Jak byłam w zakładzie to małym musiał zająć się małżonek.Chyba nie było tak łatwo bo jakiś taki umęczony bidulek wrócił ze spacerku.A tu jeszcze jeść trzeba było dać i przewinąć no i wóżek wnieść-znieść.I takie tam drobiażdżki;-) ;-) ;-) .A tu deszczyk zaczął padać-tatuś nie założył foli na wózek.Dziecko zgubiło bucik-trzeba było się wrócić i szukać/na szczęście znalezli/A nie było mnie tylko 2,5 godzinki.
Oj,dobrze mu to zrobiło....
Nie wiem czy to dlatego czy też z innego powodu ale mój małzonek zrobił mi prezent i na Wielkanoc jedziemy do...Karpacza
:-)
.Huuuura!!!
Ominie mnie przygotowanie Świąt.Nie pamiętam juz kiedy gdzies wyjeżdżaliśmy.Chyba ponad 2 lata kisnę w domu:-( :-( :-( .
Tak się cieszę,że aż:-)
:-) :-) :-)
.
To DOBREJ NOCKI i oby Dzień Kobiet był codzień...