Witam,
w końcu postanowiłam się podzielić naszą historią, trochę dla pokrzepienia innych, trochę żeby samej mi było łatwiej zapomnieć o tym wszystkim J
Moja ciąża była ciążą wysokiego ryzyka jeszcze zanim w nią zaszłam. Mam jedną nerkę, wady układu moczowego i do tego zdwojoną macicę. Przed ciążą konsultowałam taką możliwość z moim nefrologiem, powiedziała nie, po wyjaśnieniu czemu, poszłam do urologa, tutaj entuzjastyczne tak, ponieważ mój ginekolog jak najbardziej mnie zachęcał, wynik był 2:1, podjęliśmy ryzyko i zaczęliśmy starania J Długo to nie trwało, bo udało się w pierwszym cyklu J radość i zdziwienie ogromne, jak 1.10.2010 wynik bHCG wynosił 132U szybko do lekarza, no i za szybko, bo nic nie było jeszcze widać, kolejna wizyta za 3 tyg, jest serduszko, pięknie bije. USG w 13tc również prawidłowe, kość nosowa jest, przezierność super. W zasadzie pierwszy trymestr zupełnie bezproblemowy, poza wieczornymi mdłościami i ciągłą sennością J
Problemy się zaczęły w 15tc, kiedy w posiewie moczu wyszły mi bakterie Pseudomonas aeruginosa… jedyne antybiotyki dozwolone w ciąży to dożylne, więc szpital. Ciężko mi było się z tym pogodzić, ale tu przecież już nie chodziło tylko o mnie. Niestety żadna patologia ciąży mnie wtedy nie przyjęła z braku miejsc, więc wylądowałam na nefrologii AM, tuż przed przenosinami do nowego szpitala, więc warunki tragiczne… Po 10 dniach, jak przez oddział przetoczyła się biegunka bakteryjna, tuż przed Wigilią, wyszłam do domu. Długo tam nie zostałam, bo 5 stycznia znów bakterie w posiewie, tym razem już patologia ciąży. Antybiotyki i do domu. Pierwszy skurcz poczułam w okolicach 17tc, zanim poczułam ruchy dziecka, zanim znałam płeć… Wizyta u lekarza, mówię, że poczułam w brzuchu „twardą kulkę”. Na początek duża dawka magnezu, no-spa i dużo leżeć, szyjka w porządku więc w miarę spokojnie. Gdzieś po drodze okazało się, że noszę pod sercem upragnioną córeczkę!
Na początku lutego kolejny posiew i znów szpital, tym razem antybiotyki i fenoterol, bo brzuch miałam już coraz częściej twardy, nie kilka razy na dzień, a kilka razy na godzinę! A to dopiero był 23 tc… Na szczęści dziecko ładnie rosło, nic więcej się nie działo, pozostałe wyniki w normie. Kolejny szpital w marcu, tym razem oprócz bakterii w posiewie, których nie mogłam się pozbyć, konkretne skurcze, przyjmowali mnie na oddział w trybie pilnym, ktg fatalne, wykres skurczy góry-doliny. Nigdy nie zapomnę położnej dzwoniącej do lekarza (dostałam łóżko blisko dyżurki): 28 tydzień, skurcze porodowe. Za chwilę pierwsza porcja sterydów dla dziecka, szyjka trzyma, rozwarcia nie ma, kroplówki z magnezem i fenoterolem na zmianę, na początku kwietnia wróciłam do domu na ostatnie dwa tygodnie.
w końcu postanowiłam się podzielić naszą historią, trochę dla pokrzepienia innych, trochę żeby samej mi było łatwiej zapomnieć o tym wszystkim J
Moja ciąża była ciążą wysokiego ryzyka jeszcze zanim w nią zaszłam. Mam jedną nerkę, wady układu moczowego i do tego zdwojoną macicę. Przed ciążą konsultowałam taką możliwość z moim nefrologiem, powiedziała nie, po wyjaśnieniu czemu, poszłam do urologa, tutaj entuzjastyczne tak, ponieważ mój ginekolog jak najbardziej mnie zachęcał, wynik był 2:1, podjęliśmy ryzyko i zaczęliśmy starania J Długo to nie trwało, bo udało się w pierwszym cyklu J radość i zdziwienie ogromne, jak 1.10.2010 wynik bHCG wynosił 132U szybko do lekarza, no i za szybko, bo nic nie było jeszcze widać, kolejna wizyta za 3 tyg, jest serduszko, pięknie bije. USG w 13tc również prawidłowe, kość nosowa jest, przezierność super. W zasadzie pierwszy trymestr zupełnie bezproblemowy, poza wieczornymi mdłościami i ciągłą sennością J
Problemy się zaczęły w 15tc, kiedy w posiewie moczu wyszły mi bakterie Pseudomonas aeruginosa… jedyne antybiotyki dozwolone w ciąży to dożylne, więc szpital. Ciężko mi było się z tym pogodzić, ale tu przecież już nie chodziło tylko o mnie. Niestety żadna patologia ciąży mnie wtedy nie przyjęła z braku miejsc, więc wylądowałam na nefrologii AM, tuż przed przenosinami do nowego szpitala, więc warunki tragiczne… Po 10 dniach, jak przez oddział przetoczyła się biegunka bakteryjna, tuż przed Wigilią, wyszłam do domu. Długo tam nie zostałam, bo 5 stycznia znów bakterie w posiewie, tym razem już patologia ciąży. Antybiotyki i do domu. Pierwszy skurcz poczułam w okolicach 17tc, zanim poczułam ruchy dziecka, zanim znałam płeć… Wizyta u lekarza, mówię, że poczułam w brzuchu „twardą kulkę”. Na początek duża dawka magnezu, no-spa i dużo leżeć, szyjka w porządku więc w miarę spokojnie. Gdzieś po drodze okazało się, że noszę pod sercem upragnioną córeczkę!
Na początku lutego kolejny posiew i znów szpital, tym razem antybiotyki i fenoterol, bo brzuch miałam już coraz częściej twardy, nie kilka razy na dzień, a kilka razy na godzinę! A to dopiero był 23 tc… Na szczęści dziecko ładnie rosło, nic więcej się nie działo, pozostałe wyniki w normie. Kolejny szpital w marcu, tym razem oprócz bakterii w posiewie, których nie mogłam się pozbyć, konkretne skurcze, przyjmowali mnie na oddział w trybie pilnym, ktg fatalne, wykres skurczy góry-doliny. Nigdy nie zapomnę położnej dzwoniącej do lekarza (dostałam łóżko blisko dyżurki): 28 tydzień, skurcze porodowe. Za chwilę pierwsza porcja sterydów dla dziecka, szyjka trzyma, rozwarcia nie ma, kroplówki z magnezem i fenoterolem na zmianę, na początku kwietnia wróciłam do domu na ostatnie dwa tygodnie.
Ostatnia edycja: