A ja muszę wam powiedzieć, że nadmiar pracy z pewnością podziałał pozytywnie na moje samopoczucie psychiczne... a może to i mijający czas... pogodziłam się z tym, co się stało, czekam na @ z nadzieją, że nie trzeba będzie nic więcej robić, żadnych zabiegów, żadnych histeroskopii... i jestem gotowa walczyć dalej, chociaż strach pozostaje, że to się powtórzy... ale znowu mam nadzieję, dzięki temu jakoś z większą radością podchodzę do zbliżających się świąt... na pewno niejedna łezka poleci bo wigilię mamy w gronie najbliższej rodziny, która cała wie o tym, co się stało i na pewno wszyscy będą o tym myśleć... ale wierzę, że to będą ostatnie święta bez maluszka i tego się trzymam
Anulla - Twoja historia daje nadzieję i pomaga wierzyć w cuda, dziękuję!
Kate - ja też czasem myślę, że trzeba było starać się wcześniej, ale z drugiej strony my zaczęliśmy starania od razu po ślubie... a że znalazłam tę moją drugą połówkę tak późno, to już nie moja wina
ale czasem czytam wpisy jakichś dziewczyn na różnych forach, które stawiają dążenia do dziecka na pierwszym miejscu i mówią, że może z innym partnerem by się udało... a ja jednak oczywiście, pragnę tego dziecka bardzo, ale nawet jeśli miałoby się nigdy nie udać, to ja jestem najbardziej wdzięczna losowi za to, że mam mojego M, nie zamieniłabym go na nikogo innego, nawet jeśli ten ktoś miałby być najbardziej płodnym mężczyzną na świecie
Ciężaróweczki - z radością (i z zazdrością) czytam o serduszkach i rosnących betkach i trzymam kciuki oby tak dalej!
A ja nadal czekam na wyniki mutacji, w poniedziałek będą dwa tygodnie i nadal nic nie ma... chciałabym żeby już się pojawiły...
No i nadal czekam na @... w sumie do końca roku jeszcze trochę czasu jest, mam nadzieję, że się pojawi i nie będę się już musiała szwendać po IP...
Aaaa... a ja dzisiaj dostałam trochę zbyt wcześnie prezent od Mikołaja
moi rodzice i brat kupili nam kozę
w sensie taki kominek kozę
co roku obiecywaliśmy sobie, że kupimy i zawsze jakoś w okresie zimowym nie ma wolnej kasy... a tu dzisiaj dzwoni pan kurier i mówi, że kominek do mnie wiezie
na początku myślałam, że M zaszalał bez mojej zgody, ale on też o niczym nie wiedział... co prawda kurier zniszczył rodzicom niespodziankę, bo mieli wszystko zaplanowane a koza miała przyjechać po świętach, ale nic to
tylko jak na razie koza stoi na dworze bo waży 120 kg i musi M z kolegą ją wnieść... ale wypuściłam moją psinkę żeby jej pilnowała, żeby się ktoś (jakiś siłacz) nie skusił