reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

** Zamknięty **

Ja jestem w szoku ze coś takiego wyniknelo... szkoda że tak fajna dotad atmosfera dziś zmieniła się w jakieś pretensje i kłótnie... ja podobnie jak ewa myślę że najlepsza opcja byłoby zostawienie starych wątków na ogolnym a na prywatnym założenie zupełnie nowego.
Faktem jest ze te dziewczyny które rzadko się udzielaly maja teraz pretensje... wszystko to przez akcje z ostatnimi prowokacjami... gdyby nie to myślę że też nie chciałybyśmy tak bardzo przenosić się na wątek prywatny... tak czy inaczej mam wielka nadzieje ze mimo dzisiejszej burzy :) wzejdzie jutro słońce i atmosfera się oczyści :))
 
reklama
Czy dofinansowanie in vitro z budżetu państwa jest naciąganiem obywateli?

Jeżeli do mnie pijesz istotko, to nie korzystałam z programu rządowego. Wiadomo, że program rozpoczęto 1 lipca 2013, a ja już byłam po ostatnim transferze. Za wszystko zapłaciłam z własnej kieszeni - coś koło 40 tys.

I nie uważam że program in vitro jest naciąganiem - bo jest wiele osób które nie mogą posiadać dzieci w sposób naturalny i to jedyna dla nich szansa. Nie każdego tez stać na in vitro z własnej kieszeni. I skoro leczenia odwykowe są refundowane w ramach NFZ, to ja wolę aby moje pieniądze, które oddaje w podatkach bądź w ubezpieczeniu szło na leczenie ludzi, którzy nie zawinili że są bezpłodni, niż dla alkoholika, który sam doprowadził do swojej choroby. Wystarczy spojrzeć na koszt transplantacji wątroby u byłego alkoholika, który wystarczy że udowodni iż rok czasu nie pije i uczestniczy we wszelkiego rodzaju spotkaniach aa. Jednak nie zmienia to faktu, że poprzednią wątrobę wykończył na własne życzenie, także dlaczego ja mam teraz płacić za jego bezmyślność?

Problem L4 to inna sprawa. Jeżeli ciąża rozwija się prawidłowo i nic jej nie szkodzi, a warunki w pracy są neutralne dla rozwoju ciąży, to uważam że L4 jest naciągactwem. Tak samo wypowie się prawie każdy lekarz orzecznik i mam nadzieję, że z czasem prawo zostanie zaostrzone w tym kierunku i z L4 będą korzystać osoby, które tego potrzebują. I nie uważam żeby odpowiedź, że jak państwo nas ...... to my mamy także, bo donikąd to nie prowadzi. Mnie rodzice wychowali, że "jak Kowalski kradnie i Nowak także, to nie znaczy że mi wolno". No cóż takie moje zdanie i mam prawo takie mieć.

Dopóki prawo nadal ma taką lukę, to każdy postępuje według swojego sumienia. I dygresje na temat, że jeżeli ktoś nie wykorzystuje luki prawnej dla własnych korzyści są co najmniej niestosowne,
 
Ostatnia edycja:
Sylwia - a jak się ma twoja praca do przepisów dotyczących ochrony kobiet w ciąży? 'Pisałaś, że dużo pracujesz, a teoretycznie w ciąży nie wolno przekraczać 8-godzinnego czasu pracy. Poza tym dochodzą przepisy o zakazie pracy w pozycji wymuszonej, narażeniu na czynniki biologiczne - przyznam szczerze, że nie wyobrażam sobie godzenia tego z pracą stomatologa. Tylko nie czuj się atakowana, pytam wyłącznie z ciekawości :tak:
 
Nie do Ciebie, ale Ty odpowiedziałaś. Bardzo wyczerpująca odpowiedź, osobiście zgadzam się z tym, że L4 w ciąży to w gigantycznej liczbie przypadków zwykłe kombinatorstwo.
Dofinansowanie in vitro z podatku jest nie tyle naciąganiem, co przymuszaniem obywateli do płacenia w sferze bardzo delikatnej - przecież większość się z tym nie zgadza.
W ogóle publiczna służba zdrowia to jedno wielkie naciąganie.

Masz rację - in vitro to przymuszanie i zło konieczne dla narodu. Natomiast to że z naszych podatków płaci się emeryturę księżom jest w 100% fair. Przecież ksiądz tak mało zarabia (cenniki za poszczególne usługi są dość znane). Co tam zarobi na ślubie, pogrzebie, chrzcinach, z tacy też mało zbiera, nie mówiąc już o kolędzie. I to jest czysty przypadek, że coraz częściej plebanie są większe od kościołów. Ale masz racje, to że statystyczny Polak płaci na emeryturę księży jest w 100% prawidłowo wydanymi pieniędzmi.
Nie wspomnę już o kampaniach wyborczych za nasze pieniądze, utrzymywanie kancelarii poszczególnych głów państwa, etc.... To są chyba najlepiej wydane pieniądze przez państwo.

Kończąc już z sarkazmem podsumuję tak, nasze państwo trwoni nasze pieniądze z podatków i nikt się na to nie burzy, a jak co jakiś czas finansuje się cele pozytywne to wyskakuje taka istotka jak Ty w moherowym bereciku i krzyczy większą ilością decybeli niż ma komórek mózgowych. Osobiście jakby te wszystkie trwonione pieniądze zebrać to można by zapewnić porządną opiekę geriatryczną, paliatywną, ciężarnych, dzieci, zapewnić wszystkim godne leczenie i nie wciskać kitu, że nie wprowadzimy na listę refundowaną leku na czerniaka, bo to "przedłużenie agonii". Każdy cywilizowany kraj ma wprowadzone in vitro w refundacji z ubezpieczenia zdrowotnego, czekam aż nastąpi to w Polsce. Skoro leczymy alkoholików, narkomanów i samobójców, to czemu nie pomóc bezpłodnym parom.

Tak na marginesie nie wiem po co zmieniłeś/aś nick. Wcześniejszy dlaczego bardziej mi się podobał.

Zakładanie nowego tematu i dalsza dyskusja z Tobą nie ma sensu. Zgodnie z prawem Murphyego "Nigdy nie kłóć się z głupcem – ludzie mogą nie dostrzec różnicy."

Sylwia - a jak się ma twoja praca do przepisów dotyczących ochrony kobiet w ciąży? 'Pisałaś, że dużo pracujesz, a teoretycznie w ciąży nie wolno przekraczać 8-godzinnego czasu pracy. Poza tym dochodzą przepisy o zakazie pracy w pozycji wymuszonej, narażeniu na czynniki biologiczne - przyznam szczerze, że nie wyobrażam sobie godzenia tego z pracą stomatologa. Tylko nie czuj się atakowana, pytam wyłącznie z ciekawości :tak:

Dużo pracuję w kwestii ilości dni (6 dni w tygodniu) - dyżury zazwyczaj są 5-6 godzinny. Jednak czasami jest to mniejszy wymiar pracy, bo jestem na własnej działalności i nie mam w obowiązku siedzieć "od" "do", tylko w przypadku braku pacjenta na daną godzinę, mogę spokojnie jechać godzinę później do pracy, wyjść wcześniej, a jeżeli luka jest w ciągu dyżuru, to mogę albo skorzystać z 100 metrowego socjalnego, gdzie mam do dyspozycji kanapy, kącik kuchenny, bądź mogę wyjść z pracy i pojechać np na zakupy. Oczywiście działa to i w drugą stronę i bywało tak że wychodziłam po 2-3 h po zamknięciu firmy. Jednak w ciąży takie sytuacje nie mają miejsca.

Czynniki biologiczne na pewno są mniejsze niż spotykamy się z nimi na co dzień. Pracuje się w przyłbicy, masce ochronnej, rękawiczkach, ubraniu ochronnym. Kontakt z krwią czy śliną jest prawie zerowy. Dlatego więcej kontaktu z czynnikami biologicznymi mamy podczas podróży w autobusie (ktoś kichnie, inny wytrze nos w chusteczkę i część wydzieliny zostanie mu na rękach, a potem dotknie drążka). Wystarczy stosować się do zasad - nie robić skalingów w ciąży (tutaj faktycznie spray wodny może być wymieszany z krwią, a zasięg może być dość duży), nie przyjmować osób potencjalnie chorych (tutaj gównie wskazania na opryszczkę czy przeziębienia) i nie dokonywać ciężkich zabiegów chirurgicznych.
Praca moja nie wymusza na mnie pozycji, to ja ustawiam sobie fotel podług swojej wygody. Najczęściej pacjent ułożony jest w pozycji leżącej, która jest ergonomiczna dla mnie. Nie obciąża ona kręgosłupa lędźwiowego i nie zmusza do naprężania mięśni brzucha. W dodatku wizyta trwa koło 40 minut, a pozostałe 20 jestem w zupełnie innych pozycjach. To nie dawne czasy kiedy pacjent siedział na fotelu a lekarz był wygięty w "eskę". Nawet kiedyś był żart "po czym poznać stomatologa w kościele". "Po kształcie pleców".

Nie wiem jakich znałaś stomatologów, bo nawet przy podwyższaniu zatoki czy augmentacji kości nie ma takiego krwawienia (prawie znikome). Ja też nie wbijam sobie igieł po pacjentach w ramach akupunktury, nie oblizuję skażonych narzędzi i nie używam zużytych gazików poekstrakcyjnych do swoich celów. Śmiem twierdzić, że o wiele większe ryzyko skażenia ma asystentka, która musi posprzątać po pacjencie (zabezpieczyć i zutylizować igły, wyczyścić narzędzia poddawane sterylizacji, etc). Asystentka tak samo jest narażona na czynniki chemiczne (płyny do dezynfekcji wierteł i narzędzi większych gabarytów, środki do dezynfekcji wolnych powierzchni, płyny w myjkach ultradźwiękowych). To stomatolog przychodzi na gotowe, ma sterylne narzędzia, wiertła, zdezynfekowane pole pracy i przestrzegając przepisów sanepidowskich może spokojnie pracować bez ryzyka zakażeń.

Tak samo nie jestem narażona na czynniki fizyczne - czyt. promieniowanie RTG. Jak w każdej szanującej się firmie w pracy mamy zatrudnionego radiologa do wykonywania zdjęć. Pokój radiologiczny znajduje się w znacznej odległości od gabinetów, a korytarz doprowadzający do RTG nie prowadzi do innych pomieszczeń. Także ryzyko ekspozycji jest zerowe.

To nie lata 70- 80 kiedy stomatolodzy pracowali bez rękawiczek ( i często chorowali na zanokcicę), wiele narzędzi było tylko dezynfekowanych i nawet na uczelniach do dzisiaj grupa studentów operuje jednym trzymadłem do soflexa pomiędzy pacjentami. Grunt to też pracować w ośrodku, który nastawiony jest na 100% higienę. W mojej pracy nawet końcówki (turbina i mikrosilnik) jest oddzielnie sterylizowane dla każdego pacjenta (na każdy gabinet przypada kilkanaście zestawów tego typu). I pewnie tylko kilka ośrodków w Polsce ma takie zestawy do pracy i tak dba o higienę. Pewnie jakbym pracowała na NFZ, gdzie panują duże ograniczenia finansowe, to sama bym uciekła na L4 właśnie z powodu zagrożenia biologicznego czy nawet chemicznego. Jednak ja w swojej pracy czuję się bezpieczniejsza niż w momencie kupowania bułek w piekarni, bo nigdy nie wiadomo gdzie piekarz trzymał rękę... A już strach pomyśleć co za czynniki biologiczne znajdziemy na klamkach, poręczach, wózkach w hipermarkecie, nie mówię już o korzystanie z publicznych toalet. To dopiero siedlisko bakterii, wirusów i pasożytów.

A pewne niedogodności (ale nie zagrożenia) zawsze istnieją i nawet urzędnik w gminie może narzekać na odciski na tyłku ;-).

Także z czystym sumieniem mogę powiedzieć że specyfikacja i warunki BHP w mojej pracy nie zagrażają mojemu dziecku. Natomiast zabiegi mogące nieznacznie zwiększyć ryzyko ekspozycji na dany patogen można w moim zawodzie wyeliminować. Parę zmian w trybie pracy i przestrzeganie higieny pracy - i nie ma żadnych powodów do obaw.
 
Ostatnia edycja:
Do góry