reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Czuję się jak złą mama i potrzebuje wsparcia

momma28

Początkująca w BB
Dołączył(a)
7 Styczeń 2024
Postów
21
Dziewczyny, zakładam ten wątek bo liczę na to, że nie tylko ja nie jestem idealna mamą. Ostatnie miesiące były dla mnie bardzo ciężkie. Czułam się przemęczona, znużona, dodatkowo jestem wrażliwa na pogodę i przy szarych i deszczowych dniach nie mam zupełnie energii więc zima to dla mnie koszmar, najchętniej nie wychodziłabym z łóżka. Dodatkowo czułam się zmęczona po prostu samym macierzyństwem. Kocham synka nad życie ale jest naprawdę głośny (zakładałam o tym osobny wątek) i kiedy jestem zmęczona dodatkowo potrafi mnie to przytłoczyć. Dlatego przez ostatni czas często bywałam niezbyt skora do zabawy, przez zmęczenie kładłam się z synkiem na drzemki więc ogarniać mieszkanie musiałam przy nim co przekładało się na to, że co prawda on mi towarzyszyl ale nie była to za bardzo żadna interakcja czy zabawa. Często zaglądałam na telefon przez co czasami też mogłam być dla niego nieobecna, ale wynikało to z chęci oderwania się na chwilę. Czułam że potrzebuje oddechu, przerwy. Teraz jest trochę lepiej, chyba z powolnym nadejściem wiosny. Ale strasznie męczą mnie wyrzuty sumienia że byłam taka nieobecna, że jak już się bawiliśmy to byłam tym znudzona i zmęczona co pewnie nie umknęło jego uwadze. Czy Wy też macie takie okresy? No i dodatkowo przez ostatnie 6 miesięcy zdarzyło mi się na niego nakrzyczeć 3 razy...wcześniej nigdy się to nie zdarzało, staram się praktykować rodzicielstwo bliskości, chce mieć z synkiem super relacje i naprawdę staram się być jak najlepszą mama ale po prostu te trzy razy nie byłam w stanie nad sobą zapanować. Za każdym razem przeprosiłam i przytuliłam, ale nie wiem czy zrozumiał...myślicie że może to mieć negatywny wpływa na naszą więź? Raz się wystraszył. Okropnie mnie to dręczy. Czy Wam też się coś takiego zdarzyło?
 
reklama
Ja Ci powiem jako mama, która była podobna do Ciebie i też zafascynowana tym rodzicielstwem bliskości itp - uważam, że to nam wyrządziło więcej szkody niż pożytku. Oczywiście dla mnie naturalne jest, że dużo z dzieckiem rozmawiam, traktuję go jak pełnoprawnego człowieka, a jak krzyknę to przeproszę. Ale przestałam się za to biczować. Nieraz święty by nie wtrzymał tych pisków, awantur i ciągłego "mama, mama", a ja święta nie jestem, więc czasami wybuchnę (i raczej więcej niż 3 razy na pół roku 😂). Wtedy po prostu tłumaczę, dlaczego tak się stało i tyle. Jak syn na mnie skacze i chce, żebym coś konkretnego z nim zrobiła, a ja jestem już na skraju wytrzymałości i potrzebuję 5 minut spokoju, to konsekwentnie i stanowczo mu o tym mówię. Chcę go uczyć, że jak się nie ma na coś ochoty, to nie musisz tego robić tylko dlatego, żeby sprawić innym przyjemność. Myślę, że to lepsze, niż być mamą, która jest na każde zawołanie a zapomina o swoich własnych potrzebach.
Ja się teraz niewiele bawię zabawkami z moim synem - owszem, czytamy książeczki, układamy puzzle, książki, razem kolorujemy. Ale to nie jest tak, że jak on nie śpi to cały dzień wynajduję mu jakieś rozrywki. Wolę się z nim położyć na drzemkę i poprzytulać a później razem wstawić pranie i zmywarkę, niż jeszcze zapierdzielać jak on śpi. Dzieci lubią uczestniczyć w takim domowym życiu, jak się je we wszystko angażuje. Ale ja też nigdy nie mam tak w 100% czysto w domu i trudno. Zazwyczaj robię minimum, jak mam siłę i ochotę to więcej, ale to nie jest mój priorytet. Na pewno nie wypalam się z resztek energii przy sprzątaniu.
A na krzyczące dziecko polecam spacer. Teraz na szczęście robi się coraz cieplej, a jak się dziecko wybiega, to później w domu też będzie spokojniejsze. A i Tobie świeże powietrze dobrze zrobi ;)
Odstaw te wszystkie książki i artykuły o macierzyństwie bliskości i po prostu ciesz się tym czasem, nie zapominając o sobie ;)
 
Dziękuję za ten wątek. Miałam ochotę założyć podobny, wypłakać się.
Ja mam dwójkę dzieci, synek 4 latka i córka 2,5. Ostatnio przechodzimy maraton chorób (przeziębienie, ospa, grypa typu A - oczywiście po kolei). Ja też przeszłam grypę, 5 dni gorączka powyżej 38,5 stopnia, dopiero dochodzę do siebie - z zapaleniem zatok po grypie. Przez to spędzamy cały czas w domu, dzieci marudne, ja nie mam siły. Na początku przyjeżdżała moja mama - do dzieci chorych na ospę, ale jak wyszło, że grypa, to przestała przyjeżdżać. Ja wtedy wzięłam urlop, później opiekę na nich. Ale za późno - moi rodzice też się zarazili.
Mam dosyć. Dzieci się biją i kłócą. Jeszcze córka się dzieli z bratem, jest zazwyczaj miła. Ale synek? Tylko ją zobaczy i złośliwe uwagi w stylu "wyrzucę do kosza Twoją zabawkę", jęczy, płacze, krzyczy na nas wszystkich, wyrywa jej jego rzeczy (sam bawiąc się jej zabawkami). Ja już też zaczęłam krzyczeć, bo córka ucieka do mnie kilkanaście razy z płaczem, że coś jej brat zrobił. Chodziliśmy do psychologa, mamy zalecenia pracy z synkiem - których głównym aspektem jest spokój rodzica. A ja już nie wytrzymuję. Z tymi złośliwościami, z jękami od razu po obudzeniu się, z marudzeniem. Sama nie mam siły, mam ciągłe zawroty głowy - ale staram się z nimi bawić, gotuję dla nich, sprzątam. Tylko że mi się już nie chce, gdy ja ostatkiem sił robię obiad, oni wywalają i się kłócą, nawet później nie próbując obiadu i krzycząc o czipsy (nie dostali). Jak mąż kończy pracę, to zamiast się pobawić z tatą, to jest ryk "ja chcę do mamyyyyyyyyyyy" - a mama chce odpocząć. Jak mają się położyć ze mną, to poleżą minutę i po mnie skaczą. Przez to ja krzyczę, nie mam cierpliwości. Córkę mam złotą - ona mimo wszystko nie traci dobrego humoru. Czasem krzyczy o coś, jak to dwulatka, ale nigdy złośliwie - tak jak brat. Ale do synka cierpliwości już nie mam wcale. Właśnie wyłączył siostrze audiobooka, bo on już nie chce słuchać... I córa w płacz.
 
Co do bycia najgorszą mamą na świecie to czułam się tak po porodzie. Potem jeszcze dlugo byłam w szpitalu z córką. Wydawało mi się, że jej choroba to moja wina, a poza tym miałam wyrzuty sumienia, że mi jest źle w szpitalu, gdzie ona cierpiała ze względów zdrowotnych.

Do tej pory zdarzają mi się takie dni... Ja co prawda na drzemkę nigdy nie kładę się z dzieckiem, no ale czasem muszę ją zostawić i coś zrobić. To normalne. Poza tym każde dziecko potrzebuje czasu dla siebie, takiej swobodnej zabawy bez ingerencji innych w bezpiecznym miejscu oczywiście. Tak i ja też czasem zagladam w telefon jak ona biega i sie bawi ze mna, czasem nawet poczytuje ebooki na telefonie, słucham podcastów lub audiobookow na spacerach. To chyba dla własnego zdrowia psychicznego. Wydaję mi się, że jestem oddaną matką, ale jestem też żoną, córką, siostrą, pracownikiem i przede wszystkim czlowiekiem.

Daruj sobie czasem, tak po prostu, po ludzku.
 
Myślę, że każda z nas czasem tak się czuję,ma poczucie winy, wrażenie, że jest niewystarczająco dobra w roli matki... Nie jest to fajne ale czy da się temu zapobiec to nie wiem...Mimo, że moje dzieci są już zdecydowanie starsze nadal mam momenty, że sama przed sobą tłumaczę się, że mam prawo do swoich potrzeb, że nie jestem tylko dla nich, że czasem zabraknie mi cierpliwości, że się zirytuje.... Nie lubię siebie w tej wersji i wtedy pojawiają się wyrzuty ale przepraszam jak trzeba i staram się na przyszłość postąpić inaczej...Tym trudniej jeśli się nie umie odpuszczać,a ja właśnie do tych osób należę... Także nie jesteś sama. Nie mam zatem złotych rad jak sobie z tym radzić ale głowa do góry i na spokojnie do przodu 😊 Ściskam ☺️Ps Trudniejsze okresy też zdarzają się u wszystkich...dzieci chorują, są marudne, czegoś chcą, czegoś nie chcą...do tego najczęściej występuje to wszystko w kumulacji, po prostu jak się coś dzieje to naraz, żeby nie było zbyt łatwo chyba...Na pocieszenie mogę powiedzieć, że to się kiedyś normuje, przechodzi i jest ok.... Oczywiście za jakiś czas powraca i znowu trzeba walczyć z życiem i mierzyć się z tymi wszystkimi przeciwnościami...co zrobić...
 
Ostatnia edycja:
Ja dla zdrowia psychicznego przestalam obserwowac inne mamy na tiktoku czy instagramie. Czulam sie gorsza, mialam wrazenie, ze robie za malo, nie wymyslam fajnych zabaw, nie gotuje wymyslnych dan i tak dalej.
Moj syn ma 13 miesiecy i tez czasem ide z nim na drzemke jak tego potrzebuje, po drzemce jak trzeba razem wstawiamy pranie albo scieramy kurze. Dla niego to jest lepsza zabawa niz zabawki 😅 Czasem ubieram go, daje mezowi i mowie, ze potrzebuje pol godziny ciszy i spokoju. Staram sie pamietac, ze moja psychika i samopoczucie sa wazne, ze nie jestem tylko mama.
Ostatnio pierwszy raz zdarzylo mi sie na niego krzyknac. Jednoczesnie wykipiala mi zupa i maly wspinal sie po szafce, wiec nerwy mi puscily. Wystraszyl sie i rozplakal, a ja razem z nim. Potem wytlumaczylam mu, co sie stalo i przeprosilam - staram sie go traktowac jak malego czlowieka, a nie tylko male dziecko.
Mysle, ze Twoje odczucia sa normalne. Malo sie po prostu o tym mowi, ja mam wrazenie, ze mamy nawet miedzy soba nie chca sie przyznac do trudnosci i slabosci. Sama tak robie i nie wiem do konca dlaczego.
Sciskam Cie serdecznie, oby z ta wiosna nadeszly lzejsze dni 🌸
 
Ja Ci powiem jako mama, która była podobna do Ciebie i też zafascynowana tym rodzicielstwem bliskości itp - uważam, że to nam wyrządziło więcej szkody niż pożytku. Oczywiście dla mnie naturalne jest, że dużo z dzieckiem rozmawiam, traktuję go jak pełnoprawnego człowieka, a jak krzyknę to przeproszę. Ale przestałam się za to biczować. Nieraz święty by nie wtrzymał tych pisków, awantur i ciągłego "mama, mama", a ja święta nie jestem, więc czasami wybuchnę (i raczej więcej niż 3 razy na pół roku 😂). Wtedy po prostu tłumaczę, dlaczego tak się stało i tyle. Jak syn na mnie skacze i chce, żebym coś konkretnego z nim zrobiła, a ja jestem już na skraju wytrzymałości i potrzebuję 5 minut spokoju, to konsekwentnie i stanowczo mu o tym mówię. Chcę go uczyć, że jak się nie ma na coś ochoty, to nie musisz tego robić tylko dlatego, żeby sprawić innym przyjemność. Myślę, że to lepsze, niż być mamą, która jest na każde zawołanie a zapomina o swoich własnych potrzebach.
Ja się teraz niewiele bawię zabawkami z moim synem - owszem, czytamy książeczki, układamy puzzle, książki, razem kolorujemy. Ale to nie jest tak, że jak on nie śpi to cały dzień wynajduję mu jakieś rozrywki. Wolę się z nim położyć na drzemkę i poprzytulać a później razem wstawić pranie i zmywarkę, niż jeszcze zapierdzielać jak on śpi. Dzieci lubią uczestniczyć w takim domowym życiu, jak się je we wszystko angażuje. Ale ja też nigdy nie mam tak w 100% czysto w domu i trudno. Zazwyczaj robię minimum, jak mam siłę i ochotę to więcej, ale to nie jest mój priorytet. Na pewno nie wypalam się z resztek energii przy sprzątaniu.
A na krzyczące dziecko polecam spacer. Teraz na szczęście robi się coraz cieplej, a jak się dziecko wybiega, to później w domu też będzie spokojniejsze. A i Tobie świeże powietrze dobrze zrobi ;)
Odstaw te wszystkie książki i artykuły o macierzyństwie bliskości i po prostu ciesz się tym czasem, nie zapominając o sobie ;)

Dokładnie tak!
Ja nie wiem czemu ludzie postrzegają rodzicielstwo bliskości jako bycie robotem? Każdy ma uczucia, emocje, uczymy dzieci jak je nazywać i o nich mówić, po czym sami robimy totalnie odwrotna rzecz czyli nie pozwalamy sobie na złość, smutek czy zmęczenie przy dziecku. To nie ma zupełnie sensu.
Tak samo rodzice bliskościowi trąbią na prawo i lewo jak to ważne, że kazdy się różni, jak okazywać wsparcie i empatie dziecku w jego wyborach po czym jak tylko jakaś matka karmi mm, a nie piersią tak jak przykazano to jest hejt nie z tej ziemi, bo jak ona mogła zrobić zupełnie inaczej niż ja zrobiłam skoro to jedyna słuszna opcja.
To że się złościsz na dziecko jest ok, każdemu się zdarza. Po prostu nie można tego robić nagminnie i nie można później udawać, że nic się nie stało.
 
Ja Ci powiem jako mama, która była podobna do Ciebie i też zafascynowana tym rodzicielstwem bliskości itp - uważam, że to nam wyrządziło więcej szkody niż pożytku.
Cały Twój komentarz jest ekstra, ale ten fragment to złoto. Wreszcie ktoś to powiedział!

U nas czasem głos jest podniesiony i też padłam ofiarą tej nagonki na bycie tym kwiatem lotosu na tafli jeziora. Ciągle sobie wyrzucam, że nie jestem spokojniejsza, cierpliwsza, że puszczam im bajki, że nie chce mi się z nimi bawić, itd. Zaraz potem sobie tłumaczę, że jestem człowiekiem i dziewczynki na pewno wiedzą, że je kocham do szaleństwa, ale ten nurt zawsze tej samej mamusi o spokojnym i wyważonym tonie głosu zrobił swoje i często dopadają mnie wyrzuty sumienia.

I mam obsesję na punkcie swoich dziewczynek, mogłabym je całować godzinami albo po prostu na nie patrzeć jak się bawią, moim zdaniem są najcudowniejszymi istotkami jakie chodzą po Ziemi, a zapach ich główek jest odurzający.

Natomiast mam czasem wrażenie, że moja dusza z wściekłości opuści ciało i poleci gdzieś w sferę niebytu. Hektolitry wylanych kosmetyków, tony wysypanych proszków jadalnych i niejadalnych, freski na nowych meblach, wyschnięte flamastry kupione przez wuja w USA specjalnie dla księżniczek, a najbardziej brak reakcji, kiedy do nich mówię. Albo siadam na kanapie z dupą ciężką po całym dniu i słyszę "a czemu siedzisz?" Bo jestem zmęczona miśku. "a czemuuu?" I tak docieramy w tym wywiadzie do teorii wielkiego wybuchu, ku.wa, jest kilka sekund ciszy po czym rozlega się "a czemuuuuuu?"

Czuję się też chu.ową matką jak widzę te świetnie ubrane, umalowane i słodko-pierdzące mamusie u nas w przedszkolu w szatni. One zawsze mają czas na czekanie pół godziny aż jaśnie panna założy jednego butka, tłumaczą tym głosikiem każdy szczegół otoczenia i są oazą spokoju, całe w odcieniach nude, a obok ja, ubrana w oklepanym stylu smart casual, z moimi dziewiętnastoma pozostałymi włosami, szarpiąca sie z zamkiem kurtki, upocona, wściekła, skrajnie wyczerpana, a przecież jest rano - że walnę cytatem.

Ogólnie ciągle czuję się kiepską matką, która dzieci hoduje zamiast wychowywać i nie wiem czy przejdzie. Walczę z tym, rzadko o tym mówię, bo energia idzie za uwagą, ale tygodnia nie ma bez pretensji do siebie.

Je.ać to rodzicielstwo bliskości z rolek na Instagramie! Niech żyje rodzicielstwo autentyczności!
 
Cały Twój komentarz jest ekstra, ale ten fragment to złoto. Wreszcie ktoś to powiedział!

U nas czasem głos jest podniesiony i też padłam ofiarą tej nagonki na bycie tym kwiatem lotosu na tafli jeziora. Ciągle sobie wyrzucam, że nie jestem spokojniejsza, cierpliwsza, że puszczam im bajki, że nie chce mi się z nimi bawić, itd. Zaraz potem sobie tłumaczę, że jestem człowiekiem i dziewczynki na pewno wiedzą, że je kocham do szaleństwa, ale ten nurt zawsze tej samej mamusi o spokojnym i wyważonym tonie głosu zrobił swoje i często dopadają mnie wyrzuty sumienia.

I mam obsesję na punkcie swoich dziewczynek, mogłabym je całować godzinami albo po prostu na nie patrzeć jak się bawią, moim zdaniem są najcudowniejszymi istotkami jakie chodzą po Ziemi, a zapach ich główek jest odurzający.

Natomiast mam czasem wrażenie, że moja dusza z wściekłości opuści ciało i poleci gdzieś w sferę niebytu. Hektolitry wylanych kosmetyków, tony wysypanych proszków jadalnych i niejadalnych, freski na nowych meblach, wyschnięte flamastry kupione przez wuja w USA specjalnie dla księżniczek, a najbardziej brak reakcji, kiedy do nich mówię. Albo siadam na kanapie z dupą ciężką po całym dniu i słyszę "a czemu siedzisz?" Bo jestem zmęczona miśku. "a czemuuu?" I tak docieramy w tym wywiadzie do teorii wielkiego wybuchu, ku.wa, jest kilka sekund ciszy po czym rozlega się "a czemuuuuuu?"

Czuję się też chu.ową matką jak widzę te świetnie ubrane, umalowane i słodko-pierdzące mamusie u nas w przedszkolu w szatni. One zawsze mają czas na czekanie pół godziny aż jaśnie panna założy jednego butka, tłumaczą tym głosikiem każdy szczegół otoczenia i są oazą spokoju, całe w odcieniach nude, a obok ja, ubrana w oklepanym stylu smart casual, z moimi dziewiętnastoma pozostałymi włosami, szarpiąca sie z zamkiem kurtki, upocona, wściekła, skrajnie wyczerpana, a przecież jest rano - że walnę cytatem.

Ogólnie ciągle czuję się kiepską matką, która dzieci hoduje zamiast wychowywać i nie wiem czy przejdzie. Walczę z tym, rzadko o tym mówię, bo energia idzie za uwagą, ale tygodnia nie ma bez pretensji do siebie.

Je.ać to rodzicielstwo bliskości z rolek na Instagramie! Niech żyje rodzicielstwo autentyczności!
Obstawiam, że za bramą przedszkola nie są takie "idealne"🙃
 
reklama
Do góry