reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Wspomnienia grudniówek z porodówek - bez komentarzy

Przyszedł chyba najwyższy czas aby Wam opisać jak to u nas było :tak:

No więc nic nie zapowiadało że mnie weźmie, szczerze już szykowałam się na wywoływanie:dry:
Dnia 19 grudnia (godzina 7.30) obudził mnie ból brzucha.
Już wcześniej takie miałam ale ten był dość silny i myślałam że mi wody odchodzą bo było bardzo mokro:sorry2:
Okazało się że to czop, mnóstwo czopu zabarwionego krwią. Trochę się przestraszyłam ale potem poczytałam że to normalne.
Poinformowałam D. ale on się nie przejął (pytał czy mnie krzyże bolą bo tak mu lekarz mówił :-p) chyba nie dotarło do niego i spał dalej.
Ja już nie mogłam bo miałam faktycznie skurcze które zaczęłam spisywać.
Skurcze były bardzo dziwaczne co 5-7-10 minut (czasem przechodziły) no różnie co mnie totalnie zmyliło i nie wiedziałam co robić...więc czekałam ;-)
Koło godziny 9 wzięłam kąpiel w której miałam 3 skurcze, trochę się złagodziły ale potem znów było to samo.
Jak był skurcz, nie mogłam się ruszyć wtedy chciałam do razu do szpitala.
Jak go nie było czułam się tak dobrze że uznawałam że jeszcze czas :blink:
Chciałam iść do swojej ginekolog aby na daremno do szpitala nie jechać ale jak na złość nie pracowała.
Razem z D. śmialiśmy się ciągle, byliśmy bardzo podekscytowani ale wszystko szło tak na spokojnie, na luzie:tak:.
O 10.30 zaczęłam pakować psa
O 11 D. się zaczął kąpać
O 14 umyłam włosy :-p
Czasami przechodziło ale zawsze wracało z tą samą siłą, ale dało się wytrzymać nawet nie było tak źle
Dzwoniłam do szpitala to mówili aby przyjechać na ktg jak chce.
O 18 pojechaliśmy.
Wtedy w aucie już miałam co 5-3 min i popędzałam tylko D. ale dalej źle nie było :sorry2:
Najpierw musiał nastawić nawigacje bo mu coś się poprzestawiało, potem prawie auto by do nas dobiło na rondzie :no:jeszcze musieliśmy pieska podrzucić rodzicom.
Droga w do szpitala fatalna, remonty i takie były dziurska, tak trzepało tym samochodem że szok.
Ale jakoś dotarliśmy po godzinie:-p
Na miejscu podeszłam do recepcji i powiedziałam że chyba rodzę babka do mnie a wody odeszły a ja że nie, że mam skurcze.
Zaprosili mnie na ktg.
Ale to było uciążliwe:dry: takie leżenie w bezruchu i jeszcze co jakiś czas ból. Wikuś wtedy też nieźle szalał aż babeczka to zauważyła.
Trwało to chyba z pół godziny.
Potem przyszedł lekarz na badanie. Jak mi wsadził paluchy to myślałam że padnę :baffled:
Wyszło dobre 3 cm rozwarcia ale stwierdził też że mam dziwne te skurcze jednak nie mam co wracać do domu :tak:
Poszłam do recepcji i obok usiadła ze mną babeczka i spisała wszystkie "papierki" ja na skurczu nie wiedziałam co gadam :-p
Potem zaprowadziła nas na oddział czekaliśmy na korytarzu. Kazali mi się przebrać w koszulę, poszłam do wc.
Potem przyszła położna, co z nią mam rodzić.
Przeprowadziła wywiad ( babeczka sympatyczna, rzeczowa) wzięła plan porodu i spytała czy chce lewatywę i się zgodziłam. ;-)
Powiedziała że nawet lepiej bo to często przyspiesza akcje.
Sam "zabieg" całkiem ok, spodziewałam się czegoś gorszego... gorzej było później :baffled:
Myślałam że dosłownie odlecę na tym wc czyściło mnie chyba z godzinę a przy skurczu tak bolało że ścian się trzymałam. Nieźle to wszystko nasiliło się po tym :cool2:
Najlepsze że wc na korytarzu i słyszałam kolejną parę czekającą co mnie tak krępowało potem poszli gdzies indziej bo się nie doczekali aż D. mnie też poganiał :dry:
W końcu wyszłam:-D
Poszliśmy od razu na porodówkę.
Wzięłam prysznic. Ale też obok tej łazienki była za drzwiami sala poporodowa bo słyszałam 2 laski jak gadały. A sala porodowa cała była dla mnie przyciemnione światła całkiem przyjemnie :tak:
Położna podpięła mnie znów to ktg i myślałam że nie wyleżę ciągle jej marudziłam czy długo jeszcze, że chce to ściągnąć:sorry2: itp. Malutki szalał...
Położna chciała mnie zbadać to kazałam D. iść za zasłonkę śmieszne, potem wszystko było mi obojętne:-D
Badanie mnie okropnie bolało wyszło jakoś 4-5 cm byłam w szoku że tak to idzie...
No i padło pytanie o znieczulenie... zastanawiałam się ale D. i położna przekonali aby nie wziąć gorzko potem żałowałam :sorry2:
babeczka spytała czy może przebić pęcherz bo to trochę przeszkadza aby główka zeszła to się zgodziłam. Nawet nie poczułam tego. Wszystko przebiegało na łóżku.
Potem wstałam i było jedno wielkie chlup. D. zauważył wtedy że mi bardzo brzuch opadł taki śmieszny był na górze taki miękki.
Weszłam też do wanny trochę złagodziło ale nieznacznie no i wkurzało mnie jak D. mnie polewa a sama wolałam się trzymać poręczy :sorry2:
Zachciało mi się znów do wc, bałam się aby coś nie wyszło:sorry2: takie głupie uczucie.
Wc, było jeszcze bliżej sali. Pamiętam że przeraziłam się bo było mnóstwo krwi, nawet położna na to zwróciła uwagę czy nadżerki nie mam.
Potem poszłam na piłkę wtedy wody się wylały chyba wszystkie bo była niezła kałuża, potop . Piłka też mnie wkurzała Ciągle chciałam zmieniać miejsce/pozycje a jak już zmieniłam to i tak było fatalnie i mi się nie podobało :sorry2:
Położna w sumie tylko przychodziła na badanie albo jak D. ją wołał że chce zmienić pozycje była w sali obok albo co jakiś czasy wypełniała papierki
D. ciągle mi podawał wodę, przypominał o oddychaniu co mnie irytowało trzymał za rękę, pocieszał w życiu bym sama nie rodziła :no:
Przy kolejnym badaniu było już jakoś 7-8 cm położna mówiła że ładnie to nam idzie, na kolejnym badaniu mówiła że rozwarcie odpowiednie. Ja nie mogłam się rozluźnić, strasznie spięta byłam :dry:
Bolało jak jasna cholera wiadomo, darłam się że nie wytrzymam że nie dam rady, że chce znieczulenie
Położna mówiła "Wiola sama nie chciałaś nikt Cię nie namawiał " a ja miałam jej ochotę coś odpowiedzieć niemiłego :-p
Byłam na łóżku, na boku, potem miałam noge opartą na takim czymś. Podpinała mi tez ktg czasami . Założyła tez wenflon co mnie tak wkurzyło bo to bolało jak jasna chlolera dała cos rozkurczowego tez niby haha
Wtedy zaczęły się parte. Przeze mnie to trochę nie postępowało tak się zacinałam , zatrzymywałam to.:zawstydzona/y: Miałam też je takie głupie po 2 parcia i koniec i przechodziło no i nie mogłam się rozkręcić w parciu bo zaraz go nie było.. i tak w kółko.
Same parte nie bolały, dziwaczne uczucie ale nie bolało :tak:
Byłam nawet w pozycji od tyłu krzyże bolały i jak się wypięłam było mi lepiej. Na partych niezłe odgłosy wydawałam, jęczałam, stękałam::sorry2:
Czułam tak koszmarny opór, mówili że widać główkę że widać ładne czarne włoski ale wyjść nie chciał...
Najlepiej że nic do mnie nie docierało słyszałam co wszyscy mówią, D. mi powtarzał ale wyglądałam na nieprzytomną nie mogłam odpowiedzieć a jak ból przechodził odpływałam bo byłam tak zmęczona i przysypiałam. Myśleli że chyba odlęcę totalnie.
Pół godziny-godzinę przed końcem gdzieś zebrało się trochę osób, przyszedł lekarz, pielęgniarka, neonatolog oświecili światło zrobiło się szpitalnie i nerwowo. Podali mi tlen, strasznie mnie to też irytowało że w nosie było te rurki ciągle musiałam poprawiać i takie dziwne uczucie potem jak dawali małego to nawet sama to wyrwałam sobie i gdzies na bok walnęłam :sorry2:
Wszyscy ciągle mnie wspierali, mówili że jeszcze trochę żebym mocniej parła ale ja nie umiałam.
Mówili że już się urodzi 20 czy jakoś tak wiem że wtedy tak się ucieszyłam że podobała mi się ta data już wcześniej :tak:
Drugi raz pewnie inaczej by było, bardziej bym się skupiła na malutkim aby jak najszybciej biedaczek wyszedł
Położna powiedziała że będzie musiała mnie naciąć ja się zgodziłam aby tylko wszystko się skończyło. D. stał obok mnie i trzymał za rękę, ja ściskałam jego, poręcze co się dało. Pamietam że coś naciskałam ciągle jakiś guzik w tym łózku i się opuszczało a ja nie wiedziałam co jest grane
Babeczka popsikała mnie czymś poszczypało trochę a potem już nic nie czułam. Parłam, lekarz naciskał na brzuch pomagał wyjść małemu, koszmarny opór ale w końcu "wycisłam" boże jaka ulga nie do opisania, potem było plum, czułam to ciepłe ciałko jak się wyślizguje, niesamowite uczucie. Potem już tak wszystko szybko sie działo.
Dali mi maluszka na brzuch (odsysali mu wydzieliny), ja odruchowo odsłoniłam całą koszulę aby tylko mu zrobic miejsce. Krzyczał donośnie :tak:
pamiętam że byłam w siódmym niebie widząc jego długie czarne włoski takie jak sobie wymarzyłam, zaskoczyło mnie też że jego ciałko tak ładnie wygląda takie czyściutkie, ciemne
Ale przypominał mi małpkę miał dość znaczne owłosienie nawet na czółku, uszkach pleckach nad dupką
Dostał 10 punktów :-D
Potem już niewiele do mnie docierało leżał sobie na mnie, był taki cieplutki takie delikatny, głaskałam go po pleckach. Bałam się ruszyć aby mu nic nie zrobić :sorry2:
Słyszałam że D. przecina pępowinę... Czułam się tak fantastycznie nie do opisania, całe zmęczenie przeszło, ból normalnie mogłabym wstać i skakać po tej sali ;-)
Poszło następnie łożysko słyszałam tylko że położna mówi że idzie ja czułam leciuteńki skurcz jeden i wyślizgnęło się. Przypomniałam D. o aparacie a ten jak zaczął pstrykać :-D
lekarz chciał mnie zszyć i mówi mu żeby wyszedł bo mu przeszkadza że jeszcze narobi zdjęć.
Mówił mi ten lekarz że da znieczulenie że może ukłuć a ja mu mówię że mi to już obojętne wszystko teraz nic nie czułam tylko głaskałam malutkiego
Szycie nie bolało ciągnęło, widziałam to w lampie u góry miałam 3 szwy i chyba jakieś wewnętrzne ale nawet nie wiem.
Przykryli nas tez kołdrą, przewieźli do takiego malutkiego pomieszczenia obok porodówki na te 2h.
Babeczka od noworodków mówi że jakby chciał ssać do mam jej powiedzieć pomoże przystawić.
A ja czuję jak ten maluch dosłownie pełźnie do cyca:-) i cmoka chce ssać więc je mówię że już chce po 5 min
No to mi go przystawiła. Ja bałam się poruszyć nie wiedziałam jak więc 2h ciągle byłam tak samo Pamiętam że Wikuś tak śmiesznie mlaskał na całą salkę :-p(szkoda że dopiero potem się okazało że to świadczyło o złym ssaniu :sorry2:) D. mi wtedy robił porządek w torbie i siedział na krzesełku obok, głaskaliśmy go po głowce mówił mi że jest śliczny ja od góry go nie widziałam :-p
Najlepsze że słyszeliśmy kolejną rodzącą laskę Potem się okazało że na sali z nią leżałam a ona całe szczęście była bardzo długo pod prysznicem bo mówili jej że jedna rodzi to nie chciała przeszkadzać
Wzięli malutkiego na badania itp. a mnie przewieźli na tym łożku na sale.
Miałam na samym dole szpitala nie na oddziale bo miejsc chyba nie było :dry:
Jeszcze mi podkładów brakło bo się okazało że trzeba do porodu mieć a nie tylko na pobyt.
Chcieli przenosić na łóżko, pielęgniarki traktowały mnie jak jakąś ciężko ranną a ja im mówię że czuję się dobrze że chce się wykąpać bo mówiły abym to rano zrobiła
No to poszłam z D. pomógł mi się umyć.
Przywieźli Wiktorka, ja cała oczywiście zestresowana on leżał w tym łóżeczku i tylko patrzyliśmy na niego spał ;-)
D. się zebrał jakoś przed 5 bo padał ze zmęczenia. Zaraz potem przyjechała koleżanka
Dokładnie już nie pamiętam pobytu. Wiem że Wikuś na drugą noc strasznie płakał.
Ja ciągle się stresowałam czy go dobrze przykładam pytałam za każdym razem jak ktoś zaglądał ale uzyskiwałam szybkiej odpowiedzi i tyle, podchodziły przystawiały i mówiły że dobrze to robię....
Okazało się że mały podczas tych 2 godzin mi strasznie „pogryzł”brodawkę aż strupy były ból okropny. Zrobił 3 razy kupę ze smółka taką że caluśki pampres był. Szybko tez siku było
Wikuś ciągle chciał ssać być na piersi myślałam że ma silny odruch ssący i kazałam kupić D. smoczek którego nawet ciągnął i ładniej spał.
W pokoju nie mieliśmy przewijaka i odbywało się to na łóżku ale wtedy też panikowałam, zasypywałam pytaniami koleżankę :sorry2:
Jej malutki też nieźle koncertował. Kazali mi małego przystawiać co 2 h. Bo niby rzucał się na cyca. Jakoś 2 nocy nie mogłam go dobudzić a minęło od jego jedzenia 3-4h więc zabrałam się i pojechałam na noworodki, nie dość że się naczekałam na babkę to ta mi powiedziała że jak śpi nie budzić i żebym spała i korzystała mówi że w domu nitk nam nie pomoże:no: małego przystawiać no to olałam sprawę i zawsze mówiłam ze wszystko umiem.
Koleżanka obok była spoko ale jak dawali coś jeść straszyła mnie że będzie malucha bolało albo że temu płakał ona nic nie jadła prawie tam a ja przez nią też niewiele :baffled:
no i strasznie chrapała spała nie słyszała swojego malucha jak płacze a ja praktycznie zero bo nie umiem spać w innych miejscach :sorry2:
Potem zaczęłam brać Wikusia do siebie do łóżka i spał w rożku. Miałyśmy automatyczne łóżko i z takimi ochraniaczami aby maluch nie spadł.
Na 2 dzień moi rodzice byli, ale wstyd przynieśli kwiaty D. też, siatkę (czekoladek i cytrusów, haha:dry:) jeszcze ich pielęgniarki upominały że mają pojedynczo wchodzić
oczywiście o poród nie spytali. Nosili małego i tylko zdjęcia sobie robili.
D. do nich pojechał potem opijać małego ;-)
W piątek wyszło małemu podwyższone CRP i mówili że nie wiadomo czy wyjdziemy.
Obchód trwał chyba z 2 min nic nie sprawdzali tylko pytali czy ok.
Zmęczenie przychodziło, z dnia na dzień czułam się gorzej... nawet włosów mi się nie chciało umyć.
W sobotę rano powiedzieli że wychodzimy (jeszcze mówili aby się nieco pospieszyć bo dużo pacjentek ), pytałam o wyniki ale usłyszałam że wyszły ok.
No jak każdy cieszyłam się.
Na koniec przyszła neonatolog czy ktoś taki, pokazała książeczki i jak dbać o kikut.
Powiedziała że mój dużo spadł z masy ciała i że mam go dokarmiać, mówiłam jej o sytuacji gdzie prosiłam o pomoc to babka kazała korzystać i spać :dry:
powiedziała że jak tak dalej będzie wylądujemy w szpitalu z odwodnieniem :-(
kazała też iśc do przychodni wagę kontrolować. Dała kilka butelek mleka hipp aby mu podać w domu.
Ciągle mi jak sprawdzali to pokarm leciał fontanna, mówiła też aby kupic nakładki.
Jak ubieralismy małego to masakra, raz go za grubo ubrałam, ten kombinezon co mieliśmy był fatalny topił się w nim. Rozebrałam go i ubrałam na nowo jeszze ten okropny fotelik. Trochę nerwówki było, Wikuś się wkurzał i płakał. W końcu zapakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy do domu, mały przespał drogę.
Wikuś urodził się 20grudnia 20 min. po północy
Czas trwania I okresu porodu ok. 3h, II okres 1h
Chyba tyle :-D

Powodzenia w czytaniu:-)
 
reklama
No dobra, to teraz ja! Mój poród nie jest wprawdzie interesujący, no ale. :p

No więc 27 grudnia dostałam skierowanie do szpitala od mojego ginekologa. Przyjechałam do domu, dopakowałam torbę, ogarnęłam się i pojechaliśmy. W szpitalu oczywiście papierki, badania. Nie miałam w ogóle rozwarcia, zmierzyli mi miednice (?) i stwierdzili, że nie ma przeciwwskazań do porodu naturalnego. :happy2: Po kilki dniach założyli mi cewnik na rozwarcie, dziwne uczucie. :-p Pod wieczór ściągnęli mi cewnik, więc skurcze zaczęły być, ale znośne. Padanie pod wieczór - 1 cm rozwarcia. O 3 rano zaczęłam mieć skurcze co 5-7 minut. Zabrali mnie na porodówkę - 2 cm rozwarcia. No i KTG skurcze miałam meega mocne, aż ryczałam (a sprzęt KTG pokazywał przy skurczach 0, a jak skurczy nie było to - 80-100 % ) Zgłosiłam to położnej, ale taka wredna krowa była, że oj. Leżałam z tymi skurczami i leżałam o 9 rano już nie dawałam rady i zadzwoniłam po M. przyjechał od razu. Na obchodzie zadecydowali podanie mi oxtytocyna - Ale wolno to leciało i leciało. Dostałam 2 czopki na rozwarcie. A tu nic - ciągle 2 cm rozwarcia. No i tak leżałam na tej porodówce do 17, M siedział ciągle ze mną - oxtytocyna leciała wolno, a skurcze nie do wytrzymania. Skakałam na piłce, chodziłam i nic. Nawet pod prysznicem byłam. No i obchód o 17 - 3 cm rozwarcia. Wysłali mnie ze skurczami z powrotem na patologię ciąży. (Od 3 w nocy nic nie jadłam, ledwo stałam na nogach i ze zmęczenia i z głodu) M pomógł mi się umyć, wieczorem badanie - 2 cm. :baffled: Dostałam nospę w zastrzyku i jeszcze coś przeciwbólowe w każdym bądź razie. Pomogło na godzinę.Trochę pospałam, zjadłam aż kromkę chleba. O 3 w nocy do idę położnej mówię, że już nie wytrzymuję. Zbadała mnie 1 cm. Nosz kurde. :angry: No i na porodówkę - znów oxtytocyna, znów czopki. Pyskowałam tam tak do położnych, że już wytrzymać ze mną nie mogły. :-p
O 7 rano na zmianę przyszła ciotka M, siedziała przy mnie, pomagała. Dostałam gaz rozweselajacy, ale bardziej mnie to zmuliło niż pomogło.Został mi podłączony TENS na plecy - jaką to dawało ulgę, ja Cię kręcę. Skurcze miałam krzyżowe, ból okropny. O 9 zmierzono jeszcze raz moją miednicę [?] okazało się, że nawet jakbym chciała, to Zuzia i tak by nie 'przeszła' - Przy przyjęciu na oddział źle mnie zmierzyli.. No i przebili mi pęcherz płodowy - zielone, gęste wody. Wepchnęli mnie na CC poza kolejką. Dostałam znieczulenie w krzyż, odleciałam. Ciotka M musiała mnie cucić, bo chciałam usypiać na stole podczas CC. W końcu usłyszałam płacz małej, pokazali mi ją, kazali przeczytać co napisali na 'branzoletce' którą miała na rączce.
Zuze wzieli w inkubator, mnie zszyli i przewieźli na 'pooperacyjną', nie mogłam podnosić głowy nic. Co 2 godziny przychodziła położna nas myć i zmieniać podkłady. O 14 przyszedł M z moją mama i jego ciocia przywiozła mi Zuzke. Nie mogłam jej wziąć na ręce, trzymałam ją za rączkę. Co 4 godziny przychodziła położna i dawała nam przeciwbólowe zastrzyki mimo, że tego nie chceliśmy (bo leżałam z Panią, która CC miała po mnie - wepchałam się jej w kolejkę, heh. :-p) Rano dali nam pyszną papkę, której i tak nie zjadłam mimo, że byłam mega głodna. Potem zdjęli cewnik, kazali wstać i chodzić. Nie dawałam rady, kobieta obok mnie co lezała, poszła już na noworodki, przywiozła sobie małą, wykąpała się - a ja leżałam jak placek dopóki nie przyszła moja mama z M. Pomogli mi się spakować, ubrać i przenieśli nas na sale. Leżałam z kobietą, która leżała obok mnie na porodówce. Jej dziecko strasznie płakało. Ja przez piątek nie chciałam dziecka - miałam jakieś odrzucenie od małej. :-( W sobotę przywiozła mi Zuze położna i już się nią zajmowałam. Pani leżąca obok bardzo mi pomagała przy niej, mimo, że miała strasznie rozwrzeszczane dziecko. :tak: W niedzielę powiedzieli nam, że wychodzimy. Dzwonię do M a tej skacowany leży. Przyjechał po mnie z kolegą i jego mamą. Ledwo chodziłam w domu, wszyscy mi przy małej pomagali. :tak::tak: Po 2 tygodniach doszłam do siebie całkowicie.

Zuzanna Julia przyszła na świat przez CC o 10.50 3 stycznia 2013 r, dostała 10 pkt. :happy:

Jak będę mieć drugie dziecko, to jak najbardziej chce CC
 
Do góry