reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze Porody Lutowkowe....

cdn opowiesci

Wreszcze zadzwonil maz ze znalaz kogos na zmiane i zaraz bedzie w domu :tak: (zaraz to znaczy za okol 30-40 minut bo sa korki). Cierpliwie czekalam w skurczach. O 17.25 przyjechal.Ledwo zeszlam ze schodow, maz probowal mnie wziac na rece ale jeszcze bardziej bolalo,musialam sie pare razy zatrzymywac (a meiszkam na 1szym pietrze),no ale jakos doszlam do samochodui ruszylismy. Jak na zlosc nagle zaczal padac snieg z deszczem no i te korki!!! Maz jechal jak szalony(zwykle jedzie bardzo spokojnie, tak jak ja lubie). Wjezdzal na prawy pas, na swiatlach sie wpychal na srodkowy pas, wyprzedzal, wymijal, jechal nieprzyzwoicie szybko. Moja mama drzala, ja tez go prosilam zeby zwolnil ale twierdzil ze wie co robi i faktycznie tak bylo. Nie dal tylko sobie wytlumaczyc gdzie jest wjazd do szpitala, wjechal w jakis zaulek gdzie byla zamknieta brama, cala sila ja wywazyl (!!!!moj kochany)i wjechalismy znow na dobra strone.Ok 17.45 bylismy na miejscu.


Bolalo baaaaardzo :eek: ale ja wciaz nie wiedzialam gdzie jest gorna granica bolu. Myslalam, moze moze byc jeszcze bardziej bolesnie, ktoz to wie?
wchodzac do szpitala jeszcze do meza i mamy mowie ze zaczne plakac to moze wtedy mi uwierza ze baaaaardzo boli i nie skieruja mnie z powrotem (teraz jak o tym pisze tez placze nie wiem czemu). Ale widzieli ze boli bo od razu dali wozek inwalidzkii pojechalismy na porodowke. Tam ktg, bardzo mila pielegniarka, za chwile weszla polozna przemila, gladzila mnie po rece i miala taka pozytywna energie ze mi lepiej bylo. Maz tez gladzil a mama czekala na korytarzu i pisala sobie na kartce jak to powiedziec po niemiecku: czekam na corke, jestem Polka (kochaniutka, tez placze piszac to). Na ktg kazali mi wolniej oddychac bo znow dyszalam jak piesek ( w koncu nigdy nikt mi nie mowil jak to robic), no i ta mila polozna powiedziala ze zaraz bedzie po wszytskim."Po wszystkim? Wiec nie musze czekac jeszcze 2 dni? Ojejku, to super!!!!"-pomyslalam. Normalnie robia 30 minut ktg ale jej 10 minut starczylo, powiedziala tez: nie ma pani juz wyboru jaki pani chce porod bo wszystko juz gptowe i zaraz bedzie miala pani dzidziusia!!!!
"Bez badania rozwarcia? przeciez przed 12 godzinami szyjka byla zamknieta!!!"-pomyslalam. Bylam przepelniona szczesciem i bardzo sie usmiechalam (wredota powinna mnie zobaczyc he he). To szczescie wzmoglo sie jeszcze bardziej gdy poczulam ciepelko miedzy nogami-pecherz pekl. Zabrali mnie na wozek i wio na sale porodowa. Na korytarzu pani polozna ujrzala moja mame i zapytala czy tez chce z nami rodzic (na internecie pisali ze tylko 1 osoba moze brac udzial w porodzie wiec padlo na meza ale mama i tak chciala byc w szpitalu a tu taka niespodzianaka ze pozwolili i jej wejsc!) Moja mama "nix versztejen", ja do mamy: "mamus mozesz isc z nami"!!!!!!!!! a na to polozna (i tu czas na zdradzenie jej imienia) Beatka (jak do mnie mowila przez jedna chwilke mialam wrazenie ze moze ta pani pochodzi z Polski) stwierdzila po polsku: "to panie polki, a ja sie tu po niemiecku mecze!!!??No ale ze wzgledu na tate bedziemy mowic po polsku i po niemiecku!"


SUUUUUUUUpeeeeeeeeeeeer!!! :-) ;-) :tak: O 18.15 lezalam juz rozebrana od dolu na lozku, na sciaganie T-shirta i stanika nie bylo czasu, hi hi i od tej pory to moj ulubiony T-shirt!!!! i pani Beatka mi tlumaczyla ze mam poczekac, ze zebrac wszystkie sily a potem przeeeeeeeeeeec. Maz trzymalmnie za udo i prawa reke, mama za lewe, dodawali mi sily, ale szczerze mowiac az tak bardzo sie na nich nie koncentrowalam tylko na pani Beatce i jej zaleceniach. Tu rada: sluchajcie dziewczyny zalecen poloznych, mysle ze pomaga to bardzo, mi pomoglo. Pani Beatka od razu stwierdzila juz zaraz bedzie glowka!!! (Boze tak szybko? pomyslalam)Tylko co pani Beatka sie jakos odwrocila a ja czulam ze musze przec wrzeszczalam TEEEEEEEEEEEEERAAAAAAAAAAAZZZZZZZZZ!!!!! :surprised: jak chylinska albo jeszcze glosniej (mysle opiosence "teraz juz wiem") no i tak chyba 1 czy 2 parcia i pani Beatka oznajmila ze glowke widac i czy chce ja dotknac. Slyszalam ze pomaga mamusiom to szybciej rodzic ale ja sie nie chcialam wyginac tylko szybko zobaczyc cala coreczke wiec odmowilam, wzielam ogromny oddech, z caaaaaaaalej sily parlam i plusk....ulga i zaraz na brzuszku cieplutka kluseczka, moja Najdrozsza coreczka Laila!!! Byla czysciutenka-bez mazi, bez krwi, tylko kupcie i sisiu zrobila przy wyjsciu na swiat. Szczescie najwieksze na swiecie mnie ogarnelo. Maz mnie wysciskal, mial przy tym mokre oczy, mama tez, tylko ja pozostalam z moim usmiechem na twarzy od ucha do ucha!!!! tylko troche sie martwilam bo nie mielismy aparatu, bo w naszym batereie wysiadly...zrobili LAiluni 2 zdjecia z polaroida szpitalnego a doslownie w minute po urodzeniu Laili (o 18.22 wiec) zadwonil brat meza ktory jechal z aparatem zeby mu droge do szpitala opisac: wiec mu przez telefon tlumaczylismy: najpierw moj maz, potem ja, potem pani Beatka, potem znow ja (a trzeba dodac ze brat zawodoeo po berlinie jezdzi ale widocznie tez mial stresa hi hi). Nie cieli mnie,ale troche peklam wiec lekarz, ktory tez asystowal mial sie zabrac za szycie. pani Beatka do niego: "hi hi nie spodziewal sie pan ze bedzie polsko niemiecki (a wlasciwie arabski ale po arabsku nie mowilo sie) porod, nie? A do tego pan mowi po hiszpansku" na to ja " a ja tez mowie po hiszpansku!" i tu a takze podczas szycia nawiazala sie miedzy nami przemila pogawedka po hiszpansku o Ameryce Poludniowej (on pochodzi z Ekwadoru), o moich studiach, jezykach obcych itd. Bylo przemilo i nie myslalam o tym szyciu. Po 10-15 minutach bylopo szyciu.:-)


Pani Beatka tak bardzo mnie wychwalala ze najciezsza robote odwalilam w domu (a wiec te silne skurcze w nocy i caly dzien to jednak byly TE skurcze) i ze wspaniale i rekodowo urodzilam (od wejscia na sale porodowa do momentu ujrzenia Lailusi 6 minut!!), i ze w ogole powinnam byc bardzo dumna siebie bo taka mila, usmiechnieta i w roznych jezykach mowiaca takze w czasie porodu...ach zrobilam sie wielka :-D i nadal taka jestem wiec to wszystko nie bez skromnisci pisze (hi hi) Po szyciu (a wtym czasie z mezem wazono i mierzona Coreczke) wpadl brat meza, nastrzelal fotki, potem zostawili nas we czworke(Laila, maz, moja mama i ja) i zaczynalismy siebie na wzajem poznawac.......i tak jest do tej pory..............


Mam nadzieje ze udalo mi sie pokazac ze porod moze byc przepieknym przezyciem :tak: i nie trzeba sie go bac!!!!! A wredot :wściekła/y: nie trzeba sluchac....niezadowoleni z zycia ludzie zdazaja sie...nalezy im tylko wspolczuc...a dobrych serdecznych ludzi tez nie brakuje i trzeba sie cieszyc jak sie na nich trafi....i z opowiesci o porodach trzeba zabierac tylko to, co napawa optymizmem...mam nadzieje ze i Wy z mojej opowiesci cos optymistycznego zabierzecie....:tak:
 
reklama
O rany susumali łzy to mi same płyną po policzkach :happy: Nie do wiary że można urodzić w takim czasie w jakim TY to zrobiłaś... szacuneczek moja droga :tak: :-D No i pięknie to opisałaś.. mam nadzieję że moje przeżycia będą równie wzruszające, już się nie mogę doczekać :happy2:
 
Susumali, dobrze, że zdążyłaś dojechac do szpitala :tak:
Fajny, optymistycznie nastrajający opis (może poza wredotą).
 
susumali, piekny mialas porod. mialam dzis swoj opisac, ale nic w nim wzruszajacego nie ma:no: tylko moje cierpienie przez *&^*&^% szyjke:wściekła/y: rozwarcie na 2 palce, 2 znieczulenia zzo i narkoza. potem samotna noc mojego dziecka w inkubatorze i przez nastepne dwa dni unieruchomiona matka zdana na laske i nielaske poloznych na oddziale. do tej pory jak o tym mysle to plakac mi sie chce. ale ogolnie opieka byla na bardzo wysokim poziomie. moja cesarka to bylo ratowania zycie. i dzieki bogu za kompetencje lekarzy, bo 8 apgar po tym co z coreczka przeszlysmy to cud. tez placze jak to pisze:-(
 
najwazniejsze ze maz byl caly czas przy mnie choc ja nie bylam swiadoma i poprzytulal malucha tuz po urodzeniu. dla niego ten porod to byla chyba trauma. tak sie o nas bal:nerd:
 
LIL Kate przykro mi ze tak sie nacierpialyscie ( a wlasciwie nacierpieliscie bo maz takze jak piszesz bardzo to przezyl) najwazniejsze ze Dzidzia sie urodzila zdrowa i ze lekarze pomogli i ze jestescie razem w domciu i ze cale zycie przed Wami: i to jest wzruszajace !!!! I nie placz bo ja tez zaczynam.....
 
Troszkę niemiłe zakończenie...

W 10 dobie po terminie położono mnie na patologii ciąży. Około 3 rano tej doby coś ze mnie poleciało, zabarwiony krwią rzadki kisiel. Zglosilam to położnej,ale spała biedulka, wiec dopiero o 5 kontaktowala co sie dzieje na oddziale. O 5 zrobila test barwnikiem i stwierdzila ze to juz, bo to wody plodowe. O 11 bylam na malinowej sali operacyjnej, o 12 zaczęła krążyć we mnie oksytocyna z kroplówki. Czekałam na Bartka - Lubego. Za jakis czas rozpoczęły sie skurcze. Natychmiast tentno dzidziusia spadło do 88. Podano mi tlen. Tentno wróciło do normy czy oscylowało wokół 160. Bart zastał mnie pod tlenem. Skurcze trwały, bolało, ale do zniesienia. Myslalam ze okolo 18 dzidzia juz bedzie z nami, mylilam sie... Szyjka była twarda i przepuszczała na jeden palec. Po 4 godzinach bez zmian. Po jakims czasie zmieniła sie warta położnych i ta co przyszla stwierdzila, dosc bolesnie mnie traktujac, ze pecherz płodowy jest nadal w calosci. Szyjka ni drgnęla. Około 21 inna znów położna wydłubała ze mnie czop śluzowy - oderwala szyjkę od pęcherza płodowego wydobywając to co pomiedzy nimi. Bolalo tak bardzo, ze nic gorszego ani wczesniej ani pozniej w moim zyciu sie nie zdarzylo. Po 14 godzinach skurczów i bezskutecznych prób rozmiękczenia szyjki , która osiagnęła rozwarcie na 2 palce padłam jak zwłok. Juz nie mialam sily, swiadomosc moja momentami zanikala, jak przez mgle pamietam tylko Bartka alarmujacego o spadajacym tentnie dziecka, 2 razy osiagnelo pulap 80. W koncu lekarka debatujac z polozną, wychodzac z sali rzucila: no to co, rozchlastac jej ten pecherz... To nie bylo mile i niestety tez nic nie dalo. Wykonczoną zapytała w koncu pani doktor czy sie zgadzam na cesarke. Tak, zgadzam sie. 10 minut po decyzji dziecko bylo na świecie. Myslalam ze taty nie bylo przy tym, ale on widzial wszystko zerkajac zza szyby:) Byl z nami przez calutki czas. Dzidzię obmyto i podstawiono mi pod nos do buziaka. Pachniala niemowleciem i byla taka cieplutka. Zabrano ją. Mnie szyto a w tym czasie tata z maluszkiem przezywali swoje pierwsze chwile razem. Okolo 20 minut. Po wszystkim ja wyladowalam na sali pooperacyjnej z zakazem unoszenia glowy. Bart odeslany zostal do domu. Nie dostalam dzidzi do piersi, cala noc nasluchiwalam wsrod niemowlecych krzykow czy to ona placze. I nawet jesli tak to nic nie moglam zrobic :( Tesknilam do niej, ale pocieszalam sie ze rano ja dostane. Tymczasem rano przybieg pani pdiatra i mowi ze z dzieckiem jest zle. Pokazuje mi rentgen klatki piersiowej na ktorym widac ze serce wypelnia prawie cala przestrzen miedzyzebrową - czyli dzidzia ma serduszko 2 razy wieksze niz przecietny niemowlak oraz ma powiekszona wątrobę. Natychmiast chca ja przewieźć do osrodka kardiologii, potrzebna moja zgoda pisemna. Prosze, oto zgoda. Czy moge ja zobaczyc przed wyjazdem. Tak oczywiscie. Przyniesiono maluszka, nie moglam podnosic glowy jeszcze. Zanosila sie wlasnie w placzu gdy dotknelam jej glowki i pocalowalam ja. Szybciuko bo juz musimy jechac. Ekipa w czerwonych mundurkach wywiozla ja do Centrum Zdrowia Dziecka:( :( :( I zostalam sama, kazda inna mamusia cieszyla sie dobrym stanem dziecka i spedzali chwile razem. Lezalam bez niej 3 dni, karmilam sie zdjeciami ktore przynosil Bart. Znalam ja tylko ze zdjec. Rodzina zadawala mnostwo pytan, dodatkowo pogarszajac moj stan psychiczny. Dostalam srodki uspokajajace i wizyte psychologa, ktory trzezwo kazal mnie oddizolowac od szczesliwych mam z dziecmi. Dzieki Bogu, bo pekloby mi serce. Udalo mi sie usnac dopiero w 3 doby po porodzie, dzieki tabletkom uspokajajacym chyba i wspanialej atmosferze jaka panowala wsrod pacjentek na mojej nowej sali, na ginekologii.
Balam sie naszego pierwszego spotkania. Bardzo. Balam sie ze jej nie pokocham, ze ona mnie nie pozna, ze sie rozplacze gdy ja dotkna, takie rozne rzeczy przychodzily mi do glowy. Gdy patrzylam na zdjecie lezac jeszcze w szpitalu nie bylam w stanie wskrzesic zadnych uczuc :( To bylo straszne.
Mala ciagle lezy w CZD. Jedzdze do niej codziennie, Kocham ja nad zycie. Jest mi przykro ze jest chora i nie wiedza lekarze co jej jest :( Ma niskie tentno jak na noworodka, przecietnie maja 150 moja ma 90 - 100 :( Podejrzewaja wirus cytomegalii, nie dobrze, nie zasluzyla na to :(
Zdjecie, ktore zamiescilam zostalo wykonane w 17 godzinie jej zycia :)

Wytlumaczcie mi gdzie zostal popeniony bład. Przeciez cala ciaza przebiegala bez zarzutu i wszystkie badania byly supercacy. I nagle co sie stalo? Dlaczego matki palace i pijace rodza zdrowe dzieci a ja nie? :(:(:(

Jest mi przykro....
 
Te dwa zdjecia wykonane sa w trzeciej dobie zycia Julci.
Z 17 godziny zycia jest zdjecie w "LUTOWYCH DZIECIACZKACH i gratulacjach dla mamus".
Kocham to male dziecię. Zrobie wszystko zeby byla szczesliwa i umiala zyc.
 
reklama
PATRI,całym serduchem jestem z Tobą i Twoją córeczką!!!!na pewno wszystko będzie dobrze,malutka wyzdrowieje i będziesz cieszyć się nią przez cale życie:tak: .trzymam za Was kciuki!!!
 
Do góry