reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody

jak wspominam poród


  • Wszystkich głosujących
    49
Hej dziewczyny, melduję się:)

Na poniedziałek 21 listopada bylam umowiona w szpitalu. Mialam się w poniedziałek położyć i dr miał po kolejnych badaniach usg podjąć decyzje, czy już można ciac.

No i ok., wieczorem w niedziele się spakowałam kolejny raz, mialam zamiar jeszcze rano dopakowac kosmetyki. Denerwowałam się troche tym szpitalem, bo poprzedni pobyt mnie nieco wymęczył, wiec położyłam się wczesnie, ale zasnęłam dopiero ok. 23. O 1,30 w nocy się obudziłam, zazwyczaj tak mialam w ciazy, wiec poszlam sobie siusiu, napic się i z powrotem do lozka. Nie mogłam zasnąć. No i o 2.30, jak już podsypialam, obudzil mnie bol brzucha. Hm…. Dziwne, mysle sobie, zupełnie jak jakis skret jelit czy cos. Po kolejnym zaczelam myśleć goraczkowo, ze może TO JEST TO? Nigdy w zyciu nie mialam skurczy, nie pamiętam boli miesiączkowych, wiec trudno mi było ocenic. Wiec co robie? Na wszelki wypadek udaje się na palcach do lazienki i zaczynam przygotowania, jednoczesnie na stoperze w komorce notując kolejne bole brzucha. Mam do dzis zanotowane te czasy rownolegle w komorce, skurcze sa co 8, 6, 11, 12, 2, 5, 7 minut, zero regularności, oprocz tego, ze każdy trwal około 30 sekund. Z ksiazki „W oczekiwaniu na dziecko”pamiętałam, żeby jechac do szpitala jak będą co 5 minut i będą trwaly 45 sekund, wiec sobie mysle, ze w razie czego, jeśli to to, to mamy jeszcze czas. Nie wzielam tylko pod uwage skłonności rodzinnych, ze moja mama zanim dojechala do szpitala, to miala 10 cm rozwarcia… ale szpital mamy w odległości 10 minut pieszo, a 5 minut samochodem, wiec nie denerwowałam się, ze nie zdazymy. No wiec w lazience depilacja dokladna, prysznic, samoopalacz na cale cialo (a jak) i makijaż. Bol coraz silniejszy, wiec mysle sobie, jeśli to nie porod, to chyba jakis rak – i decyduje się obudzic mame. Jest już 4, wiec przeczekałam 1,5 godziny. Mama nie spala, obudzilo ja światło w pokoju u mnie i u ojca, gadala z nim, wiec ide i mowie „Matka, mnie cos brzuch boli”. Mama od razu za telefon i zaczela ściągać ekipe. Rodzice ubrali się migiem, ojciec jakis nietomny, ale nic to, mnie boli coraz bardziej, ale jak chodze, jest ok. Wsiadamy w samochod, ja się zaczynam wic i mowie, żeby jechala szybciej, jak na filmach dojeżdżamy do szpitala, ja wysiadam mega szybko, ojciec się wytacza z moja torba jak jakis zombie… po czasie dowiedziałyśmy się, ze nie mogl spac i wziął Dormicum. To silny srodek nasenny, jakby mama wiedziała, to w ogole by go nie brala z nami! Rejestratorki już na nas czekaly, polozna tez, szybkie cisnienie, pomiar temperatury i winda na 4 pietro. No i tam się zaczęło już na powaznie, skręcało mnie wpol…! Dr już jechal, anestezjolog tez, a mmnie kazali się przebrac w koszulke (moja), stanika mogłam jeszcze nie zdejmowac, i zaczal mnie badac lekarz dyżurny. A przetem pielegniarka do niego – „tu chyba jeszce nic nie będzie, bo pani za bardzo sprawna jest”. A on na to „6 centrymetrow rozwarcia”. Ona wielkie oczy „zartujesz?!” i migiem kazala mi się przebrac w szpitalna koszulke i zdjąć stanik (po tym się zorientowałam, ze sytuacja powazna). No i zaczal się zapis KTG. To był koszmar, po którym zdecydowałam, ze nigdy, przenigdy porodu naturalnego! Dopóki chodziłam, było w miare, chociaz skurcze były już na oko co 2 minuty, ale jak leżałam, to były nie do zniesienia. Wtedy tez wymknęła mi się „*****” podczas skurczu i teksty do mamy „To nie tak mialo być!”. Dowiedziałam się, ze anestezjolog jest, przesiadlam się na inne lozko i zawiezli mnie już na sale operacyjna. Tam już dr był, przebieral się i myl, pelno ludzi na sali, ja jeszcze wybrałam znieczulenie, ze nie chce ogolnego i to już był koniec. Zeszlam prawie, jak się okazalo, ze musi mi splynac cala kroplowka, bolalo już strasznie, ale na szczescie lecialo ciurkiem. Telepalo mnie z nerwow strasznie, cala się trzęsłam, skurcze prawie nie przechodzily, wiec anestezjolog wkłuwał się podczas skurczu, a drugi mnie trzymal, znieczulenie bolalo troszke, ale potem nadeszla błogość. Niesamowite to uczucie drętwienia nog i to, ze przestalam odczuwac zimno. Dr jeszcze mnie zbadal i się zaczęło – szok normalnie, nie czulam bolu, ale cala reszte owszem. Słuchałam, co mowia, trzęsłam się, a jak wyciągali dziecko, to prawie zeszłam – to szarpanie i wyciąganie skojarzylo mi się z filmami przyrodniczymi, jak krowie wyciągają cielaka. Maly zaczal plakac zaraz po wyciagnieciu, jeszcze z pepowina nieodcieta, plakal bardzo glosno, cos mnie za gardlo ścisnęło, dr na to „urodziliśmy chłopaczka”, po czym Malego troszke umyli i przynieśli mi na chwilke… przytulili mi jego buzie do twarzy, pocałowałam pare razy … i właściwie wiecej nie pamiętam, bo zrobilo mi się strasznie niedobrze, zaczelam mieć odruchy wymiotne i powiedziałam, ze cyt. „będę rzygac”… Trzęsłam się już tak, ze się sama zastanawiałam, jak tez dr mnie pozszywa. No i obudziłam się na sali poporodowej.

No i co dalej… pierwsze dwa dni były kiepskie, jakos pamiętam je jak przez mgle. Po 12 godzinach wstalam, jakos się umylam z pomoca pielęgniarki, a potem z kazda niemal godzina było coraz lepiej. Malego zobaczyłam jak tylko zrobiłam się przytomna. Wazyl 3280, mierzyl 37 cm od glowy do pupy. Jest absolutnie zdrowy, dwa razy dostal 10 pkt. W trzeciej dobie zaczelam karmic, poszlo jak po masle, Maks przyssal się od razu. Najpierw dokarmiałam go mieszanka 7 razy na dobe, potem już 3 razy, a w 5 dobie już tylko piers. Pokarmu mam wystarczająco, musze odciągać laktatorem.

Kocham mojego synka bardzo. Co prawda jest dal mnie totalna abstrakcja, nadal czuje jakas obcość, cos jak nieznany mi człowiek i mam wrazenie, ze to nie to samo dziecko, które mialam w brzuchu. Brakuje mi tamtych kopniakow i jak w pierwszych dnaich macica mi się kurczyla bardzo odczuwalnie, to mialam wrazenie, ze to Maks kopie… Ale kocham tego malego człowieczka, który jest taki nieskończenie cierpliwy i tyle mi wybacza. Moja obcesowość, nieporadność, brak cierpliwości, czasem niedelikatność. Patrzy tylko slepkami niebieskimi i czasem sobie poplacze troszke, jak za dlugo czeka na jedzonko, ale generalnie jest po prostu malym aniolem.

No ale jestem wreszcie w domu. W swoim, w Wawie. Nie mogę w to uwierzyć, miesiąc minął, od kiedy wyjechałam. Strasznie długo, zwłaszcza w końcówce ciązy. teraz musimy sie na nowo zorganizowac, w Poznaniu juz wszystko mialam mniej wiecej opanowane, ale mam nadzieje, ze po tym samotnym treningu, to teraz ten czas z mężem to bedzie bajka;)

Maks spal cala droge do Wawy, raz zaplakal biedny, jak juz mu mega niewygodnie bylo. Placze w ogole wylacznie wtedy, kiedy jest glodny. Bardzo ladnie podnosi glowke jak lezy na brzuszku i wczoraj pokazala sie jego pierwsza lezka. czasem sie nieswiadomie usmiecha podczas karmienia:) Zdarza sie, ze lezy sobie spokojnie przez pol godziny, godzine, rozglada dookola i nie placze:) Potrafi juz skupiac wzrok na konkretnym przedmiocie, rozpoznal pozytywke, ktora puszczalam mu w czasie ciazy i melodie z telefonu komorkowego, przy ktorych kopal w brzuch:) Jest naprawde slodki i czasem, jak płaczę rzewnymi łzami nad prasowanym wlasnie spioszkiem (a zdarza mi sie to codziennie, baby blues na calego), to mysle sobie, ze nie zasluguje na takiego kochanego synka:)


Mialo być krócej, wyszlo dlugo i chaotycznie, wybaczcie.
 
reklama
Mnie też się teraz przypomniało, że rzygałam po porodzie z wysiłku jak chory kot, i jak salowa sprzątając salę pytała się położnej czy tu kręcili horror, bo szafki krwią zbryzgane, boże... A póżniej czekała mnie "przyjemność" zakładania cewnika, brrr...
 
Naturella,czy Ty od razu palnowałaś cesarkę? No i gratuluję! bo przejść miałaś niemało! :)

Eg Ty też przeszłaś przez "piekło" mozna powiedzieć, ale dzielnie to zniosłaś i za to należy Ci się wielkie uznanie, ale najbardziej to chyba dzidzia wynagradza no nie?
najważniejsze,że mały zdrowy (poród kiedyś mija i się zapomina, a niczemu niewinne dziecko jest już na zawsze z nami i najważniejsze by było zdrowe ;D)
 
Tak, u mnie była od razu planowana cesarka - bo okazało się, że rozchodzi mi sie spojenie łonowe. Pod koniec ciąży ból był straszny bolały mnie wszystkie kości w okolicach miednicy. Ucieszyłam się z tego wskazania, bo zawsze chciałam mieć cc, tylko nie wiedziałam, jak to umotywować... poza tym mój dr jest przeciwny cesarkom na życzenie i od razu to powiedział.
 
eg cieszę się, ze wszystko dobrze się skończyło...wiem jaki to jest stres, w końcu mojego pierwszego synka też urodziłam za pomocą próżnociągu...

naturella dobrze,że w ogóle zdążyłaś z tą cesarką, bo z tego co opisałaś to o mały włos a rodziłabyś naturalnie...pamiętam, ze należąco też nie mogłam znieść tych bóli... :(
 
to teraz moja kolej na opis...

jak pisałam 1 grudnia miałam zgłosić się do szpitala i już zostać,był 4 dzień po terminie i mieli zamiar dawać mi zastrzyki na wywołanie. Więc pojechałam z mężem i zanim mnie przyjęli(bo chodzili z wizytami)to trochę minęło,więc postanowili na jakiś czas podłączyć mnie pod ktg. A tam za jakiś nie długi czas okazało się że dziecku tętno spadło do 70 paru na minutę,zaraz pozbiegało się trochę ludzi i zdecydowali że kroplówka na wywołanie a jak się nie zmieni to cesarka,ale jeszcze na spokojnie to wszystko było bo przez jakiś czas znów się unormowało tętno. Wysłali mnie na usg,bo dawno nie robiłam i te przepływy okazało się że nie są najlepsze. Wróciłam na oddział i położyli mnie na porodówce(miałam 2 cm rozwarcia,nie wiem kiedy się zrobiły ) podłączyli ktg,oksytocynę. I leżałam,a tu tętno znów zaczęło totalnie zanikać a niebyło nikogo kogo mogłabym zawołać ,już miała stawać i mieć gdzieś te kroplówki i pasy ktg byleby kogoś zawiadomić,ale jak maszyna zaczęła pikać że nie ma tętna to w końcu ktoś przyleciał,zbiegło się w sumie masę lekarzy,czułam się jak na oddziale intensywnej terapii,a tętno cały czas się wahało,podłaczyli mi ze trzy kroplówki ,przełożyli na lewy bok,podłaczyli tlen do nosa i krzyczeli jak mam oddychać,zapadła decyzja o szybkiej cesarce a bóle porodowe już mi się zaczęły,to był koszmar,czułam się jak nieprzytomna,gorąco niesamowite i wbrew swojej woli jęczałam i rzucałam się na łóżki,w tym czasie podsuwali mi masę papierków do podpisania,nie mam pojęcia do dziś co tam w nich było,ale w tamtym momencie miałam już wszystkiego serdecznie dość,nie wierzyłam że to się kiedyś skończy... podłączyli mi cewnik i przewieźli na salę operacyjną,anestozjolog mi się przedstawiła i wbiła iglę w kręgosłup(znieczulenie podpajęczynkowe) i poczułam się niesamowicie!!! cudowne ciepło zaczynające się od prawej nogi i zmierzające dalej,samopoczucie wróciło świetne,wszelki ból odszedł,naprawdę uczucie rewelacja,i zaczeło się cięcie a mną telepotało po całym stole(tzn tylko górna nie znieczulone część ) maleńka urodziła się o 14.50,niestety bardzo zmęczona,w ostatecznym rozrachunku dostała 8 pkt(zaczęła od 5 ale za chwilę powracało wszystko prawi do normy) ,pokazali mi ją na chwilkę i zabrali,dobrze że mąż czekał i dalej była z nim bo zszywanie zajęło masę czasu,zawieźli mnie w końcu na slę i muszę przyznać że cieszę się ogromnie że zaraz jak mi ją przynieśli to mała dostała cyca i zaczęła momentalnie ssać i na żadną chwilę nie oddałm malutkiej na sztuczne dokarmianie ani żebym odpoczęła,w tą samą noc spała ze mną i we wszystkie kolejne,mimo iż rana po cesarce itp dokazywała... A i pierwsze wstanie po cesarce to był koszmar! rana ciągła,omal nie zemdlałam ale to już wszystko za nami bo mam najpiękniejszą istotkę ze sobą w domku i kocham ją strasznie,to jak chce dostać pierś i robi takie słodkie minki,jest cudowna ;D .Miała 9 godz naświetlania ale na szczęście żółtaczka nie była za duża. I dziękuję Bogu że poród tak się odbył i że maleńka jest ze mną i z mężem,choć przyznam że mała woli spać ze mną niż w kolysce ;) acha i jest grzeczną malutką kruszunką :) .i muszę też pochwalić położne i nawet ordynatora,bo jak się rozpłakałam na porodówce jeszcze to powiedział żebym się nie martwiła bo zajmie się dzidzią jakby to była jego własna.ogólnie poród wspominam strasznie ze względu na przeogromny strach o małą to było naprawdę koszmarne no i okazało się że pępowina miał tylko 30 cm długości i dlatego mała nie mogła wyjśc. i to chyba tyle,jak coś sobie przypomnę to napiszę. Wczoraj chyba się przeciążyłam bo mało leżałam i jak poczułam lekki chłód to zaczęłam całą się telepać i nie mogłam się uspokoić ::) ale dziś już lepiej.
 
KAROLINNKO no to jak widać też przeżyłaś swoje w czasie porodu, ale naprawdę super, ze wszystko jest teraz OK i że córunia wynagradza wszystko :) Kubuś pozdrawia Twoją Lenkę :-* :-* :-*
 
Dzięki dziewczyny za słowa otuchy.
Karolinna mój mały leżał pod lampami pełne 2 doby a jeszcze jest troszkę żółciutki. Wczoraj się popłakałam bo położna jak przyszła i usłyszała że nie karmię piersią to powiedziała, że ta żółtaczka może tak szybko nie zejść. Podobno własny pokarm lepiej wypłukuje bilirubinę. U mnie jednak chyba baby blues na maksa.
Tak justynaj synek i jego śliczne uśmiechy wynagradzają mi cały ból.
 
reklama
eg ja się popłakałam jak mała leżała pod lampami i poszłam ją odwiedzić i maleńka płakała a ja nie mogłam jej wziąść na ręce,więc potem już nie chodziłam.
 
Do góry