reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Wychowywanie(czyli zachowania poznających świat Maluchów i dyscyplina bez płaczu)

malbertka masz cięzki orzech do zgryzienia,ja bardzo podobnie miałam ze starszą córą jak była malutka,tylko ja wszystko mogłam,aż w pewnym momenciem miałam dosc i podzieliliśmy sie z męzem obowiązkami,on kąpał mała a ja wtedy gdzieś wychodziłam albo w drugim pokoju szykowałam cos dla niej tak żeby nie byc w zasięgu jej wzroku i nie wtrącałam sie w kąpiel,żeby nie drażnic córy z karmieniem tez było różnie i tez tylko ja mogłam,ale przed kąpielą tylko mąz karmił a ja znowu schodziłam z oczu,po jakimś czasie mała sie przyzwycziła i nie chodzi mi o to,zebys jej całkiem znikała,bo bedzie sie bała tylko np. szła do kuchni i tam sie krzątała,od czasu pokazując sie małej,ale nie wtrącajac sie w to co robi mąż
pierwsze dni napewno mała bedzie sie buntować,ale w którymś momencie bedzie widziała jakis podział,że ma oboje rodziców
mam nadzieje,ze troszke pomoże
Dziękówka Piwonia, no to by było strasznie trudne tak jak piszesz, wydaje mi się że chyba lepiej by było jakbym wyszła całkowicie z domu, bo tak jak ona będzie wiedziała ze jestem w kuchni to będzie się darła i wykręcała i uciekała do mnie, a z drugiej strony nie chce jej też tak katować...

Malbertka - ja bym powiedziała, że to taki objaw lęku separacyjnego. Mała jest z Tobą bardzo związana i chciałaby być z Tobą cały czas. Każda rozłąka z Tobą jest dla niej straszna - niezależnie od tego jak bardzo lubi czy kocha kogoś innego kto się nią opiekuje. Dzieci nie mają poczucia czasu - nie wiedzą co to znaczy chwila, pięć minut czy pół godzinki. Mama zostająca na plaży jest jak mama pozostawiona na zawsze (dziecko może sobie myśleć - "już nigdy jej nie zobaczę") lub co gorsza - mama, która mnie zostawia . Jest to trudne dla nas bo ogranicza to znacznie nasze codzienne czynności, ale jest też bardzo trudnym etapem dla dziecka. Ona miała ciebie do niedawna non stop i na każde żądanie (mleczko) a teraz żłobek, praca itp. Mocno uszczupliły się Wasze kontakty.
Nie ma złotej rady. Na pewno trzeba zapewnić dziecku dużą dawkę poczucia bezpieczeństwa, ograniczać nieprzewidziane sytuacje, tłumaczyć. Moim zdaniem przyzwyczajać stopniowo do opieki innych osób a nie gwałtownie. Ja wiem, że takie dziecko wiszące u nogi to utrudnienie. Ale w miarę rozwoju jej to będzie mijało jeśli będzie pewna Tojego wsparcia, bezwzględnej miłości i obecności.

U nas mieliśmy ostatnio namiastkę tego problemu z innej strony. Obydwoje mieliśmy urlop i spędziliśmy w trójkę dużo czasu. Po powrocie do domu mąż musiał wrócić do pracy a Hania nie chciała go wypuścić. Trzymała się go kurczowo i płakała. jak już wyszedł to dalej płakała a jak się uspokoiła to mówiła że tata nie wróci. W ciągu dnia na każde wspomnienie taty mówiła że tata w pracy i nie wróci. Po powrocie męża z pracy Hanka była na niego obrażona że on ją zostawia, nie chciała się przywitać i nic nie dawała mężowi przy sobie zrobić. Tak trwało 3 dni. Teraz jest już dobrze.
Dzięki Zylcia, no ja wiem właśnie że dla dziecka nie ma czegoś atkiego jak "czas" - że jak coś chce to tu i teraz, że nei rozumie że "za chwile" itd. i że jak ją zostawiam to liczy się dla niej to że ją w tym właśnei momencie zostawiam i nie pomysli że później będzi esię bawić itd. Ale własnie myśle że ona jest dość mądra i już pokapowałą ze ja wracam zawsze po nią....tłumacze itd. ale np. zawsze rano jak wychodzimy do żłoba to jest happy papa tacie robi i w ogóle świrujemy w windzie do lustra itd. śmiechy, hihy - mówi ze płakać nie bedzie, a tylko wejdziemy za drzwi żłobka i już ryk. Nawet jak jeszcze pukamy to jaja sobei robimy i jest radosna...
I kurcze ona juz chodzi tam od stycznia więc nei tak krótko....
Nigdy się na mnei nei obrażała tez...
Kiedyś jedna pediatra zasrana mi powiedziałą zebym wyjechała na kilka dni! - masakra! mam zabrac nagle dziecku to co dla niego jest całym światem!? i takich mamy pediatrów...
 
reklama
Malbertka ja na twoim miejscu coraz czesciej zostawiałabym tate sam na sam z corka i nie zaraz jak krzyczy to mamusia jest .Bo za kazdym razem jak tylko cie nie ma ona podnosi alarm i zaraz sie pokazujesz to tylko ja utwierdzasz w przekoniu ,ze jak mamusi nie ma to wystarczy sie rozedrzec i juz bedziesz.Tylko np. pierwszy raz na 30 min. Niech sie drze i woła .Tato nie powinien sie stresowac bo dziecko wyczuje tylko sprobowac ja zabawiac .Jesli nie pomoze to niech nawet te 30 min sie podrze ale z czasem wydaje mi sie ,ze przywyknie do tego ,że mamy moze raz kiedys nie byc.Tate bardziej zaangozowalabym w zycie rodzinne i zarzadzialbym podział obowiazkow.A co do tej piediatry to pewno chciała baba zasugerowac ,ze caly swiat to nie tylko ty ale tez dziecko ma drugiego z rodzicow .Jesli teraz nie nawiaza kantkatu to z wiekiem bedzie tylko cieżej .A przeciez tatus to nie sasdiad i na pewno dla swojej coreczki bedzie chcial jak najlepiej .Krzywda jej sie nie stanie na pewno a jednak fajnie jest miec i jedno i drugie z rodzicow.

Azorek moja tez ile by nie byla na dworze to wciaz na sygnale wracamy .Ale mam to gdzieś bo zadne tłumaczenie nie pomagaja jeszcze jak tylko otworze paszcze to jeszcze gorzej sie drze .Przed pojsciem mówie jej ,ze zaraz idziemy do domu bo juz późno jest .Potem jeszcze ze 2 razy przypomne ale i tak wszyscy sasiedzi wiedza ,ze Alka wraca z placu zabaw .Co do wymiotow to moja tego nie mam czasem sie zapowietrzy ale mi pediatra mowila ,ze z czasem to przejdzie i zeby z tego jakiejs afery nie robic .Tylko uwazac ,żeby z zapowietrzenia nie zemdlała itd. Za to mojej szwagierki corka normalnie jak tylko cos nie po jej mysli bylo to tak krzyczała mi sie denerwowała ,ze wymiotowala .Potrafila caly posiłek zwrocic.Oni tez mieli z nia ale wyrosla z tego .
 
Ostatnia edycja:
Malbertka - myślę, ze w windzie z mamą jest dużo fajniej niż w żłobku. Ja też bym ryczała gdyby kończyło się coś fajnego z mamusią a zaczynało coś gorszego z jakimiś paniami.
Myślę, ze Chogata dobrze radzi - spróbuj potrenować zostawianie małej z tatą na początek, na jakiś krótki czas. Stopniowo wydłużaj ten czas. Na pewno łatwo nie będzie ale jak już przebrniecie to później będzie łatwiej. Tak myślę.
 
Malbertka - myślę, ze w windzie z mamą jest dużo fajniej niż w żłobku. Ja też bym ryczała gdyby kończyło się coś fajnego z mamusią a zaczynało coś gorszego z jakimiś paniami.
Myślę, ze Chogata dobrze radzi - spróbuj potrenować zostawianie małej z tatą na początek, na jakiś krótki czas. Stopniowo wydłużaj ten czas. Na pewno łatwo nie będzie ale jak już przebrniecie to później będzie łatwiej. Tak myślę.

No własnie tak to jest, że nam tez np. się nie chce iść rano do pracy - tak samo jak dzieciom do żłobka - i my mozemy miec zły humor ale rozumiemy ze musimy iść, a One ryczą i nie rozumieją....
 
Malbertka my od ppoczatku jakos zrobilismy pewein podzial ze to mezasty podaje jej przynajmniej jeden posilek (ja wtedy znikalam z widoku ) i to tatus jest od kapieli np. ale ostatnio mlodej tez tylko mama i mama w glowie :O moj odbiera ja wieczorem z mojej pracy (ja zaczynam o 18 i spotykamy sie o 17.40 na wymiane dzieckiem ;]) i wczoraj mloda jak go zobaczyla to uciekla i nie chciala z nim isc wogole :O staram sie jak moge zeby moj jakos sie zmobilizowal i nie wracal od razu do domu tylko dal jej sie wybiegac choc z 15 min on z glodu nie padnie a i mloda bedzie radosniejsza :) chyba wszedzie tak jest ze raczej mama jest na pierwszym miejscu bo to myu spedzalysmy z dziecmi wiekszosc czasu a tatus byl w pracy wiec trzeba jakos sie dotrzec z maluchem. latwo nie bedzie bo widze u nas co sie teraz dzieje ....
a z tymi wymiotami to tak sie zastanawialismy bo moj maz ma refluks i czesto w sytuacjach stresowych mu sie nasila i zastanawialo mie czy mloda tez moze miec refluks....tutaj lekarz mnie olal cieplym moczem...jak zwykle...cudem wymusilam badania na alergeny i to dopiero jak dziecko zadrapalo sie do krwi i pokazalam to lekarzowi bo tak mowili mi ze to egzema :O a teraz juz wiemy ze pomidorki mloda uczulaja ...nie wiem jak musiala bym podejsc do lekarza i jaka awanture i argumenty podac zeby mi dziecko do psychologa skierowali....prywatnie mnie teraz nie stac niestety...ja mam nadzieje ze jej to przejdzie
 
Malbertka z tego co obserwuje u dwulatkow znajomych to normalne że sie przyklejają do mamusi. Moja miała taki okres jakiś czas temu, się śmialiśmy z mężem że codziennie jest "dzień mamy". Jak mnie zobaczyła to nie było mozliwosci zeby ktoś inny coś przy niej zrobił, chociaż do niektórych zabaw ciagneła tate (mają takie swoje zabawy) ale karmienie, ubieranie, kąpanie czy jaka kolwiek inna "obsługa" to tylko mama mogła robić.
Tak samo na wakacjach miała iśc z tatą na spacerek, buzi mi dała, pomachała papa z uśmiechem ale po przejściu kilku metrów wyrwała się męzowi i leciała do mnie z płaczem "mamaaaaaaaaaaaaaa".
Przeszło jej gdy... zaczełam macierzyński...
Wcześniej jak wychodziłam do pracy to czasem żegnała mnie z uśmiechem ale co któryś dzień był płacz, z tym że starałam sie zawsze zostawić jej coś do robienia - jakąś gre, naklejki, plastelinke itp. Prace zaczełam (też) w styczniu i sie dziwiłam że jeszcze Mała sie "nie pogodziła z losem". Pilnowała jej babcia a po moim powrocie z pracy to babcia wogle nawet spojrzeć na Jule nie mogła bo zaraz był krzyk!

Biedne te maluszki tak przeżywają znikanie mamy...
 
Malbertka, dziewczyny już chyba wszystko, co i ja bym dodała, powiedziały. U nas też czasem bywa, że tylko mama może isc z Tomkiem do wc, ale chyba na tym sie takie akcje u nas kończą; choć oczywiście i tak woli być ze mną. Ja się bardzo obawiałam powrotu do pracy, i to na całe 8godz od razu, bo Młody też tylko ze mną do tego czasu, i na cycu wisiał do prawie 2rż, więc w sumie bardzo podobnie, jak u Ciebie. No plusem u nas było, że mamy dziadków pod ręką, i tam Tomek przebywał, jak ja czasem coś załatwić musiałam, czy zakupy większe zrobić, no cokolwiek. Od pon., czyli od 1wszego dnia, jest u nas spokój- Tomek w ogóle nie odczuwa mojego braku! Oczywiście, mówi, że mama w pracy, jak usłyszy lub zobaczy jakies auto, to od razu, że mama autem pojechała i takie tam, ale nie ma płaczu, histerii i w ogóle. W sumie to jest nawet bardziej grzeczny, bo mi to już na głowe wlazła pchełka mała. Mam nadzieję, że się to nie zmieni, i życzę, żeby i Alutka jak najszynciej przywykła do Waszego harmonogramu dnia, bo jednak szkoda Małej.

Azorek, ja się nie spotkałam z sytuacją, żeby dziecko w syt. stresowej reagowało wymiotami, więc nie chcę niczego konkretnego radzić. Może rzeczywiście skłonność, czy pewną wrażliwość po tacie odziedziczyła. Może uda Ci się wyszarpać skierowanie do psychologa, bo pewnie mógłby pomóc. Użyj jakichś twardych argumentów, może nawet wyolbrzym problem, jeśli normalnie nie da rady.
 
Ostatnia edycja:
No spoko, dziewczyny - dzięki za odpowiedzi. Tylko mi się własnie zawsze wydaje, że to nie jest takie normalne i że inne rodzinki tak nie mają...

W ogóle zawsze mam takei spaczone spojrzenie, że jak Alka nie chce mi siedziec w wózku(a nie chce prawie zawsze...) to widze pełno mamusiek w koło jak spokojnie sobie wiozą swoje dzieci w wózkach, albo jak za rączke nei chce isc to to samo...
Ale bywają tez takie momenty - że Alce coś odbije i na chwile chce do wózia siąść i wtedy mija nas jakaś mamka z dzieciakiem na ręku - i komentuje - "ooo, zobacz jak grzecznie dziewczynka siedzi w wózku, a ty?!..." :-D a ja sobie myśle ...taaaaa :-D

Ale opisze Wam jeszcze np. jak wczoraj było bylismy na rowerach na placu zabaw, latała tam, później na huśtawkę chciała usiąść - ja siedziałam na ławce 4 kroki od huśtawki.
Alka nie mogła sobie poradzić żeby na nią wsiąść i tata stał koło niej i ją chciał podsadzić - ja cholender nie chciała - darła si eże ja mam to zrobić. Ja jej tłumacze ze tata, tata - ze obok tez tata posadził chłopczyka, że tata Ci posadzi - i monsz mój ją sadza a ona sie wije strasznie i nie daje i drze się że ja musze. No to ja dalej siedze i jej tłumaczymy - no i stoi tak i płacze. Jakaś dziewczynka większa chciała jej pomóc i ją posadzić - też nie!
Długo to trwało i w końcu wstałam i posadziłam, bo tak to wyglądało jakby matka dupy nie mogła podnieść żeby córci pomóc...

Jak wracać już trzeba było to też się wnerwiała jak miała na fotelik na rowerze siąść. Ona zawsze z domu radosna wyjeżdza i chce bardzo na rower, ale jak zrobimy przerwe i z powrotem trzeba siąść to już masakra. Jeździ na rowerze męża, czasami mam ochote przesiąść się na jego rower, żeby ze mną jechała, zeby syreny nie właczała, al emam nadz. ze nigdy tego głupia ja nie zrobię, bo wiem że jak raz tak spróbujemy to już całkiem będzie klapa i tylko ze mną będzie chciała...a fotelik ma tez z przodu roweru takze zagadujemy ją - pokazujemy itd. a i tak jej źle:-D

Natt, jakby Ci się tam coś wykroiło z przemyśleń - to pisz i pytaj - o ile tylko masz czasa ciut wolnego- bo wiem że nie masz, także poczekam cierpliwie no problemos! :-)
 
malbertka, jak czytam o Twojej Ali, to tak jakbym czytałam o moim Miko, to niesamowite (oboje są z 20 sierpnia, czy coś pomyliłam?). Cała rodzinka też mi zwraca uwagę, że dla Miko istnieje tylko mamusia i mamusia. Ja zawsze podchodziłam do tego bardzo racjonalnie. Od poczatku, tak naprawdę to ja poświęcałam Mu najwięcej uwagi, inni też się z Nim bawili ale nie będąc tylko na 100% z Nim. U Mikołaja taka potrzeba "mamusi" wraca falami, szczególnie się nasila, kiedy spedzam z Nim więcej czasu (mam swoją działalnośc i są tygodnie, w których mam dużo mniej pracy), np. codziennie odprowadzam Go do żłobka i zabieram Go stamtąd. Mój J. jest wspaniałym tatusiem, ale jak jest mama to tata ma siedzieć z boku. Wiem, że J. też jest przykro. Zauważyłam, że relacje między Nimi są lepsze, jak więcej czasu "muszą" spędzić ze sobą (np. ja wyjeżdżam na 2 dni lub wraca późno przez kilka dni). Ostatnio też się zastanawiałam na ile, ja tak naprawdę pozwalam podświadomie J. na zajmowanie się Miko. Oczywiście, cały czas prowokuje sytuacje, w których zostają sami, np. jadę na zakupy, wysyłam ich na spacer, ale jak nie ma mnie dłużej niż godzinę, zaczynam myśleć co robią i jak wracają (wracam) poświęcam całe swoje 100% uwagi na Mikołaju. Mi się wydaje, że On to czuje i jest mu lepiej z mamą, której uwaga jest skupiona tylko na nim.
 
reklama
Do góry