reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Świadomość bliskiej śmierci ukochanej osoby...

sweetstrzalka

Początkująca w BB
Dołączył(a)
12 Luty 2009
Postów
28
Miasto
Olsztyn
Witam wszystkich cieplutko :)... Dawno mnie nie było na tym forum... postanowiłam napisać ,ponieważ jestem załamana i po prostu muszę to z siebie wyrzucić...
Więc zacznę od początku jestem szczęśliwą mamą prawie 2 letniego synka... z moim nieformalnym mężem układa mi się bardzo dobrze.. nie dawno wyjechał do pracy za granicę... od roku mieszkamy z moją mamą ,która roztała się z moim ojcem... Mama jest od 2 lat chora na raka piersi... przeszła chemię i miała mieć operację na ,którą się nie zdecydowała przez depresje i nikt nie był wstanie jej przekonać.. Zaczeła stosować alternatywne metody leczenia ,które tak naprawdę nie dawały pożytecznego efektu... gdy się wprowadziliśmy po paru miesiącach udało nam się ją przekonać by wróciła do leczenia raka. Rak już był w takim stadium ,że pierś została wyżarta przez raka tak ,że miała ranę oraz dostała zakrzepicę ręki (miała całą spuchniętą) - ale lekarze zakwalifikowali ją do leczenia.. po 2 sesjach chemii bolała ją strasznie kość udowa i staw -usg nic nie wykazało.. z czasem ból tej nogi był taki straszny ,że zainterweniowałam by dostała skierowanie do szpitala.. w szpitalu była w dość dobrym stanie okazało się ,że miała patologiczne słamanie kości udowej, operacja się powiodła - miała również płyn w płucach ,który został zlikwidowany przez leki... gdy była już w domu jej stan się pogorszył - ale myślałam ,że to może po operacji - harczała dusiła się nie miała eptytu itp. wezwałam lekarza rodzinnego i jego diagnoza (oczywiście zapoznał się dokumentacją mojej mamy).. że trzeba zastosować leczenie paliatywne (hospicyjne)... to był straszny cios... lekarz z hospicjum wyjaśnił mi dokładnie sytuacje : że mama ma raka piersi rozsianego z przerzutem na 2 pierś i na węzły chłonne, ma guzy na łopatce, obojczyku i prawdopodobnie znów płyn w płucach i może w sercu i możliwe ogniska nowotworowe... ta diagnoza mnie załamała.. zaczeło dochodzić do mnie ,że ona umiera i jej leczenie będzie tylko objawowe. Pielęgniarka z hospicjum przychodzi 3 w tygodniu.. wypożyczyli mi kondensator tlenu i przepisali leki w tym morfinę.. Jej stan się poprawił bo sama chodzi do toalety i ma epetyt.. choć jest osłabiona. Cięzko mi się z tym pogodzić ,że niedługo jej nie będzie choć widzę narazie ,że jest lepiej - nie mogę patrzeć jak się męczy codziennie gdy kładę się spać boję się ,że gdy wstanę rano ona będzie nieżywa lub zacznie się dusić... jest mi z tym tymbardziej ciężko ,że jestem z tym praktycznie sama.. Przy synku i mamie staram się nie myśleć o tym.. choć wiem ,że i ona jest świadoma swojego stanu...i jak tu się pogodzić ze świadomością bliskiej śmierci... kochanej osoby.. Gdy pytałam lekarza "Czy jest szansa by przeżyła pół roku?" odpowiedział ,że nie... gdy przed opieką hospicyjną dzwoniłam po pogotowie gdy się prawie dusiła mówili ,że nie przeżyje świąt ale przeżyła... Oczywiście cieszę się ,że jej stan jest lepszy... ale nadal się boję tego potwora który z dnia na dzień wyżera jej resztkę sił... :(.. W dodatku mam mieć teraz maturę...( uzupełniającą po zawodówce).. ale nie jestem w stanie do niej podejść... jestem przemęczona fizycznie i zżera mnie ciągły stres... jestem pod ciągła presją..
Może to głupie ,ale gdy napisałam to wszystko zrobiło mi się troszkę lżej na sercu ,że wyrzuciłam trochę tego bólu z siebię... a tak po za tym to mam poczucie winy ,że wcześniej na siłę nie przytargałam jej na tą operację...:-(
 
reklama
strasznie mi przykro. tu sie wiecej napisac nie da.
moze pocieszy cie to ze moj wujek tez ma raka rozsianego i lekarze nei dawali mu pol roku zycia a przezyl 3 lata.
z tym ze on myslal ze jest zdrowy. lekarze nie mowili mu wszystkiego a rodzina wmawiala ze jest ok.
 
a ja napiszę inaczej , przebywaj z mamą ile się da i rozmawiajcie o chorobie i o tym że może umrzeć. Moja mama zmarła 8 lat temu na raka, leżała 1,5 roku w łóżku z zakrzepicą nogi, bardzo cierpiała dostawała morfinę bo nic innego nie pomagało :-( ale baliśmy się z nią rozmawiać o tym że może odejść i to był błąd :-( Trzeba rozmawiać bo nawet nie wiemy ile człowiek ma w sobie sił do walki z chorobą, nie chcę Tobie wmawiać że będzie lepiej ale może taka rozmowa ulży i Tobie i Twojej mamie??? Jak chcesz możesz do mnie napisać na pw :-)
 
Jest mi bardzo przykro , ze musisz sie zmagac z taka sytuacja. My przezylismy ostatnio podobna. Moja tesciowa , ktora z nami mieszkala dostala udar mozgu. Lekarze dawali jej 2-7 dni zycia , przezyla prawie 3 miesiace. To byl dla nas okropny czas ale jednoczesnie przygotowalismy sie na odejscie kogos bliskiegi, i jej smierc byla ulga dla nas wszystkich. Cieszylismy sie , ze juz nie cierpi. Wierz mi , ze odejscie nagle jest chyba gorsze , bo dluzej sie cierpi po smierci i pogrzebie. A w takim przypadku masz ten czas napozegnanie, napowiedzenie tego czego moze nigdy nie mowilas swojej mamie, przytulaj sie do niej, rozmawiaj z nia duzo , bo naprawde pozniej bedzieszzalowac , ze tego nie zrobilas, a bedzie juz za pozno. Wykorzystaj ten czas na pozegnanie , przeprosiny i to czego nigdy nie zrobilyscie razem. Po smierci osoby bliskiej czlowiek zaczyna sobie wyrzucac , ze nie zrobil tego czy tamtego. Ja mialam sobie duzo do zarzucenia i niestety mi sie nie udalo rozwiazac pewnych spraw miedzy nami i teraz ciazy mi to niesamowicie. Zrob wszystko , zebys miala czyste sumienie, bo przeciez to twoja kochana mama , ona cie wychowala wykarmila, przewijala - teraz czas na to zebys ty splacila swoj dlug wobec niej. Nie wiem czy jestes wierzaca, ale w naszym wypadku wiara naprawde pomogla. Jestem z Toba kochana trzymaj sie!!!
 
Wykorzystaj ten stan maksymalnie! Każdy Was wspólny dzien to dar.Mów jej jak bardzo ja kochasz i wszystko to co w Tobie siedzie. Bo może za miesiąc, dwa nie będziesz miała już komu tego wszystkiego powiedzieć. Nie ograniczaj też kontakty mamy z dzieckiem, niech się sobą nacieszą. A może mama ma jakieś marzenia,które mogłabyś spełnić? I Bron Boże nie miej wyrzutów sumienia spowodowanych brakiem operacji. mama jest dorosłym pełnoprawnym obywatelem. Nikt nie był w stanie zmienić jej decyzji. A procedury prawne w tej sytuacji są niewystarczające.
Dlatego ciesz się z każdego uśmiechu, uścisku dłoni. Jak możesz to zrezygnuj z rzeczy, które zabierają Ci czas. Bo masz szansę pożegnać się z mamą. To jest naprawdę dar.
 
Dziękuje wam wszystkim za słowa otuchy :) macie racje muszę doceniać z nią każdy dzień... staram się lecz ciągle boli mnie ta świadomość... ,nie którzy mówią że łatwiej w mojej sytuacji pogodzić się z "nadchodzącym odejściem" niż tak gdy ktoś umiera niespodziewanie wydaje mi się ,że to ten sam ból - ,a nawet czasem cięższy... bo wiecie gdy widzę ,że niby jest lepiej(że sama chodzi, oddycha lepiej, sama je)i jest w człowieku takie światełko nadziei ,że może jednak... a tu lekarze nie pozostawiają złudzeń... wtedy czuje się taka zmieszana ,że się myśli "co oni gadają?" nie widzą ,że jest lepiej?...
pozdrawiam was wszystkie serdecznie :) nie wiem czemu ,ale czuje się lepiej wyrzucając te emocje z siebie...
 
Ostatnia edycja:
seewtstrzałka jestem całym sercem z Tobą.moja mam zmarła 2lata temu na raka:( kiedy sie od niej wyprowadzałam 5lat temu ,po paru miesiacach wykryli mamie raka płuc,odrazu musieli operować-wyciąć płat płuca.lekarze po operacji zapewniali ją ,ze juz nic jej nie grozi.ze ma żyć jak żyła.Po kilku miesiącach trafiła do szpitala za żółtaczkę i miała problemy z wątrobą,byłam w 4mies ciąży lekarze nie dawali żadnych szans jej,ale wyszła z tego i cie cieszyliśmy,jeździliśmy razem.w 2008 tuz przed świętami bożego narodzenia dowiedzieliśmy się ,że ma przerzuty.spędziliśmy święta razem,później mama miała raz lepszy dzień raz gorszy,raz łaziła przez cały dzień a raz leżała.Chemia zniszczyła jej krew,zakrzepice miała.lekarze już stwierdzili,ze umrze do wypożyczyli tlen ,dali morfinę.było coraz gorzej,przestała chodzić.od stycznia do kwietnia rak ja tak zjadał,ze z dnia na dzien było coraz gorzej,odwiedzałam ją kiedy mogłam,bo musiałam wychodzić do niej bez dzieci,bo nie chciała aby Kuba ja w takim stanie widział,a on ja bardzo kochał bo przez rok pomagała mi go wychowywać a później codziennie się widywałyśmy.Mama już bez tlenu nie mogła zyc,ciagkle sie dusiła w kwietniu 2009 pamietam to była niedziela byłam u niej,jak ja zobaczyłam jak sie meczy nie mogłam uciekłam.z wtorku na srode zmarła w nocy udusiła się.Jedynie czego żałuję ,że mnie rodzina nie zawołała nie było mnie przy niej kiedy odchodziła, żałuję,że pod koniec mało u niej bywałam.Nie mogłam sobie poradzić z jej odejsciem i do tejh pory cierpie. Jeszcze nie wypłakałam sie .Żałuje,ze nie mogłam jej powiedziec,że ją bardzo kocham.
Ale TY możesz,ciesz się ,każda chwilą,bo nie wiesz kiedy odejdzie,ale porozmawiajcie o śmierci(moja mama chciała rozmawiac ja nie i żałuje) bo możecie sobie obie popłakać-jej tez to jest na pewno potrzebne. Mow jej jak ja kochasz.badz przy niej i cieszcie sie,że możecie ta ostatnia droge jej byc razem.I nie miej wyrzutów sumienia,choc ja tez sie zadreczam,czemu nie pilnowałam czemu to czy tamto,ale to nic nie zmieni teraz.Zazdroszcze ci tego,że możesz być przy niej cały czas,bo ja takiej szansy nie miałam choć mieszkam bardzo blisko.żałuję,że nie mogłam z nia przebywać wiecej czasu( te ostanie jej chwile dni).Jestem z Toba. jeżeli bedziesz chciała sie wygadac napisz:)
 
reklama
droga Evon dziękuje za słowa otuchy - wiesz puki co moja mama prawdopodobnie nie ma przerzutów na narządy (typu wątroba i żołądek).. u niej bardziej rozsiewa się na ciele np: na łopatce ma takie guzy co parzą i się rany robią tak samo na piersiach i na brzuchu też się już uwydatniają... wiem ,że powinnam się cieszyć ,że mogę z nią spędzać te chwile i się cieszę ,ale zarazem ciężko mi patrzeć jak się męczy (szczególnie w nocy jak się przebudzi ma taki jęczący oddech jak by miała się udusić) i też się boję co ja zrobię jak np zacznie umierać...:(
a co do umierania to delikatnie z nią rozmawiam o tym ,ale ma tyle leków np morfina i jakieś antydepresyjne i taka mieszanka robi zmiany w jej zachowaniu.. czasami potrafi być załamana tym wszystkim i taka troszkę agresywna ,a czasem ma tyle w sobie nadziei i samozaparcia ,że może z tego wyjdzie... więc rozmawiam z nią strasznie delikatnie ,żeby jej nie denerwować bo po tych lekach jest różnie...
Staram się powoli z tym pogodzić... wiecie w dzień o tym tak nie myśle bo jestem zajęta opieką nad małym i mamą od rana do nocy ... a najgożej jest późnym wieczorem...
 
Do góry