reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Wychowanie - pewnosc siebie

kruzolek21

Początkująca w BB
Dołączył(a)
9 Grudzień 2010
Postów
19
Miasto
Oranmore, Co.Galway, Irlandia
witam wszystkie mamy
chcialabym poznac wasze zdanie na pewien temat..otoz wiele razy slyszalam stwierdzenie mam "nie chce powtorzyc bledow swoich rodzicow"; bardzo sie staramy zeby tak bylo a i tak wychodzi czesto na to samo...ja tez mam cos takiego..a wlasciwie bardzo bym chciala zeby moje dziecko bylo pewne siebie..ale obawiam sie ze wychowam egocentryka egoiste, ktorego nonkorfizm tylko bedzie mu przeszkadzal w zyciu, zamiast pomoc..wiem ze gdzies istnieje granica...ale jak jak odnalesc??
 
reklama
Witaj, tez mam podobne obawy o wlasne dzieci - jak znalezc "zloty srodek"? Wydaje mi sie, ze podstawową sprawą jest "zdiagnozowanie" błędów swoich rodziców, bo dopiero wtedy możemy świadomie ich unikać. Musimy sie zastanowic, czego w sobie nie lubimy lub co nas drazni (np. niska samoocena) i jakie są tego przyczyny (czyli co rodzice takiego robili, ze tak a nie inaczej myslimy o sobie). Drugą - i chyba duuuużo trudniejszą sprawą - jest świadome wychowanie czyli zwracanie uwagi przede wszystkim na swoje zachowanie wobec dzieci. Bo powielanie zachowań rodziców mamy niejako wdrukowane i przychodzi nam to z łatwością.

Podam wlasny przykład: z dziecinstwa pamietam, że gdy była okazja zjeść/wypić/zrobić coś nowego, to ja nie chciałam (po prostu miałam niechęć do wszystkiego co nowe). I bardzo często słyszałam: "ale z Ciebie dzikus". O tym, jak bardzo to zapadło we mnie przekonałam się, gdy pierwszy (i ostatni) raz powiedziałam tak odruchowo do synka, który też nie chciał czegoś tam spróbować. I wtedy zapaliła mi się czerwona lampka :) a te słowa były dla mnie tak naturalne, że nawet sie nie zastanowiłam, zanim je powiedziałam (!).
A poniewaz nie chcę, żeby moj synek czul sie tak jak ja wtedy, całkowicie wyrzucilam to zdanie ze slownika :)
Kruzolek21 - piszesz, ze chcesz, zeby dziecko byl pewne siebie ale nie egocentryczne. To da sie zrobic - pewnosc siebie dasz mu Ty, budujac jego poczucie wlasnej wartosci poprzez wspieranie go we wszystkim, czego sie podejmie (nie mylic z wychwalaniem pod niebiosa z błahych powodów). Wspierając go swoją miłością i dając mu poczucie bezpieczeństwa. A egocentryzm nie wkradnie się do Was jesli tylko tak pokierujesz dzieckiem, zeby dostrzegało i bralo pod uwage uczucia innych osób. Najlatwiej na wlasnym przykladzie. Jesli dziecko bedzie widzialo, ze zwracasz uwagę na uczucia innych ludzi i bedziesz z nim o tym takze rozmawiac gdy podrosnie, to mysle ze spokojnie dacie sobie rade :)
A, i jeszcze jedna sprawa - pewnosc siebie to niekoniecznie przebojowosc. Mozna byc pewnym wlasnej wartosci ale nie blyszczec w pierwszym rzedzie. Bedac pewnym siebie nie trzeba nikomu niczego udowadniac, dlatego mozna sobie pozwolic na komfort zajmowania 3 rzędu bez poczucia winy czy niedostatku :)
mam nadzieje, ze troche pomoglam rozwiac lęki i "przestrachy" :) pozdrawiam serdecznie
 
Dziekuje madbebe :)
łatwo nie jest, oj nie - pocieszajace jest to, ze jesli sie uwaznie patrzy na swoje dziecko, to mozna swoje bledy wychowawcze korygowac. Nie zawsze udaje sie to zalatwic "wlasnymi rekami" (mi do tego potrzebny byl psycholog dzieciecy, ktory rozlozyl wszystko na czynniki pierwsze i przetlumaczyl z dzieciecego na nasze), ale zawsze jest mozliwosc naprawienia wlasnych niedociagniec.

Moj synek ma 4,5 roku i sila rzeczy jest takim krolikiem doswiadczalnym, na ktorym sprawdzam siebie w roli mamy ;-) Z córcią juz teraz widze, ze mam wiekszy luz i mniej sie cisnieniuje w temacie "ukierunkowania" jej na wlasciwe tory. Teraz dopiero wiem, że najwazniejsze, to dac dziecku milosc i wsparcie oraz podstawowe ramy moralne. Pozostałe obszary niech dziecko wypełni samo tak jak chce - w koncu jest calkowicie odrebnym czlowiekiem ze swoimi upodobaniami i preferencjami i ma do tego prawo.

Odpowiednim wychowaniem moge sprawic, by moje dzieci byly wrazliwe np na cierpienie zwierzat, ale choćbym stawała na głowie, nie moge spowodowac, zeby chętnie występowały w szkolnych przedstawieniach (jesli w gruncie rzeczy tego nie chcą i nie lubią). To są zupelnie inne obszary, na które rodzice wplywu nie maja (nie mowie tu o "wciskaniu" dzieci w role, w ktorych chetnie widzieli by sie sami rodzice - kolejny jakze czesty blad naszych rodziców... ;-). pozdrawiam :) sliczne macie dzieci :)
 
Bardzo ciekawy temat.
Chyba wiele z nas nie chce powielać schematów z domów rodzinnych, tym bardziej, że większość z nich nie była słuszna.
Ja również staram się wpoić dziewczynkom pewność siebie( na razie tylko najstarszej)
I ostatnio zauważyłam, że chyba idziemy dobrym torem.
Koleżanka powiedziała do mojej córci, że jest głupia, bo coś jej nie pasowało.
A moja Natusia(jest bardzo nieśmiała) mówi do niej pewnym głosem:
"Ja jestem mądra, tylko Ty mnie dobrze nie znasz"
Powiem Wam, że mnie wmurowało jak to usłyszałam, ale i jestem strasznie dumna z niej, że tak ładnie wybrnęła.
 
wow bardzo podoba mi się temat, Aga gratulacje!!! Jestem w szoku, Twoja córeczka ma zaledwie trzy latka i taka odpowiedź, oj chciałabym kiedyś usłyszeć podobną wypowiedż u mojego dziecka.
Polecam wam książkę "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały - jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły" - Adele Faber, Elaine Mazlish, jest napisana prostym językiem i dokładnie w temacie, własciwie Mazlish opiera się całkowicie na Gordonie więc moze i lepiej od razu od niego: Thomas gordon-wychowanie bez porażek, oto jedna z recenzji Uważam, iż książka pozwala krytycznie spojrzeć na siebie jako rodzica, nauczyciela czy wychowawcę. Autor w książce podjął temat, który w naszym kraju jest prawie zapomniany, mianowicie - szkolenia rodziców, którzy mają kłopoty wychowawcze ze swoimi dziećmi, bądź też szkolenia przyszłych rodziców do tej roli. Intencją autora było dotarcie ze swoimi ideami do szerokiego kręgu odbiorców. Publikacja ta, choć odnosi się przede wszystkim do rozwiązania sporów między rodzicami i dziećmi, jest przydatna nie tylko rodzicom, ale również nauczycielom i wychowawcom domów dziecka. Niewątpliwą zaletą książki jest to, że została napisana prostym, zrozumiałym językiem. W pierwszych rozdziałach zajmuje się autor możliwością pomocy dziecku, szukającemu własnych rozwiązań problemów, jakie przynosi mu życie. Dopiero dalsze rozdziały przedstawiają, w jaki sposób można zmieniać i modyfikować te zachowania dziecka, by uwzględniało bardziej niż dotychczas potrzeby i oczekiwania dorosłych. Program zawarty w książce można uznać za rewolucyjny w stosunku do dotychczasowej literatury i do naszego życia, ponieważ zasadniczo różni się od postępowania tradycyjnego. Thomas Gordon poruszył problem, z którym mają do czynienia prawie wszyscy dorośli, a mianowicie: jak słuchać, żeby dzieci mówiły i jak mówić, żeby dzieci słuchały, jak rodzice mogą rozmawiać ze swoimi dziećmi, aby te „usłyszały” uczucia rodziców i miały wzgląd na ich potrzeby. Autor daje konkretne wskazówki, jak sobie z tym radzić. Przyzwyczajeni jesteśmy do zarządzania, pouczania, grożenia i upominania, a tym czasem Gordon proponuje nam czynne słuchanie, zaleca wczuć się w drugiego człowieka, daje nam wskazówki, jak przestać być panią „wszechwiedząca”, jak stosować czynne słuchanie w praktyce. Autor krytykuje stosowane przez zdecydowaną większość rodziców metody wychowawcze oparte na nagradzaniu i karaniu za określone zachowania, ukazuje niebezpieczeństwa związane z autorytetem i władzą rodzicielską. Książka pozwala wyzwolić się ze schematu postępowania: zwycięzca – pokonany. Krytykując ten dotychczasowy model rozwiązywania konfliktów, proponuje nam inną możliwość, mianowicie metodę bez porażek, w której nikt nie zostaje pokonanym, metodę bez stosowania siły. Dokładnie przedstawia funkcjonowanie tej metody. W książce czytelnik znajduje dokładną charakterystykę metody, za pomocą której wszyscy rodzice i wszystkie dzieci mogą rozwiązać indywidualne konflikty, znajdujące własne, swoiste i dla wszystkich zainteresowanych możliwe do przyjęcia rozwiązania. Znajdzie on też instrukcje jak w praktyce zastosować metodę bez porażek. Autor nie pomija w swym opracowaniu trudności, na jakie mogą napotkać dorośli stosując wspomnianą metodę. Nie podaje gotowych rozwiązań typowych sytuacji konfliktowych, nie zapewnia o natychmiastowym skutku i bezwarunkowym powodzeniu metody, nie twierdzi że można ją zastosować zawsze, w każdej trudnej sytuacji, lecz stara się przekonać czytelników, że metoda omawiana przez niego stwarza o wiele większe prawdopodobieństwo „pokojowego” rozwiązania problemu, przyczynia się do wytworzenia optymalnej atmosfery. Lektura tej książki pobudza do refleksji nad sobą, nad własnym zachowaniem i nastawieniem, wskazuje na prawdy proste i oczywiste, jak np. ta, że dla dziecka trzeba mieć wiele czasu od pierwszych chwil jego życia, a jednocześnie nie można zapomnieć o własnym „ja”, o swoich potrzebach.
 
Dziewczyny jak to usłyszałam to normalnie mnie zamurowało. Ale często jej powtarzam, że jest mądrą dziewczynką, a jak ktoś będzie mówił inaczej, to znaczy, że jej nie zna i chyba to sobie przyswoiła.
W ogóle często z nią rozmawiam, tłumaczę, unikam krzyku.
Rozmawiam z nią jak z dorosłą, ale nie wymagam zbyt wiele od niej, tylko tyle ile można wymagać od 3 latki, a ona i tak mnie często zaskakuje.
Wie, rozumie więcej niż mogłabym się spodziewać.
Jest cudownym dzieckiem i niezwykle mądrą(wiem każda matka tak mówi).
Jednak ja jej nie uczę, bo uważam, że ma jeszcze czas.
A ona umie liczyć po polsku do 20 i angielsku do 12.Rozpoznaje cyfry0-9.
Zna abecadło po angielsku i wiele słów, m.in. kolory
Dodam, że naprawdę jej nie uczę, czasami coś jej powiem, a ona to już łapie.
I nie chodzi też jeszcze do przedszkola.
Za to bardzo często ją chwalę, nawet za drobnostki,
a jak zrobi coś nie tak to mówię, że ona jest kochana, ale jej zachowanie jest nie fajne i bardzo mi się nie podoba.
Długa droga jeszcze przed nami, mam nadzieję, że uda nam się wychować córki na wartościowych ludzi.
 
reklama
Świetny temat!
Powyższa książkę własnie czytam i mam nadzieje ze uda mi sie wprowadzić te sposoby i rady w życie. Ignaś coraz częściej zaczyna pokazywać swoje humory, czasami nawet na złość sika gdzie popadnie:no:
Dziewczyny taka mała uwaga nie uczcie na sile dzieci angielskiego w domu, mam znajomych z 5 latkiem któremu rodzice tak namieszali w głowie, ze mały w jednym zdaniu używa dwóch języków, nie odróżnia ich. My mówimy do Iggiego tylko po polsku natomiast telewizja i dwa dni w tygodniu przedszkole angielskie -młody tak podłapał język, ze zapytany o coś odpowiada po angielsku bo chyba mu łatwiej:-)
Ps. Gramy tez w taka gre nazywając przedmioty po polsku i po angielsku ;-)
 
reklama
Do góry