reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Bydgoszcz Szpital Biziela

reklama
Dla maluszka na pewno pampersy i nawilżone chusteczki, możesz tez mieć własne ubranka. dla siebie przede wszystkim podkłady higieniczne.
 
....i jak chcesz aby nawilżyli czymś maluszka po kąpieli to trzeba mieć też swoje np. oliwkę. Koleżanka rodziła 26.05 i mówiła, że po kapieli niczym nie natłuszczali jej córci a ona nic nie miała bo nie wiedziała.
3 lata temu w 2-ce mieli na stanie oliwkę ;-) co prawda Jonhsona i duzo dzieci miało potem wysypkę ale zawsze. Jak jest teraz nie wiem.

A tak wogóle to chciałabym na tym watku wyrazić swoją subiektywną ocenę obu szpitali....
Jest nas 4 koleżanki. Dwie (w tym ja ) rodziłyśmy co prawda 3 lata temu w 2-ce a dwie w Bizielu - jedna 1,5 roku temu a druga 26.05 (już na nowym odziale, ponoć super lux teraz jest po remoncie). I z tych czterech porodów nasuwają mi się takie oto wnioski....
2-ka : nasze porody były bardziej naturalne, mimo iż miałysmy swoje połozne, które o nas dbały ;-) ale nie "parły" na szybki poród - choć u mnie robili z lekarzem co mogli bo miałam juz skurcze parte a rozwarcie stanęło na 8 cm :szok:. I jakoś szybciej podjęli decyzję o cesarce w przypadku koleżanki.
A z bieżących to 6 m-cy temu siorka rodziła w 2-ce i też jakoś spokojniej to przebiegało, tak jak u nas. Więc chyba nie wiele się zmieniło - poza przebudową połoznictwa od mojego porodu.
Biziel: tak się złozyło, że obie rodziły z siostra przełozoną położnych (może to jej sposoby na poród ??). Ich córy przyszły na świat w niespełna 4 h od pojawienia się w szpitalu i to nie dzięki predyspozycjom naturalnym. Miały kilkakrotne masaże szyjki, cały czas wisiały na oksycotynie...moje wrażenie z opowiadań jest takie, że bynajmniej ta przełozona traktuje połoznice jak kury "nioski" - rodzic i zwalniać łóżko :baffled: No i długo czekali z cesarką a w końcu jej nie zrobili......nie jestem lekarzem i może nie było jednak potrzeby ale te szybkie porody dały się mocno we znaki małym panienkom ale nie będę tu stresować przyszłych mamuś :happy2:.

Ot taki podkreślam Subiektywny wywód.
 
wiecie co ja moje maluchy rodziłam w dwójce chociaż z Miłoszem wpadłam na pomysł aby rodzić w Bizielu i to byłby błąd zrezygnowałam po tym jak trafiła tam kuzynka której wody wysychały trzymali ja tak długo aż nagle okazało sie że nie ma nic wód płodowych a maluch prawie umarł wtedy wzięli ja szybko na stół mały przeżył ale miał tak silne zatrucie że miał krew przetaczaną i tylko sie zastanawiam na co oni czekali skoro ona przyjechała z Chełma karetka aby zajęli sie ją natychmiast bo w Chełmie nie mieli odpowiedniego sprzętu a oni po prostu dali d............. ja też w 38 tc ciąży poszłam do biziela bo mi sie wody zaczęły sączyć zbadała mnie jakaś Rosjanka po której cudownym badaniu zaczęłam krwawić to stwierdziła "oj szyjka sie kruszy" a mało tego miałam skierowanie na 3 cesarskie ciecie po 3 dniach wypisali mnie do domu mimo tego że stwierdzili ze tych wód upływa kazali leżeć i pić dużo wody a i czekać na regularne skurcze albo aż mi zupełnie wody odejdą :wściekła/y: aha super i tak sie męczyłam jeszcze troszkę i mąż zawiózł mnie do 2 bo nie mógł sie już na to patrzeć a tam nie dosyć że dostałam ochrzan to zaraz wzięli mnie na stół a opieka była wręcz cudowna wiec Bizielowi mówię kategorycznie NIE !!!!!!:no:i Zdecydowanie polecam 2 :-D
 
Ja też się muszę wpisać do grona niezadowolonych. Na szczęście leżałam w Bizielu na patologii i zobaczyłam jak wygląda tamtejsza "opieka". Na łóżku obok mnie leżała dziewczyna, która przyjechała do porodu. Na porodówce nie było miejsca więc dali ją na patologię. Laska męczyła się 12 godz i błagała położne, żeby ktoś ją zbadał. Wyobrażacie sobie, że przez 12 h nikt nawet nie sprawdził rozwarcia, nie mówiąc już o KTG. Kiedy przyjechał jej mąż narobił takiego szumu, że w końcu zabrali ją na porodówkę, a tam się okazało, że wody dawno odeszły i z pomocą kleszczy przeprowadzili poród. No i ta odpychająca bieda w szpitalu. To był mój pierwszy pobyt w szpitalu, więc nawet nie pomyślałam, że powinnam ze sobą zabrać talerze, sztućce i szklanke.Tragedia. Piłam z kubka po kawie z maszyny a o sztućce musiałam się wyprosić.Miałam cukrzycę więc powinnam była tam rodzić, ale końmi by mnie tam nie zaciągneli. Rodziłam w inowrocławiu i teraz taż tak będzie.
 
Hm... no to ja z goła mam inne doświadczenia.
Leżałam na patologii i w Dwójce i w Bizielu i zdecydowanie do porodu wybrałam i wybrałabym jeszcze raz Biziel (choć w Dwójce pracuje moja mama).
No, ale widać można wszędzie trafić na super i na benadziejny personel.
 
Witam :-) Ja rodziłam w dwójce mojego synka w sierpniu.Na brak porządku nie narzekałam,ale na to że panią położnym było za ciepło i pootwierały jak szeroko okna na korytarzu i był straszny przeciąg.Strach było wyjść do toalety żeby mnie nie zawiało.:angry:Co muszę pochwalić to ,to że miałam świetną opiekę przy porodzie. Przyszłym mamą życzę powodzenia!!!
 
Ja rodziłam w Bizielu niedawno już po remoncie i wspominam to jak jeden wielki koszmar. Do szpitala trafiłam w niedzielę w nocy. Odszedł mi czop śluzowy i lekko krwawiłam. No i miałam już skurcze co 5 minut. Urodziłam w poniedziałek około 16 tej, więc trwało to ponad 12 godzin, a mam astmę. Na początek unieruchomili mnie na wyrku z KTG i dali relanium licząc, że zasnę z bólami, bo rozwarcia nie było. Jak mówiłam, ze chcę pochodzić, nie było mowy. Dopiero jak przyszła inna zmiana to mnie puścili. Klęczałam na podłodze w bólach a rozwarcia jak nie było tak nie było. Nad ranem dali kroplówkę w nadziei na szybkie rozwarcie, niestety nie było postępu. Ja byłam wycieńczona i traciłam przytomność między skurczami. Od momentu kiedy zaczynałam przeć, bo przedtem pomimo silnych bóli partych kazali sie powstrzymywać, bo nadal nie było rozwarcia, do urodzenia minęło grubo ponad 2 godziny. Pod koniec nie miałam już siły. Nie obeszło sie bez naciskania na brzuch. Położnicy robili co mogli, bo przecież oni decyzji nie podejmują tylko lekarze...
Byłam wycieńczona. Kręciło mi sie w głowie. Mogłam wstać dopiero o 22giej. Potem całą nie mogłam oddychać i nie spałam w obawie o atak astmy. Był to dla wysiłek ponad moje możliwości. Boję się zajść w kolejną ciążę…
Położne od dzieci koszmar. Nie miałam siły w rękach i czucia w dłoniach (od 8mego miesiąca ciąży) i nie miałam siły utrzymać dziecka. No i bałam sie. Moje pierwsze dziecko, więc byłam pełna obaw. Niestety nie mogłam liczyć na pomoc położnych. Po 2 wezwaniach różnych pań powiedziały mi, że dzwonek jest do poważniejszych przypadków. Uznały, że skoro mam 30 lat to wszystko wiem i wszystko potrafię. Jak poprosiłam o pokazanie jak sie przewija dziecko, to mnie wyśmiały i zapytały czy nie czytałam żadnych książek czy gazet. A to właśnie tam pisali, że najlepiej poprosić położną o pokazanie. Moja koleżanka rodziła we Francji i nawet położna uczyła ją jak kąpać dziecko. A ja po nacięciu ledwo chodziłam. Nawet jak było lepiej to nie było możliwości usiąść i wstać razem z dzieckiem. Koleżanka z sali mi pomagała bo nie było sensu prosić o pomoc. Kolejnej nocy dowiedziałam sie, że dziecko nie może długo płakać, więc spędziłam ją praktycznie na krześle, bo zejście z tak wysokiego łóżka z bólami i cieknącą wkładką trochę trwało. I tak nie uzyskałam pomocy, bo dziecko miało sucho dostało jeść a płakało. Dopiero dzięki studentom przyszła pani od laktacji - jedyna życzliwa osoba w tym miejscu. Była jeszcze kilka razy i pomagała przystawiać dziecko i sprawdzała jak idzie.
Nie wyszliśmy na czas przez żółtaczkę, która raz była raz nie. Maluszek miał woreczek na mocz i kiedy na wizytę przyszła jedna z tych wrednych z pierwszej nocy i powiedziałam jej kulturalnie, że moczu jeszcze nie ma ona na to aroganckim tonem: ”Phi (wzruszając z zadowoleniem ramionami) I tak będzie się leczył 5 dni…”
Po południu zabrali mi dziecko na fototerapię mówiąc, ze na 20tą wróci już na noc. 2 h później dowiedzieliśmy się z mężem, że jednak zostanie na noc i ma być naświetlany przez 3 dni. Oczywiście nikt nie zamartwił się o karmienie. Mąż jechał do domu po laktator, bo już miałam bóle piersi (25km). Ledwo co ściągnęłam, ale zawsze coś. Zażyczyliśmy sobie z mężem cieplarkę do pokoju. Rano okazało się, że już nie musi się naświetlać, wystarczy obserwacja.
Tego samego ranka dostałam 5 minut na spakowanie się. Przenieśli nas na ginekologię septyczną. I dodam, że to była zdrowa reakcja każdej, która tam trafiała. To szok z pięknego i czystego oddziału do takiego syfu! Jedna łazienka na oddział i do tego zasrana i zaszczana przez większość nocy i dnia. Wspominając o problemach z zaparciami po porodzie daje to taki komfort psychiczny, że szok. Leżeliśmy z małym na sali z czterema łóżkami gdzie sala była na 3. W kranie nie było ciepłej wody. Kosz i zlew 10cm od łóżka. Ledwo było miejsce, żeby wstawić łóżeczko i krzesło do karmienia. Do tego na Sali panował zaduch i temperatura powyżej 26 st. Okno od wschodu i zero rolety. Mały odparzony i ja również. Przy otwarciu drzwi był taki przeciąg, że to odpadało przy dziecku. Do tego pretensje położnych, ze jest odparzony, ze go nie wietrze. Jak można to robić jak ciągle ktoś chodzi i robi przeciąg. Mąż poszedł w końcu do lekarza a ta zapytała dlaczego rolety nie zaciągnę….
Najbardziej wkurzało mnie, ze dziecko było ciągle budzone trzaskającymi drzwiami pielęgniarkami i obsługą. Do tego nie było stałych pór podawania antybiotyku i kąpania dzieci, więc zdarzało się, że był odciągany od piersi. Do dziś jest nerwowy i muszę go dokarmiać butelką.
Mąż powiedział, że sobie nie radzę z dzieckiem, bo jest przegrzany i ciągle płacze. Bo faktycznie zasypiał dopiero jak się robiło chłodniej. Położne zdziwione, że nic nie mówię i nie proszę o pomoc. Ja nauczona wcześniejszym doświadczeniem sama sobie cichutko cierpiałam… Zresztą widząc te same wredne kobiety nie miałam po co iść…
Aha. I nikt do końca mnie nie informował co dziecko dostaje i ile. Raz się dowiedziałam, że dostaje antybiotyk z pompy, bo jak był na foto to nikt nie powiedział, że dostał go w tym czasie. Po dwóch dniach dowiedziałam się, że dostaje też przy kąpieli. W przedostatni dzień nikt mi nie powiedział, że popołudniowa dawka została odstawiona.
W ogóle kobiety, które ze mną leżały słyszały takie teksty, że lekarze nie mają obowiązku informować pacjenta co dają. Mowa i tabletkach i kroplówkach. A najlepsze było to, że o 22giej wszyscy śpią łącznie z dzieckiem a tu wchodzą pielęgniarki z impetem, budząc wszystkich (aż każdy podskoczył) i przypominają sobie o kroplówkach…Szok! Do europy to nam daleko…
Może co niektórzy pomyślą, że przesadzam ale cóż dla mnie to był horror. Jak się dowiedziałam, że wychodzimy to w niecałą godzinę byliśmy ubrani, spakowani plus 2 karmienia.
 
Ostatnia edycja:
reklama
Do góry