reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Depresja 3 lata po porodzie? Możliwe?

boska.ka

Fanka BB :)
Dołączył(a)
27 Wrzesień 2019
Postów
470
Hej!
Piszę do was z prośbą o wsparcie i o podzielenie się waszymi doświadczeniami.

Pierwszego syna urodziłam prawie 3 lata temu... Od samego początku było z nim bardzo ciężko, bo trafił nam się typowy HNB, który dniami i nocami nie chciał zejść nam z rąk. Do tego wstawał kilka razy w nocy i finalnie budził się ze spania o 5. W ciągu dnia ryczał i nie dawał się uspokoić, nic już nie mówiąc o tragicznych drzemkach, które przyprawiały mnie o wycie z bezradności.
Po 1,5 roku urodził nam się drugi syn, który już był lepszy w obyciu i o wiele spokojniejszy.

Przez całą tą sytuację z dziećmi bardzo oddaliliśmy się z mężem. Gdy dzieci zasypiały to siadaliśmy na kanapie i w telefonami w rękach zasypialismy że zmęczenia. Mąż bardzo angażuje się w wychowanie dzieci i jest dla nich najlepszym tatą jakiego mogłyby sobie wymarzyć. Robi przy nich wszystko.

Niestety przez ten czas 3 lat, gdy jestem zamknięta w domu (pierwsze 2 lata to czas pandemii) coś się we mnie zmieniło. Nie mogę zapanować nad swoimi emocjami, nie wierzę w siebie, a moje poczucie własnej wartości jest równe zeru. Przez to obrywa mój mąż, bo wszystko jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi... Nawet lekko podniesiony ton głosu... Lub jakas uwaga/komentarz, która normalnego człowieka nie ruszyła by.
Ja na wszystko reaguję płaczem, wręcz histerią, która może trwać nawet pół wieczora. Nie panuję wtedy nad sobą i mówię rzeczy, których nigdy bym nie powiedziała np. "nie kocham cię", "żałuję, że za ciebie wyszlam".
Gdy emocje opadną przepraszam za to co mówię i sama bie wierzę, że coś takiego mogło się wydarzyć i to najczęściej z blachego powodu... Żałuję...

Czy ktoś z was miał takie straszne wahania nastrojów? Daliście sobie radę sami? Czy wkroczył psycholog?

Chcę nad tym pracować, bo mąż mówi, że już bie daje rady i że nie wie jak ma wyglądać nasze życie...
Mówi, żebym poczekała z terapią, bo zaraz wracam do pracy i "może sama się przestawie".

Dzięki za pomoc
 
reklama
Nie miałam podobnej sytuacji, choć od 5 lat jestem zamknięta w domu. Dzieci miały być zdrowe, a nie obyło się bez komplikacji. Szpitale, rehabilitacja, pandemia.... Emocje różne. Nie odreagowuje na mężu. Po prostu zmieniam się od i swoją rzeczywistość. Uczę się, coś dla siebie robię (na ile przy 2 maluchach to możliwe), jak czułam, że sobie nie radzę to poszłam na terapię.
Nie zostawaj z tym sama jeśli czujesz że sobie nie radzisz. Nie czekaj na pracę. Jeśli będzie do rzęs, to zawsze możesz zawiesić terapię. Nikt cię do niczego nie zmusi. Jednak piszesz, że rzeczywistość cię przytłacza. Jeśli tylko może ci pomóc wizyta u specjalisty i jesteś gotowa na pracę nad sobą, to idź. Nie zwlekaj. Tylko szczęśliwy rodzic jest dobry dla dzieci.
Jeśli z mężem nie umiesz się porozumieć , to może na terapię pary warto się wybrać???. Ta decyzję możesz rozpatrzyć na indywidualnej terapii. Tam zobaczysz, czy to ty potrzebujesz coś w sobie zmienić, czy oboje potrzebujecie kogoś, kto pomoże się wam porozumieć.
 
Wiesz co pięknie ci napisałam, ale pięknie nie było. Taka alienacja zmienia człowieka. I nie chodzi o to, że przestaje się kocha . Po prostu rzeczywistość, w której jesteś pozbawiona kontaktu z innymi dorosłymi, kiedy nie możesz wyjść i uwolnić się od trudności. Żyjesz w permanentnym stresie. To człowieka zmienia. Maluchy powodują, że się na niewiele ma czas, nawet na gadanie z mężem. Padasz że zmęczenia, nie dosypiasz, przez co jesteś bardziej nerwowa. Pisze w drugiej osobie, ale to samo tyczyło się mnie. Klucilam się z mezem i nawet chciałam odejść, ale dlatego, że byłam w tym sama, za bardzo obarczona całą sytuacja. Między mną i mężem zgrzytało to, co od początku nie stykało. Zostałam. Czemu? Jeszcze nie wiem. Trochę ze względu na dzieci. Dość trudno miały od początku. Zmieniam też siebie. Zaczynam akceptować takiego, a nie innego faceta. Zadziwia mnie to. Może powinno być inaczej, ale to moje życie, mój wybór. To ja muszę zacząć żyć. Coś dla siebie robić. I proboje, na tyle, na ile pozwala mi rzeczywistość. Może ty Sproboj. Dzieciom krzywda z tatą się nie stanie, a ty idź, do fryzjera, spotkaj się z koleżankami, ale bez dzieci. Idź na spacer, na siłownię. Zaproś mamę, brata, siostrę, teściowa, a ty z mężem idźcie do kina, na kolację, do hotelu wyspać się lub coś więcej. Może te małe drobne gesty pomogą ci inaczej spojrzeć na rzeczywistość. Osobiście polecam wizytę u specjalisty. Czasem trzeba usłyszeć, że nieraz sami sobie serwujemy ten ból. Trzymaj się ciepło i nie daj się negatywnym emocjom. Przytulam
 
Wiesz co pięknie ci napisałam, ale pięknie nie było. Taka alienacja zmienia człowieka. I nie chodzi o to, że przestaje się kocha . Po prostu rzeczywistość, w której jesteś pozbawiona kontaktu z innymi dorosłymi, kiedy nie możesz wyjść i uwolnić się od trudności. Żyjesz w permanentnym stresie. To człowieka zmienia. Maluchy powodują, że się na niewiele ma czas, nawet na gadanie z mężem. Padasz że zmęczenia, nie dosypiasz, przez co jesteś bardziej nerwowa. Pisze w drugiej osobie, ale to samo tyczyło się mnie. Klucilam się z mezem i nawet chciałam odejść, ale dlatego, że byłam w tym sama, za bardzo obarczona całą sytuacja. Między mną i mężem zgrzytało to, co od początku nie stykało. Zostałam. Czemu? Jeszcze nie wiem. Trochę ze względu na dzieci. Dość trudno miały od początku. Zmieniam też siebie. Zaczynam akceptować takiego, a nie innego faceta. Zadziwia mnie to. Może powinno być inaczej, ale to moje życie, mój wybór. To ja muszę zacząć żyć. Coś dla siebie robić. I proboje, na tyle, na ile pozwala mi rzeczywistość. Może ty Sproboj. Dzieciom krzywda z tatą się nie stanie, a ty idź, do fryzjera, spotkaj się z koleżankami, ale bez dzieci. Idź na spacer, na siłownię. Zaproś mamę, brata, siostrę, teściowa, a ty z mężem idźcie do kina, na kolację, do hotelu wyspać się lub coś więcej. Może te małe drobne gesty pomogą ci inaczej spojrzeć na rzeczywistość. Osobiście polecam wizytę u specjalisty. Czasem trzeba usłyszeć, że nieraz sami sobie serwujemy ten ból. Trzymaj się ciepło i nie daj się negatywnym emocjom. Przytulam
Dziękuję za odpowiedź.
Próbuje robić coś dla siebie... Chodzę na siłownię, byłam u fryzjera... Czytam masę książek, gotuję.. ale to nie to .. wraca mąż z pracy a ja już jestem podminowana. Nie wiem dlaczego. On jest typem mega introwertyka. Nigdy i nikomu nie mówi o uczuciach... Nawet mi... Kiedy proszę go o szczerą rozmowę, to jest zły, że wałkuje ciągle ten sam temat.. czuję, że mnie w tym nie wspiera.
Były momenty tak jak u Ciebie, że rozważałam rozwód... Powiedzialam mu o tym, to stwierdził żebym robiła jak chce,jemu będzie przykro jeśli podejmę taką decyzję, ale zostawia na wybór mnie. Sama nie wiem czy był tak pewny siebie, że nie odejdę czy już mu wszystko jedno. Chyba to też przez jego bierną postawę w stosunku do mnie takie histerie... Jakbym chciała zwrócić na siebie jego uwagę...
 
Ja miałam takie momenty. Wszystko mnie drażniło a już nie daj Boże jak coś mąż mi odpowiedział albo zwrócił na coś uwagę. Wszyscy myślą że siedzimy w domu i nic nie robimy. Wstaniesz nie wysypana i już masz ochotę połowę domu zburzyć, to nie depresja to zwykła bezradność, przemęczenie nie dospanie. Moja córka teraz jest starsza śpi całą noc, ( potrafiła wstać o 1 i nie spać do 5 to dopiero był hardcore), a ja nawet jak nie dośpie to jestem innym człowiekiem. Niebawem pojawi się drugie dziecko i zastanawiam co wtedy ze mną będzie. Jeśli czujesz że sama sobie z tym nie poradzisz to udaj się do specjalisty, u mnie w rodzinie depresja nie jest obca ale objawia się zupełnie inaczej niż u Ciebie.
Ps. Mój mąż wiele razy usłyszał podobne słowa, ale jak widać wszystko się poukładała a ja tak mówiłam chyba z bezradności i bezsilności...
 
Dziękuję za odpowiedź.
Próbuje robić coś dla siebie... Chodzę na siłownię, byłam u fryzjera... Czytam masę książek, gotuję.. ale to nie to .. wraca mąż z pracy a ja już jestem podminowana. Nie wiem dlaczego. On jest typem mega introwertyka. Nigdy i nikomu nie mówi o uczuciach... Nawet mi... Kiedy proszę go o szczerą rozmowę, to jest zły, że wałkuje ciągle ten sam temat.. czuję, że mnie w tym nie wspiera.
Były momenty tak jak u Ciebie, że rozważałam rozwód... Powiedzialam mu o tym, to stwierdził żebym robiła jak chce,jemu będzie przykro jeśli podejmę taką decyzję, ale zostawia na wybór mnie. Sama nie wiem czy był tak pewny siebie, że nie odejdę czy już mu wszystko jedno. Chyba to też przez jego bierną postawę w stosunku do mnie takie histerie... Jakbym chciała zwrócić na siebie jego uwagę...
Możliwe, że tak jest. Jeśli dostajesz ciszę, to to jest gorsze od krzyku. Taka przemoc w białych rękawiczkach. Może warto udać się we dwoje na terapię. Obydwoje nauczycie się zmieniać swoje utarte schematy. To pomoże wam podjąć decyzję co do tego, co dalej. To nie łatwe. Jednak jak sama widzisz takie życie ci nie odpowiada. Wyniszcza cię. Możesz jeszcze na spokojnie usiąść. Z mężem i tak zwyczajnie wprost jak ze mną o tym pogadać, powiedziec mu o tym. Faceci naprawdę się nie domyślają. Oni zupełnie inaczej patrzą na rzeczywistość. Sproboj, niewiele masz do stracenia
 
To mi się kojarzy z takim bardzo dużym zmęczeniem... Nic dziwnego skoro masz dzieci z taką małą różnicą wieku i jesteś w domu od tak długiego czasu (a to mimo wszystko trochę nużące ) Jak człowiek jest taki zmęczony (wiem coś o tym;) to się jest trochę jak za mglą i wszystko widzi się bardziej w krzywym zwierciadle. Bardzo łatwo jest wtedy zchrzanić sobie związek...Przeczekaj jeszcze nie podejmuj żadnych gwałtownych decyzji i jeśli masz opcje skorzystać z pomocy terapeuty no to nie wachaj się. A i powrót do pracy też dobrze robi, wietrzy głowę;)
P.S. znam mamy które macierzyństwo uskrzydla,które bardzo na to czekały albo bardzo się o to starały i celebrują to jakby. Obserwuję to i jest to dla mnie ciekawe,osobiście nie towarzyszyła mi nigdy jakaś stała ekscytacja wokół tego,czy poczucie cudu, raczej raz lepiej raz gorzej;) Jeśli masz podobnie (nie wiem) no to też jakby łatwiej stracić ten zapał. Trzeba pamiętać żeby doładować baterie;)
 
Hej!
Piszę do was z prośbą o wsparcie i o podzielenie się waszymi doświadczeniami.

Pierwszego syna urodziłam prawie 3 lata temu... Od samego początku było z nim bardzo ciężko, bo trafił nam się typowy HNB, który dniami i nocami nie chciał zejść nam z rąk. Do tego wstawał kilka razy w nocy i finalnie budził się ze spania o 5. W ciągu dnia ryczał i nie dawał się uspokoić, nic już nie mówiąc o tragicznych drzemkach, które przyprawiały mnie o wycie z bezradności.
Po 1,5 roku urodził nam się drugi syn, który już był lepszy w obyciu i o wiele spokojniejszy.

Przez całą tą sytuację z dziećmi bardzo oddaliliśmy się z mężem. Gdy dzieci zasypiały to siadaliśmy na kanapie i w telefonami w rękach zasypialismy że zmęczenia. Mąż bardzo angażuje się w wychowanie dzieci i jest dla nich najlepszym tatą jakiego mogłyby sobie wymarzyć. Robi przy nich wszystko.

Niestety przez ten czas 3 lat, gdy jestem zamknięta w domu (pierwsze 2 lata to czas pandemii) coś się we mnie zmieniło. Nie mogę zapanować nad swoimi emocjami, nie wierzę w siebie, a moje poczucie własnej wartości jest równe zeru. Przez to obrywa mój mąż, bo wszystko jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi... Nawet lekko podniesiony ton głosu... Lub jakas uwaga/komentarz, która normalnego człowieka nie ruszyła by.
Ja na wszystko reaguję płaczem, wręcz histerią, która może trwać nawet pół wieczora. Nie panuję wtedy nad sobą i mówię rzeczy, których nigdy bym nie powiedziała np. "nie kocham cię", "żałuję, że za ciebie wyszlam".
Gdy emocje opadną przepraszam za to co mówię i sama bie wierzę, że coś takiego mogło się wydarzyć i to najczęściej z blachego powodu... Żałuję...

Czy ktoś z was miał takie straszne wahania nastrojów? Daliście sobie radę sami? Czy wkroczył psycholog?

Chcę nad tym pracować, bo mąż mówi, że już bie daje rady i że nie wie jak ma wyglądać nasze życie...
Mówi, żebym poczekała z terapią, bo zaraz wracam do pracy i "może sama się przestawie".

Dzięki za pomoc
Ja takie odczucia miałam 9 miesięcy. Później samo przeszło. Na Twoim miejscu poszłabym na terapię bo dlugo to trwa. Szkoda waszego zdrowia i czasu. Myślę że fachowa pomoc szybko poradzi sobie z problemem.
 
A mi się wydaje, że sam powrót do pracy może pomóc. Bo ja raczej widzę osobę, której nikt nie docenia. Może będzie Ci łatwiej jak zarobisz swoje pieniądze, szef pochwali czy uda Ci się zrealizować projekt. Znów zaczniesz w siebie wierzyć.
Ja nie potrafiłam siedzieć z dziećmi w domu. Mimo że je bardzo kocham, to czułam się podobnie do Ciebie. I w związku z tym szybko pojawiła się opiekunka, a ja zaczęłam wracać do żywych.
 
reklama
Macie rację to chyba wynika po prostu z niedocenienia... Nawet nie wiecie jaka piana mnie bierze, gdy mąż nawet westchnie, że coś jest inaczej zrobione niż on by chciał...
Za tydzień zaczynam pracę. Daję sobie czas, jak nic się nie zmieni to skorzystam z pomocy specjalisty.
 
Do góry