a była środa) to w poniedziałek jesteś u mnie i jedziemy do szpitala wywoływać". No to ja dzielnie zniosłam masaż, lekko bolało, wyszłam i pojecha;iśmy do domku. Było po 22 jak zawitaliśmy w domku, wykąpałam się i zalegliśmy w wyrku. Mąż padł szybko a ja sobie leżałam, było po 23 kiedy zaczęło mnie lekko skręcać, skurczyki były coraz mocniejsze, ale dzielnie leżałam,po 24 pojawiały się co 10-12 min i tak do 2 w nocy, stękałam z bólu ale myślę"dam radę jeszcze nie obudzę Rafała". O 3 były już tak wielkie te bóle że nie wytrzymałam i płakałam i obudziłam męża. Ten kazał mi dzwonić do mojej gin ale ja wiedząc że ona o 1 w nocy skonczyła robotę nie chciałam jej budzić więc tylko napisałam smsa co się dzieje i co robic. Nie odpisała więc dalej leżałam i się skręcałam, poszłam wziąć prysznic, myślę może przejdzie a tu jak się rozbrykało to już skurcze po 5 miałam co 5-6 minut i coraz dłuższe. O 6 już nie wytrzymałam i zadzwoniłam a moja gink w tym samym czasie mi odpisała że mam jechać na izbę bo to się zaczęło. więc podniosłam się z wyra uszykowałam, mężowi kazałam wziąć torbę i w drogę, na koniec kazałam Mu po aparta iść bo zapomniał. Tak wiec wyruszyliśmy po drodze między skurczami spiewałam sobie haha a jak leciał Feel to kazałam zgłośnić i wyłam sobie razem z nimi :-)
Dojechaliśmy na izbę a tam kolejka, na szczęscie podeszłam do szanownej pani i mówię ze od jestem od doktor takiej i takiej że kazała mi się zgłosić i ona będzie. więc kazali mi usiąść na krzesełku iczekać na lekarza który mnie zbada. Po 15 min przyszła pani -młoda siksa- i mówi że mam na fotel usiąść i mnie zbada, po chwili mówi że na porodówkę bo 4 cm rozwarcia. Tak więc poszłam się przebrać, mąż zabrał rzeczy do samochodu, zapłacić za poród a ja w tym czsie szykowałam si.e na poródówkę poszłam z miłą panią gdzieś do windy i jadę, jak i gdzie to do dziś nie wiem bo tak mnie bolało już. Na porodówce pani szanowna zaczęła kartę wypełniac, potem sobie gdzies polazła, potem znów wpisywała coś a ja stękałam. Przyszła druga by wbić weflon, ale że nie mogła to powiedziała:ups żyła pękła, potem się najwyżej włoży" i sobie poszła. A ja jak ten palant siedziałam na krzesełku i czekałam aż szanowny anastazjolog przyjdzie, okazało się że nie ma sali do porodu rodzinnego więc wpierw leżałam na zwykłym łóżku w korytarzu , dopiero lekarz na obchodzie warknął na lekarke i ta dała mnie do sali przeznaczonej do remontu, bez fotela nieczynny kibelek, dobrze ze prysznic działał.
I podpięli mnie pod ktg.Mąż dotarł do mnie jak już leżałam w tej sali. Nie wiem tóra była godzina wiem że na izbe dotarłam jakos 6:20 a potem to już straciłam rachubę.
Dobrze że mąż był przy mnie robił mi okłady na buzię zimnym ręcznikiem, miałam takie boleści że myślałam że zniosę jajo, położna jak zajrzała to mąż prosił o znieczulenie zaraz na początku ale ta odpowiedziała że musi czekać na lekarza prowadzącego bo sama nie decyduje. Po 10 przyszła moja lekarka, miała wcześniej obchód, ale od tej pory cały czas przy mnie była, tylko wychodziła kawy się napić. Prosiłam o znieczulenie i oczywiście zaraz lekarka dała ale oczywiście wpierw musieli mi weflon założyć bo nikt tego nie zrobił, jak tylko dali w żyłkę zrobiło mi się błogo,a mąż trzymał miseczkę bo wymiotowałam zaraz. Jak znieczulenie działała to mogłam rodzić i rodzić a jak przestawało dostawałam jobla. Co jakiś czas lekarka mnie badała sprawdzała rozwarcie i za każdym razem je poszerzała bo samo nie chciało iść. Ale mi było wszystko obojętne bo nawet to mnie nie bolało skupiałam się na tych cholernych skurczach. W pewnym momencie lekarka kazała mi wstać bo Jeremi nie chciał się "wbić" do kanału rodnego. Miałam chodzić przy łóżku i oddychać, łatwo się mówi a jak skurcz szedł to już mą nie musiał patrzec na ktg bo widział po moim ciele co się dzieje. Ja się darłam że nie chcę rodzić, że już sobie pójdę potem że mają mi zrobić cesarkę a na koniec że nie będę rodzić i już.:-)Położyłam się znów bo dostałam w żyłkę, znów hafcik i błogość,potem dostałam piłkę do skakania by Jeremi zszedł ale wolno to szło. Darłam się w niebogłosy aż jakiś lekarz inny wpadł i się pyta:czuje pani parcie na odbyt" a ja podobo - sama nie pamietam dokładnie tylko mąż mówił, że ryknęłam na niego że nic nie czuję i ma mnie zabrać stąd bo nie będę rodzić.:-)Dostałam chyba ze 4 zastrzyki w żyłkę i 1 w dupsko ze znieczuleniem, jak leżałam i skurcz przychodził to chwytałam się z tyłu wyrka i darłam więc o 14 godzinie miałam pełne rozwarcie a zanikły mi skurcze.Pęcherz musieli mi przebić więc sobie posiusiałam.Dostałam oxy i znów ból powrócił, skurcze silniejsze niż poprzednie , znów zginałam łapę i skurcze zanikały, ale jazda była. W końcu lekarka przy kolenjym badaniu stwierdziła że głowka jest niżej ale źle ułożona, zamiast w dól zadarta w górę. Musiałam położyć się na boku i tak powoli w skurczach wypychać. Było jakoś ok 17 gdy przewieźli mnie na inną salę na fotel położyli.Zaczęła się II faza porodu. Jeremi dalej nie chciał wyjść, lekarka walczyła jak lwica, ręka pomagała Go wyciagać ze środka., wiem brzydko brzmi ale tak to wyglądało, mąż mi potem opowiadał. Zrobiło się zamieszanie bo miałam przeć a Jeremi stanął w miejscu. Zawołała więc lekarka takiego wielkiego faceta lekarza i powiedziała mi że będzie mi uciskać brzuch-tzw wypychanie.Tak więc jak szedł skurcz parłam a ten misio uciskał mi brzuch , znów parcie i to samo. Mąż tylko trzymał fotel z tyłu bo ja na nim tylko latałam jak ten facet mi się na brzuch rzucał.Myślałam że wykituję, w pewnym momencie jak lekarka mówi do mnie że mam przeć że widzi czarne włoski to ja do niej że mnie kłamie że to nieprawda:-) samo parcie trwało 70 min ale w końcu o 18:13 ujrzalam Jeremiaszka, 4000g żywej masy:-). Mąż latał z aparatem i zdjęcia robił.:-)Urodzenie łożyska to już był pryszcz,a wielkie było jak słoń.
No a po chwili już o wszystkim zapomniałam, najważniejsze było to że Jeremi był już z nami. Wzięli Go na mierzenia a mnie na salę wywieźli do zszycia,40 minut mnie szyła moja gin, ale fachowo to zrobiła:-)
no to by było tyle, Mąż mi tylko powiedział że można by komedię napisać z naszego porodu. a teraz Jeremi wszystko wynagradza
 
Ostatnia edycja:
An szacuneczek kobito!!!! nie do wiary, ze tak długo cierpiałaś, podziwiam Cię kochana!!!
 
reklama
Dla mnie tak samo - najważniejsze jest poporostu wsparcie i serce, ja na szczescie mialam to w swoim szpitalu. Lene dobrze ze sam porod poszedl dobrze, lekarz byl ok i ze masz wspaniala coreczke :-) a o tych babolach ze szpitala nie watro nawet gadac :tak:
 
Do góry