Ostatnie zmartwienie, ktore spedza sen z powiek (DOSLOWNIE) to nieprzespane noce, a raczej, niespokojne dla Antka i nieprzespane dla nas
Przespanych od urodzenia bylo moze tylko kilka i powiedzialabym, ze to chyba przypadkowo. Od zawsze spi w swoim lozeczku, w swoim pokoju (w naszym nigdy nie chcial, chociaz jak byl bardzo chory probowalismy go "przygruchac", ale sie nie dal). Temperatura pomieszczenia nie za wysoka, wszystkie rutyny podrecznikowo zachowane, ostatni wiekszy posilek to podwieczorek o 18:00 (spac idzie o 20:00 pijac butle mm), zadnych stresujacych sytuacji, zadnych nocy u babci, zadnych niespodziewanych wizyt, no moze sporadycznie babcia z dziadkiem.
Brakuje mi pomyslow co robic, bo ostatnio (chyba z powodu wychodzacych trojek???) jest prawdziwy sajgon. Zasypia ladnie, bez problemow, najpierw na nas, a jak przysnie to odstawiamy do lozeczka.
Impreza zaczyna sie ok. polnocy: krzyczy, placze i wierci sie ale spi caly czas (i tak cala noc co parenascie minut), albo sie przebudzi. Zazwyczaj "ninja smoczek" (czyli podejscie z cichacza do lozeczka i zatkanie otworu smoczkiem) zalatwia sprawe na godzine. Po paru razach przebudza sie na dobre i piciu i lulu z powrotem. Czasem zasypia do rana, czasem jest powtorka z rozrywki. Dodam, ze nie zauwazylam zeby po nurofenie/viburcolu/dentinoxie byla poprawa. Dzisiaj np. dostal o polnocy paracetamol (w dzien wszelakie oznaki idacych zebow, wiec stwierdzilismy, ze moze go bolec) ale o 3:00 juz bylo to samo.
Czy to moga byc te slynne koszmary nocne czy tak wlasnie wychodza trojki? Czy jest sposob, zeby mu ulzyc?
I blagam, powiedzccie ze to minie
Przespanych od urodzenia bylo moze tylko kilka i powiedzialabym, ze to chyba przypadkowo. Od zawsze spi w swoim lozeczku, w swoim pokoju (w naszym nigdy nie chcial, chociaz jak byl bardzo chory probowalismy go "przygruchac", ale sie nie dal). Temperatura pomieszczenia nie za wysoka, wszystkie rutyny podrecznikowo zachowane, ostatni wiekszy posilek to podwieczorek o 18:00 (spac idzie o 20:00 pijac butle mm), zadnych stresujacych sytuacji, zadnych nocy u babci, zadnych niespodziewanych wizyt, no moze sporadycznie babcia z dziadkiem.
Brakuje mi pomyslow co robic, bo ostatnio (chyba z powodu wychodzacych trojek???) jest prawdziwy sajgon. Zasypia ladnie, bez problemow, najpierw na nas, a jak przysnie to odstawiamy do lozeczka.
Impreza zaczyna sie ok. polnocy: krzyczy, placze i wierci sie ale spi caly czas (i tak cala noc co parenascie minut), albo sie przebudzi. Zazwyczaj "ninja smoczek" (czyli podejscie z cichacza do lozeczka i zatkanie otworu smoczkiem) zalatwia sprawe na godzine. Po paru razach przebudza sie na dobre i piciu i lulu z powrotem. Czasem zasypia do rana, czasem jest powtorka z rozrywki. Dodam, ze nie zauwazylam zeby po nurofenie/viburcolu/dentinoxie byla poprawa. Dzisiaj np. dostal o polnocy paracetamol (w dzien wszelakie oznaki idacych zebow, wiec stwierdzilismy, ze moze go bolec) ale o 3:00 juz bylo to samo.
Czy to moga byc te slynne koszmary nocne czy tak wlasnie wychodza trojki? Czy jest sposob, zeby mu ulzyc?
I blagam, powiedzccie ze to minie