reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści porodowe :)

reklama
No to moja kolej na krwawa opowieść ;-)Trafiłam w czwartek 06.10.2011 wieczorem prawie 2 tygodnie przed terminem z saczącmi sie wodami płodowymi z krwia, i wzieli mnie na obserwacje. W nocy skurcze słabe i rozwarcie na opuszek. Rano po 8 lekarz zdecydował ze oksytocyna i wywołujemy bo takie sączenie wód z krwia moze byc zagrożeniem. O 13 mialam dopiero 4 palce rozwarcia. Przebili mi pęcherz plodowy aby jeszcze przyspieszyc poród, i mówiła mi lekarz,ze to jeszcze zwiekszy natezenie i bolesnosc skurczy. Wiec latwo nie miałam i myslalam ze zdechne bo przespałam w nocy w szpitalu 1,5 godziny tylko, łapy mi sie trzęsły ze zmeczenia, poszlam pod prysznic i tam skurcze juz takie, ze masakra i do tego z krzyza.

No wiec okolo 14:30 spytalam o zzo i mi dali i po chwili ja do nich ze kupe mi sie chce a oni mnie szybko na stół i okazalo sie,że doszlo mi do pelnego rozwarcia od 13 . Okazało sie też,że mam za mały wymiar ale nie pamietam jak sie nazywa to, chodzi o wymiar między kością łonową a tyłem, ale kierownik jakis zdecydował,że próbujemy naturalnie ze znieczuleniem.
No i szybko rozkładali łózko bo mała sie juz pchała główką.
Parte trwały od 15:15 do 15:35, bo przez te znieczulenie nie do konca mi wychodziły, bo nogi zwiotczałe. Przy każdym skurczu miały byc 3 a mi pierwszy wychodził ładnie a pozostałe juz nie. Przy ostatnim partym babka mi na brzuszek jeszcze nacisnęła no i Hania na świecie. 07.10.2011 3085 gram, 56 cm szczęścia :-D
Jej widok wynagrodził wszystko :-) Nawet nie umiałam nic powiedziec jak mi położyli ją na brzuszku tylko głaskałam ja i płakałam :-)
 
Ostatnia edycja:
Ati super poszlo wszystko :)
oj jedyne co pamietam na dzien dzisiajeszy wyraznie z porodu to wlasnie , ze ja malego mi polozyli na brzuchu to plakalam i nie moglam nic powiedziec , ani nawet oczu od niego odwrocic !! i ten jego zapach najpiekniejszy na swiecie :) az mi sie lezka zakrecila w oku jak sobie przypomne te chwile najcudowniejsze w moim zyciu !!

Kasiadz pewnie tez bedziesz plakac :) ja od poczatku wiedzialam ,ze bede hehe , nawet jak filmiki ogladalam z porodow to nic mnie nie ruszalo , ze bol , ze cos , tylko zawsze plakalam ze wzruszenia :)
 
sory sory sory za referat!!! samo tak jakoś wyszło!!!!:zawstydzona/y:
A u mnie było tak.
Po masażu szyjki u położnej już po wizycie zaczęły się jakieś skórcze, ale tylko od czasu do czasu, raz silniejsze raz słabsze, i jakieś takie inne od tych przepowiadających. Troszkę zaczęłam krwawić, ale pamiętałam ja Asionek pisała o czymś takim po masażu więc się nie przejęła tylko ucieszyłam. Do wieczora wszystko się uspokoiło. W nocy co chwilę się budziłam sama nie wiem czemu, a rano jak mój szedł do pracy poczułam delikatne skórcze, ale niespecjalnie na nie zwróciłam uwagi bo myślałam że to kolejny psikus. Dopiero koło 6 zauważyłam że się troszkę nasiliły i tak jakby w równych odstępach czasu się pojawiały. Dalej zbagatelizowałam sprawę ale już czuwałam. Jak zrobiły się równo co 4, 5 minut i z każdą chwilą były coraz wyraźniejsze zaczęłam się bać. Połaziłam z myślą że jak to fałszywy alarm to zaraz wszystko ucichnie a tu niespodzianka, skurcze coraz silniejsze i co 3, 4 minuty. O 7 już zaczęłam panikować. Obudziłam Olke do szkoły i zadzwoniłam do mojego do pracy, tzn. próbowałam bo automatyczna srkretarka się cały czas odzywała. O 8 już miałam dość, wyobrażałam sobie jak rodzę w domu itp. skurcze już były silne, musiałam łazić i oddychać bo mnie skręcało z bólu. Olcia pytała się co mnie boli, ja powiedziałam że dzidziuś puka bo chce już wyjść :-D i że muszę jechać do szpitala, ucieszyła się.
Mój miał mieć przerwę dopiero po 9 a ja musiałam jeszcze odprowadzić Oliwke do szkoły, nie wyobrażałam sobie jak ja mam to zrobić! Nie wiedziałam czy dzwonić do szpitala, po karetkę? co zrobić z Olką?? koszmar! Na szczęście dziwnym trafem (naprawde dziwnym bo to się normalnie nie zdarza) mój zadzwonił już wpół do 9 że ma przerwe! Spanikował jak mu powiedziałam że się zaczęło i żeby szybko przyjeżdżał Olke odwieźć do szkoły. Wtedy dopiero się uspokoiłam, poszłam pod prysznic z nadzieją że to coś złagodzi, ale wręcz przeciwnie. Skurcze zrobiły się co 2, 3 minuty i już ciężko było je wytrzymać. Oliwka została odwieziona do szkoły a ja próbowałam dodzwonić się do szpitala ale oczywiście dupa!! cały czas zajęte, postanowiłam więc już nie czekać, bo od nas jest jednak 40 minut do szpitala, a bałam się że jak skurcze jeszcze się nasilą to nie wysiedzę tyle czasu w aucie. Jazda ze skurczami to masakra mimo że moje jeszcze nie były aż tak silne, bo miedzy nimi jeszcze było mi do śmiechu.
W szpitalu na wstępie zapytali czemu wcześniej nie zadzwoniłam, miałam ochotę ją palnąć. Jakby mnie wtedy odesłali to bym koczowała pod szpitalem. Ale wzięli mnie na szczęscie chociaż na badanie. Okazało się że co prawda skurcze mam co 2 minuty i są silne ale trwają za krótko. Nie zrobili mi ani razu żadnego KTG tylko babka taką śmieszną trąbką plastikową którą przystawiała mi do brzucha słuchała tętna dziecka (jakoś mi się wierzyć nie chciało że to skuteczne...). A rozwarcia miałam dopiero 3 cm. Położna powiedziała że niestety nie może mnie przyjąć bo może to zrobić dopiero od 4 cm. Słabo mi się od razu zrobiło jak sobie pomyślałam że mamy wracać taki kawał po czym pewnie zaraz jechać spowrotem. Za chwile dodała że w sumie to mogę poczekać w szpitalu aż akcja pójdzie do przodu, bo raz że za daleka droga, a dwa, to mój drugi poród i ona obstawia że pójdzie szybko i moglibyśmy nie zdązyć potem do szpitala. Gdyby to było moje pierwsze dziecko odesłałaby mnie od razu do domu. Pdała mi 2 tabletki paracetamolu (oczywiście, bo to lek na całe zło). Po badaniu zaczął mi odchodzić czop.
Zaprowadziła nas do pokoju rodzinnego. Mieliśmy sobie tam siedzieć, dostałam piłke a położna miała przyjść za jakąś godzinę, 2.
Wtedy to się dopiero zaczęło, skurcze co półtorej minuty, krótkie ale tak silne że drapałam sofe. Chodzenie już nie pomagało, oddychanie też, nie wiedziałam czy klęczeć, stać,czy fruwać, piłka pogarszała tylko sytuację, w ogóle nie mogłam siedzieć.
Po kolejnym badaniu okazało się o zgrozo nic nie ruszyło dalej!!!!!!!! Załamałam się, chciało mi się wyć, bo ból nie do zniesienia a tu końca nie widać!!! Babka widząc że już mam dość wyrecytowała wszystkie dostępne znieczulenia oczywiście razem z ich efektami ubocznymi...gdyby nie to, pewnie bym się zdecydowała na Epidural...
Pethidine-działa jak narkotyk, uśmierza ból, ale nie likwiduje go, czuje się skórcze, ALE powoduje senność u matki i dostaje się do krwi dziecka, więc dziecko też jest "naćpane" po porodzie.
Gaz- na chwilę ogłupia. Wdycha się go w czasie skurczu, łagodzi, jako jedyny nie ma skutków ubocznych poza tym że może mi się zrobić niedobrze.
Epidural- bardzo skuteczny, zastrzyk w kręgosłup, nie czuję bólu od pasa, współpracuję z położna w czasie porodu, gdyż nie odczuwam żadnych skurczy, ALE może, choć nie musi spowolnić poród i w razie czego jeśli akcja porodowa nie będzie przebiegać odpowiednio szybko, grozi porodem kleszczowym.
Jak u słyszałam słowo POROD KLESZCZOWY to mi sie od razu odechciało wszystkiego, bo wiem przecież dobrze że tu nie zrobią cesarki za żadne skarby świata (chyba że dziecku spada tętno) jeśli zdecydowało się na poród naturalny, a kleszczowe są tu baaaardzo popularne i częste. Poza tym naoglądałam się wcześniej w internecie jak takie porody wyglądają i miałam dość!!! od razu mi wszystko przeszło i dostałam powera!! Bolało jak cholera ale ja tak panicznie bałam się tych kleszczowych kombinacji że wyrzuciłam sobie z głowy epidural natychmiast.
Położna dale nie mogła mnie przyjąć na oddział, ale widziła jak się męczę i nie chcę póki co żadnego znieczulenia więc zaproponowała nam żebym poszła poleżeć w basenie (duża wanna) to może coś ruszy.
 
Cudowne uczucie siedzieć w takiej cieplutkiej wodzie...relaksa dostałam, choć jak nadchodziły skurcze to miałam wrażenie że wypierająca woda jeszcze bardziej potęguje ból, poza tym dzidzioch zaczął się ruszać w czasie skurczów, to była dodatkowa masakra!!! Siedzieliśmy sobie chyba z pół godziny, ja nie miałam najmniejszej ochoty wychodzić i wtedy nagle zrobiło mi się niedobrze. Wstałam żeby wyjść ale zwymiotowałam i w tej samej chwili chlusnęły ze mnie wody!!!(Teraz już wiem jak to jest, bo przy pierwszym porodzie dziecko wyskoczyło razem z wodami. Brzuch zrobił mi się nagle taki śmiesznie pusty!). Przeokropne uczucie, od razu zaczęło mnie telepać, poza tym przestraszyłam się bo nie były przezroczyste tylko jakieś takie żółte?? Mój poleciał po położną.
Położyli mnie na łóżku, okazało się że mam 5 cm, ale bóle miałam tak kosmiczne że nie mogłam wyleżeć na łóżku, jęczałam i już miałam dość porodu. Najśmieszniejsze że w danej chwili myślałam że to najwyższa skala bólu jaką jestem w stanie znieść, a za chwilę było sto razy gorzej i gorzej i gorzej, ból otumanił mnie totalnie, już nie pamiętam co potem połozna ze mną robiła, ile miałam rozwarcia, głównie zwracała się do mojego, bo ja nie kontaktowałam. Skurcze miałam chyba co chwile bo mi się wydawało że nigdy się nie kończą.
Położna zapytała czy nie chciałabym sobie ulżyć chociaż gazem, zgodziłam się. Mówią że gaz nic nie działa. No na mnie podziałał, tzn w czasie skurczu czułam koszmarny ból ale byłam z deka otumaniona, a to syczenie przy wdychaniu odwracało moją uwagę, no ale potem za to jazda...jak po kilku głębszych! Jednym słowem gaz pomaga odpocząć między skurczami, cudowneee błogie uczucie...jak w niebie...do następnego skurczu.
Nie wiem jak długo to wszystko trwało, straciłam kompletnie poczucie czasu. Położna śię śmiała że ma dyżur tylko do wpół do 4, więc muszę do tego czasu urodzić, żeby nie musiała mnie przejąć kolejna.
Koło 2 zaczęły się parte. Z początku jeszcze nie na tyle silne żeby nie można się było pohamować od parcia, więc ok. Ból kurewski, chyba nie muszę dodawać...mój cały czas siedział przy mnie i wyżywałam się z całej siły na jego ręce.
Chyba koło 3 parte już miałam tak silne że już nie dało się ich powstrzymać. A położna mi mówi że dopiero 9 cm!!!!!! i jeszcze jakieś pół godziny!!!!!!!!!!!! Jakbym wyrok usłyszała!!! Osłabiła mnie ta nowina kompletnie!! A ja tu czuję że mam niesamowicie silne uczucie parcia i nie dam rady w żaden sposób tego zahamować!!!!!! No i parłam tak z całej siły na 9 cm!!!!!!!!!!! i słuchałam tylko jak położna do mojego mówiła że widzi już główke i córcia na pewno ma czarne włoski. Troche mi to sił dodało. Nie mam pojęcia kiedy w końcu zrobiło się te 10 cm i czy w ogóle, po prostu babka kazała mi wreszcie przeć z całej siły. Od tamtego momentu słuchałam wszystkich jej poleceń. Za każdym razem miałam nadzieję że już wyszła główka, i za każdym razem słyszałam że jeszcze trochę, myślałam że to się nigdy nie skończy!!!!
Przy tym porodzie nie bolały mnie rozchodzące się kości w ogóle (nie na darmo już miesiąc przed panna mi się w nie wbijała!! przynajmniej z tym był luz) tylko niesamowicie, okropne, przerażające, palące uczucie że mnie zaraz rozerwie!!!!na zewnątrz, nie w środku. Nie nacinali mnie tu tylko pozwolili popękać i teraz z całą pewnością mogę powiedzieć że 100 razy bardziej wolę nacięcie od popękania, bo jakby mnie nacięli to nie czułabym jak mnie rozrywa, nie czułabym jakby mnie ktoś żywym ogniem przypalał!!! Położna żeby uśmierzyć ból polewała mnie zimną wodą co ***** dawało. Takiego bólu przy Oliwce nie miałam. Pekłam w 2 miejscach, 2 razy po 2 szwy więc niedużo ale jeden raz w środku, drugi na zewnątrz.
Jak rodziła się główka połozna spytała mojego czy chce zobaczyć jak wychodzi, mój zesrany powiedziała że absolutnie nie musi wszystkiego wiedzieć. Widział tylko jak już główka się urodziła, ale tylko z boku więc nie zaszokowało go nic.
Myślałam że jak urodzę główkę to już zresztą będzie pikuś a tu znów zdziwienie, bo było równie ciężko jak przedtem!!! pamiętam że jak rodziłam Oliwkę to jak wyszła główka, reszta zrobiła tylko chlup i cała była na świecie, a tu tak prosto nie było...
Dostałam zastrzyk żeby urodzić szybko łożysko.
O 15.44 było po wszystkim wreszcie. Tak się ucieszyłam że to już koniec męki!! Że mała wreszcie na świecie, że wszystko w porządku że zaczęłam się śmiać jak głupia!
Położna zapytała mojego czy che przeciąć pępowine, i choć do tej pory zapierał się rękami i nogami że absolutnie nie, to teraz chyba po tym wszystkim już mu było wszystko jedno i przeciął.
Położyli mi bąbla na brzuchu tylko na chwilkę, dostała zastrzyk w udko z witaminą K i mój ją wziął na czas szycia. Od razu zaczęła ssać paluszki aż mlaskało!
Przyszły jeszcze 2 pielęgniarki.
Szycie to też był koszmar. Najgorzej wspominam zastrzyki znieczulające, bardziej zadziałały mi chyba na wyobraźnię niż faktycznie bolały.
Potem wszyscy wyszli i na 2 godziny zostawili nas samych. Rewelacyjne rozwiązanie. Dziecko cały czas było z nami w szpitalu, ani na moment nie zniknęło nam z oczu. Amelkę karmiłam zaraz po szyciu pierwszy raz. Okazało się że mleko już mam, strasznie się z tego ucieszyłam.
Po godzinie poszłam pod prysznic.
O 8 przewieźli nas na salę poporodową i tam wreszcie mogliśmy sobie odpocząć. Z wrażenia nie spałam prawie wcale w nocy.
Oliwke rodziłam 12 godzin, Amelke 10, czyli wcale nie krócej, ale pewnie jakby była taka malutka jak starsza siostra, poszłoby znacznie szybciej. W tym wypadku druga faza mi się wydłużyła i to znacznie.
 
reklama
Do góry