Ja mam w domu dwulatka.
mamy za sobą beznadziejne samochody zdalnie sterowane.
Pierwszy był taki zwykły, którym tak na prawdę bawił się tata
ale Michałek miał ubaw jak samochód jeździł wokół niego. Jednak tak jak wcześniej juz zostało napisane - 20 minut jazdy i baterie padały :/
Drugi niby dla najmłodszych - taki z kierownicą, która ma jeden przycisk, jak się przyciśnie górę to jedzie prosto, a jak dół to cofa i skręca za razem. No i fajny nawet był, ale baterie przestały łączyć
, a i Michał mimo 2 lat nie dał sobie wytłumaczyć jak sterować, bo wciskał uparcie na środek przycisku, a trzeba było przyciskać na dole albo na górze
Niedawno dostał wyścigówkę sterowaną grzechotką od Fishera. Tą przynajmniej umie sterować (wystarczy narobić hałasu - niekoniecznie tą grzechotką, można inną, można też po prostu głośniej klasnąć, krzyknąć lub pisnąć - tą opcją jest Misiek zachwycony - i jedzie). Jest solidnie wykonana, bawimy się już 2 tygodnie i baterie wciąż nie padły. Ma oczywiście też swoje minusy - jeździ tylko na wprost, ewentualnie w kółko i gdy napotka przeszkodę trzeba podejść i auto obrucić samemu, bo nie ma możliwości cofania niestety. Pewnie to dlatego, że auto w sumie jest przeznaczone do wspomagania raczkowania, ale ze względu na łatwe sterowanie może być fajną zabawką dla starszaka, który jeszcze nie poradzi sobie z bardziej zaawansowanym sterowaniem. Auto też fajnie gazuje przed ruszeniem z miejsca - mój Misiek bardzo lubi ten dźwięk
Generalnie wydaje mi się, że dla najmłodszych to albo takie niemowlęce, sterowane grzechotką/dźwiękiem albo żadne, bo te dwa pierwsze, które kupiliśmy to była niestety strata pieniędzy :/