Angiee
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 7 Listopad 2020
- Postów
- 1 984
Hej,
Moja sytuacja jest dość nietypowa i postaram się opisać ją w skrócie. 2 listopada 2020 zrobiłam test ciążowy - pozytywny. Poszłam zbadać betę, ale nie przyrastała prawidłowo. Później ginekolog, skierowanie do szpitala, czekanie na rozkręcenie sytuacji, a w końcu 27 listopada łyżeczkowanie (to był piątek). W poniedziałek miałam znowu zbadać betę i co? Mocno urosła. Oczywiście w międzyczasie nie było stosunku, więc nie było opcji, że to jest "nowa" ciąża. Znowu szpital i obserwacja w kierunku ciąży pozamacicznej. Z badania histopatologicznego po łyżeczkowaniu wyszło, że była ciąża wewnątrzmaciczna. Leżałam do 22 grudnia, leczyli mnie metotreksatem, bo na usg nic nie było widać. Po wyjściu miałam kontrolować betę, która ładnie spadała. W międzyczasie 19 grudnia dostałam taką skąpą miesiączkę. Kolejna przyszła 14 stycznia i też była bardzo skąpa. Za to 29 stycznia, czego się nie spodziewałam, dostałam mega obfitego okresu, fatalnie się czułam, ale lekarz uspokajał, że to normalne.
Niestety od tego czasu miesiączki nie ma. 2 marca zrobiłam betę. Wynik 2,92.
10 marca byłam u gina, który stwierdził, że endometrium szerokie, więc niedługo okres powinien przyjść. Trochę zaniepokoił go wynik TSH (3,73) i dał mi skierowanie do kliniki ginekologiczno-endokrynologicznej, ale tam nawet się dodzwonić nie mogę... Wkurzyło mnie, że nie skierował mnie od razu na jakieś badania, tylko przerzucił problem gdzie indziej.
W piątek (12.03) zrobiłam test ciążowy - negatywny. Jutro idę do innego ginekologa i zobaczymy, co on powie, ale zastanawiam się, czy warto jeszcze coś zrobić we własnym zakresie... Jest sens robić kolejny test? Zabezpieczaliśmy się z mężem, nie chciałam teraz zajść w ciążę, bo po tych "przygodach" mieliśmy zaczekać chociaż pół roku.
Moja sytuacja jest dość nietypowa i postaram się opisać ją w skrócie. 2 listopada 2020 zrobiłam test ciążowy - pozytywny. Poszłam zbadać betę, ale nie przyrastała prawidłowo. Później ginekolog, skierowanie do szpitala, czekanie na rozkręcenie sytuacji, a w końcu 27 listopada łyżeczkowanie (to był piątek). W poniedziałek miałam znowu zbadać betę i co? Mocno urosła. Oczywiście w międzyczasie nie było stosunku, więc nie było opcji, że to jest "nowa" ciąża. Znowu szpital i obserwacja w kierunku ciąży pozamacicznej. Z badania histopatologicznego po łyżeczkowaniu wyszło, że była ciąża wewnątrzmaciczna. Leżałam do 22 grudnia, leczyli mnie metotreksatem, bo na usg nic nie było widać. Po wyjściu miałam kontrolować betę, która ładnie spadała. W międzyczasie 19 grudnia dostałam taką skąpą miesiączkę. Kolejna przyszła 14 stycznia i też była bardzo skąpa. Za to 29 stycznia, czego się nie spodziewałam, dostałam mega obfitego okresu, fatalnie się czułam, ale lekarz uspokajał, że to normalne.
Niestety od tego czasu miesiączki nie ma. 2 marca zrobiłam betę. Wynik 2,92.
10 marca byłam u gina, który stwierdził, że endometrium szerokie, więc niedługo okres powinien przyjść. Trochę zaniepokoił go wynik TSH (3,73) i dał mi skierowanie do kliniki ginekologiczno-endokrynologicznej, ale tam nawet się dodzwonić nie mogę... Wkurzyło mnie, że nie skierował mnie od razu na jakieś badania, tylko przerzucił problem gdzie indziej.
W piątek (12.03) zrobiłam test ciążowy - negatywny. Jutro idę do innego ginekologa i zobaczymy, co on powie, ale zastanawiam się, czy warto jeszcze coś zrobić we własnym zakresie... Jest sens robić kolejny test? Zabezpieczaliśmy się z mężem, nie chciałam teraz zajść w ciążę, bo po tych "przygodach" mieliśmy zaczekać chociaż pół roku.