Lilka ja ogólnie jestem bardzo słaba psychicznie źle znoszę takie rzeczy. Ludzie przeżywają takie dramaty o których mi się nie śniło i są silni i żyją dalej. A ja się rozsypuje bardzo szybko. W sytuacjach stresujących jak trzeba działać, to działam. Trzeba zorganizować pogrzeb w bliskiej rodzinie, to jako jedna z niewielu trzeźwo myślę i trzymam nerwy na Wodzy (miałam przykład niedawno). Wypadek, szpital itp jestem w stanie ogarnąć wiele, tak jak urzędowo, czy w domu. Ale jeśli chodzi o psychikę na dłuższą metę to właśnie jestem bardzo krucha. Ludzie naprawdę potrafią sobie powiedzieć że koniec zadręczania nie można trzymać się tych negatywnych myśli i ja to tak podziwiam, bo nie jestem w stanie czasem zatrzymać tej negatywnej gonitwy myśli. Ale nie jesteś sama, może chociaż to ci pomaga? Masz z kim to przeżywać to już dużo. Pomysł jak musiały mieć strasznie nasze matki i Babki, bez takiej diagnostyki i wsparcia. 50 lat temu we wsi u mojej babci jak jakaś para nie mogła mieć dzieci to jedyne co im zostawało to wiara i rozmowa z księdzem, dzisiaj możemy zdiagnozować tyle rzeczy, mamy komputery w kieszeni, możemy analizować hormony i medycyna czyni cuda do tego możesz w pięć minut znaleźć swoich ludzi w internecie tak jak zrobiłam to ja w weekend. To jest jednak wspaniałe. Jest jakaś sieć wsparcia, a medycyna poszła do przodu. Jesteśmy w lepszym miejscu niż były nasze matki i Babki. Więc trzeba myśleć pozytywnie
