reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Utrata dziecka po urodzeniu

iwka1211

Aniołek 14.01.2009 r.30tc
Dołączył(a)
29 Styczeń 2009
Postów
50
Miasto
okolice Konina/wielkopolska
Witam! Mam na imię Iwona i chciałabym się podzielić z Wami swoim tragicznym przeżyciem jakiego doświadczyłam dwa tygodnie temu:-(. Właściwie nie wiem od czego zacząć..... a więc może zacznę od początku. W czerwcu 2008 roku wzięliśmy z mężem ślub, byliśmy przeszczęśliwą parą. Chcieliśmy mieć od razu dziecko, dlatego nie robiliśmy nic żeby Go nie było. I udało się!!! Za pierwszym razem!!! Kiedy robiłam test w lipcu cała drżałam i czekałam na wynik a tutaj pojawiły się dwie wymarzone kreski!! Mój mąż oszalał, byliśmy szczęśliwi jak nigdy!!! Ale nasze szczęście nie trwało długo. Problemu zaczęły się 01 września kiedy to po raz pierwszy trafiłam, do szpitala z plamieniem. Jednak po 3 dniach wróciłam do domu z lekami na poddtrzymanie. Jednak już 14 września trafiłam ponownie do szpitala tylko że tym razem z krwawieniem. Lekarze powiedzieli że mam krwiak który oddziela ciążę od macicy i mam 50 % na utrzymanie ciąży. Ale My tak pragnęliśmy tego dziecka... Leżałam cały czas, najpierw w szpitalu 2 tygodnie , a potem w domu. 01 listopada odpłynął mi jakiś płyn, dużo płynu.... myśleliśmy że już jest po wszystkim.... ale nie, aż do konsultacji w Poznaniu, gdzie doc. powiedział mi że jest bezwodzie, nie ma wód płodowych prawie wogóle, i sam nie wie jak to dziecko jeszcze żyje. Wtedy sie załamaliśmy, ale na krótko, bo nadal wierzyliśmy że sie uda, że może stanie sie jakiś cud. Modliliśmy się o pozytywne rozwiązanie. Dalej leżałam w domu i były cotygodniowe wizyty u doc. i tak przetrzymaliśmy do połowy grudnia. Dziecko żyło, ruchy oddechowe były prawidłowe, przepływ krwi pępowinowej również prawidłowe, aż lekarz się dziwił jak to jest możliwe.... a My ciągle wierzyliśmy. 15 grudnia trafiłam na oddział w Poznaniu z krwawieniem-pękł mi pęcherz, wyhamowali skurcze i w klinice wytrzymaliśmy jeszcze miesiąc.... aż do dnia 14 stycznia. We wtorek 13 stycznia wieczorem wystąpiło kolejny raz krwawienie i skurcze, podano mi kroplówkę na skurcze i tak przetrzymałaliśmy do środy rano. Rano badanie i szybko skierowanie na porodówkę ze wskazaniem na cięcie cesarskie-oddzielało się łożysko. I tak o godz. 9,58 przyszedł na świat nasz synek Arek. Był malutki bo to wcześniak 29 tydzień i 4 dni, ale ważył 1330 g. Po cesarce zabrali go na OIOM niestety nie oddychał samodzielnie i jak poinformowała mnie pani pediatra 4 godziny po cesarce miał wadę serduszka, nieoperacyjną..... i wtedy był ten straszny ból, strach o niego. Myśleliśmy że oszalejemy razem z mężem, rodzina również. Niestety Malutki przeżył tylko 13 godzin. Nawet nie miałam go żywego na rękach..... Mogłam go wziąść na ręće dopiero po wszystkim, On był taki śliczny. Nasza wiara nie pomogła, a my tak bardzo wierzyliśmy że będzie dobrze..... Do domu wróciliśmy już w piątek, tylko że ja wróciłam do domu sama...... bez Naszego Aniołka, a nie tak miało być:( To był najgorszy czas dla Nas. A ja nawet nie mogłam być przy pochowaniu Naszego Aniołka i do tej pory nie mogę sobie z tym poradzić. Niby się jakoś trzymam, ale w środku czuje ciągle żal, smutek, i przede wszystkim wielką pustkę!!!!!!!!!!!!!! Brakuje mi naszego Maluszka, jego ruchów w brzuszku, jego wogóle.... Ja nawet nie potrafie dobrze opisać tego co czuje... Niby wiem że Nasz Aniołek jest w Niebie i tam ma dobrze, że przynajmniej nie męczył sie długo-bo szans nie dawali mu żadnych, ale to jest niesamowity ból.
Czytałam na tym forum jak Przeżywacie poronienia i wierzcie mi że wiem co czujecie.....
Iwona
 
reklama
Jejku kochana jest mi strasznie przykro .... :((( Wiem jak musi być Ci teraz ciężko ale chciałabym abyś znalazła nutkę radości gdyż teraz Twój malutki synuś patrzy na Was z nieba i uśmiecha się do Was na pewno jest szczęśliwy i wiem tez że nie chciał by a byś się smuciła.Ważne jest to abyście się nie poddali musicie sie teraz wspierać i mocno wierzyć że nadejdzie ten czas kiedy wszystko się ułoży.Czas leczy rany i mam nadzieję że pozwoli Wam kiedyś na podjęcie decyzji o kolejnym dziecku wierzę że jest to wam dane.A Areczek będzię spoglądał na Was i tak bardzo się cieszył że ma barciszka czy siostrzyczkę.
Kochana trzymaj się cieplutko i jestem całym sercem z Tobą ! :*
 
Iwonko zapraszam Cię gorąco na wątek ciąża po poronieniu. Jest tam cała masa wspaniłych Aniołkowych mam, zawsze gotowa do pomocy, do wysłuchania, do otarcia łez. Przyjdź do nas, a napewno nie pożałujesz. Każda z nas przeżyła tam stratę. Jedne we wczesnych tc inne w bardziej zaawansowanej ciąży. Ale ból jest ten sam...
Serdecznie zapraszam i tulę do serduszka.
 
Dziękuję Wam bardzo za wsparcie i dobre słowo. Jestem na forum dzisiaj pierwszy raz i dziekuje za wskazanie mi wątku na pewno pojawię się tam również.
Ja Wam również serdecznie współczuje z powodu straty dzieciątek
[*] i mam ogromną nadzieję że w Niebie jest im lepiej.
 
Straszne przeżycie, takie to życie czasem bywa niesprawiedliwe, dzieciaczki nie powinny umierać, ani ich rodzice póki są malutkie. Ale musisz być silna, najważniejsze żebyś przetrwała te pierwsze tygodnie, bo czas leczy wszystkie rany, wiadomo że nigdy nie zapomnisz o synku, ale potem będzie łatwiej uwierzyć że jeszcze przyjdzie do was szczęście.
 
Dziękuję Wam bardzo za wsparcie i miłe słowa. Byłam w sobotę po raz pierwszy na cmentarzu u Naszego Kochanego Areczka
[*] i muszę sie Wam przyznać że jakoś inaczejczuję się po tej wizycie..... ale w tej chwili to i tak wszystko jest chyba za świeże, cały czas myśle o Naszym Aniołku, nie mogę przestać o nim myślec. W każdej reklamie gdzie są dzieci, każdy film o dziecku strasznie na mnie działa. Zaraz zaczynam myśleć że ja już nigdy Go nie przytulę, On nie powie na mnie mama, nie zobaczę tego błysku w jego oczach jak widzi mamę..... to jest straszne uczucie... i cały czas ta pustka.....
Wiem że mnie rozumiecie, bo same przeżyłyście podobne historie, dlatego tutaj jestem. Czasami się zastanawiam czy nie dobrze byłoby skorzytać z pomocy psychologa? Zobaczę jak dalej będziemy sobie z tą sytacja radzić.
Pozdrawiam wszystkie mamy, te obecne i przyszłe i modle się cały czas żeby już więcej kobiet nie musiało przeżywać podobnych historii. Trzymajcie sie dzielnie wszyscy!!!
 
Iwka jest mi strasznie przykro :( Umieszcze list, ktory pokazala mi znajoma, ktora stracila synka 10dni po urodzeniu. Nic nie przepowiadalo tej tragedii, a jednak ;( usmiechnij sie dla swojego Aniolka :)

Kochana mamo,
wiem, że mnie nie widzisz, nie słyszysz i nie możesz dotknąć. Ale ja
jestem...istnieję ...w Twoim życiu, snach, Twoim sercu...Istnieję.
Kidy byłem tam na dole ,w Twoim ciepłym brzuchu godzinami
zastanawiałem się,
jak to będzie kiedy będę już przy Tobie, w tym miejscu o którym
powiadałaś
gładząc się po brzuchu wieczorami kiedy chyba nie mogłaś zasnąć.
Ja wsłuchany w Twoje opowieści i kojący głos chłonąłem każde
słowo ,każdą
informację, a potem cichutko, że by Cię nie obudzić, kiedy wreszcie
zasypiałaś...marzyłem. Wyobrażałem sobie te wszystkie cudowne
miejsca i Ciebie
,jak wyglądasz...
Patrzyłem na swoje dziwne nóżki i rączki u których nie wiem czemu
było po
dziesięć palców i zastanawiałem się czy jestem do Ciebie podobny.
Chyba nie –
myślałem – bo Ty pewnie jesteś piękna, a ja taki dziwny..
pomarszczony...no i
po co mi te dziesięć palców?
A potem się wszystko jednego dnia zmieniło.
Płakałaś głośno głaszcząc brzuch i już nie było opowieści. "To nie
może być
prawda" -mówiłaś godzinami. Słuchałem teraz jak płaczesz, krzyczysz,
prosisz i
błagasz.. A ja nie wiedziałem o co i dlaczego?
Chciałem Cię bardzo pocieszyć więc wywracałem fikołki, żebyś
poczuła, że ja tu
jestem i Cię kocham. Ale wtedy ty płakałaś jeszcze bardziej.
A potem nadszedł tez straszny dzień. Zobaczyłem, że ktoś świeci mi
po oczach,
straszne światło wpadło w głąb Ciebie. I nagłe wszystko zrobiło się
czarne. A
mnie coś wyciągnęło. I zrobiło się cicho. Ktoś trzymał mnie na
rękach, ale to
nie byłaś Ty. A potem usnąłem i kiedy otworzyłem oczy, wszystko
wokoło mnie
zalewał błękit we wszystkich odcieniach. Byłem ten sam, mały
pomarszczony, z
dziesięcioma palcami u rąk. Ale Ciebie nigdzie nie było.
Obok mnie siedział mały rudy chłopczyk. Witaj – powiedział i
uśmiechnął się do
mnie.
Gdzie moja mama? - zapytałem. On wtedy opowiedział mi wszystko. Że
nie każde
dziecko trafia do swoich rodziców. Że to nie ma związku z tym jak
bardzo mnie
chcieli i kochali, że teraz tu jest moje miejsce, pośród innych
małych Aniołków.
Że będzie mi teraz Ciebie Mamo, brakowało, ale musimy oboje nauczyć
się żyć
bez siebie. I musiałem nauczyć się tak żyć. Nie, nie było mi łatwo.
Płakałem
tak jak Ty. I cierpiałem tak jak Ty.
Ale jest mi tu naprawdę dobrze. Mam tu wielu przyjaciół, wiele
zabawy i
radości. Ale nie szalejemy całymi dniami na łące, mamo. Pomagamy
starszym
ludziom przeprowadzić ich na spotkanie tu w niebie. Znajdujemy ich
rodziny,
mężów, dzieci, żeby mogli się spotkać tu w niebie. Możesz być ze
mnie dumna,
mamo. Jestem grzecznym Aniołkiem, naprawdę. No...czasami tylko
robimy sobie
psikusy i troszkę rozrabiamy..
Wiesz kiedy się tu znalazłem jeden Aniołek ,mój Przyjaciel
wytłumaczył mi że
nie mogę się skontaktować z Tobą osobiście. Czasem tylko wolno mi
pojawić się
w Twoich snach ...nic więcej.
Ostatnio jednak zacząłem się robić przeźroczysty. I skrzydełka mi
nie działają
tak jak kiedyś. Mój Przyjaciel popatrzył na mnie smutny i...zabrał
mnie na
ziemię. Usiedliśmy na białym krzyżu i nagle Cię zobaczyłem.
Wiedziałem że to
Ty. Poznałem Twój głos. Stałaś tam w deszczu i płakałaś. Powtarzałaś
ze bardzo
cierpisz...tęsknisz... Przyjaciel popatrzył na moje skrzydełka i
powiedział że
musimy coś z tym zrobić, bo nie możesz tak dalej cierpieć. Musisz
żyć, bo
wobec Ciebie jest jeszcze wiele planów. Bo są gdzieś dzieci którym
musisz
pomóc przejść przez życie i otoczyć je miłością tak wielką, jak tą
która
powoduje teraz Twój wielki ból. Więc piszę, mamo ten list. Pierwszy
i ostatni.
Musisz wziąć się w garść, uśmiechać ,żyć. Ja Cię bardzo mocno kocham
i wiem że
to z mojego powodu płaczesz ale tak nie można. Każda Twoja łza
powoduje, że
moje skrzydełka znikają. Kiedy Ty się poddasz, ja też zniknę. Tu na
górze
istnieję dzięki tobie i Twoim myślom o mnie. Ale tylko tym dobrym
myślom. Mamo
uśmiechaj się częściej. Każdy Twój uśmiech to dla mnie radosna
chwila. Dzięki
Tobie mogę jeszcze zrobić tyle dobrego.
Proszę, mamo, żyj dalej. Nie jesteś sama ...pamiętaj o tym. Nie smuć
się bo
smutek powoduje, że znikam. Pamiętaj, że ja jestem cały czas przy
tobie.
Kocham Cię mamo..."
 
iwka1211 Nie mogę powiedziec ze wiem co czujesz bo tak nie jest. Nie jestem jeszcze matką, nie straciłam dziecka. Wiem jedno. Chcesz zyc dalej i myslisz trzeźwo wiec nie załamuj sie. Psycholog, ksiadz, rabin, pop ( w zaleznosci od wiary i upodobań) lub osoba z którą mozesz porozmawiac to naprawde bardzo wiele daje. Musisz o tym mówic nawet jesli bedzie Ci to sprawiało ból, po pewnym czasie ból straci na mocy, nadal bedzie obecny lecz w troche innej postaci. Najwazniejsze abys potrafiła o tym móic i nie zamykała sie na pomoc a co wiecej szukała tej pomocy. Nie staraj sie sama z tym uporac, bo na dłuzszą mete możesz osiagnac odwrotne skutki, zaufaj komus i trzymaj sie dziewczyno. I wy wszystkie.
 
reklama
Iwka ..... ja chyba nic nie musze pisac wszystko co chce powiedziec zawarte jest w tych postach powyzej ...... Badz dzielna kochana
Dla Twojego Aniołka zapalam świeczke (*)
Aniołku opiekuj sie z góry Twoim rodzicami .....
 
Do góry