No to teraz moje kolej opisać najpiękniejsze chwile mojego życia :-)
19.07.2010 Kontrolna wizyta u mojego ginekologa:-) Usłyszałam, że mam rozwarcie na 3 cm, ale jeszcze poród się nie zaczyna i równie dobrze mogę urodzić za kilka dni jak i za dwa tygodnie :-) Usłyszałam też, że co prawda odpadł mi czop, ale nie cały więc dzidzia jest zabezpieczona przed zarazkami:-)
20.07.2010 Kontrolne KTG przeprowadzone przez mojego gina, najadłam się strachu bo głupia położna nie potrafiła znaleźć tętna Wiktorii... Myślałam,że zejdę na zawał, ale po kilku minutach ktg było już dobrze podłączone, skurczy 0 :-)
Wróciliśmy do domu i mój Marcin wymyślił pizzę oczywiście własnej roboty :-) Ja robiłam ciasto On kroił wszystkie składniki:-) Gdy już pizza była zrobiona, a Ja ugryzłam pierwszy kawałek strasznie zaczęła boleć mnie głowa, było mi strasznie słabo, głowa bolała z każdej strony i poczułam skurcze co 20 min... Modliłam się, żeby nie zacząć rodzić, bo z takim bólem głowy nie dała bym rady nawet jednego partego przejść :-( O 2 nad ranem wysłałam Marcina po apap na stację benzynową, łyknęłam tabletkę, a po chwili Ją zwymiotowałam i ból głowy jak ręką odjoł... Uznała, że to było jakieś lekkie zatrucie i poszłam spać- razem z bólem głowy znikneły skurcze :-)
21.07.2010 Wstałam po 8 po bardzo ciężkiej nocy, ale czułam się cudownie, jak nowo narodzona :-) Ale ku mojemu zaskoczeniu od 10 rano zaczeły się regularne skurcze co 10 min, ale nie były jakieś mega mocne jedyne co robiłam to jak dostwałam skurczu musiała stać i oddychać przeponowo-siedzenie w czasie skurczu masakra
Powiedziałam mojej mamie co i jak,a Ona zaczeła panikować, że mam dzwonić po M i szybko jechać na Ip, ale Ja machałam ręką na jej słowa-przecież jeszcze mnie jakoś bardzo nie boli, a z resztą pojadę na IP jak będę miała co 8 min skurcze
O 13 przyjechał Marcin, ale powiedziałam mu że nie ma co się śpieszyć, żeby się wykąpał po pracy, zjadł coś i jeżeli się rozkręci to pojedziemy na IP-już miałam skurcze co 8 min :-) Po 14 uznałam, że w sumie już możemy pojechać, bo dość daleko miałam do szpitala w szpitalu byliśmy o 15.20:-)
Pewnien młody lekarz ze szpitala na ul.Kamieńskiego we Wrocławiu zbadał mnie ginekologicznie i uznał, że nie mam rozwarcia i kazał iść na KTG. Skurcze miałam cały czas co 8 min, ale Pan Dr uznał, że skurcze są bardzo słabe i, że jestem lekko odwodniona... Usłyszałam: "Proszę sobie pójść z mężem do kawiarni i wypić butelkę wody, ale nie na raz tylko po małych łyczkach i wrócić do Nas tak za 40 min"
Więc tak zrobiłam, skurcze były coraz mocniejsze i częstsze już co 5min, ale Ja nadal zadowolona i uśmiechnięta- tylko w czasie skurczu skupiałam się na tym, że coś się dzieje oddychałam przeponowo na stojąco i tyle :-) Jak kończył się skurcz to znowu sie uśmiechała i swobodnie rozmawiałam :-)
Po wypiciu wody wróciłam do lekarza, zbadał mnie i stwierdził, że nadal nie mam rozwarcie i znowu mam iść na ktg... W/g doktorka skurcze na ktg wciąż słabe
i znowu badanie na samolocie i wciąż nie ma rozwarcia i usłyszałam magiczne słowa:
" Proszę Panią My teraz nie mamy już miejsc na porodówce, a Pani nie ma rozwarcia i nie widzę po Pani, żeby skurcze były pożądne (A co miałam się drzeć
) Więc albo pojedzie Pani do domu i wróci za godzinę, albo pojedzie do innego szpitala..."
Wnerwiłam się strasznie, bo nastawiłam się już na ten szpital, a do domu jechać to bez sensu bo mam daleko, uznaliśmy że jedziemy do innego szpitala. Mój Marcin wściekły, krzyczał, że głupi ten lekarz, że mam skurcze już co 3 min, a On mnie odsyła... ja cały czas byłam spokojna, bolało już bardzo zwłaszcza kiedy siedziałam, a w aucie musiałam siedzieć i w dodatku jechaliśmy po dziurawych Wrocławskich ulicach...ahh bolało... Ale w głowie miałam tylko słowa lekarza, że nie ma rozwarcia więc cały czas myślałam, że mam dużo czasu...
Po 20-30min dojechaliśmy do szpitala na Brochowie, na IP powiedziałam co i jak, że odesłali mnie z Kamieńskiego, że nie mam rozwarcia i że mam skurcze co 3min, ale w czasie rozmowy z Panią dostałam już co minutę, więc Ona szybko zawołała lekarza.
Zbadano mnie ja spokojnie tłumaczę, że nie mam rozwarcia, a Pan doktor popatrzył się na mnie z miną- "Co Ty gadasz..." Powiedział " Och cud nad wisłą nagle ma Pani 7cm, jak dawno tamu była Pani na Kamieńskiego?" Ja z szczęką na ziemi odpowiadam 20 min temu... I usłyszałam, że tam to mnie badał jakiś... bo ja na 100% na rozwarcie od dawna (przypominam, że w/g mojego gina w pon miałam już 3cm).
Pani z IP dała dokumenty do podpisania i spytała się czy chcemy mieć poród rodzinny.
Marcin nie chciał być przy porodzie, ale uznaliśmy że będzie do czasu partych, więc zapłaciliśmy cegiełkę 200zł i dokończyliśmy z Panią formalności :-)
Przebrałam się w koszulę i poszliśmy na porodówkę, a tam kolejny szok... W pięknym pokoju gdzie było ogromne nowoczesne łóżko porodowe, skórzana kanapa... No full wypas :-) Pani położna kazała mi wejść na to łóżko i jak tylko się na nie wdrapałam i ułożyłam się dostałam pierwszy skurcz party
i usłyszałam "Ooo już 10" Nie było już czasu na nic, ani na skakanie na piłce, ani na prysznic, ani na lewatywę...
Och skurcze parte-nie da się opisać tego uczucia-mega dziwne... Ale cóż po 4 partych Wiktoria wylądowała na moim brzuchu, a położna popatrzyła się na Marcina, ale zanim zdążyła się zapytać Ja powiedziała: "On nie będzie chciał przeciąć pępowiny
"
Och to była miłość od pierwszego spojrzenia, cudowna istotka, malutka- Aż mi łzy podchodzą jak to piszę:-)- była taka bezbronna, taka kochana, taka... MOJA... NASZA... Chyba słowo Moja powtórzyłam z 10 razy przytulając i głaszcząc Wiktorię po pleckach, jej płacz był muzyką dla moich uszu, ale gdy powiedziałam:" Moja kochana kruszynko nie płakaj już" Uspokoiła się i mi Ją zabrali do badania... Marcin przeszczęśliwy i dumny został poproszony, żeby usiadł sobie na wygodnej kanapie z której mnie nie widział i dostał Wiktorię na ręce, a Ja musiałam jeszcze urodzić łożysko, ale nie wyszło całe, więc po chwili lekarz zaczoł mnie łyżeczkować -mega nie fajne i chyba najgorsza część z całego porodu
, później szycie... A Ja tylko mówiłam, no szybciej Ja chcę do mojej córeczki...
Zapomniałam napisać, że Marcin był przy mnie przez cały poród bo tak wyszło
Ale był cudowny głaskał mnie po czole powtarzał, że dam radę:-) A na moje zadnie:"Zamienisz się miejscami??" Powiedział: "Chciał bym, ale już za późno" :-) Kochany mój:-)
O 20.36 urodziłam Wiktorię po szyciu czyli przed 22 dostałam Ją do karmienia ( w tym czasie cały czas była w objęciach tatusia) po 23 zabrali mnie na położnictwo, a maleńka do kącika dla niemowląt, żebym Ja mogła odpocząć. Usłyszałam, że po SN wstaje się tak do 6 godzin po porodzie, ale Ja nie potrzebowałam tyle czasu ok 1 już sobie usiadłam na łóżku, a o 1.30 razem z położną poszłam pod prysznic, całą noc nie spałam i liczyłam minuty do 4 bo o tej miałam dostać moje dziecko i dostałam :-)
Teraz jestem szczęśliwą mamusią, której już nic więcej nie jest potzrebne do szczęścia... W końcu mam kochającego narzeczonego, cudowną córkę- tworzymy wspaniałą rodzinę :-)
Mam nadzieję, że opisałam wszystko w miarę czytelnie:-)