reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

rodzimy, czyt relacja z porodówki

Postanowiłam jak najszybciej przelać przebieg mojego porodu na papier bo po jakimś czasie wrażenia są już inne....

Jak może pamiętacie byłam już po terminie kiedy to rozpoczęły się skurcze - nocka ze środy na czwartek 1 maja. Skurcze były na tyle silne że uniemożliwiały spanie. Całą noc notowałam ich częstotliwość ale żadnej regularności ani skracania czasu.
To samo było w ciągu dnia i nastepnej nocki. No może udało mi się przespać jakieś 2-3 godzinki przerywanego snu w ciągu dnia pomiedzy skurczami.

W piątek na izbie miałam skurcze bardzo silne ale co 10 minut no i w dole szyjka za długa, zero rozwarcia. Podali mi jakiś zastrzyk rozkurczowy który oczywiscie nie przyniósł żadnej ulgi. I tak minęła kolejna noc z tym że spędziłam ją prawie całą na nogach bo skurcze były na tyle silne iż nie mogłam leżeć. O 7 rano obudziłam męża i kazałam się zawieść na izbę. Byłam już tak wyczerpana że ledwo stałam na nogach. Oczywiście w ciagu tych 3 dni mało jadłam a to co jadłam momentalnie zwracałam więc słaniałam się na nogach.

Miałam nadzieję że przyjmą mnie z miejsca, że to nie możliwe żeby tak silne skurcze nie posunęły akcji do przodu. Bardzo miła Pani doktor po zbadaniu stwierdziła że jest postęp i może mnie przyjąć ale na ginekologię bo na blok porodowy to sie nie nadaję. Oczywiście wolałam wrócić do domu niż wyć w szpitalu. Podniosła mnie na duchu bo oznajmiła że w ciągu 24 godzin urodzę. Dostałam kolejny zastrzyk - 0 rezultatów jak poprzednio i wróciłam do domu.
Nie wiem jak przeżyłam cały dzień ze skurczami co 10 -15 minut. Wiem że spędziłam większość czasu ściskając łóżeczko Marysi. Mój mąż w czasie skurczy wychodził na balkon - nie mógł juz słuchać i patrzeć jak wyję. Tak mu mnie było szkoda no i nie mógł mi pomóc. Byłam w stałym kontakcie z położną co też mnie podnosiło na duchu.

Kiedy skurcze skróciły się do 5-7 minut około 22.00 (leciał właśnie Indiana Jones) a ich długość się wydłużyła nawet do 2 minut i po tym jak odwiedziła nas nasza sąsiadka z naprzeciwka - 80-letnia Pani z przytępionym słuchem zapytać sie czy wszystko w porządku - słyszała jak wyję, pojechalismy na Izbę. Tym razem czekała już nasza położna - 2-3 cm rozwarcia i wszytko gotowe... Po badaniu od razu poprosiłam o zawiadomienie anestezjologa i zarządałam natychmiastowego znieczulenia. Po godzinie byłam na sali, znieczulona i było całkiem miło. Nie czułam prawie nic przez pierwsze 2 godziny. Oczywiscie znieczulenie osłabiło skurcze i akcja zaczęła się zatrzymywać więc podali mi oksytocynę. Drugą porcję znieczulenia. Niestety tym razem nie podziałało tak jak przy pierwszej dawce i koszmar powrócił. Trzecia dawka też nie była skuteczna.

Po pełnym rozwarciu jednak rozpoczęła się prawdziwa walka - już praktycznie bez znieczulenia. Mała była cały czas bardzo aktywna i posuwała się niestety milimetr po milimetrze. Po 2 godzinach drugiej fazy zaczęły się wizyty lekarzy i narady co dalej. Kilka kolejnych prób łącznie z wypychaniem i kładzeniem się na brzuch. Położna cały czas jednak walczyła o to aby mój wysiłek nie skończył się cesarką.

Nie wiem dlaczego Marysia stawiała taki opór ale ja dosłownie czułam jak już prawie jest a potem cofa się z powrotem. Kolejny lekarz postanowił o użyciu kleszczy i tu zaczęły szybko biegać 3 osoby: przygotowanie narzędzi, lekarza, nacięcie i Marysia była już ze mną...

Nie mogłam uwierzyć że nie bedzie cesarki. Przez piewrwszych kilka minut myślałam tylko o tym.
Jak potem rozmawiałam w trakcie szycia z położną mój przypadek - skurcze przez kilka dni zdarza się raz na 10.000. Do tego ona bardzo dawno nie miała porodu z kleszczami. Ją poród tak wykończył że ledwo stała na nogach. Jak z nią teraz rozmawiam to dosłownie mam łzy w oczach bo dzięki temu że przedlużyła poród o te 45 minut ja uniknęłam kolejnego znieczulenia i szybkiego cięcia.

Pomimo wszystko poród wspominam całkiem OK chyba dlatego że bardzo szybko doszłam do siebie. Szwów wogóle nie czuję i już całkiem sprawnie się poruszam...
 
reklama
Moj poród nie był typowy , bo jak wiecie miałam cesarkę, ale mimo wszystko postanowiłam podzielic się z wami moimi przeżyciami z tego dnia. Ostatni raz pisałam 2.05 i pytałam o test oksytocynowy. Na sobotę-03.05 miałam skieroanie do szpitala,poniewaz byłam tydzien po terminie. test nie poskutkował, pojawiły się marne skurcze. Pani połozna, która wbijała mi wenflon, tak to zrobiła, że krew siknęła w górę, zalałam podłogę pościel i z wrazenia zaczęła mi ręka drzec- nie obyło sięoczywiście bez komentarza, jak ja mam zamiar urodzić???skoro tak się trzęsę przy zakładaniu wenflonu-stara jędza.dobrze, ze był ze mną mąż. Po 3 godzinkach, kiedy nic się nie działo po oksytocynie odesłałam męża do domu.Zostałam zbadana, zero rozwarcia, wszystko wysoko i lekarz kazał sięprzygotowac na to, ze następnego dnie dostnę z 5 kroplówek na wywołanie i pewnie urodzę. Pod wieczór, koło 20 zadzwoniłam po męża, zeby przyjechał, bo umierałam z nudów. Posiedzielismy chwilkę i tym razem inna -milsza połozna zawołała mnie na salę, bo sprawdzali jak się mają dzieciaczki przed nocką. Małej tętno zaczęło uciekac, pojedziła mi po brzuszku i podłączyła aparat na pełen zapis, po 15 minutach pobiegła po lekarza. wrócili-ten spojrzał na zapis i kazał przynieść 2-gi aparat bo to nie możliwe, zeby tętno tak skakało!, ja się już konkretnie wystraszyłam, bo na 2-gim aparacie wyszło to samo. Lekarz wyszedł na chwilę, wrócił po 5 minutach i powiedział, ze nie będzie ryzykował, i za 10 minut będę miała cesarkę. Była godzina 21. Szybka lewatywa, przebranie i na salę, dobrze, że był ze mnąmój mąż najdroższy. Wszystko dział się błyskawicznie. Na sali dostałam chyba 4 kroplówki , które wpompowali we mnie w 5 minut, kilka zastrzyków, znieczulanie w kręgosłup-lekko się poruszyłam przy wkłuciu-bo miałam dreszcze z wrazenia, i poczułam prąd przez całe ciała. Pani anestezjolog była cudowna. założyli mi cewnik, parawan i akcja. Po 5 minutach usłyszałam , jak moja księżniczka się przeciąga. Pokazali mi ją na sekundę tylko. Zaczęłam czuc niezły odlot jak wyciągali łożysko. Tak szrpali,, ze unosiłam się nad łóżkiem. Później szycie. Na sali było 8 osób, ja w trakcie szycia zaczęłam opowiac zboczone kawały, z których sama się śmiałam- jak to sobie przypomniałam, to myślałam, że spalę się ze wstydu. przed 22 było już po wszystkim. Hania dostała 10 punktów. Ja nie spałam do rana. Kolejnego dnia dostałam małą, przystawiłam ją do cyca i okazało się, że nie mam pokarmu. Następnego dnia to samo, cuda robiła, że ruszyc laktację, mała płakała i położne musiałay ją dokarmic. Myślałam, ze mi serce peknie. Mleczko pojawiło się w 3 dobie i w tej chwili muszę odciągac, cycki mi eksplodująchyba!!!
Na koniec dodam, że połozne w etym szpitalu były koszmat=rne a małymi wyjątkami, dobrze ze w 3 dobie zostałam wypisana do domu, bo jeszcze jeden dzien i bym tam zwariowała.
 
Lene widzę że u Ciebie też niezły meksyk...
Dobrze że mamy to za sobą ale coś jest w tym że po terminie te porody nie idą dobrze i są zawsze jakieś komplikacje:crazy:
 
Faktycznie obie miałyście przejścia nie do pozazdroszczenia, ale muszę się z Twoją tezą Aguś nie zgodzić. Ja rodziłam DD i Pati po terminie. Syna 14 dni, córkę 6 i oba porody wspominam mile ;)) Jestem nienormalna szajbuska co lubi ból heheh (żartuję).
 
I zobaczcie jkie porody sa rozne, ze skrajnosci w skrajnosc:szok:, Aga przez kilka dni chodzila z bolami porodowymi a u mnie wszystko trwalo 2 godz:szok:, i badz tu madry i udzielaj rad:-D;-)
 
Chciałam jeszcze dodać jedną ciekawą moim zdaniem rzecz.

Mąż strasznie się wkurzył że to znieczulenie nie działało tak jak należy i napisał reklamację do szpitala o zmniejszenie opłaty ze względu na złe dawkowanie i brak rezulatów. Ku naszemu zdziwieniu reklamaja została pozytywnie rozpatrzona i zapłaciliśmy tylko 30%...

Coś się widać zmienia w naszym kraju na lepsze.
 
Aga brawo dla meza:-), tez ze wpadl na taka mysl z reklamacja:-), bardzo dobrze moze do nastepnego sie przyloza:tak:,Ty sie wycierpialas:-( ale chociaz grosz zaoszczedzony i teraz masz na kogo go wydac:tak:
 
Odnośnie mojej relacji z porodu to muszę dodac (pisałm ją na szybkiego), ze mój gin prowadzący ciążę spiasał się na medal. Miał akutrat dyzur i to on mnie ciął. Cały czas traktował mnie wyjątkowo, czułam jego ogromne wsparcie. A miało to ogromny wpływ na moją psychikę, mówięWam świetny facet w przeciwienstwie do położnych-czarownice wstrętne!!! czasem wystarczy zwykłe, ludzkie podejście do drugiego człowieka i wszystko wygląda inaczej.
 
reklama
No ja juz opowiadalam moja burzliwa noc.... normalnie jak na filmach...tyle ze tam zazwyczaj porody konczyly sie w domu hahaha a ja urodzilam w szpitalu :)
 
Do góry