sory sory sory za referat!!! samo tak jakoś wyszło!!!!
A u mnie było tak.
Po masażu szyjki u położnej już po wizycie zaczęły się jakieś skórcze, ale tylko od czasu do czasu, raz silniejsze raz słabsze, i jakieś takie inne od tych przepowiadających. Troszkę zaczęłam krwawić, ale pamiętałam ja Asionek pisała o czymś takim po masażu więc się nie przejęła tylko ucieszyłam. Do wieczora wszystko się uspokoiło. W nocy co chwilę się budziłam sama nie wiem czemu, a rano jak mój szedł do pracy poczułam delikatne skórcze, ale niespecjalnie na nie zwróciłam uwagi bo myślałam że to kolejny psikus. Dopiero koło 6 zauważyłam że się troszkę nasiliły i tak jakby w równych odstępach czasu się pojawiały. Dalej zbagatelizowałam sprawę ale już czuwałam. Jak zrobiły się równo co 4, 5 minut i z każdą chwilą były coraz wyraźniejsze zaczęłam się bać. Połaziłam z myślą że jak to fałszywy alarm to zaraz wszystko ucichnie a tu niespodzianka, skurcze coraz silniejsze i co 3, 4 minuty. O 7 już zaczęłam panikować. Obudziłam Olke do szkoły i zadzwoniłam do mojego do pracy, tzn. próbowałam bo automatyczna srkretarka się cały czas odzywała. O 8 już miałam dość, wyobrażałam sobie jak rodzę w domu itp. skurcze już były silne, musiałam łazić i oddychać bo mnie skręcało z bólu. Olcia pytała się co mnie boli, ja powiedziałam że dzidziuś puka bo chce już wyjść
i że muszę jechać do szpitala, ucieszyła się.
Mój miał mieć przerwę dopiero po 9 a ja musiałam jeszcze odprowadzić Oliwke do szkoły, nie wyobrażałam sobie jak ja mam to zrobić! Nie wiedziałam czy dzwonić do szpitala, po karetkę? co zrobić z Olką?? koszmar! Na szczęście dziwnym trafem (naprawde dziwnym bo to się normalnie nie zdarza) mój zadzwonił już wpół do 9 że ma przerwe! Spanikował jak mu powiedziałam że się zaczęło i żeby szybko przyjeżdżał Olke odwieźć do szkoły. Wtedy dopiero się uspokoiłam, poszłam pod prysznic z nadzieją że to coś złagodzi, ale wręcz przeciwnie. Skurcze zrobiły się co 2, 3 minuty i już ciężko było je wytrzymać. Oliwka została odwieziona do szkoły a ja próbowałam dodzwonić się do szpitala ale oczywiście dupa!! cały czas zajęte, postanowiłam więc już nie czekać, bo od nas jest jednak 40 minut do szpitala, a bałam się że jak skurcze jeszcze się nasilą to nie wysiedzę tyle czasu w aucie. Jazda ze skurczami to masakra mimo że moje jeszcze nie były aż tak silne, bo miedzy nimi jeszcze było mi do śmiechu.
W szpitalu na wstępie zapytali czemu wcześniej nie zadzwoniłam, miałam ochotę ją palnąć. Jakby mnie wtedy odesłali to bym koczowała pod szpitalem. Ale wzięli mnie na szczęscie chociaż na badanie. Okazało się że co prawda skurcze mam co 2 minuty i są silne ale trwają za krótko. Nie zrobili mi ani razu żadnego KTG tylko babka taką śmieszną trąbką plastikową którą przystawiała mi do brzucha słuchała tętna dziecka (jakoś mi się wierzyć nie chciało że to skuteczne...). A rozwarcia miałam dopiero 3 cm. Położna powiedziała że niestety nie może mnie przyjąć bo może to zrobić dopiero od 4 cm. Słabo mi się od razu zrobiło jak sobie pomyślałam że mamy wracać taki kawał po czym pewnie zaraz jechać spowrotem. Za chwile dodała że w sumie to mogę poczekać w szpitalu aż akcja pójdzie do przodu, bo raz że za daleka droga, a dwa, to mój drugi poród i ona obstawia że pójdzie szybko i moglibyśmy nie zdązyć potem do szpitala. Gdyby to było moje pierwsze dziecko odesłałaby mnie od razu do domu. Pdała mi 2 tabletki paracetamolu (oczywiście, bo to lek na całe zło). Po badaniu zaczął mi odchodzić czop.
Zaprowadziła nas do pokoju rodzinnego. Mieliśmy sobie tam siedzieć, dostałam piłke a położna miała przyjść za jakąś godzinę, 2.
Wtedy to się dopiero zaczęło, skurcze co półtorej minuty, krótkie ale tak silne że drapałam sofe. Chodzenie już nie pomagało, oddychanie też, nie wiedziałam czy klęczeć, stać,czy fruwać, piłka pogarszała tylko sytuację, w ogóle nie mogłam siedzieć.
Po kolejnym badaniu okazało się o zgrozo nic nie ruszyło dalej!!!!!!!! Załamałam się, chciało mi się wyć, bo ból nie do zniesienia a tu końca nie widać!!! Babka widząc że już mam dość wyrecytowała wszystkie dostępne znieczulenia oczywiście razem z ich efektami ubocznymi...gdyby nie to, pewnie bym się zdecydowała na Epidural...
Pethidine-działa jak narkotyk, uśmierza ból, ale nie likwiduje go, czuje się skórcze, ALE powoduje senność u matki i dostaje się do krwi dziecka, więc dziecko też jest "naćpane" po porodzie.
Gaz- na chwilę ogłupia. Wdycha się go w czasie skurczu, łagodzi, jako jedyny nie ma skutków ubocznych poza tym że może mi się zrobić niedobrze.
Epidural- bardzo skuteczny, zastrzyk w kręgosłup, nie czuję bólu od pasa, współpracuję z położna w czasie porodu, gdyż nie odczuwam żadnych skurczy, ALE może, choć nie musi spowolnić poród i w razie czego jeśli akcja porodowa nie będzie przebiegać odpowiednio szybko, grozi porodem
kleszczowym.
Jak u słyszałam słowo POROD KLESZCZOWY to mi sie od razu odechciało wszystkiego, bo wiem przecież dobrze że tu nie zrobią cesarki za żadne skarby świata (chyba że dziecku spada tętno) jeśli zdecydowało się na poród naturalny, a kleszczowe są tu baaaardzo popularne i częste. Poza tym naoglądałam się wcześniej w internecie jak takie porody wyglądają i miałam dość!!! od razu mi wszystko przeszło i dostałam powera!! Bolało jak cholera ale ja tak panicznie bałam się tych kleszczowych kombinacji że wyrzuciłam sobie z głowy epidural natychmiast.
Położna dale nie mogła mnie przyjąć na oddział, ale widziła jak się męczę i nie chcę póki co żadnego znieczulenia więc zaproponowała nam żebym poszła poleżeć w basenie (duża wanna) to może coś ruszy.