reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

rodzimy, czyt relacja z porodówki

reklama
Pozwolę sobie wkleić tutaj opis mojego porodu, chociaż pewnie już to czytałyście :)

Poród - powiem krótko - był krótki heh
icon_smile.gif

Wieczorem w sobotę wylądowaliśmy z mężem na ktg bo Malusia coś słabiej się ruszała, wolałam dmuchać na zimne. Ja tam miałam jakieś skurcze regularne ale nic nie bolały, więc sobie myśle - przepowiadające.


Najpierw wypełniłam papiery, cały wywiad został zebrany bo kazali przyjść w poniedziałek do szpitala na wywołanie. Na ktg wszystko ok z dzieciątkiem, czynność skurczowa jest. Po badaniu - doktorka chciała mnie zostawić w szpitalu na patologii bo szyjka gładka, rozwarcie na 1 paluszek i czynność skurczowa. No ale ja nic nie czułam, że rodzę to nie chciałam. Ona mówi, no to pewnie dziś w nocy albo jutro znowu się zobaczymy (wykrakała heh).


W nocy nie mogłam spać prócz dwóch półgodzinnych drzemek bo budziły mnie skurcze co 5-3 minuty, nie bolały ale przeszkadzały. No i spędziłam nockę zastanawiając się, czy rodzę czy nie. W końcu o 3 się wkurzyłam i wstałam, umyłam głowę, wygoliłam krocze, obcięłam pazurki, nasmarowałam się balsamem brązującym - no i się zaczęło. Chyba coś ruszyłam łażąc bo skurcze zaczęły się robić mocniejsze i boleśniejsze. No to obudziłam męża i synka (biedak przerażony bo mama ciężko oddychała - przeponką) i pojechaliśmy najpierw do babci zostawić Małego a potem do szpitala. A tymczasem skurcze coraz mocniejsze i boleśniejsze.
Gdy przyjechała całe szczęście dałam tylko kartę ciąży i dali mnie na ktg znowu. Położna widząc skurcz za skurczem zbadała mnie przez odbyt, czy przypadkiem nie jechać ze mną od razu na porodówkę. Ale nie - najpierw było znowu badanie, rozwarcie na 4 palce, doktorka stwierdziła, że “i tak długo wytrzymałam” - ale to żaden problem nie był bo nie bolało przecież…



Zawieziono mnie na salę w wózeczku, dostałam szpitalną koszulinkę i od razu na łóżko, znowu ktg. Weszła położna i się pyta jak się nazywam. Powiedziałam a potem spytałam jak ona sie nazywa - zdziwiła się troszkę
icon_smile.gif
Lekarza zresztą też pytałam, nie tylko o imię zresztą, pogadaliśmy sobie o jego dziecku i porodzie. Mąż mnie troszkę denerwował w czasie skurczów bo gadał od rzeczy - mówił oddychaj pieskiem w trakcie zwykłego skurczu hehe - chyba był przerażony i zestresowany. No ale w międzyczasie bardzo pomagał, odwracał uwagę, dawał łyk wody, świetny był do trzymania za rękę w trakcie skurczu.
icon_smile.gif



No ja oczywiście po zajęcia ze szkoły rodzenia mówię do położnej że chcę pobiegać, poskakać na piłce, pod prysznic… bo szybciej pójdzie. A ona na to, że nie, bo ja zaraz urodzę. No ale jak to zaraz? Pięć minut? Godzina? Tylko się uśmiechnęła enigmatycznie
icon_smile.gif
i rozerwała mi pęcherz płodowy, jak wody odeszły to taka ulga nastąpiła…. ufff… do kolejnego skurczu, mocniejszego już.
Obok rodziła jakaś kobietka, potem trafiłyśmy do tego samego pokoju, chwilami krzyczała tak, że myślałam że już się dziecko urodziło i ono tak krzyczy. Stwierdziłam że mi też wolno i też sobie pokrzyczałam troszkę :)) A co tam, dałam przynajmniej ujście energii hihi.


No ona już urodziła a położna się nią zajmowała gdy mnie chwyciły parte i zaczęłam się drzeć “prze mnie, prze mnie”. No to przyleciała i zaczęła masować mi krocze - bolało, nie powiem, ale przyspieszyło całą sprawę. 3-4 parte, 10 minut, nacięcie i zobaczyłam dosłownie jak dziecko wychodzi ze mnie (bo zażyczyłam sobie żeby wysoko podnieść oparcie - grawitacja pomaga wyprzeć dzidzię). Nie wszystko pamietam dokładnie, ale wydała mi się ogromna, sina i z taką dłuuugą pępowiną. Ale jak położyli mi na brzuchu i mogłam ją dotknąć to wydała się malusia i krucha i śliska, że bałam się co by nie spadła z brzusia. Mąż przeciął pępowinę, bardzo wprawnie mu to poszło, bo to już drugi raz hihi no i zabrali Patrysię na badania i czyszczonko. Ja zostałam wymięta, z pomarszczonym płaskim brzuchem, prawie czarnym, w zakrwawionej szpitalnej koszuli.


No i potem przyszedł pan doktor, urodziłam łożysko, coś oporne było i nie chciało wyjść, musiałam poprzeć kilka razy a położna za pępowinę ciągnęła. Jak wyszło to je rozbabrali, oglądali z każdej strony a ja się śmiałam, że to drugie dziecko też śliczne, do męża podobne hihihi.


W tym szpitalu tną chyba standardowo i profilaktycznie, nie poznałam tam mamy bez nacięcia
icon_smile.gif
Mnie też ciachnęli, dwa razy, ale się nastawiłam że pewnie inaczej się nie da. Położna - anioł - zrobiła to na szczycie skurczu tak że tylko lekko zaszczypało. Potem przyszedł mnie pozszywać lekarz, położna go pochwaliła, że dobry w te klocki i faktycznie. Poprosiłam jeszcze 2 zastrzyki znieczulające i o chwilkę odczekania by zaczęły działać. Zgodził się bez problemu i po chwili szył jak drewno
icon_smile.gif
Na samym końcu tylko 3 ostatnie bardzo bolały bo doszedł do miejsca gdzie znieczulenie nie doszło. I było po kolei - “matko boska”, potem “o fuck” a na koniec tylko “aaaa” hihhi. No bo ja histeria jestem chodząca i nie lubię bólu, nawet najmniejszego :))


No i karmienie Patrycji pierwsze. A po obserwacji 2 godzinnej na położnictwo. Patrysia w chwili urodzenia 6 kwietnia 2008 roku o 5:50 rano ważyła 3750 gram i mierzyła 56 cm.
 

Załączniki

  • patusia1.jpg
    patusia1.jpg
    69 KB · Wyświetleń: 301
  • patusia2.jpg
    patusia2.jpg
    52 KB · Wyświetleń: 283
No to ja przenosze swoja komedie:rofl2:;-)



Witam sie dziewczynki:biggrin2:
Iza ja nigdy duzych dzieciaczkow nie rodzilam :rofl2: ale ten rzeczywiscie jest najmniejszy (syn 3300 a cora 2950 i po 54 cm takze takie kurczaki wyscigowe;-))
Zaraz Wam opowiem jak to bylo:biggrin2:

Wiec jak Wam pisalam w poniedzialek odszedl czop, ale czysty i wiecie jak to jest, praktycznie nic nie znaczy:dry:, i po za tym kompletnie nic sie nie dzialo, w czwartek kolo 6 wieczorem mialam jakies tam skurczyki, ale one potrwaly kolo godz. i poszly wiec nawet sie nimi nie przejelam:tak:, w piatek o 6 to samo, potrwaly przez godz, co 7 min i koniec, wieczorkiem kolo 21 mialam 1:szok:skurcz przy ktorym znowu sie pojawil czop o ktory pytalam Kachurka, wiec spokojnie po zaliczeniu fryzjera;-), poklikaniu na BB, wyprawieniu meza do pracy kolo 24 poszlam spac:happy:. O 2 przyszla do mnie moja corcia czy moze spac ze mna- mowie "spoko wskakuj" i usnelam:nerd:. O 3.01 obudzilam sie jakos niespokojna poszlam siusiu a tu skurcz:szok:, trwal kolo minuty i byl dosc bolesny, to se mysle "ooooo cos sie rozkreca:tak:", wrocilam do lozka minelo 6 minut a tu kolejny, wiec wstalam zegarek na reke i czekam. Po kolejnych 6-7 minutach kolejny, a potem znowu i znowu, mysle albo tak sie nakrecilam albo to sie zaczelo:szok:, wytrzymalam do 4 i dzwonie do meza, mowie ze niech przyjezdza bo ja nie wiem co sie dzieje:-D;-), albo sie cofnie albo rozkreci ale chce go przy mnie, po 5 minutach byl-ulga. Wiecie tutaj sie nie panikuje i jak sie zacznie to spokojnie - wiec mowie to T niech mi wody do wanny napusci to se wejde:nerd:, ale skurcze sie nasilily i byly tak co 4 min. wiec dzwonie do szpitala i mowie - Ze mam od 3 ale ze sa czeste dlugie i bolesne a ona do mnie "to co chcesz przyjechac?" no se mysle a jak bole co 4 min a ona czy ja chce, wiec tak kolo 4.30 dzwonie do kolezanki, zeby przyszla do dzieci, byla w 5 minut, w tym czasie mialam juz 2 skurcze i sie probowalam ubrac, jak moj T bral kluczyki do auta, jak mnie zlapalo i czulam ze sie pcha, ledwo do auta doszlam bo mialam skurcz za skurczem, no i tu sie zaczelo....ogladalyscie "I kto to mowi?" To to my tak rwalismy do szpitala:-D, tylko na jednym skrzyzowaniu trafilo sie zielone (teraz czekamy na mandaty;-):-D), a ja w samochodzie czulam jak odeszly mi wody i TEN nie raczy chocby na chwilke odpuscic:tak:, pamietam ze bardzo go ekscytowala jazda autem no ale troche jeszcze mogl tam wytrzymac:-D, po 5 minutch bylismy pod szpitalem (4.45) gdzie w normalnym tempie droga zajmuje kolo 15 minut:rofl2:, doczlapalam sie do windy i sie ciagne tym korytarzem bo przeciez zadna sie nie ruszy chocby zajrzec:crazy:, anglicki spokoj, a trwalo to wieki, wchodze widze siostre i mowie ze mam glowke miedzy nogami, a ona do mnie podchodzi i mowi "spokojnie, zrelaksuj sie, oddychaj nosem wypuszczaj buzia", co se pomyslalam nie powiem;-), za chwile druga sie mnie pyta "ktory pokoj?", w koncu ostatkiem sil i ciut glosniej Mowie ze nie moge isc bo.... a ona sie tak schylila, patrzy zdziwiona tymi swoimi uroczymi slepiami, na moje spodnie i mowi do drugiej "ona ma glowke miedzy nogami" taaataaaammmm w koncu dotarlo, no i mnie wciagneli do pokoju, no i teraz bylo mi wszystko jedno:-D, oparlam sie o lozko, rozebrali mnie, i Bartus szczesliwy, tylko ze zdziwiona mina jakby chcial zapytac "co tak dlugo?;-)" wyskoczyl:tak::rofl2:. A reszta to juz kiedy indziej bo to sprawy kosmetyczne;-), tylko dlatego ze dzialo sie to tak szybko i praktycznie bez kontroli to mnie poszrpal:baffled: mowiac delikatnie:sorry2:. Jestem ladnie pocerowana, czuje sie dobrze, maluszek tez pomimo poczatkowych problemow z oddychaniem (byl pod tlenem przez chwilke) jest zdrowy ma 10 punktow:-D, i jest najpiekniejszym dzieckiem pod sloncem:-D;-)( wiem wiem kazda zaba swoje bloto chwali:-D:-D:-D).

Mam nadzieje ze nie przestraszylam zadnej z Was a te ktore sa 2 w 1 , nie bagatelizujcie nieczego, lepiej poczekajcie, miejcie kontrole, nad tym co sie dzieje, to nawet i 8-kilowe ;-) urodza sie bez problemu, Wy macie to szczescie ze jestescie pod opieka POLSKA i wiecie ktora ma skurcze, jak mocne, co sie dzieje w srodku, i wierzcie ze za szybki porod to nic fajowego:tak:. Takze Adus, Lady Iwonko Asiu nie pamietam ktora jeszcze, nie denerwujcie sie tak, macie czas:tak:, beda chcialy to powyskakuja:biggrin2:.

A jak sie pielegnuje takie malenstwo- dziwnie:-D, nie wiadomo jak zlapac ( i to mowi doswiadczona matka:-D:-D:-D)

Buziam Was i lece bo sie Syncio na karmionko obudzil

No to teraz moge dopisac , o 4.56 urodzil sie syn, a ja najwiekszy problem mialam z urodzeniem lozyska, rodzilam 1.5 godz, i nie moglam bo przez ten ekstra szybki porod zrobil mi sie krwiak ktory nie pozwalal wyjsc lozysku, i to chyba byla najmniej fajna czesc porodu. Po zastrzyku i pomocy ktorejs z kolei (dzieki bogu tym razem wiedzaca co robic) poloznej udalo sie go wytargac, potem juz bylo szycie z duza dawka znieczulenia, hihi, takze o 7.30 juz bylismy oporzadzeni i w trakcie 2 karmionka.
 
No to ja też się postaram opisać, póki Synek śpi :-)

Skurcze zaczęły się o 1 nad ranem 09.04.2008. Były nieregularne i co około 20-30 minut, więc myślałam, że to przepowiadające i spałam między nimi :-) Zastanowiło mnie tylko, że są dużo bardziej bolesne niż dotychczasowe przepowiadające... Ale nie nakręcałam się, czekałam. Piotrka nie było, bo pojechał na pępkowe do kolegi. Kiedy obudził mnie kolejny skurcz o 4:30 zadzwoniłam do Piotrka, żeby lepiej przyjechał, bo chyba się zaczyna :szok: Przyjechał w 5 minut i od razu zasnął, bo był trochę " zmęczony" :sorry2: A ja już od tej godziny nie spałam, liczyłam skurcze, które zaczęły być coraz bardziej regularne, dłuższe i mocniejsze... Od 8 rano zaczęłam budzić Piotrka ( wiedziałam, że to nie będzie łatwe :sorry2: ) Kiedy po raz kolejny poprosiłam, żeby lepiej poszedł pod prysznic, bo musimy jechać do szpitala, odpowiedział : " Przecież jeszcze nie rodzisz ":szok: a ja z bólu nie mogłam już wyrobić :angry::baffled: W końcu na Izbie byliśmy o godzinie 11. Ja poszłam na badanie, a Piotrek na chwilkę wyszedł po moją książeczkę, kiedy wrócił, ja już w szpitalnej koszulince, On w szoku :szok: Jak to ?? Dlaczego Ty się przebrałaś ?? :-D:-D:-D:-D:-D IDZIEMY RODZIĆ !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Rozwarcie na 5 cm, sala porodów rodzinnych i ktg... Leżałam chyba z godzinę, bo skurcze były słabe... Przyszedł lekarz, przebił worek owodniowy i poszło........ Skurcz za skurczem, bolesne jak cholera, szczerze mówiąc, to nie pamiętam za bardzo co się wtedy działo... Piotrek cały czas coś do mnie mówił, ja nic nie słyszałam, ale kochany był. Ważne było, że JEST!! Badanie- rozwarcie 7cm... Potem seria skurczów... Rozwarcie 9 cm... Znowu skurcze i PRZEMY :tak: No i teraz to już poszło bardzo szybciutko ( najmilszy okres porodu chyba ) Kiedy położna wyciągnęła nożyczki, ja się jej pytam po co jej one, a ona do mnie, że przecież pępowinę trzeba odciąć :-D Wiedziałam, że kłamie ;-) i za chwilę już poczułam cięcie :baffled: i potem to już 3 parcia i o 17:15 Alanek był już z Nami :-D Zabrali Go na mierzenie, ważenie i inne takie... Piotrek poszedł z Nim :-D Potem mi Go przynieśli, taki był śliczniutki, malutki i patrzył na mnie swoimi oczkami :-D Zakochałam się !!!!!!!!!!!!!!! Potem łożysko, którego nie mogłam urodzić... Ale jakoś w końcu poszło. Potem szycie, potem odwieźli mnie na salę i o 20 Syneczek był już koło mnie :-D:-D:-D:-D:-D:-D:-D:-D

Alanek urodził się 09.04.2008, ważył 4130, mierzył 57cm i jest NAJŚLICZNIEJSZYM dzieckiem na świecie !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Nie pamiętam już żadnego bólu !!! To prawda, że dziecko wynagradza później wszystko !!!!!!!!!!
 
wo matko pierwszy raz czytam Reni opis. Poród jak z filmu. Całe szczęście, że Bartuś cały i zdrowy:tak:
Izabel fajne to "drugie dziecko":laugh2::laugh2:

ja moją akcję gdzieś już opisywałam muszę ją znaleźć
 
Kurczaki zazdrocham Wam tych porodow..szczegolnie tych SN. Mój był dla mnei zaskoczeniem ogromnym i okupiony wcześniej ogromnym stresem...ale opisze go później musze mykać.
Jak wiecie lub nie leżalam w szpitalu juz od 21 marca ze względu na ciśnienie i małowodzie. Mój gin (ordynator) akurat się urlopował..więc nie bardzo chcieli podejmowac jakąś decyzję i dostawąłm leki łaziłam na ktg. Malutka raz sie ruszała raz nie co neipokoiło i mnei i wszystkich. Po świętach tj. we wtprek zrobiono mi test maninga..wyszedł nawet dobrze choć długggo był robiony bo córci nei chciało się zbyt ruszac. Oczywiscie zmartwiła mnie waga 2700 oraz fatk ze nie było przepływu w tetnicy mózgowej.
lezałam na położnictwie oglądałam mamy tulace dzieci..rodzące..na sali miałam dwa maluszki po sobie wiec spania zero do tego stres o Małą.
W srodę 25 marca zrobiono mi test oct ..nic sięnie działo. Ale Malutkiej w ciągu następnych dni zaczęlo skakać tetno a i ruchy albo były gwałtowne albo nie ruszała się wcale.
W końcu przyszedł 31 marca wrócił mój gin..wział mnie na badanko..pozamykana szyjka wysoko jeszcze. Zlecił test maninga ponownie ...poszłam... test nie wyszedł..Malutka nei ruszała sie ...tętno było niższe niz zwykle...mój gin co chwila dzwonił i pytał się jak badanie wiec już czułam że jste cuś nei tak. Poprosiłam o zmierzenie ...i szok..nic nie urosła przez tydzien. kazali mi iśc na oddzial i czekac na mojego gina ...wchodziłam po schodach na 1 piętro i dzowniłam do meża by przyjechał świat mi się walił tak bardzo sie bałam o mój skarb..płakałam...gdy weszłam na piętro położna z porodówki mnie juz wzieła na nią....mój gin dzwonił że będe miec CC i mają mnie przygotowac..beczałam ..szlochałam...położne mnie tuliły pocieszały..podłączono ktg..nic..nie rusza się..tętno słabsze. Mąż przyejchał ..widziałam ze sie boi ale był dzielny!!! BYł cały czas ze mną..pobrali mi krew zrobili lewatywę umyłam się..i podłączyli 3 kroplówki i cewnik..ogolili...przyszedł mój gin pogadal z nami ..przyszła anestezjolog przeprowadziła wywiad...i o 13:45 poszłam na sale operacyjna..niestety już bez męża..ale był zaraz pod drzwiami.Tam widok..ja smole urządzenia pikały ludzi pełno ..posadzili mnie powyginali widziałam jak myje się mój gin i jej asystntka. Wbili mi znieczulenie..(wcześniej jeszcze ciśnienei normowali) nie musże Wam pisac że cały czas płakałam..tak sie o nią bałam..i powtarzałam w kólko Ona jest niewinna ...modliłam sie o jej zdrowie.
I potoczyło isę już szybko ledwo mnie położyli i już czyłam nóż..a potem szarpniecia uciski zas szarpnięcia (okropne) cały czas do mnei mówili...a tu nagle patyzre a MÓJ CUD jest krzyczy!!!! jak ja beczałam ...... i ma włoski jeejuś i jakie stópki..wzieli ja badali i caly czas krzyczała..a ja znią... przyłożyli mi ja do policzka i pojechała do tatusia. A mnie zaczęli czyścić i szyć..błe.....znieczulenie zaczęło siadać ...i leki dostawałam co chwila.
W końcu skończyli a ja non stop wyłam z radochy! Przewieźli mnie na salę maż już ze mną był..Malutka miała 2800 i 52 cm i jest zdrowa! Płakaliśmy oboje.......
A c było potem...to później opisze..;-) jak chcecie
 
Ojej... aż mi łezka stanęła w oku ze wzruszenia.... jak dobrze, że wszystko dobrze się skończyło.
Ale opis mrozi krew w żyłach.
I tak - bardzo chcę wiedzieć co było dalej...

Pogłaszcz Martynkę od cioteczek po maleńkiej główce... dzielny maluszek.... i dzielna mama!!!
 
Iza:-)
Masiek no niezla komedia:-D
Sila jak to bylo? Szacun Kobieto;-):laugh2:, takiego kloca:baffled:-plum

Madziujka To dla Was od nas
 
Dziewczyny dzielne byłyście!
Teraz opisze mój poród.

Wszystko zaczęło się ok. 3 w nocy z czwartku na piątek. Obudziłam się i już nie mogłam zasnać, bolało mnie podbrzusze i krzyż, skurczy nie czułam, bóle jednak nie były regularne i bardzo krótkie ok. 20-30 sek. Weszłam do wanny pełnej wody i chłapałam się ze 40 minut, umyłam włosy, po wyjściu z wody bóle przeszły i położyłam się ale nie mogłam usnąć. Tak się męczyłam z bezsennością do rana. Rano wyszykowałam chłopaków do pracy i szkoły i bóle znowu się pojawiły, ale nie miałam na nie czasu i zajęłam się sprzątaniem mieszkania na weekend, prasowaniem, ugotowałam dobry objad dla chłopaków, mi jakoś sie nie chciało jeść. Zadzwoniłam do koleżanki która pracuje w szpitalu gdzie chciałam rodzić i mówię jej że pojadę na ktg, bo jakoś mi dziwnie i ruchów małej nie czyję. Ona mówi że na akurat dyżur i jak będę w szpitalu to przyjdzie do mnie. A tu dostałam smsa od Iwonki że ją zatrzymali na wywołanie i że w poniedziałek może nie być miejsc w szpitalu i lepiej dzisiaj się zgłosić. Ja już coś czułam że się świeć, ale i tak nie byłam pewna że czy to już to. Mąż przyszedł o 17.20 z pracy zjadł objad, ja uszykowałam kolacje dla syna, odebrałam zakupy z PiP (facet przyjechał przed 18) Wreszcie pojechaliśmy z torbą. A w samochodzie bóle zaczeły się nasilać co ok. 2 minuty, jednak ciągle jakieś krótkie. W rejestracji mąż mówi ze my do porodu a ja pamiętam do kobiety w okienku ze wątpię ze do porodu ale muszą mi coś dać na ból bo jestem strasznie przez te bóle krzyżowe zmęczona i chce mi się spać a ja przed porodem musze wypocząć. Potem badnie położnej i na oddział, Ginekoleg zbadał mi podwozie i mówi 5 cm rozwarcie . Ja w szoku, a ona mówi ze zaraz pani urodzi bo dziecko bardzo nisko i dlatego tak boli. A ja że nie ma skurczy. Pytam się kobiety czy mogę usiąść a ona ze nie bo może wody płodowe odejdą i nagle chlup…..stoje w kałuży brzydkiej zielonej wody. Zabrali mnie na wózku do pokoju w którym miałam rodzić! I nowe badanie 7 cm rozwarcia! Ja krzycze że mają z poczekalni ściągnać meza bo kazały mu tam czekać! A już miałam parte, Boze mysle nie zdąży! A kobieta między partymi zaczeła zadawać mi jakies pytania o wykształcenie itp., strasznie się wkurzyłam mówie ze nie powiem i mają zawołać meza to wszystko powie. Przyszedł maz, a i zaczął mi masować sutki (tak kazała lekarka, zresztą dała mi dobre instrukcje co mam robić i jak oddychać i nie krzyczeć – bardzo mi pomogła, kolejny party i mi mówi ze dziecko ma czarne włoski – jejku jak to mobilizuje!!!! Pach pach i urdziłam, nie wiem ile to trwało, ale napisali mi w książeczce że przybyłam w II okresie porodu i że w szpitali trwał 10 minut. Wg mnie dłużej, ale nie wiem. Potem urodziłam łożysko. Znieczylenie dostałam tylko jakiś zatrzyk w krocze nic innego nie dostałam z braku czasu. A koleżanka przyszła jak urodziłam bo tak szybko to poszło.
Mała strasznie wrzeszczała jak się urodziła ale super było jak mi ja położyli na brzuchu. Ja ciągle nie mogłam uwierzyć ze jestem już po i że tak szybko poszło.
PO porodzie czułam się bardzo dobrze, nie miałam zastoju mleka (mała jest jak elektroniczny laktator). Krocze tez szczególnie nie bolało. Od drugiej nocy po porodzie mała dobrze spi, 4 godz przerwa na karmienie i znowu śpi i jestem wyspana, nie mam zgagi i już nie wymiotuje. Jednak w dzień daje czasem popalić, mając 2 dzieci muszę się nieźle nagimnastykować przy nich – ale naprawdę dobrze mi z tym.
 
reklama
Do góry