reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Wątek szpitalno - porodowy !!

U mnie było tak:
Kuba nie chciał wyjść (tłumaczenie mamusi i tatusia nic nie dało) i tydzień po terminie standardowo skierowano mnie do szpitala. Cudem dostałam się na patologię (po mnie już odsyłali dziewczyny), bo we Wrocku akuratnio strajk był :wściekła/y: Było całkiem sympatycznie bo położne super, babeczki też, generalnie atmosfera jak na koloniach, poza badaniami, które nie wszystkie były miłe (brrr), ale dało sie znieść. Dzień przede mną na porodówkę poleciało 6 dziewczyn (jednocześnie) z czego 5 mimo oxydocyny miało cesarkę (poród za długo nie postępował). Dzień przed zrobili mi też próbę oksydocynową (tzn. jak serducho dziecka reaguje na ten hormon) a w nocy mnie 'ruszyło', ale to były lightowe skurcze- jak przy miesiączce. I one sobie tak trwały malutkie do późnego popołudnia, kiedy lekarz (chyba znudzony tym, że po nocce z 6 babkami nic się nie działo) przyszedł, zbadał i oświadczył: to co? rodzimy??? No i na porodówkę, gdzie babeczki przygotowały mnie do porodu i podłączyły oxy i KTG i to nie było już tak fajne, bo skurze od razu urosły (brrr) i chodzić mogłam tyle ile kabelek od KTG pozwalał (poród z oxy jest monitorowany non stop). Męża wpuścili od razu i to było super. Po godzinie wpadła nowa zmiana położnych z panią Ewunią, której tutaj serdecznie dziękuję, bo spojrzała na wykres, oświadczyła, że w tym tempie to do jutra będziemy się męczyć i podkręciłą oxy, posadziłą na piłeczce i kazała oddychać tak jak ona (oddychała razem ze mną) no i jak hormonik zadziałał to myślałam, że wyjdę z siebię i stanę obok. Piłeczka pomogła!!! Bez niej bóle krzyżowe byłyby nie do wytrzymania. Generalnie krzyżowe były najgorsze. Po 3 h już nie miałąm siły na skakanie, chodzenie czy cokolwiek to mnie położyli na łóżku i tu położna też dobrała mi pozycję na boku, która przynosiła mi ulgę i powodowała, że dziecko lepiej 'szło' potem zrobiła mi masaż szyjki, który bolał jak jasna ch...a, ale przyspieszył akcję, dowalili mi środek rozkurczowy i poszło. Bóli partych nie pamiętam, generalnie ostatnich 3 h nie pamiętam, bo organizm z bólu chyba włączył mechanizmy obronne. 2 ga faza porodu trwała 20 minut. Kuba dostał 10 punktów, dali mi go od razu na brzuszek, potem położna pogoniła męża, żeby był obecny przy badaniu dzidzi. Cały poród trwal w sumie 9 h, ale gdyby położna nie podkręciła oxy to faktycznie mogłoby być dłużej. Zszyli mnie super (żadnego dyskomfortu). Samo nacięcie było fachowo na skórczu i nic nie czułam. Dali glukozę. Potem dziecko było z nami w poporodowej 2 h i babeczki pomagały mi przystawiać, ale na noc (bo urodziłam o 23:40) zabrały Kubka na noworodki. Rano położna mnie uruchomiła, pomogła dotrzeć do łazienki i takie tam i przywieźli dzidzię. Na samym położnictwie super, po 2 panny w pokoju, pielęgniarki same przychodziły pytać, czy sobie radzimy i jakby co to pomagały. Z moich doświadczeń najważniejsze sprawy to: dobra położna, która będzie pomagać i empatyczny personel na poporodowym (chociaż niestet w naszych szpitalach jest sukcesem jak Ci nie przeszkadzają...).

Co do oxydocyny to problem jest ten, że skurcze nie rozwijają się powoli (jak w porodzie fizjologicznym) tylko od razu są mega :-(
 
reklama
Hmmm,
jak tak czytam o Waszych wspomnieniach z porodówki napawa mnie to hmmm jakimś optymizmem. Kurcze, wczoraj się naczytałam tego wątku, że aż w nocy przyśniło mi się, że rodzę :tak:.
Ogólnie muszę stwierdzić, że jeśli o porodzie mówią dziewczyny, które nie rodziły głównym elementem ich/moich wywodów jest ból, który towarzyszy rodzeniu dzieciaczka. Może dlatego, że nie mamy pojęcia czego się spodziewać :tak:.
A jeśli czytam albo słucham opowiadań kobiet, które rodziły jakoś nie słyszę o przeraźliwym bólu. Wasze opowieści zdominowane są raczej przez wszystko naokoło, szpital, personel, mężów, pierwsze spojrzenie na dzieciaczki.... :tak:.

Stwierdzam i orzekam, że nie mogę się doczekać dnia porodu :-D..... co znaczy te kilka/kilkanaście godzin wysiłku w obliczu całego życia z kruszynką? :tak:
 
To moze i ja dolacze z moimi dwoma opowiadaniami :-)

Kubusia urodzilam w wodzie. Skorcze dostalam o 1 w nocy, na porodowke pojechalismy dopiero nastepnego dnia o 20 wieczorem. Polozna stwierdzila, ze porod przebiega podrecznikowo wiec wsadzili mnie do wody. Wczesniej dostalam znieczulenie miejscowe i gas do wdychania. Po trzech godzinach moczenia sie w koncu na swiat wyplynal Kubulek. Uczucie i widok niesamowity, jak malenstwo wyplywa sobie z pomiedzy Twoich. Ja oczywiscie odruchowo go chwycilam i wyciagnelam z wody, a B z polozna wpychali mi go z powrotem pod wodem, eby sobie tam jeszcze poplywal. Paulka tu odpowiem na Twoje pytanie, maluszek sie nie zachlysnie woda, bo sam nie oddych dopoki mu pepowiny nie odetna. Potem przenieslismy sie na lozko, maluszkiem zajmowal sie tato, a ja rodzilam lozysko. Mialam male pekniecie, ale bardzo niewygodne do zszycia i polozna musiala wezwac chirurga. Niestety znieczulenie juz przestalo dzialac i zszywali mnie na zywca. Jest to jedyny bol, ktory pamietam do dzis.

A z Maciusiem to poszlo o wiele latwiej choc bylam bardziej spanikowana, bo juz wiedzialam o co w tym wszystkim chodzi. Tez chcialam w wodzie, ale tu gdzie sie przeprowadzilismy nie bylo jeszcze takiej mozliwosci. Skorczy dostalam o 9 rano i jak nigdy nic, zeby tesciowej nie stresowac zajelam sie swoimi sprawami, czyli obiadek, pranie, sprzatanie. O 13 zadzwonilam po meza, zeby juz wrocil z pracy do domu. O 15 dzwonilismy do szpitala, czy mozna przyjechac na znieczulenie, bo wymiekalam, ale kazali jeszcze czekac :wściekła/y: az skorcze beda regularne co 5 min. Tyle, ze moje skorcze tym razem nie chcialy byc regularne, rozpedzaly sie jak lokomotywa, az w koncu o 15.50 mialam pierwszy skorcz party, a ja wciaz w domu. Tesciowa panika, ja staram sie nie krzyczec, zeby Kuba sie nie przestraszyl, a moj maz w majtkach schodzi po schodach, ze w zasadzie to on powinien jeszcze prysznic wziac. Tesciowa go prawie w tych gatkach do auta wepchnela, ze mamy juz jechac. Jak zwykle jeszcze nie wiadomo gdzie klucze polozyl, no ale w koncu dojechalismy do szpitala. Polozna, ktora mnie przyjmowala z angielska flegma, ze mamy duzo czasu, dopoki nie zagladnela pod podwozie i wtedy juz bylo szybko. Informacja, ze na znieczulenie za pozno, prosba o wyrazenie zgody na pobyt praktykantki, prosba o wyrazenie zgody na przebicie pecherza, kilka pchniec i Maciek juz byl ze mna. Dokladnie 25min od wczolgania sie do szpitala (wchodzilam na czworakach, bo na nogach juz sily nie mialam). Moj mial szczescie, ze nie musial w domu odbierac porodu, bo nie odeszly wody. Tym razem powiedzial, ze pojedziemy duzo przed czasem i bedziemy czekac na parkingu jak nas nieprzyjma ;-):-) Do dzis na spotkaniach rodzinnych tesciowka opowiada cala ta historie, tyle, ze teraz wszyscy sie zalewaja lzami ze smiechu. I zapowiedziala, ze na ten porod juz nie przyjezdza, bo to nie na jej nerwy.

W szpitalu po Kubusiu bylam ponad dobe, co wypominam mojemu mezowi do dzis, bo wymiekl jak slyszal placz Kubusia. Stwierdzil, ze lepiej jak zostane, gdyby sie mialo okazac, ze cos mu jest, a on poprostu chcial wisiec na cycu i jak go odkladalam do sie darl. Z Mackiem juz nie odpuscilam i po godzinie od urodzenia go zapytalam polozna czy moge juz do domu. Prosili, zebym zostala te przepisowe 8h, ale z zegarkiem w reku czekalam. Nie znosze szpitali.

Tez sie rozpisalam :-D
 
Ale wam zazdroszczę ze możecie po 8 godzinach smyknąć do domciu z maństwem, ja też nienawidzę szpitali i najchętniej urodziła bym w domu z położną ale niestety mieszkamy za daleko od najbliższego szpitala i nie bardzo jest taka możliwość. Mój poród wspominam bardzo miło chociaż nie obyło się bez nieprzyjemnych zdarzeń, jak mnie najdzie to wam opiszę :tak:
 
kasia.j, jak czytalam Twoja relacje na glos, to maz malo z krzesla nie spadl, jak doszlismy do miejsca, ze 25min po przybyciu do szpitala urodzilas... Ale sie usmielam, ze bedziecie teraz na parkingu koczowac. Mojemu Sz tez sie chyba ta mysl spodobala, bo odbierac porodu w domu to on nie ma jakos ochoty:szok::-D
 
Ja sie nie zdecydowalam na domowy porod, bo sie troche obawiam, co gdyby sie pojawily jakies komplikacje. Zawsze to w szpitalu troche bezpieczniej, lekarze i sprzet pod reka. Chociaz 2 miesiace temu moja znajoma tutaj rodzila w domu, bardzo sobie chwalila, ale ona tez jest lekarka.
 
Ale wam zazdroszczę ze możecie po 8 godzinach smyknąć do domciu z maństwem, ja też nienawidzę szpitali i najchętniej urodziła bym w domu z położną ale niestety mieszkamy za daleko od najbliższego szpitala i nie bardzo jest taka możliwość. Mój poród wspominam bardzo miło chociaż nie obyło się bez nieprzyjemnych zdarzeń, jak mnie najdzie to wam opiszę :tak:

Ech, co do szpitali to nie mam w tym względzie żadnego doświadczenia, bo kończy się ono na dniu moich uorodzin. Później nigdy nie byłam w żadnym szpitalu w charakterze pacjentki...
 
reklama
Dziewczyny, ból boli i tyle (jak to mówią). Ale dacie radę. Połóg tez da się przeżyć- ważne, żeby zszyli ładnie, jakby co, bo mam koleżankę u której różowo nie było, ale to wyjątek.

W Polsce ze szpitalami jest różnie- tzn. nie mówię o warunkach sanitarnych (chociaż te tez różne) tylko o tzw. obsłudze- czasem nie jest dobrze, ale macie czas, żeby wybrać szpital- przejedźcie się do wybranego przed porodem- pogadajcie z położną, poszukajcie info na necie. Będzie dobrze :-D

Tym razem zastanawiam się kiedy ruszyć do szpitala, bo nie dość, że cały Wrocek muszę przejechać (brrr) to jeszcze jakieś 20 km od granicy miasta... Mam taki plan, że do nich zadzwonię jak się zacznie akcja i tyle.

Mnie się bardzo podoba wczesne wychodzenie z dzieckiem, jak się nic nie dzieje, ale u nas trzymają ile się da tzn. zazwyczaj 3 doby :-(

W Polsce, żeby rodzić w wodzie zazwyczaj musicie mieć dodatkowe badania, ale każdy szpital Wam powie czego wymaga. No i nie zawsze wanna wolna.
 
Do góry