reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Depresja w ciąży

No wierzę ci. Wiem że kobietki między sobą potrafią rozmawiać o różnych sprośnych rzeczach i pewnie nie raz próbowac na koleżankach całowania z języczkiem, żeby się nauczyć :)
Jakoś mi przeszły te myśli, ale to że jedne przechodzą to nie znaczy że już nic w głowie mi nie krąży.Znowu mi wróciły te myśli (też natrętne) czy kocham narzeczonego. W tej kwestii boję sie co powiesz, bo przypuszczam że napiszesz że nie jestem pewna swoich uczuć albo coś, a mnie to dobije jeszcze bardziej. Może to tak trochę jest że sama nie wiem czego chcę, przyznam się że ja prawie ciągle myslę o narzeczonym. Już byłam pewna że ta myśl nie wróci, bo na początku naszej znajomości mnie dręczyła, dostałam wtedy takiego doła, że go słodyczami zajadałam i nieźle przybrałam na wadze. Potem do Warszawy pojechałam, tez mnie te mysli dręczyły, potem jakoś samoistnie przeszły. Mieliśmy kilka takich sytuacji że musiałam jakby swoją miłość na próbę wystawić, bo mieliśmy kłopoty i problemy. Ale zawsze kiedy mój narzeczony miał problemy, martwiłam się o niego i modliłam żeby wszystko było dobrze. Nawet jak mieliśmy taki hymmm...kryzys (tak to nazwijmy) że on zniknął na kilka dni, nie miałam żadnych wieści, na dodatek nie miałam pieniędzy, ciągle wydzwaniał do mnie facet u którego mój men pożyczył kasę i odgrażał się, na dodatek wszyscy wszem i wobec gadali że on na pewno ma inną dziewczynę, że chodzi na dziwki i mną sie wcale nie interesuje, dostawał (jeszcze przedtem) jakieś dziwne telefony od dziewczyn, itd. to ja mimo że cierpiałam strasznie, nie spałam nocami, nie jadłam prawie (wtedy trochę schudłam chociaż to tylko 5 dni było) to walczyłam o niego, nie poddawałam się i wygrałam miłość. :)
Nie wiem czemu teraz te głupie myśli powróciły. Najgorsze jest to że ja ich nie chcę (tak podobnie jak z poprzednimi myślami) ale one są uparte i mnie zmuszają do myslenia na ten temat. Na pewno coś w tym jest, że sama sie nakręcam i szukam dziury w całym, poddaję sobie sama tematy i panikuję. No bo przecież jak te myśli mi wtedy przeszły, to zupełnie by mi takie coś przez głowę nie przeszło, nigdy bym tak nie pomyślała, ba, nawet zupełnie zapomniałam o tych myślach, a jeśli już mi się przypomniały to się śmiałam, że to było takie głupie. Przecież wiem jaka szczęśliwa byłam jak siedzieliśmy sobie z narzeczonym w domku, oglądaliśmy tv, itd. Cieszyłam się że jest, bałam się żeby nic mu sie nie stało po drodze, denerwowałam się jak poszedł do kolegi na noc i miał wyłączony telefon. To też są chyba takie głupie myśli, które musze olewać. Bo przecież inaczej bym się zachowywała gdyby były prawdziwe. Fakt, każdy sie zastanawia czasem czy kocha druga osobe, na pewno moj narzeczony tez sie wtedy zastanawial jak mieliśmy kłopoty, bo chciał już uciekać wszystko zostawić. Czasami sama na siebie jestem taka zła że mam ochote na siebie nawrzeszczeć, że w tej pustej głowie wymyślam jakieś rzeczy i nakręcam się podświadomie jeszcze bardziej. Chyba tak zrobię bo szału dostanę!
 
reklama
wiem jak to jest z tymi kryzysami... ja tez niedawno przechodzilam jeden i to calkiem powazny... szczerze mowiac to juz sie nawet zastanawialam nad wyprowadzka do mojej mamy... totalnie sie nie moglismy dogadac z moim S. awantura za awantura i tez sie zastanawialam czy ja go wogole kocham, no bo jak ktos Cie bez przerwy krzywdzi, a ty jego to chyba to nie moze byc milosc, co nie? ale porozmawialam z taka bardzo madra kolezanka, ktora jest juz od paru lat mezatka i doszlam do wniosku, ze to wlasnie jest zycie, tak sie czasme uklada, okolicznosci poddaja w watpliwosc nasze decyzje i uczucia... ale wiem jedno, pamietam jak swoj pierwszy powazny zwiazek, ktory trwal 4 lata tez w ktoryms momencie zaczal wchodzic w taka faze. zastanawialam sie bardzo dlugo nad swoimi uczuciami i pamietam jak sie wtedy czulam z tym. wiem na pewno, ze kiedy kogos nie kochamy to wiemy to, nie w 100% ale wiemy. po takich malych szczegolach mozna sie zorientowac najlepiej, jesli kogos nie kochasz to nie martwisz sie o ta osobe, nie troszczysz, nie cieszysz sie z jego obecnosci itp. wiec wydaje mi sie, ze skoro czujesz te wszystkie powyzsze rzeczy to chyba jednak go kochasz, to nie moze byc samo przywiazanie, ono nie uwalnia takch reakcji;-) mysle ,ze to jest kolejna forma tych natrectw z ktorymi sie ostatnio zmagasz.
 
W tym momencie nie mamy żadnego kryzysu, ale sam wyjazd narzeczonego za granice i jego ciągła nieobecność też może robić swoje. :dry:
Może ja jestem młoda i to też ma jakiś wpływ. Ale przeciez mi jest z nim dobrze, gdyby było inaczej to bym się męczyła w tym związku. Tak mi się wydaje. A przecież ja wiem jak się czułam zanim dostałam tych wszystkich głupich myśli, zanim w ogóle narzeczony wyjechał. Fakt, często jak sobie marzę o nas, to zazwyczaj na temat seksu, ale to chyba dobrze, no bo to jest jedna z przyjemniejszych rzeczy które wspólnie razem możemy zrobić. :)
Zawsze tworzę sobie jakiś schemat historyjki, ktora potem się kończy seksem. I teraz dręczą mnie myśli że może tylko przez seks on mnie interesuje. Ale to głupie przecież, bo nie zawsze idzie się do łóżka, a przebywa się w swoim towarzystwie cały czas. Nie chcę tych myśli, bo to jest ten sam schemat co z tamtymi poprzednimi; dorabiam sobie i się nakręcam i mam okropne wyrzuty sumienia, jestem straszliwie zła na siebie. Wydaje mi sie że to jest kolejny epizod natrętnych myśli, bo wtedy też tak było. Że po prostu siedziały mi w głowie te myśli i nie mogłam się uwolnić od nich, coś jakby zmuszało mnie do myślenia na ten temat, chociaż ja próbowałam się oderwać, wyrwać z tych myśli, nie myśleć. Ale często to jest silniejsze ode mnie. Przecież wiem jak bardzo mi się mój facet podoba i jak mnie pociąga, przecież to ważne w związku. Muszę olewac te myśli tak jak pozostałe bo to na pewno są te natręctwa, bo nie było tych myśli dopóki wczoraj na forum nie przeczytałam jakiegoś tematu pt "już go nie kocham" i od razu to do mnie uderzyło. Wiem że to głupie, nie wiem czemu się tak dzieje, muszę po prostu olewać te myśli tak jak pozostałe. Przecież nawet jak się mocno pokłuciliśmy to nie miałam takich myśli myśląc racjonalnie, nie miałam takich wątpliwości jak on mnie wtedy zostawił.
 
no tak, znowu jakieś forum się napatoczyło;-) zdecydowanie nie powinnaś ich czytać;-) musisz się trochę oderwać od tych myśli, może spacery by Ci dobrze zrobiły? mi często pomaga wyjście do galerii handlowej, nawet jeśli idę sama to mam poczucie, że jest mnóstwo osób dookoła i jakoś samo to nie pozwala mi myśleć, albo spacer ruchliwymi ulicami, tam musisz być mniej więcej skupiona na trasie żeby w kog nie wejść. przewietrza w głowie i nie pozwala się za bardzo zamyślić. :-) a z tym Twoim narzeczonym... hm... może to jest też trochę tak, że z racji ciąży wkraczacie w nowy etap waszej relacji i po prostu naturalnie zastanawiasz się podświadomie czy się oboje sprawdzicie w nowych rolach??? sama nie wiem. ale to chyba nie musi oznaczać niczego poważnego. patrzysz teraz na niego pod innym kątem i wydaje Ci się trochę inny? nie wiem, strzelam. podsuwam Ci to co sama przerabiałam na swoim przykładzie i u mnie nie oznaczało to niczego złego, mimo, że nie było na łatwo.
 
Nie wiem wiesz :sorry2: Dzisiaj w nocy np. nie mogłam spać. To weszłam sobie znowu w świat marzeń że jak on przyjedzie to to i tamto, wiesz co mam na myśli. I jakoś mnie wtedy te myśli nie dręczyły. Bo to na ogół jest tak że wieczorem jest lepiej niż rano i w ciągu dnia, w nocy też żadko mnie napadają te myśli. W ogóle cały czas od 2 dni mam problem z biegunką, zaczęło mi kołowac w brzuchu, humor mi sie jakoś zepsuł naszły mnie jakies inne myśli, które mnie dręczą i potem ten humor na narzeczonego się przeniósł. Wszystko co nam się złego przytrafiło mam na myśli w naszych relacjach, zaczęłam analizować (powiedzmy w marzeniach), dorabiać jakieś dodatkowe kwestie, potem wyobraziłam sobie jakby to było gdybyśmy pojechali do jego rodziny i on znowu by ze mną się kłócił itd. Bo on ma wybuchowy charakter, ja też z resztą, ale on potrafi o byle co wybuchnąć i taką wiązankę puścić, że szok. W stosunku do mnie też. Ale potem jak gdyby nigdy nic wraca do normalności, i jest znowu miły itd. I potem miałam nerwa, chciało mi się płakać, ale jakoś chyba albo zasnęłam albo przystopowałam bo uznałam że po co się nakręcać na wydarzenia które były, zakończyły się w określony sposób, nie da się ich zmienić, potem tylko będe chodziła zła na niego itd. I może faktycznie tak jest że trochę to się też ze złości na niego bierze, że mnie zostawił tutaj samą, że pojechał do pracy, że tak rzadko przyjeżdża, itd. Bo takiego doła i tego natręctwa myślowego na każdy temat dostałam dopiero po czasie jak on wyjechał. Ja ogólnie to często sie o niego zamartwiam, np. jak leciał 1 raz samolotem to myślałam że zwariuję, widziałam same czarne wizje, że już się nie zobaczymy bo samolot się rozbije, że będę musiała bez niego żyć, że nawet na pogrzeb nie pójdę i nie spałam dopóki on nad ranem nie dał mi znać że już doleciał. Teraz już tak nie reaguję bo przecież miliony ludzi lata samolotami wtedy troche w panike wpadłam. Ale zmeirzam do tego że to znaczy że się o niego martwię, dzisiaj w nocy też jakiś program o paleniu papierosów był i mówili o raku płuc, a ja się zmartwiłam od razu że on tez zachoruje (bo pali) że może będziemy mieli po 40 lat i on umrze na raka płuc albo zawał itd. :zawstydzona/y:
A z drugiej strony jak mnie te natręctwa męczą to se myśle że może on mi się tylko podoba, tzn. pod względem fizycznym mnie kręci, bo ciągle jak sobie w marzeniach wymyślam różne historyjki to zawsze na seksie się kończą. Ale jestem młoda, to o czym mam myśleć, o wspólnym chodzeniu za rączkę jak będziemy starzy? Albo coś takiego że jak oglądam jakiś program o Afryce albo np. o Indiach, to że bierze mnie obrzydzenie na tych ludzi, niby dlatego że mają b.ciemną karnację. I potem do mojego A. to odnoszę, że może on mnie tez obrzydza bo też ma karmelową karnację. Ale to nie prawda przecież, bo nigdy nie byłam rasistką wkurza mnie rasizm i ludzie którzy są rasistami i puszczają różne docinki na temat ludzi z ciemniejszym kolorem skóry. :( :sorry2: Fakt nie podobają mi się murzyni tacy całkiem czarni, jeśli już to mulaci lub tacy jaśniejsi murzyni. Ale to nie ma nic do tego. xo xo xo xo
Ale kiedyś jechałam tramwajem i widziałam babcię i dziadka którzy wyglądali na bardzo szczęśliwych i sobie pomyślałam jak my na starośc będziemy wyglądać razem? :)
Nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie wygląd partnera jest bardzo ważny. Najpierw jak się widzi daną osobę to widzisz jej wygląd a nie charakter. Więc w wyglądzie się zako****esz, a z charakterami jest różnie. :)
 
Ostatnia edycja:
wiem o czym mowisz! moj facet jest ode mnie o 12 lat starszy !!! co mi zupełnie nie przeszkadza jeśli chodzi o kwestie dogadywania się, jest nam cudownie i uważam, że cięzko by mi było znaleźć drugiego takiego faceta, ale czasem sobie myślę, jak my będziemy wyglądali razem choćby za te 10 lat... no bo ja będę po 30 a on będzie dobiegał 50!!!! kocham go jak nikogo innego na tym świecie i strasznie źle się czuję sama ze sobą w ogóle biorąc pod uwagę takie myśli. nic nie mogę czasem na to poradzić, wiem, że gdyby on o nich wiedział to byłoby mu strasznie przykro:/ ale niestety masz rację, wygląd ma znaczenie, nie ma co się oszukiwać:/ pocieszam się tym, że jest bardzo przystojnym mężczyzną i śmiem przypuszczać, że będzie bardzo seksownym 50cio latkiem:))) staram się sobie tłumaczyć w takich chwilach, że jednak w poważnym związku najbardziej liczy się to czy się dogadujemy z partnerem, poza tym, nie można mieć wszystkiego... bardzo długo szukałam partnera wśród rówieśników, ale jakoś nie umiałam się z nimi dogadać, może dlatego, że bardzo dużo czasu zawsze spędzałam z moim starszym bratem i po porostu nie nadaję już na falach moich rówieśników. wydają mi się strasznie oderwani o rzeczywistości.
powiem Ci, że ja też się tak martwię zawsze jak ktoś leci samolotem, mimo, że sama latałam już dziesiątki razy to zawsze jak ktoś z moich bliskich wsiada do samolotu to oblatuje mnie taki panaroiczny lęk przed tym, że może się rozbić. Boże, aż nie chce myśleć!!! moja mama dzisiaj właśnie będzie lecieć od mojej siostry z UK do Polski:-O!!!! masakra. a jak np Sebastiana nie ma na noc (on dorabia jako ochroniarz w weekendy i stoi na takich wiejskich dyskotekach pod Kielcami) to ja nie mogę zmrurzyć oka przez całą noc bo najpierw boję się, że będzie jakaś awantura i coś mu się stanie a potem boję się nad ranem jak wraca, że jest niewyspany i prowadzi samochód i że może mu gdzieś oko polecieć, może przysnąć za kółkiem albo coś! jeju, nawet nie wiesz jak strasznie mnie ta myśl paraliżuje!
a tak na marginesie, to wiesz co to jest dosyć dziwne, że najgorsze jazdy masz w dzień a wieczorem przechodzą. najczęściej przy jakichś zaburzeniach nerwowych czy psychicznych stan się pogarsza na wieczór, w nocy nie można spać, dostaje się ataków duszności itp. wydaje mi się, że taka po prostu może być Twoja natura:) zawiły umysł i wręcz pajęcza sieć myśli:) to przypadłość artystów, powinnaś się cieszyć;) może masz jakiś twórczy potencjał, którego jeszcze nie odkryłaś:))
nie no ale tak poważnie to naprawdę uważam, że to myślenie to nic złego. po prostu jest męczące i dlatego powinnaś się do tego dystansować. musisz sama dla siebie wypracować sposoby na odpychanie ich bo nikt nie zna ciebie lepiej niż ty sama:)!
 
Mój facet akurat jest starszy ode mnie tylko o 2 lata, więc nie ma dużej różnicy wieku i nie martwię się tym że on będzie starzej ode mnie wyglądał :)
Z tym co mówiłam że jak będziemy razem wyglądać jako dziadki, to w sensie pozytywnym to mówiłam, nie w kontekście tych natretnych myśli :)
Ja jeszcze mam ten problem że mój men jest z zupełnie innego świata, innej kultury, niektóre rzeczy u nas są np. nie do przyjęcia, niektóre rzeczy wywołują wręcz szok (np. w mojej rodzinie). Też trzeba się dostosować do "nowych warunków". ;-)
Tzn. ja wcześniej już trochę interesowałam się jego kulturą i rel., ale mimo wszystko wielu rzeczy nie wiedziałam i też były dla mnie dziwne. Ale cóż, jakoś się dostosowałam. On tez się mniej-więcej dostosował do naszych warunków. Ja też sie okropnie czuję jak mnie te myśli nachodzą, nie wiem, może nie mam jakiejś strasznej choroby psychicznej, ale psycholog zasugerował mi że mam natrętne myśli. No fakt, sama czasami wywołuję wilka z lasu, tak jakbym musiała o czymś głupim (tak jak któraś z tych myśli) myśleć, z niektórymi myślami sobie radzę, przynajmniej na dzień dzisiejszy niektóre jestem w stanie sobie poradzić tzn. odepchnąć od siebie. Ale to że te myśli wróciły czy kocham czy nie sa okropne. Poprostu czuje że mam ogólnie złe samopoczucie, i to nachodzi tak ni stąd ni z owąd. Mój men też jest bardzo przystojny, kiedy go poznałam był trochę jeszcze niewyrobiony, tzn. bardzo szczupły, troche nie dosypiał itd. Teraz trochę się wyrobił, przytył troszkę, nabrał męskiej figury (wtedy też miał mięśnie nie był takim chucherkiem). Nie wiem, co do tego co pisałam na temat obrzydzenia. To to jest strasznie głupie, nie wiem skąd to się w ogóle wzięło. Przecież wiem że to nie prawda, nigdy nie odczuwałam do nikogo czegoś takiego. No dobra, są ludzie którzy są bardzo nieatrakcyjni, nie zadbani, zapuszczeni, itd. i czasem można poczuć wstręt lub obrzydzenie do takich ludzi. Wydaje mi się że poprostu mój umysł znowu wynalazł coś co mnie dręczy, a ja niepotrzebnie się znowu nakręcam, dorabiam, przerabiam, i się niepotrzebnie "ekscytuję" tą myślą. Trochę trudno mi to opisać, ale jak mnie takie różne myśli nachodzą, to poprostu nie wiem jak to określić, ale to potęguję mój strach jakby, mam taki typ charakteru że nie moge w spokoju zostawić tej myśli że jakby muszę to sprawdzić że dlaczego to przyszło itd.
 
Wczoraj byłam u psychiatry. Była to krótka wizyta bo powiedział że nie może i nie chce za bardzo przepisywac mi jakichkolwiek tabletek. Zrobił ze mną jedynie krótki wywiad, powiedziałam mu tak oględnie w czym rzecz. Spytałam prosto z mostu czy to wszystko, te wszystkie myśli, itd. oznaczają że jestem chora psychicznie? On powiedział, że nie, że nie jestem, że problem leży w myślach po prostu. Ale mam wizytę do psychoterapeutki która jest zarazem psychiatrą, więc bez leków może mi jakoś pomorze. Wywnioskowałam że to bardzo dobra lekarka po tym co mówili między sobą psychiatra i recepcjonistka w rejestracji. Ale czasami zastanawiam się że może nie powiedziałam o wszystkim lekarzowi, że o czymś zapomniałam albo że nie powiedziałam dosadnie i że może jakby usłyszał więcej to by stwierdził że jednak coś jest ze mną nie tak. Mama twierdzi że te objawy na pewno przez ciążę się tak nasilają. Dzisiaj np. czuję się ogólnie fatalnie. Mam takie beznadziejne samopoczucie, że najchętniej płakałabym i krzyczała. Nie wiem czemu, myśli lękowe mi wróciły. Wczoraj np. podczas reklamy w trakcie trwania jakiegoś programu na tvn zobaczyłam reklamówkę horroru, który z resztą kiedyś oglądałam, ale tam jest taka scena że ktoś rzuca się pod pociąg. Ja od razu nabrałam lęku odnosząc to do siebie. A ja zawsze się bałam przechodzić koło tramwajów i pociągów, zawsze 5 razy sprawdzałam czy nic nie jedzie nawet jak światło dla pieszych jest zielone. Nie wiem skąd ten lęk, ale może dlatego że kojarzy mi się to ze straszną śmiercią, bólem itd. Nie wiem, kiedyś parę lat temu widziałam jak jechałam z rodzicami, jak kogoś przejechał tramwaj. Tzn. widziałam zwłoki kątem oka na torach, może to z tego się bierze tez. Nie wiem. Ale jak mnie takie lęki nachodzą, np. czy życie ma sens, to czuje wewn. niepokój, silny, nazar nasuwają mi sie różne mysli i obrazy jak widze że się zabijam (choć nie do końca) itd. I potem ten lęk że to by się mogło stać, tak jakbym bała się że to może nie tylko myśli. Nigdy tak nie miałam. Przenigdy. A kiedyś np. oglądałam dużo filmów kryminalnych, horrorów i mnie to rajcowało, po filmie nie miałam żadnych lęków itd. Czasami jak obejrzałam jakiś naprawde straszny horror. Dzisiaj rano np. usiadłam przy kompie bo miałam z narzeczonym gadać przez internet, w oczekiwaniu na niego, jak te myśli znowu zaczęły nachodzić, naszła mnie myśli, że może nigdy z tego nie wyjdę, że tak już zawsze będzie, że nie dam rady. I z tego ten cały zły nastrój się wziął chyba. Nie wiem ale jak narzeczony był to trochę jakby bespieczniej się czułam, spokojniejsza byłam. Czasami to jest tak jakbym sama nie chciała z tego wyjść, chociaż to nie jest prawda. Czasami czuję sie lepiej, mam taką siłę żeby przeciwstawiac się tym myślą, ale dzisiaj znowu czuje się fatalnie.
 
hej!! przykro słyszeć, że znowu Ciebie to dopadło... bardzo dobrze, że zdecydowałaś się odwiedzić też psychiatrę, przynajmniej powiedział Ci jasno, że nie jesteś chora psychicznie. strasznie się zadręczasz:-( wizyta lub może nawet kilka u psychoterapeutki to też strzał w 10! szkoda by było żeby te głupie myśli miały zepsuć Ci całą ciążę! powinnaś się teraz cieszyć i czuć bezpiecznie przede wszystkim! może powinnaś jednak porozmawiać o tym dogłębnie z narzeczonym? skoro rozmowa z nim przez internet sprawiła, że poczułaś się bezpieczniej.
 
reklama
Nie wiem czy rozmowa z narzeczonym coś zmieni. On raczej nie zrozumie tego, a poza tym bariera językowa...on zna polski a ja angielski ale on by nie zrozumiał tego co do niego mówie na ten temat po polsku a ja nie potrafiłabym mu tego po angielsku wyjaśnić. :zawstydzona/y:
Miałam na mysli że lepiej się czułam i byłam spokojniejsza psychicznie jak on tutaj był ostatnio. Czasami już jestem taka bezsilna wobec tych myśli. Że chciałabym wyłączyc mózg jakims guziczkiem żeby te mysli zniknęły jak obraz na telewizorze. Czasem też mi sie wydaje że za bardzo się zadręczam, że nie potrzebnie panikuję i sie sama w taki dołujący nastrój wprowadzam i potęguje swój lęk. Bo czesto jak te myśli mnie nachodzą to ogarnia mnie straszliwy lęk i to jeszcze bardziej poteguje moje myśli.
Na pewno sama trochę jestem sobie winna że dopuściłam do siebie te myśli bo kiedyś tak nie miałam. Kiedys w ogóle nie miałam takich głupich myśli. Byliśmy u babci dzisiaj, trochę z kuzynka pogadałam, troche mnie myśli opuściły ale czuje jeszcze lęk trochę, nie wiem nie znam się na tym, na funkcjonowaniu lęków i strachu, pewnie podświadomie sama siebie w taki stan troche wprowadzam. Ale czasem aż tak się boję jakby te straszne rzeczy z moich myśli mialy sie stać, chociaz psycholog powiedział mi że myśli mają paradoksalne funkcjonowanie, im bardziej chcesz z nimi walczyc tym bardziej one cie dręczą. Mówiłam mu tez że jakbym się bała tych myśli że to mogłoby sie stac. On powiedział: "wszystko jest prawdopodobne, ale w takim maciupkim stopniu. Tak samo jak to że ten budynek się teraz zawali". Ja mu powiedziałam "że budynek się może zawalic ale nikt o tym nie myśli bo to jest prawie nierealne". On powiedział "no właśnie" że te myśli tak funkcjonują. Że tak samo jakby on powiedział mi teraz że nie mam patrzec przez okno bo coś strasznego zobaczę, to automatycznie człowiek odwraca głowe w stronę okna, mimo woli. I faktycznie tak jest bo jak to powiedział to chciałam za to okno od razu spojrzec. :)
Czasami odczuwam ogólny lęk jakby nie wiedziec przedczym ale związane jest to z horrorami, z tym co w nich wystepuje. Nie wiem czemu, nigdy tak nie mialam.
 
Do góry