reklama
blond_20
Czarownica
ja tez nie opisalamu mnie bylo tez prawie 24 hi tez baaardzo milo))
malena81
mamusia październikowa 08
- Dołączył(a)
- 6 Maj 2008
- Postów
- 2 268
Odgrażałam się, to teraz opowiem.
Termin OM 19.10, termin USG 24.10
Nic oprócz przepowiadających się nie działo.
KTG 24.10. nic
KTG 27.10 nic
Gin kazał mi się zgłosić 28.10 na izbę przyjęć.
I się zgłosiłam, a że nie było miejsc na oddziale, położyli mnie na sali przedporodowej - tuż za ścianą się rodziło.
I tak przeleżałam wtorek i środę nicnierobiąc i słuchając wrzasków rodzących :-(
w czwartek OCT i się zaczęło. łapały mnie skurcze nieregularne przez dwa dni i dwie noce, na tyle słabe, że nie było postepów rozwarcia, na tyle mocne, że nie dawały czytać ani spać.
W końcu się nade mną zlitowali i wysłali w sobotę 1.11. na porodówkę.
M. przyjechał, mieliśmy osobną salę. Skurcze co trzy minuty, bo mnie mój gin z rana "wymasował" ale na KTG dupa... Nic nie widać.
I tak łaziłam z tymi skurczami od 8 rano do 18 i nikt sie mną nie interesował. Nawet nie było gdzie prysznica wziąc, a lewatywa męczyła chyba do wieczora :-(
Na szczęście o 18 przyszła "moja" położna, a gin przebił pęcherz i znowu to samo - skurcze się pojawiały i znikały i tak ciągle. Gdzieś koło 20 podłączyli oksytocynę, co mnie uziemiło, bo musiałam siedzieć pod KTG caly czas.
Zaczęło boleć, nawet się ze dwa razy rozdarłam jak stara szmata,
a tu postępów brak.
godz. 23 - 2 palce (czyli jak rano)
godz. 24 - 2 palce
1, 2, 3, ciągle dwa palce a ja już nie mogę bo nie mam siły...
zaczęłam oczywiście nudzić o cesarkę, to położna się wzięła do roboty, zastrzyk w tyłek jakieś czopki i ten okropny masarz od nowa.
W końcu ok. 4 przyszedł mój gin (akurat miał dyżur) - zbadał i mówi - rodzimy!
Ja oczy wielkie, radość ogromna, bo wreszcie światełko w tunelu.
Poszło szybko. Kilka partych, które nie bolały, nacięcie, i chlup - Izunia była na świecie.... położyli mi ją na brzuszku, darła się w niebgłosy.
Moje szczęście największe.
Mój M. przysnął ok. 3 i się mną nie interesował, za co chciałam go zabić.
Ledwo go położna na sam poród wybudziła, zdjęcia porobił...
Koniec końców o 4:35 było już po wszytskim. Długie szycie, bo troche popękałam, ale w sumie szybko doszłam do siebie.
Tylko musiałyśmy z Izunią zostać troszkę w szpitalu, bo miała wrodzoną infekcję
i mocną żółtaczkę.
Ogólnie poód wspominam dobrze, nie mam traumy i nastepnym razem chciałabym również rodzić SN.
To tyle
Zadanie odrobione!
Termin OM 19.10, termin USG 24.10
Nic oprócz przepowiadających się nie działo.
KTG 24.10. nic
KTG 27.10 nic
Gin kazał mi się zgłosić 28.10 na izbę przyjęć.
I się zgłosiłam, a że nie było miejsc na oddziale, położyli mnie na sali przedporodowej - tuż za ścianą się rodziło.
I tak przeleżałam wtorek i środę nicnierobiąc i słuchając wrzasków rodzących :-(
w czwartek OCT i się zaczęło. łapały mnie skurcze nieregularne przez dwa dni i dwie noce, na tyle słabe, że nie było postepów rozwarcia, na tyle mocne, że nie dawały czytać ani spać.
W końcu się nade mną zlitowali i wysłali w sobotę 1.11. na porodówkę.
M. przyjechał, mieliśmy osobną salę. Skurcze co trzy minuty, bo mnie mój gin z rana "wymasował" ale na KTG dupa... Nic nie widać.
I tak łaziłam z tymi skurczami od 8 rano do 18 i nikt sie mną nie interesował. Nawet nie było gdzie prysznica wziąc, a lewatywa męczyła chyba do wieczora :-(
Na szczęście o 18 przyszła "moja" położna, a gin przebił pęcherz i znowu to samo - skurcze się pojawiały i znikały i tak ciągle. Gdzieś koło 20 podłączyli oksytocynę, co mnie uziemiło, bo musiałam siedzieć pod KTG caly czas.
Zaczęło boleć, nawet się ze dwa razy rozdarłam jak stara szmata,
a tu postępów brak.
godz. 23 - 2 palce (czyli jak rano)
godz. 24 - 2 palce
1, 2, 3, ciągle dwa palce a ja już nie mogę bo nie mam siły...
zaczęłam oczywiście nudzić o cesarkę, to położna się wzięła do roboty, zastrzyk w tyłek jakieś czopki i ten okropny masarz od nowa.
W końcu ok. 4 przyszedł mój gin (akurat miał dyżur) - zbadał i mówi - rodzimy!
Ja oczy wielkie, radość ogromna, bo wreszcie światełko w tunelu.
Poszło szybko. Kilka partych, które nie bolały, nacięcie, i chlup - Izunia była na świecie.... położyli mi ją na brzuszku, darła się w niebgłosy.
Moje szczęście największe.
Mój M. przysnął ok. 3 i się mną nie interesował, za co chciałam go zabić.
Ledwo go położna na sam poród wybudziła, zdjęcia porobił...
Koniec końców o 4:35 było już po wszytskim. Długie szycie, bo troche popękałam, ale w sumie szybko doszłam do siebie.
Tylko musiałyśmy z Izunią zostać troszkę w szpitalu, bo miała wrodzoną infekcję
i mocną żółtaczkę.
Ogólnie poód wspominam dobrze, nie mam traumy i nastepnym razem chciałabym również rodzić SN.
To tyle
Zadanie odrobione!
dorota123456789
oliwka,alanek i lilianka
MALENA no no to sie troche nameczylas Ale dobrze ze fajnie to wspominasz :-) Troche Cie ta Izunia wstrzymala :-)
ASIU no to czekamy na twoj opis Ja lubie czytac o naszych porodach I wiecie co lubie sobie czasem powspominac:-)
Np ide sobie z niunia na spacerze i wspominam :-)
ASIU no to czekamy na twoj opis Ja lubie czytac o naszych porodach I wiecie co lubie sobie czasem powspominac:-)
Np ide sobie z niunia na spacerze i wspominam :-)
magdziunia
Październikowa Mama'08
Zawsze jak czytam opisy porodów to płaczę.
Piękne przeżycia ... ale ile w tym czasie człowiek nerwów straci.
Piękne przeżycia ... ale ile w tym czasie człowiek nerwów straci.
Evelajna
Październikowa mama
Malenka fajny opis;-) Tylko się wymęczyłaś, bido
Faceci mają jakiś dar: potrafią spać i ogólnie reagować zdziwieniem jak się życiowe losy ważą
Faceci mają jakiś dar: potrafią spać i ogólnie reagować zdziwieniem jak się życiowe losy ważą
Racja, racja. Każdy poród jest inny ale wyczekany. Ja swój wspominam miło bo myślę tylko o Bartusiu którego wtedy poznałam:-)Zawsze jak czytam opisy porodów to płaczę.
Piękne przeżycia ... ale ile w tym czasie człowiek nerwów straci.
Obydwoje z M płakaliśmy:-):-):-)
reklama
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 46
- Wyświetleń
- 8 tys
- Odpowiedzi
- 753
- Wyświetleń
- 65 tys
Podziel się: