reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Problemy w małżeństwie

Izabela_Mac88

Początkująca w BB
Dołączył(a)
11 Lipiec 2020
Postów
29
Z jednym problemem sobie radzę ale pojawił się inny. Pomogłyście mi w walce z moimi demonami to może poradzicie coś i na ten problem. Jestem z moim mężem od ponad 7 lat, od 5 jesteśmy małżeństwem. Różnie między nami bywało ale od dłuższego czasu nie dzieje się między nami najlepiej. Ale może zacznę od początku....

Mój mąż od zawsze miał trudny charakter bo wiele w życiu przeszedł. Wychowywał się bez ojca, jego matka jest niestety kobietą zimną, oschłą dla której okazywanie uczuć to słabość. Tę "wiedzę" bardzo dobitnie mu wpoiła. Mąż boryka się ze stresem pourazowym i leczy się z traum jakich doznał w wojsku. Ma za sobą wieloletni toksyczny związek przez który zaznał braku pieniędzy, głodu, chodzenia po śmietnikach i zbierania złomu. Partnerka gdy się z nią rozstał nabiła się jak wór i podcięła sobie żyły. Na szczęście przeżyła. Wiele doznał cierpienia i traum które wiadomo musiały gdzieś odcisnąć swoje piętno jednak jak go poznałam był normalnym człowiekiem, czułym, kochającym, troskliwym, wesołym. Potrafił wysłuchać, wesprzeć, zawsze był obok gdy go potrzebowałam. Ufałam mu jak nikomu na tym świecie, uważałam go za najlepszego przyjaciela któremu mogę powiedzieć o wszystkim, który zrozumie i nie będzie potępiał. Tego człowieka już nie ma. Na jego miejsce przyszedł zimny i nieczuły gość, dla którego okazanie najmniejszego uczucia, podarowanie odrobiny ciepła, bliskości czy wsparcia w trudnych chwilach to oznaka słabości. Dokładnie jak mówiła mamusia. Ostatnio miałam pewne problemy zdrowotne, lekarz co prawda postawił błędną diagnozę i okazało się że jest ze mną wszystko w porządku ale ostatnie dwa miesiące to był dla mnie czas ciągłych zmartwień i strachu o własne zdrowie, a jego to w ogóle nie ruszało. Nie było go przy mnie bo był bardziej zajęty swoimi sprawami i problemami w pracy, także w ogóle mnie nie dostrzegał, nie wspierał. Gdy chciałam żeby mnie przytulił i dał poczucie że wszystko będzie dobrze, co by sprawiło że mniej bym się bała to mnie odpychał mówiąc że mam się zmierzyć z własnym strachem. Ogólnie uważa, że w życiu trzeba być twardym a ci którzy chcą się tulić i powtarzać sobie że będzie wszystko dobrze to cioty. Czuję się w tym związku bardzo samotna. Nie mam z jego strony żadnego ciepła, uczucia, bliskości, zrozumienia. On myli dodawanie otuchy z panikowaniem i histeryzowaniem przez co zostawia mnie z moimi lękami i strachem samą. Świadomość, że mojego męża nie obchodzi to, co się ze mną dzieje, co czuję i spychanie moich problemów na dalszy plan bo są mało ważne, jest okropna. Zaczynam coraz bardziej utwierdzać się w przekonaniu, że tego człowieka którego pokochałam już nie ma i nie wróci. Nie wiem co robić. Rozum mi mówi że to wszystko nie ma sensu i że powinnam odejść, ale serce, to głupie serce wciąż ma nadzieję. Oczywiście mówiłam mu o swoich uczuciach, o tym jak się czuję ale na nim to nie robi wrażenia. W ogóle nie trafiają do niego moje słowa. Czuję się kompletnie bezradna, nie wiem co robić. Chciałam żebyśmy poszli na terapię ale on w ogóle nie chce o tym słyszeć. Jest małe dziecko z którym nie mam się gdzie podziać a sama sobie nie poradzę z jego utrzymaniem.

Doradźcie mi co mam zrobić? Jak mam do niego dotrzeć? Męczy mnie takie życie obok siebie a wszelkie jego próby zmiany nastawienia i zachowania spełzają na niczym. Bo on przez jakiś czas się stara, pracuje nad sobą a potem wszystko wraca na poprzedni tor :(
 
reklama
Rozwiązanie
Na pewno się przyda, bo ja już nie wiem co robić :( wczoraj się ostro pokłóciliśmy. Powiedz mi co o tym myślisz?

Dwa dni temu powiedział mi, że w pracy szefowie obetną godziny pracownikom a to z kolei przełoży się na niższe wypłaty. Próbowałam go więc namówić na zmianę pracy bo czasy są ciężkie, po nowym roku przyjdą podwyżki, będziemy znowu płacić więcej, jest małe dziecko, ja pracuję ale nie zarabiam kokosów. Jest to wypłata ciut mniejsza niż w poprzedniej pracy ale w stabilnym sektorze. Powiedziałam mu, że w tej sytuacji musi iść tam gdzie lepiej płacą, bo jak jemu pensję obetną to zwyczajnie nie damy sobie rady finansowo. Poprosiłam żeby poszedł np. na produkcję bo obecnie duże zapotrzebowanie jest tam na pracowników, dobrze...
@Izabela_Mac88 Napiszę wprost, jeśli ktoś nie ma jakiś zasobów, bo ich nie otrzymał, nie wypracował, nie doświadczył, to on nie potrafi ich ofiarować. Bo jeśli ktoś nie dostał oparcia i akceptacji oraz został nauczony, że "twardym trzeba być" to tego się kurczowo trzyma, nawet jeśli nie chce, chyba, że potrafił to przepracować samodzielnie lub z kimś.

Na początku związku działają endorfiny. Możemy zachowywać się zupełnie inaczej, bo zależy nam, żeby druga strona zobaczyła nas w jak najlepszym świetle. A jeśli piszesz, że twój mąż ma PTSD, że miał dużo trudnych sytuacji życiowych , to bez specjalisty może być trudno. To że mówi, że sama musisz postarać się sobie pomóc z własnymi lękami, wcale nie musi być związane z tym, że go nie obchodzisz, tylko może bać się odpowiedzialności, utraty, tego że znowu spotka go coś przerażającego.

Jeśli chodzi o terapię na początku może warto, żebyś poszła sama. Zawsze to już będzie krok ku zmianie relacji i pozwoli Ci podjąć decyzje, których potrzebujesz. Powinnam niebawem zrobić (w końcu) webinar o komunikowaniu się, może Ci się przyda?
 
Ostatnia edycja:
Na pewno się przyda, bo ja już nie wiem co robić :( wczoraj się ostro pokłóciliśmy. Powiedz mi co o tym myślisz?

Dwa dni temu powiedział mi, że w pracy szefowie obetną godziny pracownikom a to z kolei przełoży się na niższe wypłaty. Próbowałam go więc namówić na zmianę pracy bo czasy są ciężkie, po nowym roku przyjdą podwyżki, będziemy znowu płacić więcej, jest małe dziecko, ja pracuję ale nie zarabiam kokosów. Jest to wypłata ciut mniejsza niż w poprzedniej pracy ale w stabilnym sektorze. Powiedziałam mu, że w tej sytuacji musi iść tam gdzie lepiej płacą, bo jak jemu pensję obetną to zwyczajnie nie damy sobie rady finansowo. Poprosiłam żeby poszedł np. na produkcję bo obecnie duże zapotrzebowanie jest tam na pracowników, dobrze płacą, wiem że nie jest to praca marzeń ale żeby zahaczył się tam do czasu aż się wszystko uspokoi to wtedy będzie szukał pracy w takiej dziedzinie która go interesuje. Ja zresztą też. Ja zmieniłam pracę żeby właśnie zapewnić rodzinie godny byt, a on nie chce. Uważa że on nie musi zarabiać dużo zapominając, że nie żyje w pojedynkę, że jest przecież małe dziecko które trzeba utrzymać. Okazało się w ogóle, że to on sam zaproponował swoim szefom żeby obcięli pracownikom godziny, a potrącone z wynagrodzenia pieniądze zainwestowali w podupadający biznes :o!!! Byłam i jestem w szoku bo kto normalny coś takiego proponuje?! Powiedziałam mu że skoro takie propozycje padają z jego ust, to znaczy że nie ma w ogóle na względzie dobra mojego ani dziecka tylko dobro swoich szefów. Obraził się o te słowa, wyszedł z domu i wrócił dopiero w nocy. Próbuje mnie wpędzić w poczucie winy powołując się na przysięgę małżeńską jakoby mnie na niej nie zależy, bo tam jest mowa o życiu w zdrowie i chorobie, w szczęściu i nieszczęściu, że dla mnie najważniejsze są tylko pieniądze a nie miłość. A gdzie w przysiędze małżeńskiej jest mowa o tym, że od problemów się ucieka i znika z domu? To będzie nas teraz wpędzał w problemy finansowe bo w przysiędze jest mowa o biedzie? Próbuje mnie teraz wpędzić w poczucie winy ale mu się to nie uda, bo czy to źle że myślę o tym, żeby zapewnić godny byt swojemu dziecku i sobie samej? Że mam dosyć biedowania, ciągłego oszczędzania, notorycznego odmawiania sobie wszystkiego czego tylko można, że mam dosyć takiej wegetacji, że chce normalnie żyć i nie prosić się ludzi o pieniądze jak mi braknie na życie? Przecież miłością nie zapłacę rachunków i nie nakarmię dziecka!!! On tego nie rozumie, bo kieruje się ideałami które się nie sprawdzają, które ciągną go na dno, a ja nie pozwolę na to dno pociągnąć siebie i dziecka. Każdy normalny człowiek wiedząc przecież że ma małe dziecko, wysokie opłaty za mieszkanie, żonę która ze swojej pensji nie będzie w stanie pokryć wszystkich wydatków a w perspektywie podwyżki cent itp., to poszedł by tam gdzie płacą godziwe pieniądze, żeby rodzina mogła spokojnie przetrwać trudny okres. A on dobrodusznie oddaje swoim szefom część wypłaty na ratowanie biznesu, nie zastanawiając się w ogóle, jakie dla nas to będą poważne konsekwencje. Powiedz mi, czy tak się zachowuje człowiek dbający o rodzinę? Czy tak myśli człowiek, który ma na względzie dobro swojego dziecka? Ja uważam, że absolutnie nie. Czy skoro uważa się za głowę rodziny to nie powinien właśnie myśleć o tym, żeby swoją rodzinę zabezpieczyć, dać poczucie stabilności i bezpieczeństwa? Sprawić, abym nie musiała się o nic martwić i przede wszystkim, nie bać o przyszłość? Bo ja teraz to jestem przerażona, absolutnie przerażona! Nie dość, że nie mam w nim wsparcia o którym wcześniej pisałam, to jeszcze teraz coś takiego.....

Co ja mam robić??? 😢😭
 
@Izabela_Mac88 Jedynymi osobami , na które jesteśmy w stanie wpłynąć jesteśmy my sami. Możesz podjąć decyzje dotyczące ciebie i dziecka samodzielnie, ale nie męża, bo jak sama widzisz on i tak będzie działać w zgodzie ze sobą. Czy sprawdziłaś, jakie miał pobudki? Być może ma jakąś umowę z szefostwem? Być może realizuje w ten sposób swoją potrzebę bycia lubianym, akceptowanym, docenionym.

Sama nie lubiłabym , gdyby ktoś mi mówił co mam robić. Ostro bym się wkurzyła, co nie oznacza, że twoje myślenie jest złe, tylko że uderzyłaś w jakieś wartości męża. Rozmawiać warto o faktach. I stosować komunikat od "Ja" czyli ja się martwię, że zostaniemy bez pieniędzy, ja się martwię, bo ostatnio nie mieliśmy jak zapłacić za xyz, boję się, przykro mi, kiedy nie mam za co kupić, itd.

Martwienie i się i banie o przyszłość to twoje emocje i nikt z zewnątrz na nie też nie będzie miał wpływu. Wierz mi znam bardzo bogatych ludzi, którzy nadal zamartwiają się i boją o przyszłość.

Co masz robić. Zastanów się jakie są wasze realne potrzeby, jako rodziny. Porozmawiaj z mężem o faktach i zapytaj, czy on ma jakieś rozwiązanie. Może się okazać, że nie ma i wtedy pozostaje pomyśleć, czy ty masz jakieś. Wiem, że brzmi to dosyć okrutnie. Jednak, kiedy spojrzymy realnie, to to że my mamy jakieś oczekiwania, to niestety nie oznacza, że inni będą je spełniać. I nie chodzi o to, czy to jest dobre czy złe tylko to jest faktem, bo tak postępują. Jedyne co możemy, to rozmawiać i ustalać, jakie każde z nas ma wartości i priorytety i w którym miejscu możemy się spotkać.

Być może jest tak, że mąż przychodzi do domu, a ty jesteś ciągle niezadowolona i przykra,a w pracy mówią mu, że po prostu jest fantastyczny i wtedy pomyśl, w którym miejscu chętniej pójdzie na ustępstwa?

A może być i tak, że wasze drogi się rozejdą, ale to naprawdę nie jest konieczne.
 
Moze Twoj maz ma problemy finansowe, problemy zdrowotne i traumy powrocily. Po trzecie to brak oznaki uczuc o ktorych wcześniej wspomnialas z powodu jego ciezkich przeżyć powrocily stad ta oschłośc. Po głowie mi tez chodzi ze moze tez byc trzecia osoba, która pojawila sie w takim momencie w ktorym on czul sie bezradny bo nie wiedzial jak ma ci pomoc. Absolutnie go nie bronie to nie tak. Kiedy Ty potrzebowalas pomocy, wsparcia, przytulenia, pocieszenia.. on oddalil sie jakby nigdy nic. Zaproponowałabym pojsc ja terapię tak czy tak, jesli nie zgidzi sie trzeba podjąć ostateczna decyzje.
 
Na pewno się przyda, bo ja już nie wiem co robić :( wczoraj się ostro pokłóciliśmy. Powiedz mi co o tym myślisz?

Dwa dni temu powiedział mi, że w pracy szefowie obetną godziny pracownikom a to z kolei przełoży się na niższe wypłaty. Próbowałam go więc namówić na zmianę pracy bo czasy są ciężkie, po nowym roku przyjdą podwyżki, będziemy znowu płacić więcej, jest małe dziecko, ja pracuję ale nie zarabiam kokosów. Jest to wypłata ciut mniejsza niż w poprzedniej pracy ale w stabilnym sektorze. Powiedziałam mu, że w tej sytuacji musi iść tam gdzie lepiej płacą, bo jak jemu pensję obetną to zwyczajnie nie damy sobie rady finansowo. Poprosiłam żeby poszedł np. na produkcję bo obecnie duże zapotrzebowanie jest tam na pracowników, dobrze płacą, wiem że nie jest to praca marzeń ale żeby zahaczył się tam do czasu aż się wszystko uspokoi to wtedy będzie szukał pracy w takiej dziedzinie która go interesuje. Ja zresztą też. Ja zmieniłam pracę żeby właśnie zapewnić rodzinie godny byt, a on nie chce. Uważa że on nie musi zarabiać dużo zapominając, że nie żyje w pojedynkę, że jest przecież małe dziecko które trzeba utrzymać. Okazało się w ogóle, że to on sam zaproponował swoim szefom żeby obcięli pracownikom godziny, a potrącone z wynagrodzenia pieniądze zainwestowali w podupadający biznes :o!!! Byłam i jestem w szoku bo kto normalny coś takiego proponuje?! Powiedziałam mu że skoro takie propozycje padają z jego ust, to znaczy że nie ma w ogóle na względzie dobra mojego ani dziecka tylko dobro swoich szefów. Obraził się o te słowa, wyszedł z domu i wrócił dopiero w nocy. Próbuje mnie wpędzić w poczucie winy powołując się na przysięgę małżeńską jakoby mnie na niej nie zależy, bo tam jest mowa o życiu w zdrowie i chorobie, w szczęściu i nieszczęściu, że dla mnie najważniejsze są tylko pieniądze a nie miłość. A gdzie w przysiędze małżeńskiej jest mowa o tym, że od problemów się ucieka i znika z domu? To będzie nas teraz wpędzał w problemy finansowe bo w przysiędze jest mowa o biedzie? Próbuje mnie teraz wpędzić w poczucie winy ale mu się to nie uda, bo czy to źle że myślę o tym, żeby zapewnić godny byt swojemu dziecku i sobie samej? Że mam dosyć biedowania, ciągłego oszczędzania, notorycznego odmawiania sobie wszystkiego czego tylko można, że mam dosyć takiej wegetacji, że chce normalnie żyć i nie prosić się ludzi o pieniądze jak mi braknie na życie? Przecież miłością nie zapłacę rachunków i nie nakarmię dziecka!!! On tego nie rozumie, bo kieruje się ideałami które się nie sprawdzają, które ciągną go na dno, a ja nie pozwolę na to dno pociągnąć siebie i dziecka. Każdy normalny człowiek wiedząc przecież że ma małe dziecko, wysokie opłaty za mieszkanie, żonę która ze swojej pensji nie będzie w stanie pokryć wszystkich wydatków a w perspektywie podwyżki cent itp., to poszedł by tam gdzie płacą godziwe pieniądze, żeby rodzina mogła spokojnie przetrwać trudny okres. A on dobrodusznie oddaje swoim szefom część wypłaty na ratowanie biznesu, nie zastanawiając się w ogóle, jakie dla nas to będą poważne konsekwencje. Powiedz mi, czy tak się zachowuje człowiek dbający o rodzinę? Czy tak myśli człowiek, który ma na względzie dobro swojego dziecka? Ja uważam, że absolutnie nie. Czy skoro uważa się za głowę rodziny to nie powinien właśnie myśleć o tym, żeby swoją rodzinę zabezpieczyć, dać poczucie stabilności i bezpieczeństwa? Sprawić, abym nie musiała się o nic martwić i przede wszystkim, nie bać o przyszłość? Bo ja teraz to jestem przerażona, absolutnie przerażona! Nie dość, że nie mam w nim wsparcia o którym wcześniej pisałam, to jeszcze teraz coś takiego.....

Co ja mam robić??? [emoji22][emoji24]
Ja tu widzę tylko przepychanie się kto ma rację. Nie ma Was razem w decyzjach. Tylko każde swoje wie lepiej.
Idź na terapię sama. Będziesz znała odpowiedzi profesjonalisty o co chodzi i kto ma rację. Rodzina to schemat. Jeśli mąż /żona się zmienia to druga strona się będzie musiała dopasować. Więc jeśli Ty zmienisz się po terapii (a na pewno tak będzie) to mąż też się zmieni. No i pójdzie to w prawo, albo w lewo. Wtedy będziesz wiedziała co zrobić.
 
Rozwiązanie
Ja tu widzę tylko przepychanie się kto ma rację. Nie ma Was razem w decyzjach. Tylko każde swoje wie lepiej.
Idź na terapię sama. Będziesz znała odpowiedzi profesjonalisty o co chodzi i kto ma rację. Rodzina to schemat. Jeśli mąż /żona się zmienia to druga strona się będzie musiała dopasować. Więc jeśli Ty zmienisz się po terapii (a na pewno tak będzie) to mąż też się zmieni. No i pójdzie to w prawo, albo w lewo. Wtedy będziesz wiedziała co zrobić.
To niestety prawda, też to zauważyłam. Kiedyś podejmowaliśmy decyzje wspólnie ale od dłuższego czasu żyjemy tak naprawdę osobno. Rozmawiałam z nim w piątek, napisałam wcześniej do niego list w którym się bardzo otworzyłam, wręcz obnażyłam. Nie był to list z wyrzutami czy oskarżeniami tylko napisałam mu co czuję, czego się boję, jakie mam zmartwienia, że widzę że nasze małżeństwo się sypie i jeśli naprawdę czegoś razem nie zrobimy, to nie będzie czego zbierać. Że chcę żeby wróciło to co było, kiedy szliśmy przez życie wspólnie, kiedy jedno na drugiego zawsze mogło liczyć, kiedy o problemach rozmawialiśmy i razem podejmowaliśmy decyzję. Jednak wczoraj do mnie dotarło, że on chyba cierpi na depresję i to taką już w zaawansowanym stanie. Wszystko było normalnie, wieczorem poszłam kąpać dziecko, on poszedł do sklepu, wrócił, ja syna położyłam spać a potem jak weszłam do kuchni to zauważyłam, że siedzi przy piwie, na blacie stoją dwie puste butelki a on pije trzecie. Gdy go zapytałam ile wypił powiedział, że właśnie pije czwarte bo jedno wypił po drodze do domu. Taką ilość piwa on pije tylko wtedy, kiedy chce zagłuszyć jakiś wewnętrzny ból i zmartwienie. Więc go pytam - co się dzieje, co się stało itp. a on w kółko że nic. Wyciągam do niego rękę, chcę poznać jego problemy, chce mu z nimi pomóc, ale muszę wiedzieć w czym rzecz, lecz nie dowiem się jeśli mi nie powie. Odpowiedział, że nie będzie mi nic mówił a na pytanie dlaczego odpowiedział "bo nie". Wydaje mi się, że skoro odtrąca moją pomoc, mimo że widać że bardzo jej potrzebuje, to chyba jest depresja. Dzisiaj idzie na spotkanie z terapeutką ale ona już mu kiedyś powiedziała, że konieczna jest konsultacja psychiatryczna ale on nie chce o tym słyszeć bo twierdzi, że nie jest wariatem. Nie wiem, dlaczego nie chce ze mną porozmawiać, dlaczego nie chce mi powiedzieć o swoich problemach, przecież od tego jestem. Żeby go wysłuchać i mu pomóc. Czy on mi nie ufa czy co?
 
@Izabela_Mac88 Ja myślę, że on nie potrafi radzić sobie z problemami. I Twoją chorobę bardzo przeżywał - próbując ją wyprzeć z głowy. Stąd odtrącenie Ciebie w tej sytuacji. On nie wie co robić i co gorsza dla niego - nic nie może zrobić i w żaden sposób Tobie pomóc. Nie wiem czy dobrze to tłumaczę... Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi. I niestety podejrzewam, że ten list dolał oliwy do ognia. Obawiam się, że może się po nim jeszcze bardziej zamknąć w sobie - bo doszedł do wniosku, że np. nie zasługuje na Ciebie, bo nie jest w stanie dać Ci czego oczekujesz.
Terapii potrzebuje on (to że się zgodził to już jest duży sukces, bo czytając post byłam pewna, że powie nie), ale potrzebujesz i ty. To bardzo trudne być z kimś po przejściach. Ty też musisz nauczyć mówić do niego, tak by go nie urazić/krzywdzić, ale też by nie zamiatać tematów pod dywan.
Ja myślę, że mimo wszystko miłość jest z obu stron. Mimo że bardzo trudna. Ale ona tam jest :*
 
reklama
@Izabela_Mac88 Ja myślę, że on nie potrafi radzić sobie z problemami. I Twoją chorobę bardzo przeżywał - próbując ją wyprzeć z głowy. Stąd odtrącenie Ciebie w tej sytuacji. On nie wie co robić i co gorsza dla niego - nic nie może zrobić i w żaden sposób Tobie pomóc. Nie wiem czy dobrze to tłumaczę... Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi. I niestety podejrzewam, że ten list dolał oliwy do ognia. Obawiam się, że może się po nim jeszcze bardziej zamknąć w sobie - bo doszedł do wniosku, że np. nie zasługuje na Ciebie, bo nie jest w stanie dać Ci czego oczekujesz.
Terapii potrzebuje on (to że się zgodził to już jest duży sukces, bo czytając post byłam pewna, że powie nie), ale potrzebujesz i ty. To bardzo trudne być z kimś po przejściach. Ty też musisz nauczyć mówić do niego, tak by go nie urazić/krzywdzić, ale też by nie zamiatać tematów pod dywan.
Ja myślę, że mimo wszystko miłość jest z obu stron. Mimo że bardzo trudna. Ale ona tam jest :*
Dziękuję Ci za te słowa :* oczywiście, miłość jest ale przez te nawarstwiające się problemy z komunikacją między nami jest wyciszona. Jeżeli ten list był przysłowiowym gwoździem do trumny, to nie było to moją intencją. Myślałam, że w ten sposób może łatwiej będzie mu przetrawić pewne fakty i spróbujemy się jakoś dogadać. Szukam właśnie dla siebie jakiegoś dobrego psychologa ze Śląska. Może znacie kogoś, kogo mogłybyście polecić?
 
reklama
Ja nikogo niestety nikogo nie polecę, bo nie znam :(
Sama miałam nastroje depresyjne i jak akurat to ja bym dostała taki list, to wówczas odebrałabym to, że nie spełniam wymagań, więc mimo że mi z mężem dobrze, to może lepiej jak odejdę, a on znajdzie szczęście gdzieś indziej.
Nie znam Twojego męża, więc trudno mi powiedzieć, co siedzi w jego głowie. I niestety nie znam dobrego sposobu jak do niego dotrzeć. Na pewno nie można spytać wprost: "Co Ci jest?" - bo on nie będzie tego potrafił ubrać w słowa. Raczej chyba trzeba by było powiedzieć, że jesteś obok i że zawsze może na Ciebie liczyć. Ale też w końcu musicie dojść do tego punktu, że ty też liczysz na jego wsparcie. Jak to zrobić - nie mam pojęcia. Mi w sumie pomogły leki.
 
Do góry