U mnie zaczelo sie 23.12. O 12 w poludnie zaczely saczyc mi sie wody. Kolo 15 jak Piotrek wrocil z pracy pojechalismy do szpitala do Swietochlowic gdzie chcialm rodziec, jadnak lekarz ktory mial dyzur powiedzial, ze dzidzia bedzie wczesniakiem i w zwiazku z tym, ze moze miec problemy z oddychaniem radzi mi jechac do kliniki do Zabrza, bo tam maja sprzet, ktorym oni nie dysponuja. Powiedzial,ze moze byc tak, ze zaraz pourodzeniu przewioza mi maluszka do Zabrza. Nie mialam wic nad czym myslec tylko jechac do Zabrza.
W zabrzu po zbadaniu stwierdzili, ze faktycznie odchodza wody i zostaje w szpitalu. Podpieli mnie na 2 godziny na KTG a Piotrka wyslali do domu, bo nie mialam zadncyh skurczy. Dostalam zastrzyk na rozwoj pluc Maluszka i poszlam spac.
Rano zbadali mnie i lekarz powiedzial, ze albo sama urodze w Wigilie, albo cesarka, bo Maluch nie moze byc tyle czasu bez wod.
Zadzwonilam po Piotrka i po lewatywie o 11:40 podpieli mnie do kroplowki z oksytocyna na wywolywanie skurczy. Gdzies po dwoch godzinach zaczely sie lekkie skurcze. Tak po 16, to juz nie bylo takie przyjemne. Polozna dawala mi jakies znieczulenie ( Dolargan - chyba tak sie pisze) i leki rozkurczowe, bylam po nich jak nacpana. Piotrek mial ze mnie ubaw. :-) Tak do 18 lezalam i marzylam juz tylko zeby byl koniec. Rozwarcie stanelo mi na 9 cm i nie chcialo ruszyc sie dalej. O 19 byla zmiana poloznych i przyszla moja wybawicielka. Babka w trakcie skurczy rozciagala mi recznie szyjke, zeby maluszek mogl sie przepchac. Bolalo jak cholera, ale po 3, 4 skurczach mialam 10 cm i polozna zaczela mnie uczyc jak mam przec.
Gdzies od 20 zaczelam mirc bole parte i o 20:40 moj maluszek byl juz na moim brzuszku. Piotrek przecial pepowine. Po wszystkim powiedzial mi, ze byl w szoku, ze wszystko mogl widziec. Ja nie widzialam nic, bo lezalam, ale On widzial wszystko bardzo dokladnie.
Piewsze co zrobil, jak mialam juz Roberta na brzuchu to go odkryl i zaczal liczyc czy ma wszystkie paluszki.
Jakos nie wyobrazam sobie porodu bez niego, byl dla mnie duzym oparciem. Nic nie mogl zrobic, ale sam fakt, ze byl duzo mi dawal. Nie wyobrazam sobie lezenia samej tych 9 godzin.
Powiem Wam, ze bolalo jak cholera, ale w momencie gdy dostalam Roberta na brzuch zapomnialam o wszystkim i to doslownie. Wiem, ze wszyscy tak mowia, ale same zobaczycie, ze to jest prawda.
Niestety nacinali mnie. Polozna powiedziala, ze mozna zaryzykowac, bo moze sie uda, ale dla mojego bezpieczenstwa lepiej naciac i zaszyc jedno miejsce niz potem kilka. W czasie jak potem lekarka mnie szyla Piotrek dzwonil do wszystkich i sie chwalil swoim syneczkiem.
Po dwoch godzinach lezenia na sali porodowej z Maluszkiem zabrali go do wazenia i mierzenia, a mnie przewiezli na wozku inwalidzkim na sale. Robert mial 2845 g i 51 cm, dostal 9 pkt, jeden mniej za kolor skory, bo jako wczesniak, nie potrafil prze pierwsze 2, 3 dni utrzymywac temperatury i zaraz po rozebraniu robil sie siny, ale u wczesniaczkow to norma, teraz jest juz ok.