Właściwie Olkale powinna teraz opisać swoją historię:-), ale wepchnę się jej w kolejkę...
W piatek 19. 11 na wizycie (opisanej oczywiście wam) mój gin podkreślał kilkakrotnie, że mam uważać na ciśnienie. Od dwóch wizyt było podwyższone (135/90). Dał skierowanie na ktg do niego na oddział we wtorek 23, ale jak tylko zaobserwuję ciśnienie powyżej 140 mam jechać na ip.
W niedzielę pojechaliśmy jak zwykle na obiadek do rodziców. Tam zmierzyłam z ciekawości ciśnienie i było 148/90
, potem 145/90, potem 155/90, czasem 120/80. Pojechałam do przychodnie aby mi zmierzyli profesjonalnym sprzętem i miałam165/100
.
Zapadła decyzja o wyprawie na ip. Oczywiście byłam pewna, że mnie zostawią, więc najpierw do domku po torbę i w drogę. Byłam załamana.
Na ip zmierzyli ciśnienie i było 160/100. Oczywiscie z marszu na porodówkę. Zawieźli mnie na wózku
, chociaż strasznie się wzbraniałam. Mój synek jak mnie zobaczył tylko spytał co mi się stało i prawie się nie popłakał. Pani pozwoliła mu jednak mnie zawieźć do windy i zniknęłam na oddziale...(swoją droga niezły widok ja z wielkim brzuchem, torba na kolanach wieziona na wózku
)
Potem na salę porodowa do badania. Ordynator mnie zadał i stwierdził rozwarcie na 2 cm i 60% skrócona szyjka. Kazał dać domięśniowo coś na zbicie ciśnienia i oxytocynę poczym wyszedł. Nawet nie miałam szansy zapytać po co mi oxy skoro nie mam akcji, a do terminu jeszcze tydzień. Oxy bez efektu w zasadzie. Od 21 do 24.30 leżałam jak wazon potem na salę przedporodową.
Byłam pewna, że rano idę do domu (mierzono mi kilkanaście razy ciśnienie i było dobre - raz tylko miałam 140/90). Okazało się inaczej. Mój lekarz prowadzący jest z-cą ordynatora na tym oddziale więc liczyłam na jego wsparcie, ale on przyszedł do mnie do sali i wytłumaczył mi czemu on chciałby abym urodziła już teraz. W ogóle jego obecność na oddziale podczas całego pobytu bardzo mi pomagała.
Rano lekarz założył mi taki balonik aby powiększyć rozwarcie. Powiedział, że jak wypadnie to mam się zgłosić. Wypadło koło 16. Starsznie dziwne uczucie. Balonik zakończony jest rurka przyklejona do uda
Koło 19 lekarz wezwał nie na badanie rozwarcia. Okazało się że są 3 cm. Następnie przebił mi pęcherz. Nie powiedział nawet, że to robi. Po prostu nagle polały mi się baaardzo cieplutkie wody...w tym momencie skapitulowałam...zaczęłam płakać. Wiedziałam, że teraz moja niunia jest też przerażona i że nie ma odwrotu. Nawet nie spakowałam swoich rzeczy z sali przedporodowej i nic nie zabrałam ze sobą, a oni mi mówią, że juz nie moge wstać bo wody sie leją. Proszą o wyniki badań, które są w tamtej sali przedporodowej. Całe szczęście, że jeszcze był S. i połozna poszła po niego. Spakował mnie. Ja sobie zostawiłam tylko telefon, słuchawki, pomadke nivea, wodę, wyniki badań. Resztę zaniósł do specjalnej szfki dla rodzących i rodziny. Lekarz powiedział, że S. ma jechać do domu bo dzisiaj raczej nic z tego nie będzie i jutro ma wpaść bo rano podłącza oxy. Więc pojechał, ale zaraz do niego dzwoniłam bo skurcze praktycznie zaraz zaczęły się nasilać. Zawiózł Matiego do moich rodziców i zabrał moją mamę. Przyjechali koło 22. Ja od 19.15 (od czasu przebicia pęcherza) miałam skurcze co 7 min. trwające 1 min
strasznie bolesne. Koło 20 były już co 5 min i oczywiście się wydłużały. Najbardziej zdziwiła mnie ich bolesność. Z matim pamiętam, że bolało, ale mogłam gadać jakoś myśleć, chodziłam itd. Teraz byłam dosłownie sparaliżowana bólem. Jedyne, co było pozytywne, że koło 22 miałam już 5 cm, koło 23 8cm i o 23.44 urodziłam. Od 22.30 to był w zasadzie jeden wielki skurcz mega bolesny. Wyłam dosłownie (ale nie krzyczałam:-)). Pamiętam jak przez mgłę, że mój S. kazał mi krzyczeć, ale mi to by nie pomogło. Wiem, że pomogło mi ściskanie go za ramię (tak z całej siły) za to myślałam, że go pogryzę jak mnie gładził, czy przytulał
. Oczywiście nie ominęło mnie też rzyganko. Z Matim też przy rozwarciu strasznie wymiotowałam.
Położna cały czas mi powtarzała, że jestem dzielna i że bardzo ładnie wszystko idzie. Koło 23. zapytała kiedy siusiałam. Stwierdziła, że może pełen pęcherz nie pozwala małej zejść niżej i założyła mi ...cewnik...nie było to przyjemne, ale w porównaniu z całą resztą - wcale nie bolało. Pęcherz faktycznie był pełniutki (położna nie mogła wyjść z podziwu
)
Przyszedł lekarz (inny niż ten od przebicia pęcherza) i okazało się (koło 23.20), że mam już 10 cm, ale mała jest dość wysoko. To był prawdziwy horror. Podczas szczytowego skurczu wsadził mi paluchy i kazał przeć (ja jeszcze partych nie miałam) Ból był nie do zniesienia. Błagałam, aby przestali mi to robić, ale dzięki tym zabiegom mała zeszła niziutko i dostałam partych.
Kazali mi podnieść się wyżej na łóżku, by je przygotować do rodzenia. Wierzcie mi, ale nie miałam siły ruszyć się ani o milimetr. Lekarz, z S. i położną pomogli mi się podnieść. W tym momencie poprzychodziło kilka osób (neonatolog, kilka położnych od noworodków) Nawt nie pamiętam ile partych miałam, ale S. twierdzi, że koło pięciu. Lekarz i położna prowadząca bardzo mi pomagali. Trzymali za nogi i dokładnie instruowali. Ja starałam się ich słuchać i jak mówili na partym, że mam teraz nie przeć (co było dla mnie dziwne i baaardzo trudne)tylko oddychać jak piesek to ich słuchałam. Tak na prawdę to bardzo się starałam bo cały czas myślałam sobie o mojej niuni, która teraz też się męczyła.
moment wyjęcia Oliwki - boski. Wszystkie bóle ustały, wielka ulga i szczęście. Zobaczyłam moją niunię jak S. przecinał pępowinę. Była taka biała, cała umazana
Słyszałam tylko jak neonatolog mówi, że jest bardzo mała. Płakała przepięknie, więc byłam już spokojna. Ktoś powiedział, że to córcia, zważyli ją zmierzyli i taką cieplutka i umazana położyli mi na brzuchu. Od razu przestała płakać. Miała otwarte oczka i wpatrywała się we mnie. Przykryli ją czymś i tak leżałyśmy prze jakieś pół godzinki. Potem zabrali ją do mycia (razem z tatusiem) zaraz potem wrócili i byliśmy już razem, a ja na sali porodowej miałam leżeć aż dwie godzinki. Była z nami jeszcze mama.
Mała dostała 10 pkt. Cały czas w szpitalu była przy mnie.
Powiem Wam jeszcze co mi pomagało.
-Obecność męża przede wszystkim (chociaż czasem mnie strasznie irytował
)
-Nieustanne myślenie o niuni, która przecież męczyła się ze mną oraz chęć pomocy jej w tej trudnej drodze.
-Oddech (nie łagodził bólu, ale skupiając się na nim udało się nie zwariować i nie panikować
)
-Słuchanie lekarzy i nie poddawanie się emocjom. Łatwo można popaść w panikę i cierpieć bardziej.
p.s. specjalnie dla krolci
Opieka w szpitalu na medal.Położne i lekarze cudowni. Sam szpital również. Sale poporodowe 2 osobowe, klimatyczne, baaardzo wygodne łózka, leżaczki dla dzieci, przestronne i czyste łazienki (każda sala swoją), podgrzewane przewijaki dla dzieci, kącik do mycia maluszka.