Witam.
W skrócie: moja sytuacja wygląda następująco:
Jestem w 5. miesiącu ciąży. Prowadzę samodzielne gospodarstwo domowe, utrzymuję się z renty z tytułu niezdolności do pracy (razem z dodatkiem pielęgnacyjnym jst to 800 zł, a bez dodatku coś koło 600 - 620). Ojciec dziecka nie jest moim mężem, jest bezrobotny i sam samotnie wychowuje dziecko - otrzymuje na nie od byłej żony 300 zł alimentów i zasiłek wychowawczy 91 zł. Nie pracuje nigdzie - ani legalnie, ani na czarno - odkąd stracił pracę, faktycznie pozostaje na utrzymaniu swojej matki (emerytki) i żyje z niewielkich oszczędności (które powoli się kończą).
PYTANIE:
1.Na jaką pomoc i od kogo mogę liczyć?
2. Wymyśliłam, że można by zrobić tak: po urodzeniu ojciec nie uzna dziecka i przez pierwsze 2 lata mogłabym otrzymywać zasiłek wychowawczy (czy ja to się tam nazywa?) około 400 zł. Kiedy zasiłek się skończy, załatwimy uznanie ojcostwa (dobrowolne).
Tak to wykombinowałam, bo na chwilę obecną, mój partner nie jest w stanie pomóc mi finansowo, a przecież 400 zł piechotą nie chodzi.
Co Pani o tym myśli? A może jest jakieś lepsze rozwiązanie?
Pięknie dziękuję za pomoc, pozdrawiam
Iza
W skrócie: moja sytuacja wygląda następująco:
Jestem w 5. miesiącu ciąży. Prowadzę samodzielne gospodarstwo domowe, utrzymuję się z renty z tytułu niezdolności do pracy (razem z dodatkiem pielęgnacyjnym jst to 800 zł, a bez dodatku coś koło 600 - 620). Ojciec dziecka nie jest moim mężem, jest bezrobotny i sam samotnie wychowuje dziecko - otrzymuje na nie od byłej żony 300 zł alimentów i zasiłek wychowawczy 91 zł. Nie pracuje nigdzie - ani legalnie, ani na czarno - odkąd stracił pracę, faktycznie pozostaje na utrzymaniu swojej matki (emerytki) i żyje z niewielkich oszczędności (które powoli się kończą).
PYTANIE:
1.Na jaką pomoc i od kogo mogę liczyć?
2. Wymyśliłam, że można by zrobić tak: po urodzeniu ojciec nie uzna dziecka i przez pierwsze 2 lata mogłabym otrzymywać zasiłek wychowawczy (czy ja to się tam nazywa?) około 400 zł. Kiedy zasiłek się skończy, załatwimy uznanie ojcostwa (dobrowolne).
Tak to wykombinowałam, bo na chwilę obecną, mój partner nie jest w stanie pomóc mi finansowo, a przecież 400 zł piechotą nie chodzi.
Co Pani o tym myśli? A może jest jakieś lepsze rozwiązanie?
Pięknie dziękuję za pomoc, pozdrawiam
Iza