reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści porodowe :)

Opiszę swój poród dopóki mam chwilkę czasu a później zabiorę się za czytanie Waszych

W niedzielę rano pozwoliliśmy sobie z mężem na chwilę bliskości i w efekcie o 11h pojawiły się skurcze tak co 10-15 minut. Słabe i bolały jak przy miesiączce. Żeby czas mi się nie dłużył zabrałam się za prasowanie (na stojąco co by skurczom nie zaszkodzić) i następnie za pieczenie ciasta dla Zosi. Skurcze stały się silniejsze ale za to pojawiały się co 20 minut. O 14 pojechałam z moim tatą do poznania do szpitala. M był już od rana w mieście więc spotkaliśmy się pod szpitalem. Ok 16 podłączyli mnie pod KTG dodam tylko, że już się zwijałam z bólu. Na KTG akcji skurczowej brak. Wkułam się bo patrzyli na mnie jak na UFO a ja podczas skurczu nie mogłam chodzić. Badała mnie lekarka w asyście innego lekarza i lekarz jak usłyszał, że mam rozwarcie na 3cm i uwypuklone wody to aż sam musiał to sprawdzić.
Poszłam na oddział porodowy. Spisali wszystkie moje dane, odpowiedziałam na mnóstwo pytań po czym stałam się obiektem badawczo naukowym dla pięknej pani stażystki z obcego kraju. Zrobili mi USG oszacowali wagę pomierzyli wszystkie ważniejsze rzeczy 2x najpierw stażystka później lekarz. Nie narzekałam bo jak jeździli mi tą sonda po brzuchu to skurcze mniej dokuczały;-).
Trafiłam na salę porodową podłączyli mi KTG. Zaciskałam zęby z bólu skurcze co 2 min a na ktg nic. Na prośbę o znieczulenie położna mi odpowiedziała, że jak skurcze będą regularne to dostanę :angry:. Wytłumaczyłam jej jak wygląda sytuacja więc zawołała lekarza na badanie. Rozwarcie 5 cm, i decyzja, że przebiją błony. Wody odeszły ból stał się nie do zniesienia. Po chwili dostałam znieczulenie, lekarz powiedział, że następne za 2h, i że w 4-5 h powinnam urodzić. Powiedzieli, że mam leżeć i cierpliwie czekać, i że za jakiś czas położna przyjdzie. Zdziwiłam się bo za pierwszym razem poszło szybciej. Po jakiś 10-15 minutach dostałam skurczy partych więc mówię małżowi żeby zawołał położną a on na to, że przecież powiedziała, że przyjdzie. Krzyknęłam, że ma dzwonić albo sama zlezę z łóżka i to zrobię. Zadzwonił i nic... więc wychylił głowę za drzwi i mówi, że żona mówi, że rodzi. Reakcja nastąpiła dopiero jak zaczęłam krzyczeć na całe gardło. Położna zawołała lekarza i zaraz oboje przybiegli. Zdziwili się bardzo bo rozwarcie pełne i główka już się pchała. Po następnych kilku minutach Marysia już była na świecie.

To ja jeszcze skonsultowałam mój poród z mężem. Moje odczucia czasowe były zupełnie inne. Podobno skurcze parte dostałam ok 5 minut od przebicia wód i po 10 minutach parcia mała była na świecie. Niby super bo tak na prawdę poród bolał mnie ok 50 minut czyli tyle ile trwało ktg i przebijanie błon. Niestety zdążyli mi w ciągu tych pięciu minut od przebicia błon podać znieczulenie. Zaraz po nim dostałam skurczy partych. Mała powitała świat na haju. No i efektem tak gwałtownej akcji jest złamany obojczyk i zsiniała spuchnięta buzia. Marysia nie miała czasu żeby odpowiednio wstawić się w kanał. Całe szczęście, że wszystko ładnie się zrasta i rączka jest sprawna. Biedactwo było opuchnięte i posiniaczone. Biedne dziecko powitało świat jako mały potworek. Na szczęście teraz już wygląda ładnie.


Sivi nie wyobrażam sobie tyle czasu cierpieć. Dzielna z Ciebie kobieta. Ja poprosiłam o znieczulenie bo byłam pewna, że jeszcze kilka godzin się pomęczę. U nas znieczulają co 2h i następnego już nie planowałam brać. Gdybym wiedziała, że poród tak się potoczy to na pewno wytrzymałabym bez. Teraz mam wyrzuty sumienia.
Cytryna też nie miałaś łatwego porodu, całe szczęście, że dziecko urodziło się całe i zdrowe i znalazł się rozsądny lekarz.
 
Ostatnia edycja:
reklama
Powiem szczerze, że jak czytam Wasze opisy to mój poród w porównaniu z niektórymi to pikuś. No, ale wiadomo jak to z cesarkami, sa mega przewidywalne. Nie bedę zanudzała bo moje cc wyglądało tak jak wiele innych. Jedyną atrakcja na sali porodowej była pani anasteziolog czytajaca kolorowa prasę, studentki stojace pod sciana ze znudzonymi minami wgapiajace się w dziurę w moim podbrzuszu oraz telewizorek zawieszony w rogu sali na którym mogłam obserwować to co widzieli wszyscy obecni przy porodzie :baffled: Telewizorek kazałam w pewnym momencie wyłączyć :-) No i jeszcze dla odmiany musze powiedzieć, że ja juz po "uruchomieniu" mnie przez pielegniarki czułam sie super i mogłam normalnie funkcjonować wspomagając się Ketonalem.
 
Trikolor to faktycznie pikuś chociaż jak ja widziałam na oddziale dziewczyny, które były po cc to strasznie było mi ich żal bo wyglądały na nieźle zmaltretowane bólem. Miały problemy z chodzeniem i wstawaniem. Chociaż jedna była na tyle sprawna, ze ją w 3 dobie wypisali ją do domu tak jak po sn. Rodziłaś na polnej jak dobrze zorientowałam się z opisu (znudzone studentki)? To nawet miasłyśmy szansę minąć się w szpitalu bo rodziłam 2 dni po Tobie :).
 
Ostatnia edycja:
Ja na IV najpierw na sali 212 a później 219. Nie mogłyśmy się spotkać bo ja oddziału nie opuszczałam ale było blisko.
W ogóle to trafiłam wieczorem na ten oddział i byłam sama w pokoju bo dziewczyna, która na tej sali leżała była po cesarce na oddziale poporodowym. Rano ją z powrotem przywieźli i okazało się, że to cyganka. Młoda (17 lat) sympatyczna i cicha w sumie to ona po Polsku nie mówiła. Wszystko było by dobrze gdyby nie fakt, że w godzinach odwiedzin jej rodzina przybyła tłumnie i szumnie. Personel ni jak nie mógł sobie z nimi poradzić. 7 osób ją odwiedziło i ciągle się kotłowali i przepychali. Hałasu narobili niesamowitego. Ja z Marysią, która nawet doby nie miała i ten tłum ludzi, ryczeć mi się chciało. Pod koniec odwiedzin mąż poszedł do położnych i poprosił, żeby mnie przeniosły do innej sali. Babki się zgodziły na całe szczęście bo inaczej to chyba bym zwariowała. Ludzie nie mieli żadnych skrupułów. Jej mąż i jej brat siedzieli najdłużej i zachowywali się jak świniaki bekali przez cały czas i tłumaczyli się tym, że "zżarli dużo czosnku". Ręce opadały. Położyli ją później z babką, która nie miała dziecka przy sobie.
 
Mój poród był dłuższy niż pierwszy,ale wspominam 100 razy lepiej…
W niedzielę 16-go starsza córcia zaczela gorączkować…w poniedziałek 17-go miałam się stawic w szpitalu na wywołanie (ukończyłam 41 tyg.) i ona strasznie to przezywała…myśleliśmy ze stad ta goraczka…Rano,17-go , zawieźli mnie z mezem do szpitala,a potem maz zawiozł mala do cioci,bo z racji goraczki nie puściłam młodej do szkoły.Na ip lekarz mnie zbadał i okazało się,ze rodze!Prawie 5 cm rozwarcia i postepujeJ

Zawieźli mnie na porodówke,w miedzy czasie smsowałam z Asionkiem::) , przyjechał maz i podłączyli mi oksytocyne.Ta zadziałała jak petarda i po kilku kroplach czułam mocniejsze skurcze. Ok.12 przebili mi pęcherz,wód było mase!!!!Mała się non stop wierciła,czkała,kopała.Lekarze się smiali,ze oksy jej się nie podoba. Potem wstałam,chodziłam,do 13 było 6 cm i stanęło…szyjka nie chciała puścić,mnie zbytnio nie bolało,łaziliśmy z m.i gadaliśmy J ja się caly czas martwiłam co ze starsza…dostałam zastrzyk na rozkurczenie tej szyjki,naćpało mnie po nim,zaczełam czuc lekkie „popieranie”.Po czym tak mi się zachciało siku,ze wstalam sama,poszłam do kibla,wysikałam się i czuje.ze lada moment będę przec.Wsoczyłam na łózko,odłączyły mi oksy,miałam zaj….polozna.Darłam się,a ta do mnie spokojnie,jakby nigdy nic,mówiła kiedy przec a kiedy „oddychac”.Jak parłam to gdzies mnie tam w kroczu masowała i parcie czułam 3 razy mocniejsze!Po czym pamiętam jak powiedziała „mamy główke”,mój mnie pocałował w czoło,zaczęło się rodzic ciałko,ja tylko wrzasnęłam:”cipke mi rozerwiecie” i już kluska była na moim brzuchu…wymeczona,8 h kopała,lekko sina się urodziła,przy 3 parciuJ 4300 g i ponad 60 cm długa dziewczynkaJ ale dzieki położnej obyło się bez nacięcia!!!!!

Mój przeciął pępowine,poleżała troszke u mnie,po czym zabrali ja do pokoju obok na wazenie itd.,poszła z mezemJA ja nie mogłam łożyska urodzić,jak już się udało,okazało się,ze cos tam zostało,miałam łyżeczkowanie.Lekarka,która mi to robiła była tak chamska i brutalna,naderwała mi krocze,darła się,bym się nie prężyła,bo ona i tak musi „to”zrobić. Jakos dotrwałam do konca,założyła mi jeden szew(wypadł mi wczoraj),mąż przyniósł mi małą do karmienia.Ja zaczęłam wyć ze szczęścia…jak durna…zadzwoniłam do starszej córci i razem płakałyśmy…potem zadzwoniła mama i reszta familii…

Po raz drugi dane mi było przeżyć „prawdziwy cud narodzin…”

dodam tylko,ze starsza rozchorowała sie strasznie,bóle brzucha,bakteria,skończyło sie antybiotykami...teraz juz wsio ok:)
 
No to teraz ja trochę napiszę
18 października stawiłam się do szpitala , gdy lekarz obejrzał mnie i moje wyniki(bo miałam bardzo dobre) i zapytał się jak się czuję po czym ja powiedziałam że rewelacyjnie to stwierdził
"przyszła sobie panieneczka nic jej nie jest nic nie boli na cesareczkę"
Rano 19 października lewatywka, cewniczek i o 9:00 hejka na salę operacyjną
jak mnie tam wysłali były dwie panie, które na mnie czekały
za chwilę doczłapał mój ginek no i pani która wbijała się w kręgosłup i mówi do mnie krzywo pani siedzi troszkę się wyprostować a ja do niej cewnik mnie dźga a ona no ja wiem że to nie przyjemne uczucie ale niestety, po czym ja stwierdziłam że między nogami to bym wolała coś innego i wszyscy zaczęli wyć ze śmiechu po czym stwierdzili że nie mieli takiej jeszcze żeby w takiej sytuacji ich tak rozbawiała.
No to zastrzyk pani mi zrobiła no i nogi zaczęły drętwieć no i się zaczęło
co chwilę się mnie pytali czy ok bo było ok o godz 9:18 poczułam ból w klatce piersiowej jakby jakiś zawał czy co i trochę wystraszyłam a pani mówi wyciągamy główkę po czym słyszałam płacz maleństwa po chwili mi ją pokazali i kazali całować nie wiem czemu nie płakałam chyba mi się wydawało że to nie prawda że śpię i że to nie moje dopiero potem dotarło i se poryczałam trochę.
Następnie zawieziono mnie na salę pooperacyjną i tam się zajmowała mną położna która co 5 minut się pytała czy wszystko ok
na dzień drugi już biegałam po korytarzu z cewnikiem bo mi go nie zdjęli przez krew w moczu
zobaczył mnie mój gin i mówi że widzi że się super czuję i że mam fajną torebeczkę( cewnik i worek z siuśkami łaziłam żeby wylewać hektolitry siuśków bo kazali dużo wody pić) nowy hit mody stwierdził
to by było na tyle
pobyt w szpitalu będę wspominać miło.
 
reklama
kurcze każdy poród zupełnie inny... masakra...

u mnie było tak...
zjadłam sobie ananaska w poniedziałek w akcie desperacji...
wieczorkiem oglądaliśmy z mężem TV a ja sie bawiłam sutkami i czuje nagle tak jakby mi pekł balonik w środku i nagle zalało mnie. Mysle- zesikałam sie;>?? patrze na mężą i mówię- odeszły mi wody- zacieszyłam na maxa i biegne do kibelka sprawdzić- faktycznie, coś tam cieknie. Zaraz wskoczyłam sie wykąpać przebrałam sie i pojechaliśmy... oczywiscie podścieliłam sobie ręcznik i tak całą drogę sie lało- nie spodziewałam sie ile tych wód może tam być!
przyjeli mnie, ale rozwarcie na 2 cm tylko i brak bolesnych skurczy... no to miałam iść spać i rano pod oxy...
po 2 h zaczeły się skurcze bolesne, z minuty na minute coraz gorsze aż w końcu nie mogłam wyleżeć i wstałam pospacerować po korytarzu. Spacerowałam tak do 5 i zaczęłam wymiotować przy skurczach... to było straszne bo nie dośc że skurcz to jeszcze żołądek mnie bolał. poszłam powiedzieć to położnej no to wzięła mnie na fotel i sprawdza- 5 cm rozwarcia.., ale powiedziała do innej położnej, że pęcherz jeszcze jest ( nie zatrybiłam wogóle o jaki pęcherz jej chodziło) to ja dalej na korytarz i spacerki w tych bólach. Żadnych przeciwbólowych nie dostałam, zresztą nawet nie prosiłam, postanowiłam to cierpliwie znieść... o 6 mąż przyjechał, przyniósł mi kilka rzeczy i poszłam pod ciepły prysznic, i wtedy już skurcze były nie do zniesienia. zaczełam na korytarzu jęczeć mimowolnie. Wtedy kolejna położna (była już godz 7 i nowa zmiana przyszła) wzięła mnie na fotel- 6 cm rozwarcia, ale mówi że wód nie ma a babki mówiły że są... wtedy ja mówie że odeszły mi dzień prędzej- na to ona, że w takim razie już lecimy na porodówkę. Przebrały mnie, przyszedł mąż, podłączyły ktg, skurcze regularne bolesne, a co któryś- to wymiot- mąż stał nade mną z wiadrem;/ byłam tak wykończona bólami i skurczami, a do tego wymiotowaniem, że czułam sie jak naćpana. Usiadłam na piłce i kołysałam, średnio pomagało, ale lepiej niż na fotelu. w końcu przyszła i zrobiła mi zastrzyk na rozwarcie.. po minucie skurcze już były do granic wytrzymałości... mąż siedział obok, ja nie odzywałam sie wogóle słowem, aż w końcu czuje że zaraz zrobie kupkę... i móie mu, że robie kupę, to ten zawołał położną, bo wyszła obok na drugą sale na moment, przyleciała, usiadłam na fotel- ogolnie śmieszna taka ta położna zaczęła żąrtować sobie, " no pokaż czy idzie ta kupka, zaraz zobaczymy... ooo idzie kupka!", i zaczeły sie parte, ale były krótkie bardzo. rozwarcie poszło na 9 cm już. położna mówi, podłączymy kroplówkę- oxy i po chwili parte 2x dłuższe- no to rodzimy! zapierałam jak mogłam, a babka do mnie "chcesz wiedzieć jaki kolor włosków ma twoja kupka:)?" na co ja- że mi obojętne ( miałam już wszystko gdzieś tlyko chciałam żeby już było po)... chciała żebym dotknęła główki, ale ja juz nie mogłm, parłam jak mogłam żeby wyszła, no i po kilku partych ( nie liczyłam ilu) wyskoczyła moja mała... położyli mi ją na brzuszek a ja z wrażenia zrobiłam sie taka gadatliwa, ze zzaczęłam im wszystkim dziękować, że moja córcia jest piekna, mąż mnie całował tulił... PIĘKNE TO BYŁO!!
i dałam rade SN, nawet bez przeciwbólowych.... nigdy tego nie zapomne...
 
Do góry