reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Plamienie w ciąży, tydzień 12 + 3 , pomocy!

Dołączył(a)
13 Kwiecień 2024
Postów
4
Hej dziewczyny. 💜
Trochę będzie czytania ale jeśli zechce któraś z was przeczytać i podzielić się swoją podobną historią to bd wdzięczna.

Od wczoraj odchodzę od zmysłów i czeka mnie to jeszcze do wtorku (aż do kolejnej kontrolnej wizyty ginekologicznej).
Ale zacznę od początku.
Mam już jedno maleństwo w domu i teraz nadszedł czas na drugie.
Oczywiście zaczęły się starania i na początku roku coś zaskoczyło. Pojechałam do ginekologa w około 9 tygodniu ciąży, tak aby już coś widzieć. Na wizycie wszystko było w porządku. Lekarz powiedział że wszystko jest super. Obgadaliśmy kilka kwestii i zadowolona z usg powędrowałam do domu.
Następna wizyta została umówiona na wtorek (tj.16.04). Jednak wczoraj zaczęłam plamić. Miałam lekko przybrudzoną bieliznę na brązowo, a po podtarciu ujrzałam różowy nalot. Bardzo się wystraszyłam. Zmieniłam bieliznę i założyłam wkładkę. Zaczęłam obserwować. Plamiłam jeszcze trochę na brązowo i czasami z domieszką czerwonych plamek. Postanowiłam pojechać na izbę przyjęć do szpitala, bo wszystko zaczęło się koło 17, czyli już po godzinach czynnych gabinetów lekarskich i opieki dziennej.
Przeprowadzono ze mną wywiad lekarski i wiadomo, kazano mi się rozebrać od pasa w dół i usiąść na kozetce. Tak zaczęto wkładać mi jakieś „łyżeczki” aby sprawdzić skąd jest krwawienie. Byłam bardzo zaskoczona bo pierwszy raz takie coś widziałam na oczy, ale okej. Po kilku minutach tych nieprzyjemności usłyszałam, że nie widać nigdzie na szyjce krwawienia i może to jakiś krwiaczek pęknąl albo naczynko. Gdzie tam była krew ale nie było jej głównego odpływu że tak powiem. (Przynajmniej zdaniem lekarza który przeprowadzał badanie).
Po badaniu „łyżeczkami” - wykonano mi USG dopochwowe. Tam kobieta która robiła to badanie dwa razy coś zmierzyła i tyle. Kazała się ubrać. Zero sprawdzenia czy jest serce i czy bije, żadnych innych badań typu beta… absolutnie nic.
Po tym jak się ubrałam to zaczęła coś wstukiwać w swój komputer.
Po zapytaniu czy z dzieckiem wszystko ok, usłyszałam odpowiedź „nie wiem”. No jak kurde nie wiesz? Przecież po to tu przyszłam! Ale po zadaniu w między czasie drugi raz tego samego pytania, otrzymałam taką samą odpowiedź. Trochę mnie to zestresowało, ale czekałam na dalsze wytyczne.
Otrzymałam oczywiście zakaz wysiłku, sportu, fatygowania się itp.
Otrzymałam także wypis/„list” dla mojego lekarza prowadzącego ciążę i kazano mi czekać do wtorku na wizytę u swojego ginekologa. Usłyszałam, że on dalej będzie prowadził diagnostykę i sprawdzał, a tu wszystko jest napisane co tam dziś było. I tyle.
Po wyjściu oczywiście zaczęłam czytać ten wypis/„list” do ginekologa. A w nim:
Żadnego obfitego krwawienia, zalecenia takie jak wyżej i że w przypadku silnego krwawienia oni polecają ewentualną farmakologie na wstrzymanie krwawienia. Ale to co jest dla mnie największą niewiadomą i co nie zostało w żaden sposób wyjaśnione to to, że na podstawie mojej miesiączki która powiedziałam to jestem w 12 tygodniu plus 3 dni, a z ich badania wychodzi że niby 9 tydzień ciąży. I takie eeee co? Przecież w 9 tygodniu ciąży byłam u lekarza i wszystko było dobrze… wiem że mogę mu ufać bo prowadził moją pierwszą ciążę i bardzo dobrze się czułam dzięki jego leczeniu pomimo tego, że na początku miałam anemię, także wierzę w kompetencje jego.
A teraz takie coś? Czy ktoś był w podobnej sytuacji i był to jakiś błąd?
Na wypisie nie ma napisane, że ciąża nie żyje, ale nie ma też napisane że wszystko jest dobrze. Nie ma nic. Puste słowa.
Mój partner pociesza i wspiera, mówi że gdyby to było coś złego to przecież by mnie tak o nie wypuścili. Że może z racji nocnego dyżuru to nie była jakaś zaawansowana ginekolog tylko jakas główna lekarka z dodatkiem jakieś specjalizacji z dziedzinie a nie bezpośrednio ginekolog.
Nie wiem co o tym myśleć. Dzisiaj trochę brudzę wkładkę na brązowo… ehh.
Najgorsze jest to, że poszłam tam po to aby upewnić się że wszystko jest dobrze (w pierwszej ciąży raz miałam samo brązowe plamienie i w PL od razu zrobili wszystko aby wiedzieć czy z dzieckiem ok), a tutaj za granicą potraktowali mnie jak gowno i odesłali z kwitkiem do domu i jeszcze więcej znaków zapytania, oraz głową pełną strachów.
Proszę o jakieś słowo, radę, czy był ktoś w takiej sytuacji, bądź zna takie historie?
Bardzo chciałabym się bardziej uspokoić.
Staram się być spokojna dla dzieciusia, bo wierzę że to jakieś nieporozumienie albo zwykły błąd, ale wiecie jak jest. Z tyłu głowy siedzi… wiecie jak jest.

Z góry dziękuję i pozdrawiam wszystkie mamusie w dwupaku i te już po. Wszystkiego dobrego 💜
 
reklama
Hej dziewczyny. 💜
Trochę będzie czytania ale jeśli zechce któraś z was przeczytać i podzielić się swoją podobną historią to bd wdzięczna.

Od wczoraj odchodzę od zmysłów i czeka mnie to jeszcze do wtorku (aż do kolejnej kontrolnej wizyty ginekologicznej).
Ale zacznę od początku.
Mam już jedno maleństwo w domu i teraz nadszedł czas na drugie.
Oczywiście zaczęły się starania i na początku roku coś zaskoczyło. Pojechałam do ginekologa w około 9 tygodniu ciąży, tak aby już coś widzieć. Na wizycie wszystko było w porządku. Lekarz powiedział że wszystko jest super. Obgadaliśmy kilka kwestii i zadowolona z usg powędrowałam do domu.
Następna wizyta została umówiona na wtorek (tj.16.04). Jednak wczoraj zaczęłam plamić. Miałam lekko przybrudzoną bieliznę na brązowo, a po podtarciu ujrzałam różowy nalot. Bardzo się wystraszyłam. Zmieniłam bieliznę i założyłam wkładkę. Zaczęłam obserwować. Plamiłam jeszcze trochę na brązowo i czasami z domieszką czerwonych plamek. Postanowiłam pojechać na izbę przyjęć do szpitala, bo wszystko zaczęło się koło 17, czyli już po godzinach czynnych gabinetów lekarskich i opieki dziennej.
Przeprowadzono ze mną wywiad lekarski i wiadomo, kazano mi się rozebrać od pasa w dół i usiąść na kozetce. Tak zaczęto wkładać mi jakieś „łyżeczki” aby sprawdzić skąd jest krwawienie. Byłam bardzo zaskoczona bo pierwszy raz takie coś widziałam na oczy, ale okej. Po kilku minutach tych nieprzyjemności usłyszałam, że nie widać nigdzie na szyjce krwawienia i może to jakiś krwiaczek pęknąl albo naczynko. Gdzie tam była krew ale nie było jej głównego odpływu że tak powiem. (Przynajmniej zdaniem lekarza który przeprowadzał badanie).
Po badaniu „łyżeczkami” - wykonano mi USG dopochwowe. Tam kobieta która robiła to badanie dwa razy coś zmierzyła i tyle. Kazała się ubrać. Zero sprawdzenia czy jest serce i czy bije, żadnych innych badań typu beta… absolutnie nic.
Po tym jak się ubrałam to zaczęła coś wstukiwać w swój komputer.
Po zapytaniu czy z dzieckiem wszystko ok, usłyszałam odpowiedź „nie wiem”. No jak kurde nie wiesz? Przecież po to tu przyszłam! Ale po zadaniu w między czasie drugi raz tego samego pytania, otrzymałam taką samą odpowiedź. Trochę mnie to zestresowało, ale czekałam na dalsze wytyczne.
Otrzymałam oczywiście zakaz wysiłku, sportu, fatygowania się itp.
Otrzymałam także wypis/„list” dla mojego lekarza prowadzącego ciążę i kazano mi czekać do wtorku na wizytę u swojego ginekologa. Usłyszałam, że on dalej będzie prowadził diagnostykę i sprawdzał, a tu wszystko jest napisane co tam dziś było. I tyle.
Po wyjściu oczywiście zaczęłam czytać ten wypis/„list” do ginekologa. A w nim:
Żadnego obfitego krwawienia, zalecenia takie jak wyżej i że w przypadku silnego krwawienia oni polecają ewentualną farmakologie na wstrzymanie krwawienia. Ale to co jest dla mnie największą niewiadomą i co nie zostało w żaden sposób wyjaśnione to to, że na podstawie mojej miesiączki która powiedziałam to jestem w 12 tygodniu plus 3 dni, a z ich badania wychodzi że niby 9 tydzień ciąży. I takie eeee co? Przecież w 9 tygodniu ciąży byłam u lekarza i wszystko było dobrze… wiem że mogę mu ufać bo prowadził moją pierwszą ciążę i bardzo dobrze się czułam dzięki jego leczeniu pomimo tego, że na początku miałam anemię, także wierzę w kompetencje jego.
A teraz takie coś? Czy ktoś był w podobnej sytuacji i był to jakiś błąd?
Na wypisie nie ma napisane, że ciąża nie żyje, ale nie ma też napisane że wszystko jest dobrze. Nie ma nic. Puste słowa.
Mój partner pociesza i wspiera, mówi że gdyby to było coś złego to przecież by mnie tak o nie wypuścili. Że może z racji nocnego dyżuru to nie była jakaś zaawansowana ginekolog tylko jakas główna lekarka z dodatkiem jakieś specjalizacji z dziedzinie a nie bezpośrednio ginekolog.
Nie wiem co o tym myśleć. Dzisiaj trochę brudzę wkładkę na brązowo… ehh.
Najgorsze jest to, że poszłam tam po to aby upewnić się że wszystko jest dobrze (w pierwszej ciąży raz miałam samo brązowe plamienie i w PL od razu zrobili wszystko aby wiedzieć czy z dzieckiem ok), a tutaj za granicą potraktowali mnie jak gowno i odesłali z kwitkiem do domu i jeszcze więcej znaków zapytania, oraz głową pełną strachów.
Proszę o jakieś słowo, radę, czy był ktoś w takiej sytuacji, bądź zna takie historie?
Bardzo chciałabym się bardziej uspokoić.
Staram się być spokojna dla dzieciusia, bo wierzę że to jakieś nieporozumienie albo zwykły błąd, ale wiecie jak jest. Z tyłu głowy siedzi… wiecie jak jest.

Z góry dziękuję i pozdrawiam wszystkie mamusie w dwupaku i te już po. Wszystkiego dobrego 💜
Plamienia się zdarzają, na tym etapie nie bada się już betaHCG. Istotny jest obraz z USG. W opisie badania powinna być informacja czy uwidoczniono bicie serca i ile wynosi (FHR = …), dziwne że tego nie sprawdzili. Co do wymiarów może to był słaby sprzęt i słabo zmierzone. Poszłabym do lekarza z dobrym sprzętem, który sprawdzi podczas USG wszystkie parametry płodu, chyba że Twój lekarz teraz to zrobi.
 
Plamienia się zdarzają, na tym etapie nie bada się już betaHCG. Istotny jest obraz z USG. W opisie badania powinna być informacja czy uwidoczniono bicie serca i ile wynosi (FHR = …), dziwne że tego nie sprawdzili. Co do wymiarów może to był słaby sprzęt i słabo zmierzone. Poszłabym do lekarza z dobrym sprzętem, który sprawdzi podczas USG wszystkie parametry płodu, chyba że Twój lekarz teraz to zrobi.
Tak, na wypisie jest napisane że mój lekarz ma zrobić dokładniejsze badania mi i w razie potrzeby podać tabletki na zatrzymanie krwawienia. Tak jak napisałam ufam swojemu lekarzowi prowadzącemu ciążę i wiem że zrobi wszystko żeby to sprawdzić.
W wypisie o sercu jest napisane, że nie mogła zbadać serca i nie wie czy jest uwidocznione. Po czym właśnie napisała że płód ma 9 tygodni jej zdaniem i jest jakieś prawdopodobieństwo poronienia jej zdaniem. Dlatego właśnie zaczęłam odchodzić od zmysłów.
Rozmawiałam też z pewną kobietą która po drodze pierwszej ciąży poznałam i wtedy jeszcze była położną, od pół roku już nie jest. Powiedziała żeby się nie sugerować. Że dziecko mogło się tak ułożyć i dlatego wymiary czy brak możliwości zbadania serca wystąpili. Dlatego powiedziała że nie wie co jest z dzieckiem.
Jednak chciałam zasięgnąć porady tutaj bo odchodzę od zmysłów. Może ktoś miał podobną sytuację, a jednak okazało się że z dzidziusiem wszystko ok?
Do szpitala mam się zgłosić w razie silnego krwawienia, bo tu ginekolog specjalista w weekend jest tylko na wezwanie telefoniczne. Tak mam czekać na wizytę u lekarza.
Mnie badała ogólna lekarka z jakimś lekkim doświadczeniem i małym kierunkiem ginekologicznym a nie specjalistą ginekolog. Mam nadzieję że się myli…
Ogólnie nie czułam do tej pory aby działo się coś złego.
Plamienie nadal występuje w brązowym kolorze. Nie dużo, bez żadnych innych dodatków.
 
Plamienia się zdarzają, na tym etapie nie bada się już betaHCG. Istotny jest obraz z USG. W opisie badania powinna być informacja czy uwidoczniono bicie serca i ile wynosi (FHR = …), dziwne że tego nie sprawdzili. Co do wymiarów może to był słaby sprzęt i słabo zmierzone. Poszłabym do lekarza z dobrym sprzętem, który sprawdzi podczas USG wszystkie parametry płodu, chyba że Twój lekarz teraz to zrobi.

Tylko z postu wynika, że autorka jest gdzieś zagranicą więc pewnie będzie ciężko uzyskać coś lepszego poza jej lekarzem. Myślę, że musi niestety czekać do wtorku 😪
 
Tak, na wypisie jest napisane że mój lekarz ma zrobić dokładniejsze badania mi i w razie potrzeby podać tabletki na zatrzymanie krwawienia. Tak jak napisałam ufam swojemu lekarzowi prowadzącemu ciążę i wiem że zrobi wszystko żeby to sprawdzić.
W wypisie o sercu jest napisane, że nie mogła zbadać serca i nie wie czy jest uwidocznione. Po czym właśnie napisała że płód ma 9 tygodni jej zdaniem i jest jakieś prawdopodobieństwo poronienia jej zdaniem. Dlatego właśnie zaczęłam odchodzić od zmysłów.
Rozmawiałam też z pewną kobietą która po drodze pierwszej ciąży poznałam i wtedy jeszcze była położną, od pół roku już nie jest. Powiedziała żeby się nie sugerować. Że dziecko mogło się tak ułożyć i dlatego wymiary czy brak możliwości zbadania serca wystąpili. Dlatego powiedziała że nie wie co jest z dzieckiem.
Jednak chciałam zasięgnąć porady tutaj bo odchodzę od zmysłów. Może ktoś miał podobną sytuację, a jednak okazało się że z dzidziusiem wszystko ok?
Do szpitala mam się zgłosić w razie silnego krwawienia, bo tu ginekolog specjalista w weekend jest tylko na wezwanie telefoniczne. Tak mam czekać na wizytę u lekarza.
Mnie badała ogólna lekarka z jakimś lekkim doświadczeniem i małym kierunkiem ginekologicznym a nie specjalistą ginekolog. Mam nadzieję że się myli…
Ogólnie nie czułam do tej pory aby działo się coś złego.
Plamienie nadal występuje w brązowym kolorze. Nie dużo, bez żadnych innych dodatków.

Dobrze by było jakbyś napisała co to za kraj to może ktoś jest tutaj z niego bo co z tego, że my Ci napiszemy jak jest w PL 😪
 
Dobrze by było jakbyś napisała co to za kraj to może ktoś jest tutaj z niego bo co z tego, że my Ci napiszemy jak jest w PL 😪
Kraj to Niemcy.
Tak, oni tutaj nie wezwą do tego lekarza do szpitala, bo nic nie zagraża mojemu życiu. Dlatego kazała przyjechać w razie gdybym mocno krwawiła albo miała jakieś silne bardzo bóle.
Nie chodzi mi o to by mówić co jest w PL bo wiem jak od razu się mną w szpitalu w PL zajeli w takim podobnym wypadku, a byłam na jeszcze wcześniejszym etapie w ciąży.
Ale o to by ktoś powiedział czy może miał podobną sytuację , a okazało się że któryś z lekarzy się mylił? Że tak powiem dał dziecko na „straty” a okazało się że był finał z happy andem.
Bardzo martwię się o maluszka i odchodzę od zmysłów. Nie dopuszczam myśli że coś mogłoby się stać. Ale ciężko jest…
 
Na twoim miejscu poszukałabym ginekologa i bardzo, ale to bardzo prosiła w rejestracji o jak najszybsze przyjęcie. Badał Cię lekarz. Skoro on nic nie wie, to my na forum tym bardziej. 🤷 Przykro mi. Najważniejszy jest teraz wynik USG.
Twoje ostatnie badanie nie brzmi zbyt optymistycznie. W teorii w 9 tygodniu ciąży dziecko ma 2,6 cm, a w 12 już 6 cm. Nawet zakładając błąd w pomiarach, to spora różnica. 😔 Akcji serca też nie uwidoczniono. Tylko i wyłącznie profesjonalista. Ginekolog. Jakikolwiek.
 
Na twoim miejscu poszukałabym ginekologa i bardzo, ale to bardzo prosiła w rejestracji o jak najszybsze przyjęcie. Badał Cię lekarz. Skoro on nic nie wie, to my na forum tym bardziej. 🤷 Przykro mi. Najważniejszy jest teraz wynik USG.
Twoje ostatnie badanie nie brzmi zbyt optymistycznie. W teorii w 9 tygodniu ciąży dziecko ma 2,6 cm, a w 12 już 6 cm. Nawet zakładając błąd w pomiarach, to spora różnica. 😔 Akcji serca też nie uwidoczniono. Tylko i wyłącznie profesjonalista. Ginekolog. Jakikolwiek.
niestety to są Niemcy, nie ma czegoś takiego że ja chce i już.
W poniedziałek zadzwonię do swojego ginekologa i poproszę o przeniesienie wizyty z wtorku na poniedziałek. Powiem co się stało.
Dziecko ma ponad 4 cm z wypisu wynika.
A akcja serca nie uwidoczniona ale też nie pisze że jej brak. Jest napisane że nie miała możliwości zobaczyć, sprawdzić.
Choć słowa że może być to poronienie, to trzyma mnie przy życiu to że nie musi.
Oprócz plamienia, czuję się na prawdę dobrze… dlatego mam nadzieję.
Może którąś z mam była w podobnej sytuacji?
Tym bardziej że ja na samym początku 9 tygodnia byłam i ginekologa. Na 9+0 na pierwszej wizycie i nic nie zapowiadało że miałoby się coś wydarzyc. Widzielismy już serduszko itp.
Ciężko mi bardzo… mam nadzieję, że jednak ktoś miał podobną sytuację i dzidziuś było wszystko ok.
Ale dziękuję za odp.
 
Ale Ty miałaś już badanie prenatalne? Czy miało być dopiero we wtorek? Trochę ciężko mieć nadzieję, bo różnica jest dosyć spora. 3 tygodnie plus nie uwidocznione serce. Do tego plamienia. Ja na Twoim miejscu szukałabym jeszcze dzisiaj lekarza albo jutro jeżeli jakiś Cię przyjmie.
 
reklama
niestety to są Niemcy, nie ma czegoś takiego że ja chce i już.
W poniedziałek zadzwonię do swojego ginekologa i poproszę o przeniesienie wizyty z wtorku na poniedziałek. Powiem co się stało.
Dziecko ma ponad 4 cm z wypisu wynika.
A akcja serca nie uwidoczniona ale też nie pisze że jej brak. Jest napisane że nie miała możliwości zobaczyć, sprawdzić.
Choć słowa że może być to poronienie, to trzyma mnie przy życiu to że nie musi.
Oprócz plamienia, czuję się na prawdę dobrze… dlatego mam nadzieję.
Może którąś z mam była w podobnej sytuacji?
Tym bardziej że ja na samym początku 9 tygodnia byłam i ginekologa. Na 9+0 na pierwszej wizycie i nic nie zapowiadało że miałoby się coś wydarzyc. Widzielismy już serduszko itp.
Ciężko mi bardzo… mam nadzieję, że jednak ktoś miał podobną sytuację i dzidziuś było wszystko ok.
Ale dziękuję za odp.
Słuchaj, a u twojego ginekologa na badaniu w 9 tygodniu jaki był wymiar dziecka?
Teraz jak babka Cię zbadała, nie włączyła Dopplera? Nie uwidoczniła przepływów? Jak nie była pewna, mogła poprosić, żebyś zjadła coś słodkiego, bardzo słodkiego, i za pół godziny mogła zbadać Cię ponownie. U mnie jak dzieć nie współpracował, to lekarz tak właśnie zrobił. Nakarmił cukierkami (ma w gabinecie hurtowe ilości z prezentów od pacjentek 😅) i poczekał. A potem wszystko super zmierzył.
U Ciebie jest o tyle dobrze, że 4 cm może mieć dziecko w 11 tygodniu. Tylko najważniejsza jest akcja serca. Bez tego ani rusz. Trzymam kciuki za pozytywne zakończenie. 🙏
 
Do góry