reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Ciąża Po Poronieniu

Wiadomo ze Święta to czas spędzony w gronie rodziny......I każda z Nas myślała (wierzyła) że ten czas spędzimy inaczej.... mając swoją własną większą rodzinę.....Niestety Bóg odebrał Nam tą przyjemność :-(
Też myśleliśmy z mężem że w końcu te swięta będą inne......inne niz poprzednie....
Najbardziej wkurzały Nas Wigilijne życzenia....bo każdy zyczył nam dzieciątka (przypominam że 6 lat staraliśmy się o dziecko)......Pocieszajace jest to ze w końcu w tym roku nie usłyszymy tego.....Ale atmosfera jaka szykuje sie u teściów to dla mnie jakis koszmar. Ze szwagierką nie rozmawiamy juz 10 miesięcy (nie wiem czy pamiętacie, ale po poronieniu napisała mi sms-a że to co ja robię i jak żyje to ja nie interesuje bo ma ważniejsze rzeczy na głowie ).
Nie wyobrażam sobie że miałabym podzielić sie z Nia opłatkiem. Ja do niej na pewno nie podejdę......bo mój Aniołek nie jest "rzeczą" tylko dzieckiem które straciłam. Do dzis boli mnie ten jej tekst.
Na szczeście będziemy tam tylko godzinę i później jedziemy do moich dziadków.

Doris, anty,Neta również przytulam :*

Angelstw szerokiej drogi.....jedzcie ostrożnie i daj znać jak będziecie na miejscu ;-)
 
reklama
Dziewczyny Kochane dużo siły dla Was na ten Świąteczny czas...!

W zeszłym roku przyjechaliśmy do moich Rodziców na Święta...pamiętam to jak dziś, jak oznajmiliśmy Im, że jak Bóg da to za rok przyjedziemy na Święta w trójkę....tak się wtedy ucieszyli. Tato popłakał się z radości, Mamie uśmiech z twarzy nie schodził...i co?
minął rok, znów jedziemy na Święta do Rodziców tyle że ciągle z Dzidziolem w brzuszku...
łzy płyną po policzku na wspomnienie o tym wszystkim...wybaczcie ale nic więcej nie napiszę, bo się rozklejam.

mam nadzieję że przyszły rok będzie dla nas naprawdę łaskawszy!

Doris, anty, Neta 3majcie się dzielnie!

Misia dziękuję! Wyjedziemy najprawdopodobniej jutro wcześnie raniutko, może nawet koło 4.
 
Ostatnia edycja:
Dziewczyny spokojnych Świąt.
Dla brzuchatek szczesliwego rozwiązania, dla starajacych się zobaczenia 2 kreseczek i dotrwania w spokoju do rozwiazania.
Coz, dla mnie te Święta nie będą radosne. Poraz kolejny nam się nie udało :( czuje się jak w kiepskim filmie z deja vu... Przezywam to co 3 lata temu. Dzisiaj ide do gin. Mam nadzieję że pozwli mi się samej oczyscic bo nie zniose kolejny raz szpitala w święta
 
KWIATUSZEK no przykro mi strasznie :(

MISIAMONISIA a wiadomo czemu starania zajely Wam az 6 lat? bo nie pamietam czy pisalas. my traz staramy sie juz dwa lata ( z tego co najmniej polowa cykli to z pewnoscia w okolice owu bylo) i naprawde ciezko uwierzyc mi ze sie uda w koncu. boje sie ze jak maz zrobu badania ( a w tym roku to juz trzeba bedzie je zrobic) to sie okaze ze sa fatalne i mnie to zalamie calkiem. no bo tyle staran i nic? ech ...
 
Dzięki dziewczyny, wiedziałam, że na was zawsze można liczyć.
Przepraszam, ze wprowadziłam taki smętny wątek, ale musiałam się komuś pożalić, a jeśli nie tu to gdzie?... Sorki,padło na was...
neta Masz świętą rację, tylko dlaczego otoczenie odmawia nam prawa do tych łez? Dlaczego musimy ciągle bronić swojego prawa do żałoby?
Życzę ci dużo sił, bo każda z nas wie ile ich potrzeba, a tak niewiele jest źródeł, z których mozemy je czerpać...
misia tak to już jest, że najbardziej zranić potrafią nas osoby, od których -tak by się wydawało- mamy prawo oczekiwać wsparcia... Ja do tej pory jeszcze się wahałam, ale dziś już postanowiłam, że nigdzie nie pojadę, choć co roku wigilię spedzaliśmy u moich rodziców. I tak obawiałam się tych życzeń, o których pisałaś (bo nie wszyscy w rodzinie wiedzą), a po wczorajszym to już w ogóle straciłam ochotę.
angelstw ja długo uważałam, ze nie chcę mieć dziecka. I wtedy wszyscy mnie do tego namawiali. Gdy zaszłam w ciążę wszyscy się tak bardzo cieszyli, było jak u ciebie... Więc dlaczego kilka dni temu siora w ramach pocieszania oznajmiła mi, że skąd wiem czy w ten sposób Bóg nie ocalił mnie przed "roślinką"... A wczoraj mama dołożyła, że może i mi teraz przykro (przykro! w sytuacji kiedy się nie jak przeżyć kolejny dzień!), ale czasami to dla rodziców lepiej, zeby jakieś dziecko sie nie urodziło ( na podstawie opowiadania o jednym chyba już alkoholiku). Odebrałam to tak, jak już by z góry zakładały, ze mnie to już nic dobrego w życiu spotkać nie może i jedyne co Bóg ma mi do ofiarowania to roślinka lub alkoholik.
kwiatuszek całym sercem jestem z tobą... Też mam dzisiaj wizytę i nie wiem jak dam radę. A dopiero ty... Przytulam mocno.
 
Angelstw - szerokiej drogi i uważajcie na siebie!!

Misia - piękne rzeczy, my po wypłacie pojedziemy robić resztę zakupów. Jak przyjedzie szafa, składamy ją i zaczynam robić porządki dla Olka.

Anty - przecież my jesteśmy od tego, żeby każda mogła się wyżalić. Powiedzieć co na sercu leży bo kto jak nie my wie co każda z nas czuje...

Wczoraj zwężałam sweterki, które kupiłam w lumpeksie i na jednym postanowiłam wyszyć serducho. Czerwone. Później chciałam doszyć napis pod tym sercem "my boys" ale nie dałam rady, bo się bałam, że zapeszę... więc zostało " my husband". W szafie na półce czeka na wypranie m.in. strój który nasze dziecko miało przygotowane na święta. Taką czerwoną czapeczkę jak u Św. Mikołaja tylko bez pompona na końca. I za każdym razem jak na nią patrzę, bo leży na samym wierzchu mam łzy w oczach, bo o tej porze miałam już mieć swoje dziecko w rękach. Święta świętami ale ból w sercu ogromny..
 
Neta a wy robiliście jakieś badania?

Kwiatuszku bardzo mi przykro...

Dziewczynki życzę wam radosnych i spokojnych Świąt, dużo miłości i wytrwałości w walce o upragnione maleństwo. Ja wierzę, że każde doświadczenie, nawet to najbardziej bolesne, jest po coś, kształtuje nas i nasze rodziny. Bardzo krótkie życie moich Aniołków miało sens, zmieniło mnie, wzmocniło moją wiarę i jestem szczęśliwa, że je mam!!! I tego życzę każdej z Was. Ściskam mocno.
 
Hej dziewczyny, rzadko się odzywam, bo nie bardzo mi kondycja psychiczna na to pozwala. Dodatkowo te święta które miały być w końcu tak wyjątkowe a nie są, wczoraj minęło 8 lat od naszej pierwszej straty, ponad dwa miesiące od straty Oleńki, wczoraj już nie wytrzymałam coś pękło, miałam wrażenie że jak nie powiem tego wszystkiego co mnie dręczy to zwariuje. Więc w końcu porozmawiałam tak szczerze do bólu z mężem, mam wrażenie że dzięki temu może pojawi się światełko w tunelu.

Anty tak dobrze znam to uczucie które opisałaś, patrząc na ludzi wokół siebie, szczęśliwych i radosnych masz ochotę krzyczeć, wykrzyczeć ten cały ból. Taki manifest, że to co się wydarzyło w naszym życiu maiło ogromne znaczenie i wpływ na wszystko, dlaczego nikt tego nie widzi i udaje że nic się nie stało??

Doris, Neta widzicie że każda z nas ma właśnie takie myśli, w szczególności w takich "świątecznych" chwilach, to dziwne jak wiele my wszystkie tutaj mamy ze sobą wspólnego

Kwiatuszku tak mi przykro, mam nadzieje że będziesz mogła wszystko "znieść" po swojemu, żeby tego bólu i stresu było dla Ciebie jak najmniej, bez konieczności wizyty w szpitalu.

Misia, Angelstw, Martavel i Wszystkie forumowe ciężarówki drogie Wam przede wszystkim życzę dużo spokoju i radości, naładujcie w te święta akumulatory na maksa :) na pewno się przydadzą na później :)

Pozostałe starające się dziewczyny, Wam życzę wytrwałości i szczęścia, wierzę że następne Święta dla Nas też będą wyjątkowe.
 
Neta a wy robiliście jakieś badania?

Ja miałam trochę badań i monitoring cyklu i raczej wszystko było ok, zarówno od strony hormonów jak i fizycznej, owu też występuje. W drugą ciążę zaszłam na CLO. U nas jest duże prawdopodobieństwo, że jest męski czynnik, niestety, choć jak pisałam, na razie badań nie było. Chyba ja się bardziej boję tych męża badań niż on. Mąż w wyniku choroby z dzieciństwa (a raczej z powodu błędów lekarskich w jej leczeniu) ma tylko jedno czynne jądro. W dodatku wiele lat temu ( jeszcze przed moją pierwszą ciążą) miał na tym działającym jądrze torbiel, na szczęście się ona wchłonęła. Starania o pierwszą ciążę zajęły nam kilka miesięcy, o drugą prawie rok, za to teraz już dwa lata.

Dziewczynki życzę Wam by te Święta były jednak wyjątkowe, by brzuchatki trzymały się dzielnie a starające zobaczyły dwie kreski.
 
reklama
Dziewczynki, długo nie pisałam, ale jak to mówicie, mam jazdę bez trzymanki :) Już jest o wiele lepiej, znajduję trochę czasu , żeby w spokoju zjeść, przespać się w ciągu dnia , nawet poprać i poprasować, i w końcu coś napisać. Ale po kolei jak to było.
We wtorek 9 grudnia miałam pojechać do szpitala na dyżur mojej lekarki, żeby zrobić rutynowe KTG i USG. Spojrzała na zapis i zaprosiła na USG. Tam dowiedziałam się, że zapis KTG jest taki sobie, a w USG graniczna ilość płynu, w dodatku przez cały dzień Wojtuś był niemrawy, nie ma co ryzykować - cesarka dzisiaj ( a miała być planowa równo za tydzień). Potem już szybko wszystko się potoczyło. Mąż jechał po torby i powiadomić rodzinę, mnie przyjmowano do szpitala. Przeczuwałam, nawet mówiłam mamie, że mogą mnie zostawić w szpitalu, ale i tak był to dla mnie szok.
Po godz. 21 byłam już na sali operacyjnej. Pamiętam wszystko, ale czułam się jakbym była w jakimś transie, w jakichś zaświatach, nieobecna. Anestezjolog miał trudności z wkłuciem w kręgosłup, próbował z siedem razy, bolało, ale w końcu przy ostatnim podejściu się udało. Potem wszystko błyskawicznie się potoczyło. Duszno mi było, płytko oddychałam, poczułam szarpnięcie i odetchnęłam głęboko. Widziałam jak Wojtusia niosą, jak pani dr pediatra do Niego przemawia, ta cisza wydawała mi się wiecznością, tak się bałam. W końcu usłyszałam TEN krzyk i łzy mi poleciały. Dali mi Go do pocałowania i pogłaskania, a potem mężowi do kangurowania. Dostał w 0 minucie 8 pkt Apgar , po 5 i 10 minutach 10pkt. Mały klopsik mi rósł, bo ważył 4240 g i mierzył 60 cm długości. Nic dziwnego , że miałam ogroooomny brzuch i tak ciężko mi było.
Potem pobyt w szpitalu był męką. Przez 12 godzin miałam leżeć plackiem. Na całą noc dali mi Wojtusia do piersi, nie miałam mleka, zmasakrował mi brodawkę. Nie mogłam się ruszyć, cała zdrętwiałam. Pisałam Wam jak następnego dnia bolało. Dostałam wszystkie przewidziane leki , łącznie z morfiną, a bolało przy minimalnym ruchu. Wstanie z łóżka było męką, a musieli mnie spionizować, myślałam,że mi się wszystko rozerwie. Dalej mi Wojtusia przystawiano do piersi, teraz wiem , że po pierwsze źle, po drugie ja nie mogłam się ruszyć z bólu, denerwowałam się i ja i Wojtuś głodny. Kolejnego dnia dwa razy pod rząd trafiłam na "bardzo pomocne" i "taktowne" położne, do tego miałam baby bluesa, siedziałam i ryczałam, więc po prostu super było. Dziecko było głodne, nic Mu nie dali, ja nie miałam mleka, bałam się Go podnieść , że upuszczę z bólu. Skontaktowałam się z położną środowiskową i dała instrukcje co robić. Przede wszystkim nakarmić dziecko, co 3 godziny podawać mu mleko, bo tracił ciągle na wadze, był głodny i odwodniony. Więc z bólem, z całkowitym brakiem doświadczenia co trzy godziny powtarzałam - przewijanie ( bo też szanowne panie nie pomagały przewinąć), karmienie, odbicie, ledwo stojąc na nogach z bólu. Wiecie , że pierwszy raz na rękach trzymałam tak małe dziecko? Że pierwszy raz karmiłam z butelki? Bałam się , ale dawałam radę i z każdym razem było lepiej. W końcu przestałam się bać, wiedziałam, że Wojtuś jest zdany tylko na mnie. Do rana od wieczora, dzięki karmieniu przybrał 40 g , dlatego puścili nas do domu.
A w domu - szok, bałagan, bo przecież niespodziewanie urodziłam wcześniej. Ale byliśmy w domu, w końcu. Z dnia na dzień jest coraz lepiej. Poznajemy się z Wojtusiem, już tak nie boimy . Ja tylko mam problem z laktacją. Pobudzam piersi laktatorem, przykładam Wojtusia jak jest spokojny do piersi, ale mleka wciąż prawie nie ma, raz jest na dnie 5ml, raz 20ml, ale to prawie nic. Walczę dalej, czasu brakuje, bo każą działać laktatorem co 2-2,5 godziny, do tego karmienie co 3 godziny, nie wyrabiam się z czasem.
Tak to było, Wojtuś ma już 2 tygodnie. Jest przesłodkim i grzecznym Dzidziusiem. Płacze tylko rozpaczliwie jak jest głodny. Nasz Cud jest już z nami, cały i zdrowy. Boże, jacy jesteśmy szczęśliwi. Ja ciągle popłakuję, siedzę z Nim na rękach i płaczę, ciągle nie mogę uwierzyć. Tym razem płaczę ze szczęścia. W tym roku Święta będą cudowne. Będziemy sami, w trójkę, z naszym Synkiem, wymarzonym, wymodlonym. Ostatnie dwa Boże Narodzenia były koszmarne, dwa lata temu poroniłam przed Świętami, w zeszłym roku tuż po, myslałam, że w święta Bożego Narodzenia nie będą już nigdy radosne. Myliłam się, te będą najwspanialsze. Warto było walczyć, przejść przez ciążę, a same wiecie, że nie było mi łatwo. Wierzcie i walczcie o swoje Szczęście.

A to nasz Wojtulek w szpitalu i jak miał tydzień.Zobacz załącznik 660403Zobacz załącznik 660404
 
Do góry