reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści z porodówek - bez komentarzy!!

to moze i ja sie podziele :p...

18.04.2010r - niedziela
godz. 21 cos
"Chyba zadzwonie do mojego Gina...."
Mysli krazyly wokol telefonu, teraz a moze rankiem??
Ryzyko - dzwonie, zobczymy co powie.....:
- dobry wieczor panie doktorze, bo ja w takiej sprawie, bo mi chyba cos sie jednak tam ulewa.... Czyli tylko przy wstawaniu czuje ze mam bardziej mokro...
-to niech pani sie przejedzie na polna na IP i zobaczy....
-dobrze ale to poczekam na piotra i pojade. Dziekuje
godz. 22 chyba 30 :p
"Piotr masz tu obiad
i jedziemy do szpitala" - jak uslyszal te slowa momentalnie zauwazylam w jego oczach panike, ledwo zjadl, wzial torbe (na wszelki wypadek
) i ruszylismy w strone przystanku autobusowego, jeszcze nigdy nie widzialam tak "posranego" chlopa...
biggrin.gif

godz. 23 z groszem
Wchodze na teren szpitala a ochroniarz do mnie: "Pani z czym?", pomyslalam sobie "chyba z porodem glupku" ale nic nie powiedzialam tylko wskazalam palcem na swoj brzuch, zrozumial...... mam taka nadzieje
biggrin.gif
. Podeszlam do recepcji i mowie ze chyba wody mi sie sacza, uslyszalam "aha" i kazano mi czekac. Siedze z Piotrem i slysze jego ciezki oddech a te bladzace oczy
biggrin.gif
uhhhh - mily widok jak facet sie tak boi
biggrin.gif
!!! Zawolano mnie na badania. Pogrzebano tam wlozono jakis kawalek papierka i powiedziano: " Pania na porodowke". Mylse se: co?? juz?? to ja moze rano przyjade?? nie kazcie mi rodzic w nocy, chetnie se pospie a nie porodze... No ale coz jak idziemy rodzic to idziemy.....

rzad spraw papierkowych: bla bla bla.....

trafilismy z Piotrem na porodowke, ktg - niby skurcze, niby regularne ale nic sie nie dzialo, a przynajmniej nic ciekawego.... na bank
nie byl to porod....
Zostajemy w szpitalu....

21.04.2010 - sroda
jest decyzja, w koncu cos ze mna zrobia: WYWOLYWANIE.
podlaczyli mnie pod oksy i kazali chodzic. Chodzilam ale skurcze zaczely zanikac.
Badani: 2 cm rozwarcia, szyjka skrocona, zalecenie: lezec.
od godziny 6 - 22 pod oksy i nic, dalej 2 cm rozwarcia a skurcze marne....

22.04.2010 - czwartek
przyszla pni profesor ( ta ich glowna nad glownymi) i mowi: " lezy pani podlaczona tu od wczoraj juz, nic sie nie dzieje. jezeli do 13.00 nic sie nie ruszy to przykro mi ale bedziemy musieli zrobic CC"
"No ok." se mysle "zobacze dzisiaj mimo wszytko Nikosia
smile.gif
".... Badania i nadal nic, podkrecili maxymalnie oksy, zaczelam czuc coraz silniejsze skurcze po 120-150 podchodzace i regularne co 2 min
biggrin.gif
.... polozylam sie z mysla : nic to nie da. I w pewnej chwili czuje cieply strumien miedzy nogami: aaaaaaaaaaaaaaaaaaa Panika... Piotr lec po polozna, wody odchodza, mialam czarno przed oczami ze strachu..... Przyszla polozna wsadzila dwa palcem mi tam ooo tam i czuje jak zaczynam sie topic w cieplej przyjemnej kapieli
smile.gif
....
A POTEM TO DOPIERO SIE ZACZELA JAZDA BEZ TRZYMANKI!!!!!!!
SKURCZE 40-STKI O JA PIERD..... booooli ale zyje
biggrin.gif
... Pozniej to juz myslalam ze umieram
biggrin.gif
!!!!

8 godzin skurczy, co pol godziny badanie rozwarcia - caly czas 2 cm... juz po 18stej czuje parte, skurcze do 100 podchodzily, a ja plakalam z bolu. Polozna mowila: "prosze nie przec" jak nie przec gdy sie chce!!!!!!!!!!!
Plakalam, wylam a tu 4 cm rozwarcia i stoi.
Wkoncu zaczelam blagac o CC, bo po 3 dniach bez jedzenia
i praktycznie picia bylam wyczerpana.....
Zlitowali sie i wzieli mnie na CC. o 19:02 przyszedl na swiat moj synek.....

NIE MA NIC PIEKNIEJSZEGO OD PIERWSZEGO KRZYKU DZIECKA..... MUZYKA DLA USZU
smile.gif
!!!!!!!


i TO CHYBA TYLE
biggrin.gif
HAHAHAHA....​
 
reklama
A ja to chyba będę ostatnia w tych opowieściach ale lepiej późno niż wcale .
CC miałam zaplanowane na 09.04 a do szpitala miałam się stawić 8go .
Ale Ola sama sobie wybrała kiedy wyjść
6go siedzę sobie przed TV i smaruje posta na BB i nagle czuje że mi ciepło:-D
A to wody mi odeszły .. wiecie co pomyslałam - że dobrze że mamy narożnik ze skóry bo by syf był:-D
Dzwonie do gina a ten 150 km za wawą na konferencji:szok: więc nie przyjedzie
Ale zadzwonił do doktorka co był w szpitalu powiedział że przyjade i mi kazał jechac .
Mój mądry mąz akurat sobie wypił piwko do kolacji - a mówiłam matołowi że nie zna dnia ani godziny , ale myślał że to bedzie jak z Szymkiem .:-D
Zgarnelismy jego przyjaciela i do szpitala .
tam na porodówkę na chwilkę i :-DKTG leżałam sobie i wypisywałam papierki które panie mi przynosiły . Nie miałam jeszcze dwóch wyników badań więc poszłam z doktorkiem żeby je wydrukować na kompie ( całe szczescie że u mnie wyniki się w necie odbiera ) i spowrotem na poródówkę . W miedzyczasie debata bo zjadłam kolacje a lepiej oczywiście na głodniaka operacje robić . Byłam 23:30 a CC ustalili na 24:00 . te pół godziny strasznie mi się dłużyło a jeszcze wielki zegar wisiał mi przed oczyma . W sumie stwierdziłam że lepiej w nocy wyśpię się do rana nie będzie mi się nudziło:-D
Super ekipa była na sali . cały czas się śmiałam . Ole wyciągneli 24:25 krzyczała głośno :-D
Potem na pooperacyjna i poszłam w kime . Wstałam po 11 godzinach po dwóch kolejnych ganiałam już po korytzrzach . mój doktorek już z rana do mnie dzwonił na komórkę dowiedziec się czy wszystko ok . personel w szpitalu rewelka i fajnie i miło mi tam było :)
ogólnie lepiej zniosłam to CC niż poprzednie .
Taki nudny ten mój opis no ale w sumie poza zmieniona datą było bez niespodzianek;-)
 
Ostatnia edycja:
i ja się skuszę...

termin porodu na 25 kwietnia...20 kwietnia wizyta u gina(po wcześniejszym uzgodnieniu,że spróbujemy pomimo jaskry i innych bzdur naturalnie)...doktorek zdecydował,żebym następnego dnia rano stawiła się na oddziale u jego kolegi-tam będę miała miejsce i dobrą opiekę i nikt na siłę nie będzie idzi ''wyciągał''...tak też było-co dwa dni usg i przepływy,codziennie badanie szyjki i ocena czystości płynu owodniowego,3 razy dziennie ktg...opieka wspaniała...sala dwuosobowa...tylko sąsiadki z sali ciągle inne:-) chodziłam po schodach,robiłam przysiady i ..nic...zero bóli,rozwarcie pomimo codziennych masaży szyjki-takie samo...
6 maja-obchód...ordynator uśmiecha się i pyta z litością-chce pani dziś urodzić?pewnie!!! idę do zabiegowego na badanie jak co dzień...doktor badający ponawia pytanie i przebija pęcherz...topimy się wszyscy w moich wodach-ilość kosmiczna- i zwożą mnie na dół,na porodówkę.była 11.00.
11.30zaczyna już mooocno boleć ale rozwarcie postępuje,położna mówi-pójdzie szybciutko:-) leżę zatem grzecznie,nie chcę znieczulenie-bo po co skoro lanie idzie...proszę o lewatywę-to ma przyspieszyć...o 14 przychodzi mąż -nie gadam z nim-nie mam siły...:-/
15.00-pełne rozwarcie,PRZESILNE BÓLE PARTE, a idunia nadal ''w połowie drogi'',nie chce zejść niżej...przychodzi doktor-mówi''dajemy godzinę,jeśli się nie ruszy musimy robić cięcie''..... COOO???NIE PO TO RYZYKUJE SWOJE ZDROWIE I WIJĘ SIĘ Z BÓLU OD 11,BY TERAZ MNIE CIELI...zrywam się z łóżka,zaczynam z pomocą męża robić przysiady-to znaczy ja opadam,on mnie podnosi:-)!!!
16.00-przychodzi doktor,bada i krzyczy''zapraszam wszystkich-poród mamy''...złażą się ludzie-dodatkowo neurolog dla mnie i anastezjolog,włażę z pomocą położnych na fotelik i prę...i prę i jest główka,później nacięcie krocza-bo położna przerażona barkami idki,jedno stęknięcie-jeeeest!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!krzyczy!!!!duuuża!!!!!!!od razu dostaje 10 punktów,60 cm,4070gr...duży człowiek!!!mnie szyją....czuję się coraz gorzej,z nosa krwawię,nie mogę oddychać...nic nie pamiętam.budzę się na intensywnej terapii...na szczęście to nie zator...serducho tylko osłabło.ciśnienie 80 na 50...dostaję kroplówkę i po 2 godzinach przewożą mnie do idki...ja od razu wstaję,przewijam sobie ją ,oglądam...znów słabnę-przychodzi położna,ochrzania mnie i goni do łóżka...śpimy z idką zmęczone chyba 3 godziny:-)
 
16 dni przed porodem w szpitalu,zamknięta,wymęczona,przerażona...ciągle na heparynie i hormonach tarczycowych...opuchnięta jak balon i uparta bardzo.nawet nie uczyłam się oddechów w ciąży-bo miało być cięcie...dodatkowo idka na usg miała ok 4100-4300 gram-mówili,że i tak będą ciąć...ale dałyśmy radę...i pomimo powikłań-wolę sam poród niż 10 miesięcy ciąży.moja ciąża była baaardzo ciężka.a poród,hmmmmm.....nie znam słów którymi mogłabym opisać ten cholerny ból...:-/ gdyby nie problemy w ciąży na pewno zdecydowałabym się na drugie dziecko i poród sn...ale boję się,że kolejna ciąża będzie jeszcze bardziej wyniszczająca...
 
Ja miałam zaplanowane CC na 29 kwietnia. Kazali mi przyjść o 7 rano na izbę przyjęć. Na izbie szybko się zeszło, ze mną do planowanej operacji były jeszcze dwie kobiety. ja miałam być jako trzecia. Siedzimy z M. na porodówce i słyszymy krzyk pierwszego dziecka, później druga operacja. Jednak czekamy i czekamy, a jakoś nas nie proszą na salę. Glukoza mi się skończyła, kruszynka się wierci. Czekamy i czekamy, przychodzą nowe ciężarne, dwie kobiety chodzą po korytarzu z oksytocyną...i czekamy...przenieśli nas na salę (czekaliśmy tam jakieś 3h), później znowu nas proszą na porodówkę i znowu czekamy. W końcu mówię, że mi słabo. Kolejna glukoza i ktg na stojąco (brawo, zaraz się przewrócę), wzięli mnie na wózek, zrobili ktg, dali mi coś do picia, i mówię, że boli mnie dół brzucha. Marcin mówi pielęgniarce, że mam jakieś bule brzucha. A Ona na to "Pani dostała skurczy, idziemy na salę". Wzięli mnie na salę, dosyć bolesny zastrzyk w kręgosłup i leżę, i czuję tylko mrowienie w nogach.Chcę stąd uciec, myślę sobie "a mam to wszystko w d...i ten cały poród, ja uciekam! Wmawiam sobie, że potrafię ruszyć nogą- brak czucia był dla mnie okropnym przeżyciem. Cewnika nie czułam, przyszedł Marcin i głaskał mnie po głowie. Nacięli mnie i wyjmują małą. Wyjmowali tak, że aż cały stół się trząsł! Chyba nie mogli jej wyciągnąć. Pierwsze co usłyszałam, "to dziewczynka!" (nie wiedzieliśmy aż do tej chwili płci, bo nie chciała się pokazać) "M. tylko "chciałaś dziewczynkę- masz dziewczynkę:)". Mocne płuca miała :-), od razu wydaliła smółkę, a Marcin się śmiał, że była tak zestresowana, bo pierwsze co zobaczyła to był murzyn (tu nie ma żadnych podtekstów rasistowskich, nawet ja dosyć często nie znam się na jego żartach) :-D (poród odbierał Nigeryjczyk, sympatyczny lekarz). Polożna się zapytala mnie jak ma na imię, a ja powiedzialam "Julcia". Piękne uczucie jak ją pierwszy raz zobaczyłam, tylko szczerze żalowałam, że nie moge jej przytulic od razu po porodzie skóra do skóry jak to mają wspaniały przywilej kobiety rodzące siłami natury...Później przewieźli mnie razem z maleństwem na salę pooperacyjną. Cała noc nie mogłam zasnąć, jeszcze miałam problemy z laktacją, Julia ciągle płakała, ale w drugiej dobie zostałam zaopatrzona w kapturki do karmienia i wszystko jak ręką odjął. Ale nawał pokarmu mnie nie ominął :tak:. W drugiej dobie przewieźli mnie na zwykła salę, gdzie musiałam wstawać i sama się opiekować małą. Po cesarce dochodziłam do siebie jakieś dwa miesiące i powiedziałam sobie nigdy więcej, z resztą jakbym mogła, to bym rodziła sn, ale teraz to takie gadanie...Następny poród będę mieć w domu, i to siłami natury jak miał byc pierwszy poród, tylko się nie udało...Powtarzałam sobie, tylko, żeby Julcia była zdrowa. To mi pomagało przetrwać ten trudny okres związany z CC.
 
Hmmm jakby tu zacząć

10 dzień leżenia na porodówce, zaczyna się 41 tydzień, jest niedziela
Po 10 dniach w szpitalu z racji cholestazy ciężarnych i czekaniu i nic się nie dzieło, 3 próby oxy i nic, w końcu coś.

Skurcze od 13 w niedzielę a poród 17,15 w poniedziałek córka Antonina Izabela 26.04 3700g i 58cm

W nocy z soboty na niedziele nie mogłam spać co chwila ubikacja i tak dalej, ale skurczy brak, no więc rano przyjechał małż Wiktor i siedzieliśmy po czym pojechał na obiad, przywiózł mi mamę i zaczęły się skurcze ok godziny 13, ani usiąść, ani się położyć ani kucać, ludzie patrzą na mnie jak na idiotkę o co chodzi nie może ją aż tak boleć, panny z sali przerażone, ale apogeum dopiero się zbliżało. Ból stawał się nie do zniesienia od godziny 18 już był nie do wytrzymania, ale po kolejnych badaniach i głupich spojrzeniach nic. O 19 zmieniła się zmiana i jak na zlitowanie, położna i pielęgniarka z noworodków która jest naszą rodziną. No więc kazała naszej położnej zbadać i stwierdziła że ja to muszę urodzić dzisiaj, 10 czopków 3 zastrzyki i nic, nie zmrużone oko, Wiktor śpiący pod szpitalem, udało mu się zostać do 1 w szpitalu potem bidulek spał w aucie pod szpitalem, z kocami i śpiworem. Pannie na sali próbowały same interweniować powystraszały się kobiety i to jak. A, że ja z tych niekrzyczących z bólu, tylko zaciskających zęby to ponoć wyglądało to jeszcze gorzej. I tak godzina za godziną aż do 9 17 godzina skurczów, przychodzi po zwolnieniu mój lekarz prowadzący, badamy się i idziemy na porodówkę, na porodówce pełny spokój, okropna położna z tipsami jak pół palca. I tak cieknąca krew po nogach, zawroty głowy, wanna i co pełne rozwarcie jest udało się po czym córcia moja cofała się i wychodziła. Skurcze parte w końcu są rodzimy. I co córcia zaczęła się cofać. Położna zołza cesarke robimy, zwołuje lekarzy podłącza kroplówkę i aroganckim tekstem: "Proszę nie przeć z Pani to i tak pożytku nie ma" a ja już poprostu nie miałam siły to była 26 godzina porodu. Ale zawzięłam się z W trzymał mnie a ja parłam podchodzi: " nie nic się nie poprawiło" robimy na co wszedł lekarz którego bym mogła na rękach nosić, mówi co Ty pieprzysz rodzimy, ale jako że sytuacja nieciekawa zwołał wszystkich lekarzy dla mnie było ich 4 plus 2 dla Antoniny plus 3 pielęgniarki dla Antoniny i 2 dodatkowe dla mnie czyli łącznie koło 12 ludzi, moje przerażenie ogromne W jeszcze większe, został wyproszony z sali, wtedy mój strach sięgną zenitu, ogromne nacięcie, wypchnięcie i o 17,15 urodziłam mojego skarba :) Antoninę Izabelę :-) Pierwszy krzyk załagodził wszystko. Z szoku kiedy położono mi ją na brzuchu nie wiedziałam czy dziewczynka czy chłopiec i dopytywałam. Wiktor płakał jak szalony do tego stopnia, że każdemu czyt. moim i swoim rodzicom inną wagę i wzrost podał. Potem szycie, wielkie szycie, w połowie bez znieczulenia bo lekarz tam znieczulić nie mógł ale wszystko zniosłam. A potem dochodzenie do siebie zalane krwią oczy i tak utrzymywało się przez 2 tygodnie mimo zamkniętych oczu i przychylonej głowy przy parciu, poszyta byłam tak, że lekarz się dziwił, że aż tyle szwów można.
Pierwsze moje samodzielne wstanie to po 24h, wcześniej próbowały pielęgniarki ale nie pozwoliły, byłam tak słaba. Anemia, utrata ponad 1l krwi. Anemie mam do dziś. Ale wiecie co jest najważniejsze, że Antonina była cała i zdrowa, że dzielnie wytrzymała te 27 godzin, jestem z niej dumna. Moja dzielna księżniczka. Kocham ją najbardziej na świecie :-) Moja córeńka :)

Wiem niektóre z was mają mnie za gówniarę mam dopiero 19 lat, ale chciałabym abyście wiedziały, że wiek to nie wszystko i mój bagaż doświadczeń też jest spory. I powiem wam, że pomimo takiego porodu chce mieć dzieci, może w trakcie magisterki, może po licencjacie ale kiedyś napewno... To pięknę, rodzicielstwo to piękna sprawa mimo iż dla niej poświęciła bardzo wielę nie żałuję i nigdy w życiu nie powiem, że była wpadką
 
Ostatnia edycja:
Do góry