reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze opowieści z porodówek:)

U nas z Tym porodem zaczelo sie tak dziwnie Bo Ja juZ od soboty wieczor lezalam I w poniedzialek dostalam test oksytocynowy ale wogole nie zaaregowalam Ani dziecko, bo Usg wykazalo wydolne lozysko. Myslalam ze posiedze jeszCze z 5 dni zanim cos zacznie, bo nie Chcialam miec podatek kolejnej oksytocyny bo chcialam Aby naturalnie sie zaczelo. Duzo spacerowalam I chodzilam po schodach aby przyspieszyc:)
W srode zabrali nas Na takie kontrolne badanie jaka jest szyjka itp. Podczas badania Okazalo sie Ze mam rozwarcie na 1.5cm I ze idziemy w Dobra strone
 
reklama
A oto moja historia :-) W poniedziałek, 15.06 w dzień terminu lekarz zadecydował ,że zostawia mnie w szpitalu,bo mu się coś ktg nie podobało - ale dlaczego, nie dowiedziałam się do dzisiaj. I uznali,że zaczniemy wywoływanie,ale od wtorku,a w poniedziałek dostałam tylko jakieś homeopatyczne coś do ssania. We wtorek zaczęli z tabletkami (Cytotec) i w połowie dnia zaczęły się skurcze,ale dość słabe. Na tych skurczach przeleciała cala noc (momentami było naprawdę nieprzyjemnie), rano dowiedziałam się,że jest 3-4 cm rozwarcia. No super- pomyślałam. Położna kazała spacerować, dała mi jeszcze jakieś tabletki ,a ja zadzwoniłam do P.,żeby przywlókł już tyłek do szpitala,bo się zaczyna,a mi się nudzi. I tak sobie łaziliśmy, nawet na lody skoczyliśmy koło szpitala :-D,a skurcze coraz mocniejsze....Już naprawdę sobie przypomniałam czemu nie chciałam więcej dzieci.:no: Idę na badanie,a tam co? A nic, 3-4 cm...Myślałam,że mnie trafi. Ale przyszedł lekarz, pogmerał mi tam w środku, delikatnie doprowadził do odpłynięcia wód ,no i ok.Ojjj, te skurcze to już była masakra i jak zaczynałam mimowolnie powoli krzyczeć przy nich,to wiedziałam,że fajnie będzie...:crazy: Idziemy na badanie....ktg...leżę podpięta,drę się,płaczę,a P. cierpliwie przy mnie. Jest "ładne 5-6 cm"...No zajebiście,ale ja już podziękuję!!!!- myślałam. W międzyczasie chciałam wypróbować tego gazu rozweselającego,ale okazało się,że jak biorę głęboki wdech,to mnie jeszcze bardziej boli i pieprznęłam tą maską w kąt obrażona,że nie działa...
Po nawet niedługiej chwili usłyszałam,że już jest praktycznie 10 cm i to nie potrwa długo ("Wie pani,przy drugim dziecku faza parcia jest krótsza i łatwiejsza."-super,pomyślałam,bo z młodą było 10 minut tylko). I faktycznie przyszły parte. A tu zonk - nie dość,że qrewsko bolą,to jeszcze dochodzą krzyżowe...nowość...i okazało się,że źle to robię. Tzn. na 5 skurczów, może 2 parłam dobrze. Przysięgam,myślałam,że tam umrę. Darłam się niemiłosiernie, słychać mnie chyba było nawet w Polsce.:sorry: Położna mówiła co robię źle, P. też,ale jakoś nie docierało to do mnie. Tzn. docierało,ale nie do końca panowałam nad tym co robię i nie wychodziło tak jak trzeba. Przyszła na pomoc lekarka - też sympatyczna,jak położna. No i ta cała zabawa trwała gdzieś z 2 godziny- ja parłam,dziecko się cofało,ja opadałam z sił,a one mi jeszcze oxy podpięły,żeby skurcze mocniejsze były. P. pomagał, coś tam gadał do mnie,żebym się nie darła,tylko mam przeć,ale kazałam mu się tylko zamknąć i dalej swoje. No,ale jak lekarka wzięła nożyk i powiedziała,że jak jeszcze raz będę tak parła,to nacinamy,to nastąpiło olśnienie a'la św. Paweł na drodze do Damaszku - zebrałam wszystkie siły (a niewiele ich już zostało) i słyszę,że głowka jest. Czułam, że zaraz mnie po prostu rozerwie,ale w ostatnim momencie wyparłam całego szkraba. :-) Boże,co za ulga!!!!! Nie miałam szczerze mówiąc siły na nic...cieszyłam się,ale byłam trochę otępiała i marzyłam tylko o spaniu. Młody miał 3290 g i 53 cm. Data: 17.06.2015, godzina 20:05. I wiecie co? Ani malutkiego pęknięcia nie miałam,nic!!! Szok. Byłam niesamowicie wdzięczna położnej- Anioł!!!- lekarce i mojemu P.,bo gdyby nie on,to nie wiem jak by się to skończyło. Nadal mnie wszystko boli,ale powoli dochodzę do siebie i cieszymy się z maleństwa. Przeżycie spore. Uważam,że generalnie było gorzej niż przy porodzie Sary,ale opieka w szpitalu, podejście, cała otoczka- bajka!!! Trzeciego nie planuję,o nie!!! :-D
 
Ostatnia edycja:
Karotka, objawienie św. Pawła mnie powaliło :D:D gratuluję ogromnie! i tak byłaś bardzo dzielna.. a nie chciałaś znieczulenia skoro tak bolało?
 
kallia chciałam,ale najpierw za bardzo jednak mnie przerażała ta wizja igły w kręgosłupie,a potem już było za późno,bo pełne rozwarcie :-D:-D Błagania o cesarkę zostały również całkowicie zignorowane :-)
 
Troche czasu minęło,ale zebrałam sie i wrzucam opis mojego porodu i opieki okołoporodowej :)
Przyjechałam do szpitala na 6:30 na IP.Bylam pierwsza,pani mnie przyjęła,wypełniliśmy formalności (jak to zawsze),miałam zrobione USG.
Kazali mi podejść na oddział położniczy,tam od razu przyszła pani z karteczka co mam zanieść na sale noworodkowa,a co mam wziąć dla siebie i przyjść na sale intensywnego nadzoru.
Tak zrobiłam. Kazali mi sie wykapać,potem położyłam sie do łóżka,przyszła pani,założyła mi wenflon,chciała robić ktg,ale przyszedł lekarz z anestezjologiem i mówią ze juz mnie biorą.
Pojechałam na blok operacyjny,juz mega zestresowana,kazali mi przejść na łóżko na którym będę operowana.
Nastepnie anestezjolog zaczął majstrować przy moich plecach i dostałam znieczulenie.Polozylam sie na łożku i wszedł lekarz.
Od rozcięcia do wyjęcia z brzucha mojej córki trwało moze jakieś 3-5 minut.I ja zobaczyłam!! Masakra! Tego uczucia nie da sie do niczego innego porównać! Niestety od razu wzięli ja do badania,z tylu za łóżkiem,wiec niewiele widziałam,próbowałam podejrzeć ale cieżko było.I w pewnym momencie usłyszałam ze jest problem z oddychaniem..Przyłożyli mi ja na chwile do policzka,zdążyłam ja ucałować i pani powiedziała ze zabierają ja na oddział,bo nie ma na co czekać.
A mnie zszywali. Córka urodziła sie o 8:11 a cały zabieg skonczyl sie o 8:30 wiec bardzo szybko.
Przenieśli mnie na łóżko szpitalne i pojechałam na oddział pooperacyjny.
Niestety nie widziałam męża bo jadąc na pooperacyjny,maz był juz z córka.
Czekałam na niego trochę,martwiłam sie okropnie,ta niewiedza była najgorsza.
Ale maz przyszedł,powiedział ze córkę obserwują i zobaczymy co będzie dalej.
Na oddziale pooperacyjnym Panie położne super. Przychodziły regularnie,podawały środki przeciwbólowe i zmieniały podkłady.
Wieczorem miałam byc pionizowania (bo to po 12h).
Próbowałam,naprawde,ale niestety nie udało sie,bo byłam bardzo słaba.Moze dlatego ze próbowałam wczesniej odciągnąć pokarm i to osłabiło moj organizm.
Na szczęście Pani położna nie nalegała na kąpiel,powiedziała ze jak nie dam rady to spoko,żebym sie nie stresowała,rano wstanę.
Pierwsza noc była ciężka,raz ze wszystko bolało,dwa ze nowe miejsce wiec nie mogłam spać.
Rano do 2 pacjentek które leżały ze mną przyjechały dzieci,do mnie nie bo moje dziecko juz leżało na patologii noworodka.
I moje hormony nie wytrzymały.Zaczelam płakać,i chyba któraś z pielęgniarek to zauważyła i po jakimś czasie przyszła jedna z nich i powiedziała ze przejdę na sale gdzie sa pacjentki bez dzieci zeby mi nie było przykro. Naprawde bardzo to było miłe,bo nie wiem jak bym sobie poradziła,widząc mamy,które zajmują sie własnymi dziećmi a ja nie mogę.
Opieka na oddziale położniczym juz dużo słabsza (tzn jak sie poprosiło to panie przychodziły i dawały środki przeciwbólowe,ale same niespecjalnie sie tym interesowały).
Jednak nie chce narzekać,bo nie spotkała mnie żadna przykrość z ich strony,po prostu były obojętne.
W 3 dobie zostałam wypisana,a malutka leżała na patologii noworodka 8 dni,bo okazało sie ze ma infekcje w płucach,stad te problemy z oddychaniem,ale lekarze szybko postawili trafna diagnozę,z czego bardzo sie cieszę.
Szwy miałam zdjęte tydzien po cc,wszystko poszło bardzo sprawnie,nic nie bolało,nie musiałam czekać w kolejce do IP.
Szczerze mówiąc jeśli będzie mi dane to drugie dziecko tez na pewno będę rodzic w Ujastku,przede wszystkim ze względu na oddział neonatologiczny,który ma bardzo dobrych lekarzy i miłe pielęgniarki. CC według mnie naprawde spoko,trochę boli wiadomo,ale ja równo tydzien po operacji juz prowadziłam samochod,naprawde szybko doszłam do siebie :)
 
Czesc dzewczyny. Nie wiem czy pamietacie moją historie. Tak dla przypomnienia, przecieli mi pecherz moczowy przy drugiej cesarce.
Sprawa trafila do prokuratury. Naglasniamy to teraz zeby sybciej wszystko poszlo. Odezwaly sie do mnie dwie kobiety narazie. Jedna tak jak ja pierwsze cc miala idealne bez komplikacji drugie zrobili jej, wyjechala do niemiec, nagle dostala silnych boli brzucha i urodzila resztke łożyska ktore zostawili w niej po niedokladnym wyczyszczeniu. :-/
Druga kobieta rodzila sn. Po porodzie wszystko jej wyszlo. Po pol roku lekarka kazala jej przyjsc na jakis zabieg, ze jej to wszystko podciagnie na swoje miejsce. Zrobil jej sie po tym krwiak wielkosci glowki niemowlaka i pekl. Ledwo im sie nie wykrwawila biedna. Mowi ze tydzien z zycia ma wyjety bo nie pamieta co sie z nia wtedy dzialo. Juz sie z dziecmi zegnala bo myslala ze tego nie przezyje... :(
Wiec widzicie same, nie jestem jedynym przypadkiem. Lekarze twierdza ze informuja o skutkach cc, ja dostalam popiery do podpisania. Bez przeczytania i bez jakiejkolwiek informacji z ich strony sie te papiery podpisuje i zadnej konkretnej wiadomosci sie nie dostaje ze moze sie zdarzyć przeciecie pecherza, bol glowy czy kregoslupa jak sie szybko zaczniesz ruszac po znieczuleniu, albo ze mozesz sie nie wybudzic po znieczuleniu ogolnym. O bolu kregoslupa dowiedzialam sie owszem po wykonaniu pierwszego cc a o pecherzu dopiero wtedy kiedy zaczelo mnie to dotyczyc...
Dziewczyny moj pierwszy poród to byla bajka. Ja wszystkim ktorzy najezdzali na moj szpital mowilam ze ja sobie nie wyobrazam rodzic drugiego dziecka gdzie indziej i ze tam jest bardzo dobra opieka. Ze cc to nic strasznego i ze mam nadzieje ze druga cesarke przejde tak dobrze jak pierwszą i sie przeliczylam niestety... :( za bardzo zaufalam lekarzom, a zwlaszcza swojemu ktory kase co 4tyg dostawal a mimo to nie robil nic pod kątem tego zatrucia ciążowego mimo ze mialam wszystkie objawy i na koniec oddal mnie w rece innego lekarza ktory spieprzyl mi nie dosc ze zdrowie to jeszcze psychike. Od jakiegos czasu sni mi sie ze znowu leze w szpitalu i to zadne przyjemne sny nie są... :(
 
Ostatnia edycja:
Marta współczuję tych przejść ale wiesz cc to jest poważna operacja i komplikacje zawsze mogą się zdarzyć. Co innego jeżeli zdarzy się coś takiego przez zaniedbanie lekarza. Co mówią w prokuraturze?
 
reklama
Marzycielka tak wiem ze moglo sie to zdazyc. Tylko problem w tym ze nikt nic nie robil z zatruciem ciazowym i moje dziecko w 40tc mialo 2500g doslownie jak wczesniak i tak sie tez zachowywala i wygladala. Lekarze mowia ze ostrzegają przed tym co moze sie stac po cc a oni nic nie mowia. Gdyby wsystko bylo ok przed porodem i w trakcie przecieliby mi ten pecherz a pozniej powaznie by sie nami zajeli to nic bym nie mowila ale oni rozdzielili mnie z malą i psychicznie mnie rozwalilo to niestety. Wyobrazasz sobie zeby cie od dziecka na pare dni oddzielili??
Z prokuratura jeszcze nie rozmawialam. Mąż narazie zlozyl zeznania...
 
Do góry