Hmm.. a z nami bylo to. Po maturze siostra moja namowila mnie zebym pracowala z nia w takiej malej kwiaciarni przy cmentarzu. Nie bylo to zbyt wyczerpujace zajcie bo opiekowanie sie sadzonkami, sadzenie kwiatow i takie tam. Po drugiej stronie ulicy stał chłopak, ktory sprzedawał znicze i ktory od czasu do czasu przychodzil pozyczyc to nozyczki, to jakis drucik itd. Musze zaznaczyc, ze byłam wtedy w toksycznym zwiazku, ktory był na skaju przepasci głownie przez to, ze chciałam pracowac a moj eks sobie tego nie zyczył chociaz sam nie pracowal :-/ Jako, ze moja siostra pracowala tam juz rok to tego chlopaka z naprzeciwka znala i czasem pili razem herbate i tak sie w sumie zaczela nasza przyjazn. Od czasu do czasu przychodzil, rozmawialismy, czasem robilam mu herbate, czasem pomagal mi zamykac sklep gdy zostawalam sama i opowiadalismy o sobie, jakbysmy sie znali juz hohoho... Jak sie pozniej okazało i jemu nie uklada sie w zwiazku i tak ja jemu on mi zwierzalismy sie sobie i traktowalismy sie jak przyjaciele. W tym czasie moj eks mnie zostawil ale rozpacz nie trwala dlugo gdyz jego miejsce zaczal zajmowac powoli ktos inny- tak, chlopak z naprzeciwka. Byl wysokie, przystojny, szczuply, zawsze usmiechniety, mily, czuly, wyrozumialy, cierpliwy- moj ideal a przeciwienstwo do mojego bylego. I co tu duzo mowic, nie trzeba było dlugo czekac i zakochalam sie w nim. Chodziłam codziennie do pracy wiec codziennie sie widywalismy. Z poczatku były to delikatne usmiechy i spojrzenia rzucane przez ulice, z czasem zaczelismy pisac do siebie lisciki a czas tak mijal i mijal... I martwiło mnie tylko jedno- jego dziewczyna, z ktora caly czas byl. Nie była to zdrada bo przeciez tylko rozmawialismy, przynajmniej z poczatku... Gdy przyszła zima i ja i on krocej pracowalismy i nasze stosunki diametralnie sie zmienily. Czasem wychodzilismy na spacer zeby porozmawiac, czasem w srodku nocy potrafilismy jechac gdzies i rozmawiac do bialego rana i za kazdym razem obiecywalismy sobie ze to byl ostatni raz bo przeciez on caly czas jest z ta dziewczyna. Kazda obietnica tracila swoja waznosc nastepnego ranka kiedy widzielismy sie w pracy. Ani ja ani on nie potrafilismy przejsc obok siebie obojetnie bo potrzebowalismy swojej obecnosci i bliskosci. Tak pewnego dnia robiłam mu herbate na zapleczu, on wszedl i zapytal czy moze sie do mnie przytulic, serce zaczelo walic mi jak oszalale i powiedzialam tak. Gdy mnie tulil poczulam jak moje i jego cialo oblewa zar nie do opisania. Popatrzylam mu w oczy a on mnie pocalowal i od tego momentu nic nie bylo juz takie same. Nasza przyjazn zyskała nowy wymiar- duzo wiekszy i powazniejszy. To juz nie była przyjazn i oboje dobrze o tym wiedzielismy choc nikt nie chcial nazwac rzeczy po imieniu :-) Cały czas lezal mi na sercu jego zwiazek z inna, z ktora nie mogl zerwac po tak dlugim czasie bycia ze soba choc z drugiej strony mowil mi jak bardzo pragnie byc ze mna. Byłam zalamana. Wiedziałam, ze kocha mnie ale tamtej bylo mu zal i nie moze z nia narazie zerwac wiec postanowilam to zakonczyc. Nie spotykalismy sie juz nocami, jedynie w pracy czego tez staralam sie unikac. Po krotkim czasie zaczelam sie spotykac z kolega zeby nie myslec o nim. To wlasnie dzieki koledze nastapil przelom gdy idac z nim na spacer za reke moj S. zobaczyl nas i ogarnela go taka zazdrosc i zlosc, ze tego samego dnia zakonczyl zwiazek ze swoja byla i powiadomil mnie o tym sms'em. Byłam wniebowzieta tym bardziej, ze z tamtym kolega nic mnie nie laczylo. I tak dzien pozniej przechodzac obok mojego S. szepnelam mu do ucha, ze go kocham. Tego wieczoru spotkalismy sie i od tego czasu jestesmy razem. Jestesmy malzenstwem i w drodze mamy slicznego dzidziusia- owoc naszej milosci. Do tej pory nie wierze w to jak sprawy sie potoczyly i jak wielkie szczescie mam.- bo mam mojego S. Jak sie pozniej okazalo i ja i on odnalezlismy w sobie to czego do tej pory nigdy nie dostalismy. Odnalezlismy w sobie wszystko- szczescie