reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Mieszkanie z teściami. Czy komuś się to udało?

Otwieram wątek nt. mieszkania z teściami, a mianowicie, chciałabym wiedzieć, czy komuś udaje się mieszkać razem i się dobrze dogadywać? Jak to robicie?
A jeśli się nie dogadujecie, co jest tego przyczyną?
Bardzo proszę zaznaczcie również, czy mieszkacie wszyscy razem, w sensie wszystko wspólne czy mieszkacie w tym samym domu ale np macie mieszkanie na piętrze.

Dlaczego o to pytam? Mieszkam od prawie 2 lat z teściami, wszyscy razem "na kupie", wspólna kuchnia, łazienka itd. I wraz z upływem czasu coraz mniej się dogadujemy, pojawiają się awantury o zwykle codzienne sprawy. Potrzebuję poznać historie innych ludzi w podobnym położeniu, żeby zobaczyć, czy to ze mną jest coś nie tak czy to starsi ludzie, teściowie, z reguły mają taki chłodny stosunek do synowych mieszkających w tym samym domu.
My mieszkaliśmy z męża rodzicami. Mieliśmy swoje piętro, wszystko było do remontu, kłótnie między mężem a jego rodzicami były na porządku dziennym. Spojrzenia jego brata który w życiu nic się nie dorobił były tak dobijające że aż nie do wytrzymania. Po 3 ciężkich miesiącach i po jednej wielkiej kłótni z rodzicami i właśnie bratem, gdzie mój mąż został po prostu przez niego pobity w nocy się wyprowadziliśmy. Mieszkamy na te chwilę u moich rodziców. Tutaj mamy wszystko wspólne razem z rodzicami i jeszcze siostra i nie ma żadnych kłótni. Rachunki bierzemy na pół. Ich trojka i nasza trójka już teraz. Zakupy robimy różnie. Albo jedni raz kupują a potem drudzy albo ustalamy my to kupimy wy tamto itp żeby nie było za dużo.
 
reklama
U nas na początku było źle. Teściowa zakochana w swoim synu a moim mężu traktowała mnie jak rywalkę. Jak ona na mnie psioczyła to głowa boli. Ja nie jestem kłótliwa i chyba dla tego się nie pozabijałysmy chociaż swoje zdanie zawsze mówię głośno. Teraz gdy mamy syna, teściowa zakochana we wnuku i nie wyobrażałam sobie że będę czekała kiedy wróci z pracy żeby napić się kawy. Dużo może nawet za dużo chce pomagać przy dziecku.
 
Bardzo ciekawy wątek...
My mieszkamy z teściami (rodzicami męża, teraz już tylko z mamą) męża. No maskara ...nie polecam nikomu. Miało być tka że całe piętro nasze możemy robić sobie kuchnie. Hmmm wyslzo tka że mamy jeden pokój na górze oddzielna łazienkę a kuchnia wspólna. Teściowa mimo że zapewniła pozostałym dzieciom dach nad głową to nadal każde z nich ma swój pokój na górze coby mieli gdzie spać jak przyjadą. Kłótnie o wszytko ..bo ugotowałaś bo nie ugotowałaś o to za naczynia zmywam w zmywarce a nie ręcznie bo robię pranie i nic nie mówię...bo źle położyłam chleb w chlebaku. Po śmierci teścia jest jeszcze gorzej wszytko zło na tym świecie to moja wina. Zaraz zostanę obrzucona błotem ze powinnam uciekac gdzie pieprz rośnie...gdyby wszytko było takie proste...

Do rzeczy gdybym mogła cofnąć czas to wolałabym mieszkać pod mostem niż tu ..
 
Powiem Wam, ze jak czytam te wpisy to jestem w szoku... My z mężem (dziecko w drodze) mieszkamy z moimi rodzicami. Wykończylismy poddasze, wyremontowaliśmy korytarz na dole. Na dole też mamy swoją kuchnie, rodzice swoją - tak jest od pocztątku. Moja mama zawsze powtarzała, ze młodzi muszą mieć od początku swoją kuchnię. Przez ok. półtora roku mieliśmy też wspólna łazienkę. Teraz mamy już swoją na górze.

Moi rodzice to anioły w porównaniu do Waszych opowieści dziewczyny. Mój mąż jak robi w weekend kawę to leci ją pić do "sąsiadów", żeby sobie pogadać. W żadne zakupy się nie wtrącają, w jedzenie sie nie wtrącają, w sprzątnie też nie no ale z mamą mamy podobne standardy jeśli chodzi o porządek. Nie dorobiłam sie jeszcze zmywarki, ale mama czasem mi pozmywa jak wie, że mam intensywny czas, dużo pracuje itp. ojciec jest zrzędliwy, ale to starość i samo gadanie dla gadania. Nigdy nam nie wparowali bez uprzedzenia, a mąż potrafi zejść na dół w gaciach i nikt sie nie gorszy.

W domu nie mam już rodzeństwa, wozimy rodziców do lekarza i robimy im zakupy. Poza tym mieliśmy się budować obok i w tym momencie mielibyśmy dwa domu na głowie... Wydaję mi sie zatem, ze wyglada to jak powinno.

Współczuję osobom, które się męczą z rodzicami i teściami. Ja też wiem, że ze swoją teściową bym sie nie dogadała i mój mąż też nie. Za dużo byśmy jedli (za swoje) prali i zużywali prądu... Każdy jest inny, my sie akurat dogadujemy w tej konfiguracji.
 
U nas na początku było źle. Teściowa zakochana w swoim synu a moim mężu traktowała mnie jak rywalkę. Jak ona na mnie psioczyła to głowa boli. Ja nie jestem kłótliwa i chyba dla tego się nie pozabijałysmy chociaż swoje zdanie zawsze mówię głośno. Teraz gdy mamy syna, teściowa zakochana we wnuku i nie wyobrażałam sobie że będę czekała kiedy wróci z pracy żeby napić się kawy. Dużo może nawet za dużo chce pomagać przy dziecku.
Ja też jestem rywalką teściowej 😃 bywa miła, ale tylko czekam, aż ten klimat jeb#@nie :) i zacznie kąsać.
U mnie jest to bardzo trudny temat.
 
Powiem Wam, ze jak czytam te wpisy to jestem w szoku... My z mężem (dziecko w drodze) mieszkamy z moimi rodzicami. Wykończylismy poddasze, wyremontowaliśmy korytarz na dole. Na dole też mamy swoją kuchnie, rodzice swoją - tak jest od pocztątku. Moja mama zawsze powtarzała, ze młodzi muszą mieć od początku swoją kuchnię. Przez ok. półtora roku mieliśmy też wspólna łazienkę. Teraz mamy już swoją na górze.

Moi rodzice to anioły w porównaniu do Waszych opowieści dziewczyny. Mój mąż jak robi w weekend kawę to leci ją pić do "sąsiadów", żeby sobie pogadać. W żadne zakupy się nie wtrącają, w jedzenie sie nie wtrącają, w sprzątnie też nie no ale z mamą mamy podobne standardy jeśli chodzi o porządek. Nie dorobiłam sie jeszcze zmywarki, ale mama czasem mi pozmywa jak wie, że mam intensywny czas, dużo pracuje itp. ojciec jest zrzędliwy, ale to starość i samo gadanie dla gadania. Nigdy nam nie wparowali bez uprzedzenia, a mąż potrafi zejść na dół w gaciach i nikt sie nie gorszy.

W domu nie mam już rodzeństwa, wozimy rodziców do lekarza i robimy im zakupy. Poza tym mieliśmy się budować obok i w tym momencie mielibyśmy dwa domu na głowie... Wydaję mi sie zatem, ze wyglada to jak powinno.

Współczuję osobom, które się męczą z rodzicami i teściami. Ja też wiem, że ze swoją teściową bym sie nie dogadała i mój mąż też nie. Za dużo byśmy jedli (za swoje) prali i zużywali prądu... Każdy jest inny, my sie akurat dogadujemy w tej konfiguracji.
Właśnie miałam podobny post napisać.
Mamy w zasadzie bardzo podobną sytuację- z tym, że zamiast rodziców jest moja mama i mój dziadek.
Także tak, da się. Jesteśmy tego przykładem.

Dom ogromny, bo podzielony na 5 mieszkań, więc my mamy swoje, ale obiady, śniadania, kolacje- to wszystko toczy się u dziadka na parterze. Mimo że mamy osobną kuchnię, to życie kwitnie tam. My do siebie idziemy wieczorem.
Wszyscy razem żyjemy i się nie kłócimy, nie wchodzimy sobie w drogę, jest szacunek, miłość.

Doszło do takiej sytuacji, że jak kupiłam bilety do teatru dla siebie i męża, to mąż z lekkimi pretensjami do mnie: „A mama?!”

Ja nie mam rodzeństwa, więc sprawa jasna i klarowna była od początku.
Mając dom, który ma prawie 300 m2, byłoby dziwne, gdybyśmy brali kredyt i kupowali mieszkanie.

No ale moja mama to moja przyjaciółka, więc…🤷🏻‍♀️
Pewnie byłoby inaczej, gdybyśmy darły koty, ale nie- my pijemy razem wino co piątek, przynajmniej mam blisko, bo wystarczy tylko wyjść na klatkę schodową i zejść na pierwsze piętro xD.
 
Ostatnia edycja:
Właśnie miałam podobny post napisać.
Mamy w zasadzie bardzo podobną sytuację- z tym, że zamiast rodziców jest moja mama i mój dziadek.
Także tak, da się. Jesteśmy tego przykładem.

Dom ogromny, bo podzielony na 5 mieszkań, więc my mamy swoje, ale obiady, śniadania, kolacje- to wszystko toczy się u dziadka na parterze. Mimo że mamy osobną kuchnię, to życie kwitnie tam. My do siebie idziemy wieczorem.
Wszyscy razem żyjemy i się nie kłócimy, nie wchodzimy sobie w drogę, jest szacunek, miłość.

Doszło do takiej sytuacji, że jak kupiłam bilety do teatru dla siebie i męża, to mąż z lekkimi pretensjami do mnie: „A mama?!”

Ja nie mam rodzeństwa, więc sprawa jasna i klarowna była od początku.
Mając dom, który ma prawie 300 m2, byłoby dziwne, gdybyśmy brali kredyt i kupowali mieszkanie.

No ale moja mama to moja przyjaciółka, więc…🤷🏻‍♀️
Pewnie byłoby inaczej, gdybyśmy darły koty, ale nie- my pijemy razem wino co piątek, przynajmniej mam blisko, bo wystarczy tylko wyjść na klatkę schodową i zejść na pierwsze piętro xD.
Ale Ci fajnie dziewczyno ❤️
 
reklama
Moje rozmowy z partnerem nt oddzielenia się od jego rodziców i zrobienia mieszkania na piętrze domu kończą się przeważnie na jednym. Na tym, że on nie wie co ma powiedzieć, że to dla niego dziwne, żeby się tak oddzielać, a pozostawać pod jednym dachem itd. Pojawił się temat ślubu na drugi rok, ale powiedziałam, że skoro nie zamierza mnie poprzeć w pomyśle oddzielenia i zamierza żyć tak "na kupie" z rodzicami to ja żadnego ślubu nie chcę. Bo utknę tutaj taka stłamszona bez prawa głosu. Nie wiem, czy to do niego trafia. Jakich innych argumentów użyć? Już sama nie wiem 😕
 
Do góry