reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

opowieści z porodówek - bez komentarzy

na oddział ginekologii trafiłam ze skierowania 12 dni po terminie. Zero bóli, skurczy. Mój lekarz ostatnio mnie badał w 38 tyg..! więc już nigdy do niego nie pójdę..powinien raz w tyg obowiązkowo!! jeśli jestem po terminie.
na 13 dzień pojawiły się zielone wody..na porodówke...dwie króplówki oxy...i nadal nikłe skurcze.
Nie mogli przebić pęcherza..żeby wody odeszły za małe rozwarcie.
W końcu trzeci lekarz się uparł i przebił. Potem...brak skurczy i krzywo sie zwężająca szyjka..tylko z jednej strony.
Mały krzywo się wstawiał w kanał rodny, ale za późno było już na CC.
Po 10 godzinach szykowali wakum.
Jak to usłyszałam to parłam na siłę kompletnie bez skurczy!
Sam poród był mniej bolesny od tej pierwszej fazy.
I po 12 godzinach udało się :) nacieli mnie, ale jakoś to mnie nie przeraża.
Mały ważył więcej niż przewidziano 3810 kg i długość 60 cm więc troszkę duży jak na mnie .:)
ale wiecie co? z bólu traciłam przytomność, ale mogła bym to przeżyć jeszcze raz..bo uczucie jakie jest po porodzie...jest znieczulające na wszelkie bóle i troski:)
Nie bójcie się porodu. Mój był bardzo trudny, ale wcale mnie to nie przeraża. Wręcz odwrotnie. Już minęły 3 tygodnie i myślę, że jeszcze kiedyś będę chciała mieć dziecko :)

 
reklama
no to kolej na mnie tak w skrocie:
termin 30.06.10
w sobote 12.06 krotko przed 23 odeszly mi wody, do szpitala dotarlam 23.30 tam badanie i tylko 2cm i brak skorczy..:( cala noc i caly kolejny dzien to samo-caly dzien wchodzilam i schodzilam ze schodow-jedyne co to bol lydek..skorczy brak, poniewaz minely 24h podano mi antybiotyk i zostalam poinformowana ze z samego rana (pon) wywolujemy. W nocy zaczely sie niewielkie skorcze, rano zabrana zostalam na porodowke a tam ktg i badanie i ciagle 2cm :( ale po tym badaniu to dopiero sie zaczelo dziac..w ciagu 2h dostalam takich skorczy ze ledwo moglam stac na nogach, badanie i 4cm pol godz pozniej znieczulenie i kroplowka na wyrownanie skorczy..badanie o 3 i 9cm!! 3.30-10!! wszystko szlo tak szybkio ale malutkiej tetno 2razy podskoczylo do 175 wiec lekarz nacial jej glowke i pobral krew do badnia(ile sie nerwow najadlam a to bylo tylko raptem 5min!) wszytko bylo jednak ok i kilka min po 4 przyszla kolej na pchanko o 4.55-14.06.10- Zuzka byla juz na swiecie :) 50cm i 2.96kg szczescia :)
 
Poród 19.06.2010 g.17.50, cc, Emilka 2700g, 53cm
Skurcze zaczęły się ok.24 co 20min. Całą noc nie spałam, miałam biegunkę, ok.4ej skurcze były na tyle bolesne, że wskoczyłam do wanny, żeby trochę zelżały. Pomogło, ale nie na długo. Ok.6.30 postanowiłam iść na spacer. Dobrze, że o tej porze mało ludzi się kręci, bo pewnie zaraz do szpitala by mnie wieźli, widząc moje grymasy i przystawanie w czasie skurczu (co jakieś 10min) :D
Wróciłam do domu, zjadłam 4 kostki czekolady na wzmocnienie i ok. 8ej ruszyliśmy z P. do szpitala. Na izbie przyjęć usg, ktg i badanie ginekologiczne (waga dziecka ok.3400, skurcze co 7-10min, rozwarcie na 2 palce) i decyzja, że idziemy rodzić.
Zrobiłam sobie enemkę i ruszyliśmy na porodówkę.
skakanie na piłeczce trochę czasu mi zajęło, (nawet P. zdążył zgłodnieć, zamówić i zjeść obiad) a poród nie postępował, za to skurcze były coraz boleśniejsze, ale P. mnie dzielnie wspierał i masował :)
Kiedy rozwarcie było na 3-3,5 palca, zezwolono na zrobienie zewnątrzoponówki, więc zadzwoniono po anestezjologa. W tym czasie zwolnił się prysznic, ale zdążyłam pod nim spędzić tylko 5-10min (a to była duża ulga!) i już był anestezjolog.
Po założeniu ZOPa ból zelżał i stwierdziłam, że tak mogę rodzić :D
Niestety skurcze spowolniły. Przebito mi pęcherz płodowy i podłączyli oksy, zwiększając co jakiś czas przepływ. Skakałam, a właściwie siedziałam na piłce, bo sił na skoki nie miałam. Skurcze już były jeden za drugim, a znieczulenie przestało działać :/ P. poszedł się upomnieć o kolejną dawkę do ZOPa.
Przyszedł nowy anestezjolog i podawał mi ze 3 razy leki, ale nic nie pomagało :/ Leżałam już na fotelu, trzęsłam się z bólu i zimna (kto mówił, że na porodówkach jest gorąco), zwymiotowałam świeżo zjedzone biszkopty, a zwieracze nie trzymały (i po co była enema i biegunka?), ale było mi wszystko jedno :D
Rozwarcie miałam pełne (przez 2h :/) i ciągle ktoś (ginekolog prowadzący, ordynator, 2 położne) wkładał mi rękę między nogi, żeby z rozczarowaniem stwierdzić, że główka się nie wstawiła jeszcze, mimo parcia. W końcu w którymś momencie ordynator wyjął brudną rękawiczkę (moja pierwsza myśl: "ojej, znowu popuściłam" ;p) i stwierdził, że wody są zielone i jedziemy na cc.
Na bloku podali mi leki do ZOPa, ale nie zadziałały od razu, więc podjęto decyzję o znieczuleniu ogólnym :/
I więcej nie pamiętam :/ Dostałam tyle środków p/bólowych, że Emilka urodziła się o 17.50, a ja mam pierwsze wspomnienia z 23.15, a na dobre wybudziłam się dopiero o 1ej.
A Emilkę zobaczyłam dopiero o 5 rano i się oczywiście popłakałam :D
Momentalnie zapomniałam o tym, jak nas wymęczyli :D :D a po 2 tygodniach już stwierdziłam, że na jednym dziecku się raczej nie skończy :)
 
No to i ja opiszę :)
Na początku maja pojechałam sobie na wizyte do mojej ginekolog:) I już tam sobie zostałam do 7.06.2010 roku Leżałam na patologii równo 4 tygodnie. Jak w domu sie czułam i robiłam za informacje turystyczną przysżłych mam przybywających na patologię:)
2 czerwca w środę na obchodzie usłyszałam " Madzia dzisiaj jest koniec 37 tygodnia , ciążę uznajemy za donoszoną"
Ja na to " No... to teraz mnie nie zatrzymacie..:)" I tak było od obchodu cały dzień sobie chodziłam a to wokół sal , a to na dole na parkingu :) i tak do 23 a jeszcze wieczorem po kolacji taka nawałnica przeszła przez bródno że nam zalało oddział włącznie z oknami na 3 piętrze więc pomagałam jak mogłam::) u nas na górze :):p Cały dzień skurcze od 30 do 60%
3 czerwca było Boże Ciało i wszyscy dzwonili do mnie i mówili "tylko nie w Boże ciało " poczekaj do piątku , moja ginekolog mówiła " Tylko nie rodz w nocy bo nie dojadę" Całe Boże Ciało przechodziła i ani jednego skurczu!!!!!
Jakoś o 21 poszłam spać aż współleżące się zdziwiły że tak wcześnie:) jak na mnie... Dokładnie o 23 :45 Otworzyłam nagel oczy! I mówię " O O O chyba mi wody będą odchodzić" Koleżanki oczywiście śmiech ahaha cery hunny sobie żarty w nocy robisz" Wstałam i mówię że idę do toalety (toaleta i prysznic po drugiej stronie miałysmy w sali) Usiadłam , poczułam ukłucie i pooleciały wody:) a Koleżanka z sali Iza po siostrę cała roztrzęsiona:)
Siostra zwiozła mnie na dół na porodówkę i się zaczęło. Zrobili mi badania i niestety moja gin zadecydowała że cc bo CRP za wysokie miałam. Poszłam na sale operacyją i się zaczęło cos strasznego! Anesteziolog nie mogła mnie znieczulić w kręgosłup , próbowała 5 razy!!!!! choć miała wskazania od mojego lekarza że mam mieć ogólne bo jestem za "duża" Po ponad godzinnej walce z moim kręgosłupem , wyginaniem się jak kocur , spoconym ciałem , dyskomfortem z cewnikiem , skurczami 100% i słuchaniem jaka to ja jestem gruba poweidziałam DOŚĆ. Zawołałam lekarza i spytałam czy moge rodzić naturalnie! Po drugiej w nocy dzwoniłam do swojej gin bo lekarz nie chciał podjac decyzji sam a ona do mnie" To ty jeszcze nie urodziałas? przeciez miałas mieć ogólne..." I wtedy nagle zrobiło się wokół stołu z 7 osób które zaczęły mnie przygotowywać do operacji... Anestezjolog podąła mi papier do podpisania i zaczeły mnie przygotowywac do znieczulenia i jakieś milsze były nagle... zaczęły mnie uspokajać i podały tlen taki chyba 100% czy coś i po chwili już spałam... Budze się bo ktos mi mówi "Madzia kaszlnij , odkrztus czy cos takiego" Kilka osób przygotowuje mnie do przeniesienia na łóżko stojące obok stołu , a ja powolutku sama się przesuwając przeniosłam:) Pielęgniarki w szoku!!!! Jadę do windy łóżkiem a przy windize mój mąż mówi mi że mnie KOCHA że mamy pięknego zdrowego synka że 3300 że 53 cm i 10 ptk a ja płacze ze szczęścia mam gdzies ból ! UDAŁO SIĘ najważniejsze że Jasiek zdrowy!!!
Jasiek przyszedł na świat o 2:45 w nocy!!! Ja zjechałam na pooperacyjną o 4 o 7 przyniesli mi Jasia o 11 już byłam na nogach!!!!
Umyłam się w zasadzie podmyłam i przenieśli mnie do sali! Odkad przyniesli mi syna już go nie oddałam!!! tylko szedł na mycie i jakies badania. Pierwszej nocy przyszła położna i mówi bym dała na noc im dziecko to odpocznę a ja na to że nie dziękuję że świetnie sobie radzimy!!! Wyszliśmy ze szpitala po 3 dniach bo wszystko pieknie się goiło , Jasiu zdrowy więc nas wypuścili równo po 4 tygodniach pobytu.
Oj Kochane się właśnie zryczałam pisząc tego posta TO NAJCUDOWNIEJSZE CHWILE W MOIM ZYCIU BYŁY!!!!!
 
15.06

9:00 - ktg nic nie pokazalo, ale na USG okazalo sie że mam mniej jak polowe wod. (saczyly sie 2 dni a ja zylam w przeswiadczeniu że to tylko upławy)
10.00- przyjeli mnie na porodowke i podlaczyli do KTG
14:00 - podlaczyli oksytocyne
16:00 - skurcze od razu co 50s. (rozwarcie juz na 8cm)
20:00 - adasiek wyskoczyl przy 3 partym.

Niestety bóle z krzyża ale dalam rade bez znieczulenia. maly wazyl 4320 i mial 59cm. w trakcie porodu 3 pekniecia, jedno naciecie. W dodatku strzelila macica i przegroda w pochwie. 30 szwow :) mimo wszystko porod wspominam bardzo dobrze !!
 
URODZIŁAM MARYSIĘ 21.06.2010R.
SIEDEM DNI PO TERMINIE GIN KAZAL ZJAWIĆ MI SIĘ NA ODDZIALE ,PRZYJAZD NA IZBĘ O 7 RANO TAM WYWIAD I PRZEIWZIONO MNIE NA ODDZIAŁ U GÓRY KAZALI MI ROZGOŚCIĆ SIĘ W POKOU I POCZEKAC NA OBCHÓD , GDY ZJAWILI SIE WSZYSCY LEKARZE ZOSTAŁAM ZBADANA I MIMO BRAKU JAKICH KOLIWK SKÓRCZY GIN STWIEREDZIŁ 4 CM ROZWARCIA I MÓWI NA PORODÓWKĘ .
TAM PODŁĄCZONO MI OKSY I PO 9 ZJAWIL SIE MÓJ GIN PRZEBIŁ PECHERZ I POWIEDZIAŁ "DZIŚ RODZIMY....."POŁOŻNA WYJANIŁA MI DOKŁADNIE CO I JAK BEDZIE SIE DZIAŁO I KIEDY MAM SKÓRCZE , OKOŁO GODZINKI ROZKĘCAŁ SIĘ BÓL ZACZOŁ SIE PORÓD POŁOŻNA CO JAKIŚ CZAS SPRAWDZAŁA ROZWARCIE " ...JEST 6 , O 8 ZARAZ SIE ZACZNIE ..."I WTEDY ZACZEŁO NAPRAWDE BOLEC . PONOC STRASZNIE KRZYCZAŁAM ,MÓJ M MÓWIŁ ŻE AŻ ZATYKAŁ USZY ZACZEŁAM CZUC JAK GŁÓWKA SCHODZI DO KANAŁU I JAK SIE OBRACA CZULAM ZE JESCZE TYLKO 3 PARCIA I URODZĘ ,GIN DELIKATNIE MASOWAŁ MI BRZUCH I POPYCHAŁ MALĄ W DÓŁ A POŁOŻNA MASOWAŁA MI SZYJKĘ I KIEDY WKONCU POCZUŁAM ŻE NIUNIA JEST JUZ PRAWIE NA ŚWIECIE KRZYKNEŁAM TAK MOCNO ŻE RODZINKA POD PORODÓWKĄ WIEDZIŁA ŻE MAŁA JEST JUŻ NA ŚWIECIE ....."JESZCZE JEDNO PARCIE ..."I MARYSIA BYŁA JUŻ NA ŚWIECIE .DUMNY TATUŚ PRZECIOŁ PĘPOWINE I POŁOŻONO MI MÓJ SKARB NA PIERSIACH BYŁA TAKA PIEKNA I WSZYSTKO MNIE PRZESTAŁO BOLEĆ TA CHWILA BYŁA TAK PIĘKNA ŻE DO TERAZ KIEDY JĄ OGLADAM WZRUSZAM SIĘ BARDZO .mARIA PRZYSZŁA NA ŚWIAT O 1050 Z WAGĄ 3480 I 57 CM PO 2 GODZINACH OD PODŁĄCZENIA KROPLÓWKI , ZDROWA I CUDOWNA .ZABRANO JĄ I CAŁA RODZINKA POSZŁA OGLADAĆ MARYSIĘ . JA MIAŁAM JESZCZE POLEŻEĆ NA PORODÓWCE ZAŁOŻONO MI JEDEN SZEW JAK TO GIN POWIEDZIAŁ." TAK DLA ESTETYKI ,BO PANI NIE PĘKŁA..."ALE TEN JEDEN SZEW BOLAŁ MNIE STRASZNIE(DZIWNE) I POZOSTAWIONO TAM NA JAKIŚ CZAS ALE MI ZROBIŁO SIĘ NIEDOBRZE ZWYMIOTOWAŁAM I Z MACICY CHLUSNEŁAM OGROMNĄ ILOŚCIĄ KRWI NATYCHMIAST ZLECIELI SIĘ WSZYSCY I NA KILKA MINUTEK ZOSTAŁAM WYŁĄCZONA I OCZYSZCZONA PO TYM BYLAM STRASZNIE SŁABA ALE DANOMI MALUTKĄ I CAŁY CZAS CZUWAŁ PRZY NAS MÓJ M ..."KIEDYŚ SIĘ PRZYZNAŁ ŻE STRASZNIE SIE WTEDY O MNIE BAŁ ,BO JESZCZE MNIE TAKIEJJ NIE WIDZIAŁ JA ZAWSZE ZDROWA SILNA KOBIETA A TU WYGLADALAM JAK CHORA ...." JAK BYLAM JUZ WSTANIE WSTAĆ Z ŁÓŻKA M ZAPROWADZIŁMNIE DO MOJEJ MARYSI ALE BYAŁAM WTEDY SZCZĘŚLIWA MÓJ MAŁY ANIOŁEK JEST Z NAMI NA ŚWIECIE .NIE MAM ZŁYCH WSPOMNIEŃ Z PORODU NAPEWNO ZDECYDUJE SIĘ JESZCZE NA DZIECKO .A CHCIAŁAM JESZCZE DODAĆ ŻE MIALAM IDENTYCZNY PORÓD JAK MOJA MAMA ,KIEDY JA PRZYCHODZŁLAM NA ŚWIAT-DZIWNE PRAWDA. CUDOWNE CHWILE , KAŻDY PORÓD JEST INNY I NIE MA CO SIĘ NASTAWIAĆ ZE BĘDZIE STRASZNIE , DAMY RADĘ ...
 
reklama
Miałam tego nie opisywać, miałam zachować to gdzieś głęboko w sobie żeby zapomnieć ten ból... ale pomyślałam sobie, że może kiedyś za 50 lat jednak będę chciała wspomnieć ten dzień i ból i łzy i szczęście...
Ohh i ten strach że w Zuzi pierwsze urodzinki będę jęczeć na porodówce...

Dnia 23 czerwca miałam umówioną wizytę do ginekologa. Miało być oczywiście badanie kontrolne i KTG na które szłam już 2 raz.
Ale 22 czerwca w Zuzy urodziny "przypomniało mi się" że przecież 23 to święto! pomyślałam, że wizytę przełożę na za tydzień.
Niestety coraz niżej wyczuwalna główka Oli nie pozwoliła mi normalnie funkcjonować ale nie na tyle, żeby 23 czerwca nie isć do kościoła czy nie zjeść kiełbaski z grilla :)

Piątek - dzień jak co dzień. Śniadanie, mycie i... hmm a może lekarz dzisiaj przyjmuje??? Dzwonię do przychodni. Tak! Przyjmuje! Za 20 minut wychodzi... Pięknie... Samochód nie funkcjonuje jeszcze po ostatnim spaleniu się ze wstydu ale...
Ok jedziemy firmowym.
I... przyszła baba do lekarza.
Na badaniu lekarz powiedział mi, że daje mi góra 3 dni do porodu. Bo szyjki prawie nie ma, jest gładka Ooo i nawet jest rozwarcie. Ha! Wiedziałam że coś się święci. Ale dla upewnienia oczywiście jeszcze KTG.

Leżę i leżę i coś tam czuję jak mała się wywija i... O! skurcz! Ale nieeee przecież to cholerstwo boli a ten "skurcz" tylko przyjemnie napiął mi brzuch...

Przychodzi lekarz "no kochana, zwijamy interes. Jedź do domu, zjedz, pakuj torbę i przyjeżdżaj do szpitala", że co????
Nieee, mi tam się nie spieszy :) SKurcze co 5 minut ale ja czuję tylko jak fajnie mi się brzuch napina...

Przyjechałam do domu, grezdam na forum. Mama wzięła Zuzię na zakupy. Gotuję obiad, mąż chodzi dziwny po domu, hmm czyzby się ztresował? :)
"Mamo! a smietana???" - zapomniała... no więc Rika idzie do sklepu ze skurczami co 4 minuty, siostra co chwilę pyta czy już, mąż też... tylko mama sadziła że sobie jaja robię i że fałszywy alarm i w ogóle sie nnie przejmowała :) Chociaż ona :)

No nie... obiad ugotowany, zjedzony, posprzatane... Dobra. W razie W idę się wykąpać, ogolić... i dopakowac torbę. A co z Zuzią? Biedulka będzie musiała spać beze mnie :( a noce dla niej sa najgorsze, wtedy najbardziej mnie potrzebuje...

Wykąpałam się skurcze zaczęły być częstsze i nasilały się. A mama pyta "Ty naprawdę masz te skurcze?" :) nie mamo, jaja sobie robię :)

Mąż wypytuje zdenerwowany czy już, a może już, na pewno nie już, a teraz?
Nie! Jak będzie czas to powiem.
Godzina ok 18-19. Mówię mojemu, że może już pojedziemy. Skurcze dalej były jak nie skurcze, bezbolesne itd ale wystraszyłam się że jak wyjedziemy później to sama sobie w samochodzie będę musiała poród odebrać :/.
Spakowałam się, ucałowałam Zuzię i pojechaliśmy. Cholera na wybojach zabolało...

Po drodze mówiłam mężowi że urodzę albo dzisiaj albo za tydzień, bo piątek musi być. Ja urodziłam się w piątek to i Ola urodzi się w piatek bo skoro Zuzia urodziła się wtedy kiedy mąż czyli we wtorek to tak musi być i już!
W szpitalu KTG nie wykazało skurczy ha!!! A oni wierzą sprzętowi oczywiście a nie rodzącej kobiecie, ale skoro już przyjechałam to zapiszą mnie na oddział...
Tam spisywanie, wywiad itd, a ja wypalam "na tym łóżku chce rodzić" Czyli na środkowym, na przeciwko zegara, dokładnie na tym, na którym rok temu rodziłam Zuzię"... Położyłam tam torbę żeby nikt mi go nie zajął.

Kazali chodzić itd. Woow ale nowość :)
Ok 20 przestało być już zabawnie bo zaczęło boleć na maksa. Na szczęście nie bolało aż tak mocno jak przy Zuzi. Tzn przy Zuzi miałam mało bolące skurcze co 8 minut a przy Oli bolały tak samo jak te co 8 minut tylko że były co 4 minuty - bolące. Łzy mi poleciały bo nagle przypomniał się ten ból... A rozwarcie tylko na 2,5 centymetra :(
Nagle przyjechała jakaś baba i... zajęła moje łóżko! Powiedziałam ze to ja miałam tam rodzić i na innym nie urodzę i chcę isć do domu. A babka mnie uspokoiła że szybko pójdzie i wszystko sprzątną i będę rodzić tam gdzie chcę.
O 21 kazali mi przyjść na "przeczyszczenie"... więc poszłam. Nie pozwolili mężowi wejść. Ale baba gdzieś poszła a ja zwijałam się sama na podłodze z bólu bo skurcze miałam co 3 minuty i już nie bylo śmiesznie ani fajnie ani w ogóle nie było!

Myślałam że zejdę! na szczęście przyszła baba, zrobiła swoje, ja zrobiłam swoje. Mąż pomógł mi się umyć... Skurcze miałam co 2 minuty i chodziłam po ścianach... Chciałam żeby to już się skończyło :(
Nie miałam siły anwet przejść z gabinetu zabiegowego na porodówkę a znów kazali mi się położyć bo KTG, bo rozwarcie muszą sprawdzić...
Na KTG prosiłam o ZZO ale mi nie chcieli dać bo powiedzieli, ze anestezjolog ma operację (później okazało się że operacji nie było a anestezjolodzy już tak chętnie nie przychodzą na ZOO od kiedy jest darmowe). Mówiłam że zapłacę ile trzeba byle tylko mnie znieczulili. To był taki ból jakiego nigdy nie doznałam., Nawet przy Zuzi tak nie bolało.
Przy Zuzi skakałam na piłce i to mi pomagało. Tym razem poprosiłam o piłkę, ale... nie dałam rady na niej usiąść. To był taki ból, który nie pozwalał mi krzyczeć, mówić, chodzić, stać. Leżałam na środku korytarza i traciłam przytomność. Z bólu! Mąż do mnie mówił, nie pamiętam co, pamiętam że byłam na niego zła, że każe mi powtarzać to co mówię. Mówiłam tak cicho że nie słyszał i nie mógł zrozumieć co chcę mu przekazać. Na początku jak leżałam na podłodze to kazał mi wstać ale kiedy zobaczył że tak mi dobrze już przestał próbować mnie podnosić.
A ta podłoga była taka chłodna, tak cholernie przyjemnie chłodna... jak ja... bo czułam że schodzę, opadam z sił...
22:00
Babka sprząta łóżko, na którym miałam rodzić. Ja opieram się o nie, nie mam siły krzyczeć i nagle czuję że pękam w środku. Boże! Wody mi odeszły. Kazali mi się położyć żeby sprawdzić rozwarcie... wyprosili męża...
Wciągnęli mnie na łóżko. 8 cm... jeszcze trochę.. i.. wszyscy sobie poszli!!! Babka wbija mi się igłą w nadgarstek a ja mówię że czuję główkę i że rodzę. "Pani nie przesadza, jeszcze z godzinkę conajmniej" i wiecie co??? Zaczęłam krzyczeć jak świnia i nagle Ola wystrzeliła jak z procy na... rękę salowej!
Nie było nikogo! Tylko ona i położna, która rozwaliła mi żyłę bo w jednej ręce trzymała główkę Oli, którą przekazała jej salowa a w drugiej igłę i moją rękę. I wszyscy zdziwieni... a ona "no rzeczywiście... rodziła pani"... ehh

Rany! Ile ona ma czarnych włosków!
O 22:07 uodziła się Ola, 10 pkt w skali Appgar, 50 cm i 2560 g. Mam wpisane 22:10 bo nawet nikt nie spojrzał na godzinę...

I nagle przyszedł lekarz i baby od noworodków. Wszyscy w szoku, zdziwieni że to już.
Położyli mi Olę na brzuchu, zaczeła płakać ale powiedziałam do niej... uspokoiła się. Mąż robił zdjęcia...
Nawet nie zdążył potrzymać mnie za rękę kiedy rodziłam bo miałam tylko jeden party i nie trwało to nawet 1,5 minuty. Nie nacięli mnie też bo... nie zdążyli. Przecież nie rodziłam :)

Już po wszystkim. Teraz tylko łożysko i... powtórka sprzed roku. Łożysko znów uwiązane :(
Lekarz naciskał na brzuch, krew się lała ze mne, prosiłam żeby przestał a on dalej i mocniej. Tylko czekałam. Już wiedziałam że nie urodzę łożyska, czekałam żeby zasnąć, zeby podali mi to cholerne znieczulenie... Pytanie o... i podali mi kroplówkę. Czekałam tylko żeby zasnąć, żeby skońcczył się ból, żeby przestała go czuć, zebym odpłynęła. I tak się stało.

Tym razem po narkozie zachowywałam się normalnie :) Już wiedziałam co się dzieje. Leżąc na łóżku podkuliłam nogi i tylko przewracałam głową na prawo i na lewo. Nie chciało mi się oddychać, nie chciało mi się otwierać oczu, nie chciało mi się słyszeć... ale słyszałam, że jest możliwość, ze straciłam dużo krwi, ze potrzebna będzie transfuzja... na szczęście obyło się bez.

Przewieźli mnie na salę poporodową ok północy, kazali się wyspać i nie wstawać z łóżka. Ale jak ja mam taka brudna iść spać???
Zasnęłam ale o 3 obudziłam się, poszłam pod prysznić, źle czułam się taka brudna...
Rano przynieśli mi Olę... Jaka śliczna... pierwsze karmienie, spanie, zdjęcia, pocałunki...

I tak oto, ma Zuzia siostrę Olę, któą kocha nad życie, któą karmi, przewija, tańczy z nią, śpi, śpiewa, kłóci się, uczy mówić, rozwesela... od której jest starsza 1 rok i 2 dni, z któą będzie wychowywać się jak bliźniaczka...


Długo nie będę wracać do tego wpisu. Czuję ten ból, który szedł z krzyża, czuję wszystko... Nie wracam nawet do opisu porodu Zuzi bo mimo że był dłuższy to mniej bolesny ale wracają te wspomnienia z porodu Oli. Robi mi się słabo, odechciewa mi się żyć, czuję niesmak, dziwne uczucie w brzuchu... nie chcę tego pamiętać... ale może, za 50 lat wróci ochota na wspomnienia.
 
Do góry