reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Starania po straconej ciąży

Ja jestem sceptyczna do tej mutacji w związku z najnowszymi badaniami i tym co jest na stronach amerykańskiego instytutu. Oczywiście jak ją masz plus pai1 to świadczy o nadkrzepliwości i pod tym względem ma znaczenie duagnostyczne. Tak jak i to, ze masz homocysteine do zbicia. Niestety to nie jest szybko. U mnie przez blisko 3 miesiące spadła o 0,7 i mam teraz 7,3.

Ale clanaxe masz już od owulacji? Bo wtedy by to miało wpływ na zagnizezdzenie. Acard poprawia ukrwienie, choć są tu na forum dziewczyny które przed jego braniem zachodziły a jak zaczęły, przestały. Lekarz kazał wtedy odstawiać i brać dopiero o określonego tc.
 
Ostatnia edycja:
reklama
Ja jestem sceptyczna do tej mutacji w związku z najnowszymi badaniami i tym co jest na stronach amerykańskiego instytutu. Oczywiście jak ją masz plus pai1 to świadczy o nadkrzepliwości i pod tym względem ma znaczenie duagnostyczne. Tak jak i to, ze masz homocysteine do zbicia. Niestety to nie jest szybko. U mnie przez blisko 3 miesiące spadła o 0,7 i mam teraz 7,3.

Ale clanaxe masz już od owulacji? Bo wtedy by to miało wpływ na zagnizezdzenie. Acard poprawia ukrwienie, choć są tu na forum dziewczyny które przed jego braniem zachodziły a jak zaczęły, przestały. Lekarz kazał wtedy odstawiać i brać dopiero o określonego tc.
Teraz w styczniu zbadam homocysteine i zobacze ile mi w miesiac spadla.Clexane mam od pozytywnego testu robic i wlasnie sie zastanawiam czy to nie za pozno bo zarodek sie zagniezdza miedzy 6 a 14 dniem od owulacji.Teraz to nawet bedzie mi ciezko stwierdzic kiedy bede miala owulacje i kiedy zaczac zastrzyki.
 
Część dziewczynki,mam na imie Dorota mam 30 lat, mąż 36. pomyślałam, ze do was napisze. 27 listopada stracilam ciążę w 17 tyg. O tą ciążę walczyliśmy 7 lat...mam pcos, insulinoopornosc, niedoczynność tarczycy, mialam robione hsg, jeden jajowod niedrozny. Mialam robiony kilka razy monitoring owulacji i ani razu nie było. W sierpniu dostalam pierwszy raz lek na stymulacje Aromek...piekny pecherzyk, zastrzyk pregnyl i pod koniec sierpnia 11 kreski na tescie...niedowierzanie, euforia. Pozniej strach czy nie bedzie pozamacicznej, bo owulacja była po stronie niedroznego jajowodu, pozniej strach czy bedzie serduszko. W 6 tyg zwolnilam sie z pracy (pracowalam na czarno), nie chcialam sie przemeczac itd. Wszystkie usg piekne, okruszek rósł jak na drożdżach, w 15 tyg dowiedzielsmy sie, że będzie syn. Maż w tym czasie wyjechał za granicę na wyprawke zarobić. W 16 tyg wstalam z silnym bólem brzucha, nie moglam leżeć ani chodzić, pojechalam na ip...Pani doktor nawet do gabinetu mnie nie wpuscila, mowilam jej, ze mam bóle brzucha i mam wrazenie, że coś mi wypada z środka. Uslyszalam tyllo JAK NIE MA PLAMIEN CZY KRWAWIEN TO BRAĆ NOSPE PARACYTAMOL I LEŻEĆ. No to wrocilam do domu i za 4 dni zapisalam sie na usg prywatnie, syn zdrowy, ruszal się, dzien pozniej.. 27 listopada wstalam przed 6 rano do toalety i przy siusianiu cos strzelilo...nagle krew, duzo krwi.. zero boli. Wsiadlam w auto sama pojechalam do szpitala, tam usłyszałam, PEKNIECIE PĘCHERZA PŁODOWEGO, ZERO WÓD, DZIECKO ŻYJE.. Kazali mi sie położyć inza 2 godz znowu usg, 4 lekarzy zostalo zwołanych, to samo usłyszałam, pęcherz plodowy spłaszczony,zero wód, syn zyje... Lekarz powiedział mi z czym to sie wiąże, ze zakaże siebie i syna...może i nawet sepsą. Gdy weszlam na fotel ginekologiczny, by mogli włożyć tabletke na skurcze macicy to uslyszalam STOPKE DZIECKA WIDAC JUZ Z SZYJKI MACICY, poród w toku..serce mi peklo, caly czas płakałam a wtedy to juz byly spazmy... Ze teraz bede czekala aż maly umrze mi w brzuchu...az sie udusi...O 10 mialam włożoną tabletkę a o 13 rowno urodzilam syna..sama na łóżku szpitalnym, pod kołdrą.. Byl piekny, 18 cm juz miał... Później lyzeczkowanie bo lozyska nie urodzilam.. Przed 14 zadzwonil mąż z zagranicy (wtedy miał przerwę) ktory nic nie wiedzial co sie stalo, zapytal sie od razu JAK TAM MOJ SYNIO SIE DZISIAJ MA, CZY BRZUSIO ROŚNIE...wtedy musialam mu powiedzieć, ze juz nie ma naszego syna, ze mysi wracać bo musimy go pochowac :( na drugi dzien sama na wlasne żądanie wypisalam sie ze szpitala...czekalam na meza az wroci ze Szwajcarii i tydz pozniej pochowalismy naszego syna, w zakładzie patomorfologi sami go do trumienki wkladalismy, przez chwile mialam go owinietego w pieluszke na rękach...mój ból był niedoopisania, mąż się załamał, do tej pory potrafi płakać...nie moze sobie wydarowac, ze nie było go przy mnie w tym czasie...pojechał zarobić na wozek a dziecku trumne musiał kupić...krwawilam 2 tyg rowno po poronieniu, po 3 tyg od konca krwawienia dostalam miesiączki, 13 stycznia ide do ginekologa, dostalam wynik sekcji lozyska, pelno skrzepow, jakies wlokniaki, cechy ograniczenia powierzchni wymiany...nie wiem co to oznacza. Odebralam rowniez wynik z wymazubz pochwy który mialam pobierany tego dnia co urodzilam syna, mam 3 bakterie E COLI, STREPTOCOCUS AGALACTIAE I ENTEROCOCCUS FECALIS... Bralam juz 3 antybiotyki na raz 2 razy dziennie przez 10 dni...żołądek myślałam, ze mi eksploduje... Dzisiaj ide do hematologa, niech mi zleci jakies badania moze potrzebna mi heperyna, nie wiem co spowodowalo pekniecie pęcherza plodowego, czy któraś z tych bakteri czy może źle odżywiałam syna w lozysku przez moja gęsta krew...nie mam pojęcia. :( przepraszam, ze az tak sie rozpisalam, chciałabym jak najszybciej dostać zielone swiatlo, żeby móc znowu sie starać. Zobaczymy co powie dzisiaj hematolog i w poniedzialek gonekolog. Pozdrawiam was ciepło.
 
Część dziewczynki,mam na imie Dorota mam 30 lat, mąż 36. pomyślałam, ze do was napisze. 27 listopada stracilam ciążę w 17 tyg. O tą ciążę walczyliśmy 7 lat...mam pcos, insulinoopornosc, niedoczynność tarczycy, mialam robione hsg, jeden jajowod niedrozny. Mialam robiony kilka razy monitoring owulacji i ani razu nie było. W sierpniu dostalam pierwszy raz lek na stymulacje Aromek...piekny pecherzyk, zastrzyk pregnyl i pod koniec sierpnia 11 kreski na tescie...niedowierzanie, euforia. Pozniej strach czy nie bedzie pozamacicznej, bo owulacja była po stronie niedroznego jajowodu, pozniej strach czy bedzie serduszko. W 6 tyg zwolnilam sie z pracy (pracowalam na czarno), nie chcialam sie przemeczac itd. Wszystkie usg piekne, okruszek rósł jak na drożdżach, w 15 tyg dowiedzielsmy sie, że będzie syn. Maż w tym czasie wyjechał za granicę na wyprawke zarobić. W 16 tyg wstalam z silnym bólem brzucha, nie moglam leżeć ani chodzić, pojechalam na ip...Pani doktor nawet do gabinetu mnie nie wpuscila, mowilam jej, ze mam bóle brzucha i mam wrazenie, że coś mi wypada z środka. Uslyszalam tyllo JAK NIE MA PLAMIEN CZY KRWAWIEN TO BRAĆ NOSPE PARACYTAMOL I LEŻEĆ. No to wrocilam do domu i za 4 dni zapisalam sie na usg prywatnie, syn zdrowy, ruszal się, dzien pozniej.. 27 listopada wstalam przed 6 rano do toalety i przy siusianiu cos strzelilo...nagle krew, duzo krwi.. zero boli. Wsiadlam w auto sama pojechalam do szpitala, tam usłyszałam, PEKNIECIE PĘCHERZA PŁODOWEGO, ZERO WÓD, DZIECKO ŻYJE.. Kazali mi sie położyć inza 2 godz znowu usg, 4 lekarzy zostalo zwołanych, to samo usłyszałam, pęcherz plodowy spłaszczony,zero wód, syn zyje... Lekarz powiedział mi z czym to sie wiąże, ze zakaże siebie i syna...może i nawet sepsą. Gdy weszlam na fotel ginekologiczny, by mogli włożyć tabletke na skurcze macicy to uslyszalam STOPKE DZIECKA WIDAC JUZ Z SZYJKI MACICY, poród w toku..serce mi peklo, caly czas płakałam a wtedy to juz byly spazmy... Ze teraz bede czekala aż maly umrze mi w brzuchu...az sie udusi...O 10 mialam włożoną tabletkę a o 13 rowno urodzilam syna..sama na łóżku szpitalnym, pod kołdrą.. Byl piekny, 18 cm juz miał... Później lyzeczkowanie bo lozyska nie urodzilam.. Przed 14 zadzwonil mąż z zagranicy (wtedy miał przerwę) ktory nic nie wiedzial co sie stalo, zapytal sie od razu JAK TAM MOJ SYNIO SIE DZISIAJ MA, CZY BRZUSIO ROŚNIE...wtedy musialam mu powiedzieć, ze juz nie ma naszego syna, ze mysi wracać bo musimy go pochowac :( na drugi dzien sama na wlasne żądanie wypisalam sie ze szpitala...czekalam na meza az wroci ze Szwajcarii i tydz pozniej pochowalismy naszego syna, w zakładzie patomorfologi sami go do trumienki wkladalismy, przez chwile mialam go owinietego w pieluszke na rękach...mój ból był niedoopisania, mąż się załamał, do tej pory potrafi płakać...nie moze sobie wydarowac, ze nie było go przy mnie w tym czasie...pojechał zarobić na wozek a dziecku trumne musiał kupić...krwawilam 2 tyg rowno po poronieniu, po 3 tyg od konca krwawienia dostalam miesiączki, 13 stycznia ide do ginekologa, dostalam wynik sekcji lozyska, pelno skrzepow, jakies wlokniaki, cechy ograniczenia powierzchni wymiany...nie wiem co to oznacza. Odebralam rowniez wynik z wymazubz pochwy który mialam pobierany tego dnia co urodzilam syna, mam 3 bakterie E COLI, STREPTOCOCUS AGALACTIAE I ENTEROCOCCUS FECALIS... Bralam juz 3 antybiotyki na raz 2 razy dziennie przez 10 dni...żołądek myślałam, ze mi eksploduje... Dzisiaj ide do hematologa, niech mi zleci jakies badania moze potrzebna mi heperyna, nie wiem co spowodowalo pekniecie pęcherza plodowego, czy któraś z tych bakteri czy może źle odżywiałam syna w lozysku przez moja gęsta krew...nie mam pojęcia. :( przepraszam, ze az tak sie rozpisalam, chciałabym jak najszybciej dostać zielone swiatlo, żeby móc znowu sie starać. Zobaczymy co powie dzisiaj hematolog i w poniedzialek gonekolog. Pozdrawiam was ciepło.
Moj Boże, Dorotko tak bardzo mi przykro.Ciezko sobie wyobrazic to co przeszlas.Ja stracilam ciaze 19listopada w 13 tyg ale dziecko umarlo w 9tc i mialo 2,5cm wiec Twoj ból majac na rekach 18cm dzieciatko musial byc ogromny.Bardzo mocno Cie przytulam.Ja wszystkich swoich wynikow jeszcze nie mam, wiem narazie tylko ze musze brac przy nastepnej ciazy heparyne i acard bo tez mam gesta krew.
 
Teraz w styczniu zbadam homocysteine i zobacze ile mi w miesiac spadla.Clexane mam od pozytywnego testu robic i wlasnie sie zastanawiam czy to nie za pozno bo zarodek sie zagniezdza miedzy 6 a 14 dniem od owulacji.Teraz to nawet bedzie mi ciezko stwierdzic kiedy bede miala owulacje i kiedy zaczac zastrzyki.

A bierzesz acard? Heparynę raczej bierze się od pozytywnego testu. Rzadko lekarze zalecają wcześniej. Musiałabyś mieć ewidentne złe wyniki np.zaawansowany zespół antyfosfolipidowy a nie jedynie zmiany genetyczne.
 
Acard biore juz od miesiaca.Wyniki na zespol antyfosfolipidowy odbiore w poniedzialek i zobacze co mi ginekolog powie.Ale slyszalam gdzies ze niektore dziewczyny biora zastrzyki juz po owulacji a niektorym lekarze zlecaja od bicia serduszka co dla jest bez sensu.
 
Acard biore juz od miesiaca.Wyniki na zespol antyfosfolipidowy odbiore w poniedzialek i zobacze co mi ginekolog powie.Ale slyszalam gdzies ze niektore dziewczyny biora zastrzyki juz po owulacji a niektorym lekarze zlecaja od bicia serduszka co dla jest bez sensu.

Bo te mikrozakrzepy często występują później, nie zaraz po owulacji, wiec spokojnie. Większość bierze od pozytywnego testu, wcześniej chroni Cię tez acard. Trzeba mieć bardzo złe wyniki krzepliwości by brać od owulacji.

Czasem heparyna od owu może przeszkodzić w zagnieżdżeniu (podobno)
 
Część dziewczynki,mam na imie Dorota mam 30 lat, mąż 36. pomyślałam, ze do was napisze. 27 listopada stracilam ciążę w 17 tyg. O tą ciążę walczyliśmy 7 lat...mam pcos, insulinoopornosc, niedoczynność tarczycy, mialam robione hsg, jeden jajowod niedrozny. Mialam robiony kilka razy monitoring owulacji i ani razu nie było. W sierpniu dostalam pierwszy raz lek na stymulacje Aromek...piekny pecherzyk, zastrzyk pregnyl i pod koniec sierpnia 11 kreski na tescie...niedowierzanie, euforia. Pozniej strach czy nie bedzie pozamacicznej, bo owulacja była po stronie niedroznego jajowodu, pozniej strach czy bedzie serduszko. W 6 tyg zwolnilam sie z pracy (pracowalam na czarno), nie chcialam sie przemeczac itd. Wszystkie usg piekne, okruszek rósł jak na drożdżach, w 15 tyg dowiedzielsmy sie, że będzie syn. Maż w tym czasie wyjechał za granicę na wyprawke zarobić. W 16 tyg wstalam z silnym bólem brzucha, nie moglam leżeć ani chodzić, pojechalam na ip...Pani doktor nawet do gabinetu mnie nie wpuscila, mowilam jej, ze mam bóle brzucha i mam wrazenie, że coś mi wypada z środka. Uslyszalam tyllo JAK NIE MA PLAMIEN CZY KRWAWIEN TO BRAĆ NOSPE PARACYTAMOL I LEŻEĆ. No to wrocilam do domu i za 4 dni zapisalam sie na usg prywatnie, syn zdrowy, ruszal się, dzien pozniej.. 27 listopada wstalam przed 6 rano do toalety i przy siusianiu cos strzelilo...nagle krew, duzo krwi.. zero boli. Wsiadlam w auto sama pojechalam do szpitala, tam usłyszałam, PEKNIECIE PĘCHERZA PŁODOWEGO, ZERO WÓD, DZIECKO ŻYJE.. Kazali mi sie położyć inza 2 godz znowu usg, 4 lekarzy zostalo zwołanych, to samo usłyszałam, pęcherz plodowy spłaszczony,zero wód, syn zyje... Lekarz powiedział mi z czym to sie wiąże, ze zakaże siebie i syna...może i nawet sepsą. Gdy weszlam na fotel ginekologiczny, by mogli włożyć tabletke na skurcze macicy to uslyszalam STOPKE DZIECKA WIDAC JUZ Z SZYJKI MACICY, poród w toku..serce mi peklo, caly czas płakałam a wtedy to juz byly spazmy... Ze teraz bede czekala aż maly umrze mi w brzuchu...az sie udusi...O 10 mialam włożoną tabletkę a o 13 rowno urodzilam syna..sama na łóżku szpitalnym, pod kołdrą.. Byl piekny, 18 cm juz miał... Później lyzeczkowanie bo lozyska nie urodzilam.. Przed 14 zadzwonil mąż z zagranicy (wtedy miał przerwę) ktory nic nie wiedzial co sie stalo, zapytal sie od razu JAK TAM MOJ SYNIO SIE DZISIAJ MA, CZY BRZUSIO ROŚNIE...wtedy musialam mu powiedzieć, ze juz nie ma naszego syna, ze mysi wracać bo musimy go pochowac :( na drugi dzien sama na wlasne żądanie wypisalam sie ze szpitala...czekalam na meza az wroci ze Szwajcarii i tydz pozniej pochowalismy naszego syna, w zakładzie patomorfologi sami go do trumienki wkladalismy, przez chwile mialam go owinietego w pieluszke na rękach...mój ból był niedoopisania, mąż się załamał, do tej pory potrafi płakać...nie moze sobie wydarowac, ze nie było go przy mnie w tym czasie...pojechał zarobić na wozek a dziecku trumne musiał kupić...krwawilam 2 tyg rowno po poronieniu, po 3 tyg od konca krwawienia dostalam miesiączki, 13 stycznia ide do ginekologa, dostalam wynik sekcji lozyska, pelno skrzepow, jakies wlokniaki, cechy ograniczenia powierzchni wymiany...nie wiem co to oznacza. Odebralam rowniez wynik z wymazubz pochwy który mialam pobierany tego dnia co urodzilam syna, mam 3 bakterie E COLI, STREPTOCOCUS AGALACTIAE I ENTEROCOCCUS FECALIS... Bralam juz 3 antybiotyki na raz 2 razy dziennie przez 10 dni...żołądek myślałam, ze mi eksploduje... Dzisiaj ide do hematologa, niech mi zleci jakies badania moze potrzebna mi heperyna, nie wiem co spowodowalo pekniecie pęcherza plodowego, czy któraś z tych bakteri czy może źle odżywiałam syna w lozysku przez moja gęsta krew...nie mam pojęcia. :( przepraszam, ze az tak sie rozpisalam, chciałabym jak najszybciej dostać zielone swiatlo, żeby móc znowu sie starać. Zobaczymy co powie dzisiaj hematolog i w poniedzialek gonekolog. Pozdrawiam was ciepło.
Twoja historia bardzo podobna do mojej, w 18 tyg również trafilam na sor . Poronienie wg lekarzy A dla mnie poród też przechodziła tak jak ty. Ciężko rodzic dziecko że świadomością że żyło.... też miałam mieć synka. Ja po poronieniu krwawilam 6 tyg. Mialam powikłania po lyzeczkowaniu. U mnie skrócona szyjka i rozdarcie przez escherichia coli,lekarz prowadzący sugerował z moich objawów zapalenie pęcherza.Niestety nie poszlam do innego ,bo mialam zaufanie,chodzilam 10 lat , z dwoma poprzednimi ciazami. Po tym co sie stalo stracilam calkowicie zaufanie do lekarzy, konsultuje sie teraz u conajmniej dwóch,bo przestalam wierzyc im.
Teraz w miarę załapałam równowagę fizyczną i psychiczną. Czekamy na wyniki badań i chcemy starać się o kolejna ciąże.
Boję się kolejnej ciazy ale chyba bardziej pragnę dzieciątka....
 
Ostatnia edycja:
Twoja historia bardzo podobna do mojej, w 18 tyg również trafilam na sor . Poronienie wg lekarzy A dla mnie poród też przechodziła tak jak ty. Ciężko rodzic dziecko że świadomością że żyło.... też miałam mieć synka. Ja po poronieniu krwawilam 6 tyg. Mialam powikłania po lyzeczkowaniu. U mnie skrócona szyjka i rozdarcie przez escherichia coli,lekarz prowadzący sugerował z moich objawów zapalenie pęcherza.Niestety nie poszlam do innego ,bo mialam zaufanie,chodzilam 10 lat , z dwoma poprzednimi ciazami. Po tym co sie stalo stracilam calkowicie zaufanie do lekarzy, konsultuje sie teraz u conajmniej dwóch,bo przestalam wierzyc im.
Teraz w miarę załapałam równowagę fizyczną i psychiczną. Czekamy na wyniki badań i chcemy starać się o kolejna ciąże.
Boję się kolejnej ciazy ale chyba bardziej pragnę dzieciątka....
No to przeszlysmy przez to samo... U Ciebie lekarz powiedzial, ze e coli spowodowało pęknięcie pecherza płodowego? W poniedzialek wieczorem mam wizytę zobaczymy co mi lekarz powie? A kiedy to sie stalo i ile mialas przerwy aż lekarz dał Ci zielone światło? U mnie obyło sie bez powikłań po lyzeczkowaniu. Bylam u hematologa i mam 10 lutego zgłosić sie na jednodniowke do szpitala na badania krzepliwosci.
 
reklama
No to przeszlysmy przez to samo... U Ciebie lekarz powiedzial, ze e coli spowodowało pęknięcie pecherza płodowego? W poniedzialek wieczorem mam wizytę zobaczymy co mi lekarz powie? A kiedy to sie stalo i ile mialas przerwy aż lekarz dał Ci zielone światło? U mnie obyło sie bez powikłań po lyzeczkowaniu. Bylam u hematologa i mam 10 lutego zgłosić sie na jednodniowke do szpitala na badania krzepliwosci.
U mnie e.coli spowodowała wypchanie pęcherza płodowego,bo tak ta bakteria działa-skraca się szyja,rozwarcie,itp. Ja zmieniłam lekarza, teraz czekam na wyniki badań, jestem 12 tyg po poronieniu. I jeszce noe ppzbylam sie calkiem e.coli , pod koniec stycznia mam wizytę i kolejny posiew może tym razem będzie czysto. Bo narazie mogę pomarzyć o staraniach.
 
Do góry