reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści z porodówek... BEZ KOMENTARZY

termin mialam na 8 lipca :Byl 16 lipiec godzina 9:25 zalozenie balonika mialam miec 17 wywolywanie porodu.
16Lipiec:
Godzina 12 :00 zaczely mnie bardzo bolec plecy krzyz az nie wytrzymywalam musialam chpdzic skurcze rzadkie przeszlo mi jakos do 14 spalam wstalam kolo godziny 17 mialam juz czeste skurcze tak co 3-4 minuty ale jeszcze nic sie nie dzieje rozwarcie na palec wiec czekamy dalej godzina 18:25 wylam z bolu tak mnie plecy bolaly skurcze co minute okazalo sie ze boli nie nerka bo mialam problem bardzo powiekszona i zalozyli mi cewnik do nerki ale to dluga i inna historia przebiegu mojej ciazy i nie zbyt wesola :( wiec przylecial lekarz i zbadal mnie okazalo sie ze mam 2 cm rozwarcia wiec chocmy na porodowke albo pani urodzi albo pani wroci spakowalam sie doszlam na porodowke mialam moze okolo 5 skurczow i wody mi odeszly zielone polozyli mnie na fotel godzina 18:50 rozwarcie 5 cm poczekamy dalej godzina 19:10 jest 8 cm rozwarcia trezba jeszcze poczekac godzina 19:30 rozwarcie pelne glowka w dole ale co sie okazalo ze mala zle sie wstawila i lezala po lewej stronie musilama sie nagimnastykowac zeby wpadla mi na srodek ale nerka przestala mnie bolec i nawet nie wiedzialam ze rodze :p nic mnie nie bolalo skurcze czeste ale co tam nic mnie ie boli wiec moge rodzic i o 21:25 urodzila sie malutka Oliwia 3640g 58 cm porod sn lekarz powiedzial ze jestem stworzona do rodzenia dzieci nie zaprzezam nic mnie nie bolalo moge wiecej rodzic ale boje sie opowiem wam historie przebiegu mojej ciazy ;/
25 listopada tamtego roku dowiedzialam sie ,ze jestem w ciaży nie chcialam w to uwierzyc po 17 miesiacach staran wkoncu nam sie udalo bylam szczesliwa krzyczalam ,plakalam niewiedzialam co mam robic
smile.gif
.

Ciaza przebiegala bardzo dobrze mialam tylko wymioty od 8 do 15 tyg ,ale w koncu 9 marca zaczely sie moje problemy
sad.gif
.
Mialam silne bole brzucha ,wymiotowalam ,bolaly mnie plecy wylam z bolu niewiedzialam co sie dzieje myslam ,ze rodze a to byl dopiero 23 tc nie moglo sie to tak skonczyc nie jak tak dlugo czekalismy na malenstwo.
Trafialam do szpitala na punkt opieki medycznej lekarz mnie zbadal i powiedzial ,ze mam problemy z zoladkiem i musze pic siemie lniane bylam zadowolona ,ale co dalej jezeli mnie tak boli ??
Nie zapomne tego lekarza ,gdyz zle zdiagnzowal moja chorobe kazdego dnia bolalo mnie coraz bardziej plakalam, nie moglam spac balam sie o moje nienardzone dziecko.
Po 5 dniach meczarni trafilam do szpitala nie wytrzymywalam juz wymioty ,zimne poty ,omdlenia ,bole mialam juz dosc ledwo zylam ,ale musialam rozmawiac z lekarzem.
4 godzny mnie badali ginekolog ogolny i chirurg wkoncu nie mialam sil padlam
sad.gif
.
Dali mi kroplowke bylo mi zimno przykryli mnie kocem i polozyli na lezance diagnoza : SILNE ZAPALENIE TRZUSTKI!!!
Siadla mi watroba ,nie pracowaly mi jelita i zoladek mialam sonde kroplowki pompy na bole
sad.gif
wygladalo to strasznie i tez ta nerka pytalam czemu to mnie spotkalo akurat w ciazy nie moglo pozniej !!!
Nie zapomne tego poczatek moich meczarni dopiero sie zaczal.
Lezalam w szpitalu 8 dni 8 okropnych dni leczyli mnie i konsultowali sie z matka polka w lodzi czekalo tam na mnie lozko ,gdyz bylo bardzo zle mowili nawet do nie ze niezle popijam wóde ,a ja im mowie ,ze jestem abstynentka nie wierzyli mi.
Mialam amelazy we krwii 4500 a norma 112
sad.gif
.
Poplakalam sie nie wiedzialam co dalej bedzie z dzieckiem lekarz nawet ginekolog do mnie nie przyszedl zadnego dnia jak tam lezalam.
Balam sie ze z dzieckiem cos jest nie tak plakalam co noc
crybaby.gif
.
Mialam zrobione usg brzucha i ciazy malenstwo zdrowe i roslo bylam szczesliwa drugie usg liczne zlogi w woreczku zolciowym i wodonercze .
Wkoncu wrocialm do domy bylo dobrze czulam sie niezle nic mnie nie bolalo trzymalam diete malenstwo roslo ladnie odzywalo sie kopalo wiedzialam ze jest ok
smile.gif
.
Ale pryszedl maj !!!
Znowu trafilam do szpitala bole plecow balam sie ze znowu cos jest nie tak.
Przyjeli mnie bez problemu od razu lekarz zlecil badania i okazalo sie ,ze znowu mam atak nerki i atak trzustki znowu krplowki i badania co chwile krew pobierana mialam takie siniaki jak narkomanka.
Ludzie patrzyli na mnie jak na cpunke w ciazy ,ale nie interesowalo mnie to tylko mje dziecko .
Trafialm na ocp wczesniej lezalam na chirurgii byl to oddzial ciazy problemowej wczesciej oddzial patolgii ciazy .
Po 8 dniach tafilam do domy bylo juz dobrze tylko tyle ze urolog powiedzial mi ,ze jesli wodnercze sie powiekszy to bede miala zalozony cewnik do nerki.
Trwalo wszytso dobrze tydzien trafilam w 35 tyg znowu na ocp z silnymi bolami i wymiotami.
Nerka pzestala mi pracowac trzeba bylo zalozyc cewnik
sad.gif
ledwo mowilam bo mialam problemy z plucami .
A z trzustka kamienie sie ruszyly i zaczelam miec kolke dlatego te wymioty znowu sonda .
Lekarz mi ja tak zakladal ze zaczel mi leciec krew przez nos i buzie
sad.gif
nie dosc mialam problemow to jeszcze to .
Bezlitosny lekarz pamietam mine mojego ginekologa na odziale przerazony kazal mu przestac a on mowi ,ze to musi byc no i podjecie decyzji ciac czy nie wkoncu podjal : NIE bedziemy ciac przychodzil do mnie co 5 minut i sprawdzal czy wszytsko jest ok.
Ktg mialam przez 24h na dobe bylam tak zmeczona byla godzina 24 ,a ja padlam i musialam wstac na kolejne badanie meczyli mnie, ale wkoncu moglam isc spac mialam osobna sale ,zeby nikt mnie nie meczyl z innych pacjetek.
Mialam codziennie badania krwii i moczu nie mialam wkoncu zyl na te badania to przestali bylam tak pokuta a bolalao jak nie wiem co
sad.gif
.
Malenstwo zdrowe ladnie sie rozwijalo ,a ja chcialam wiedziec czemu nie beda ciac okazlo sie ze : JESLI ZROBIA MI CESARKE MOGE IM UMRZEC NA STOLE OPERACYJNYM WIEC NIE RYZYKUJA musialam czekac az porod sam sie zacznie trafialm do szpitala dokladnie 2 czerwca ,a 5 obchodzialm urodziny smutne urodziny tylko mi sie plakac chcialo.
Mialam jeszcze pare drobnych atakow ,ale szybka reakcja i byl juz dobrze .
Zrobili mi posiew wyszla jakas bakteria nie chcieli mi powiedziec dopiero w domu dowiedzialam sie ze to gronkowiec lekarze zarazli mnie gronkowce ,bo wczesniej badania mialam idealne ,ale okej jakos to przezylam.
Bawili sie w testy i mialam ich chyba z 8 i nic tylko zabawe ze skurczami ktore mialam 2 tygodnie regularne i nic.
Mieli mi wywolyac porod 17 lipca ,ale nie udalo im sie gdyz 16 lipca o 18:50 zaczelam miec takie skurcze co minute ze wylam z bolu nerka mnie bolala badal mnie lekarz i rozarcie na palec nic wiecej ale dobrze chodzmy na porodowke ,albo bede rodzila ,albo wroce na sale.
Doszlam tylko na porodowke i wody mi odeszly.
Akcja sie zaczela dali mi kroplowke ,zeby nerke mi uspokoic i bylo okej nawet nie wiedzialam ,ze rodze tylko tyle ,ze mialam zielone wody rodzialm 2h 50 minut z tego wzgeldu ,ze rowarcie szlo bardzo szybko glowke w dole mialam juz po 50 minutach ,ale malutka byla zle ustawiona lezala po lewej stronie i musialam cwiczyc ,zeby wpadla na srodek.
Wkocu sie udalo i urodzialam sliczna coreczke o wadze 3640 g Oliwke
smile.gif
.
Tylko ,ze nie plakala nic sie nie odezwala.
Przyszla lekarka i mowie ,ze ma zapalenie plucek ,ale bedzie dobrze.
Gdy ja przwozili na sale przestala oddychac musieli ja reanimowac
sad.gif
lezala na takim blacie pod jakimis kablami i lampami miala cos wprowadzane przez pepowine miala badana akcje serduszka czy dobrze bije ciezko oddychala i miala maske tlenowa okazal sie ze ma odmy plucne jakies pecherzki plucne pekaly i bylo zle ,ale wkoncu po 2 tygodniach wrocilysmy do domu zdrowe.
 
reklama
Widzę że kolej na mnie.

do szpitala zgłosiłam się 7 lipca bo zauważyłam zielonkawą wydzielinę a mój lekarz był na urlopie i nie miałam się jak skonsultować. Dodam iż w Radomiu tylko jeden szpital przyjmował bo w drugim (tym co chciałam rodzić) była dezynfekcja. Myślałam że mnie tylko zbadają i sprawdzą czy wszystko ok i puszczą do domu. Ale do domu już nie wróciłam. Dostałam super łóżko na korytarzu:baffled: i podłączyli mnie pod ktg (rozwarcie 2cm). Oczywiście 0 skurczy. Następnego dnia trafiłam już na salę.
Co dzień miałąm robione ktg. W tym czasie do porodu czyli od 7 do 16 lipca codziennie ktg, sprawdzili mi wody płodowe, usg i wszystko ok czekamy aż zacznie pani rodzić. Myślałam że oszaleję w tym szpitalu ale mogłam się wypisać tylko na własne żądanie. Więc wolałam już tam zostać i czekać.

16 lipca zrobili mi wreszcie próbę na OXy i wyszło że reaguję. I decyzja lekarza że jutro dają mi kroplówkę i rodzę. Ucieszyłam się strasznie i kazałam M żeby się szykował na poród. Rano 17 lipca dostałam tą kroplówkę jednak nic na nią nie reagowałam. Chodziłam sobie po sali po korytarzu słyszałam jak się kobitki męczą a mnie nic nie brało (jedna urodziła w 2 h a ja do położnej też bym tak szybko chciała). Denerwowałam się strasznie że nic się nie dzieje. Zapytałam położnej czy M może przyjechać już bo chcieliśmy poród rodzinny ale ona stwierdziła że mogę wcale nie zareagować na oxy i jeszcze mamy dużo czasu. Ok 15stej przyszedł lekarz zbadał mnie i cały czas 2cm. Kazał zwiększyć przepływ kroplówki. Zeszło już chyba pół butelki. Ok 16stej dzwoni M i mówi że się zdrzemnie a ja że nie ma problemu bo ja dziś raczej nie urodzę. Przed 17stą rozmawiam z położną i nagle czuję takie kopniecie i nagle skurcz. Mówię że chyba się coś dzieje. Karze położyć się na łóżku i w tej chwili odchodzą mi wody (czułam jakbym siku zrobiła) Ona na to no to dobrze ale musimy czekać na skurcze regularne. Dzwoni mama i mówię że chyba coś sie dzieje ale ma jeszcze M nie budzić niech się chłopina prześpi. Po chwili podłączyła mnie pod ktg i rzeczywiście zaczęło się!! Lekarz stwierdza 2cm po 17stej. Przed 18stą położna bierze mnie na lewatywę. Jednak po chwili stwierdza że nie zdążymy bo ja już mam 7cm rozwarcia. Lekarz bada rozwarcie i potwierdza 7cm. przyleciał 2 i sie śmieją że chyba wcześniej mi źle zbadali bo to niemożliwe że tak szybko się powiększyło:zawstydzona/y:. Taki młody lekarz uczy mnie prawidłowo oddychać żeby dotleniać dziecko. Szybko dzwonię po Męża. Skurcze mam co 3 minuty i bolesne jak cholera. Po 5 minutach już jest obok mnie. Jechał jak szalony ale już jesteśmy razem. Dobrze że mieliśmy salę z klimatyzacją bo chyba bym nie dała rady bo rodziłam w straszny upał. M bardzo mi pomagał dmuchał mnie:szok: (tzn chłodził mnie powietrzem z buzi) bo tak mi było gorąco, dawał wodę do picia. Czas przed 19stą był dla mnie najgorszy bo czekaliśmy na pełne rozwarcie a ból niemiłosierny i ten oddech równomierny a to ciężki do wykonania. O 19 zmiana położnych. Nowa już nie taka fajna. Strasznie krzyczałam przy skurczach ale nie zwracałam na to uwagi :-) lżej mi było :confused:.
Po 19stej zaczęły się parte i 10cm. Niestety Michałek źle wszedł w kanał rodny zlecieli się znów lekarze ja wystraszona ale jednemu udało się go nastawić. Bałam się że zrobią mi cesarkę ale udało się. Okazało się że źle prę. Znów lekarze i ten młody pokazuje na sobie wdech wydech i karze przeć. To robię tak jak mówi. Nacieli mnie i tan młody nacisnął mi na brzuch łokciem i Michałek był już z nami o 19.40. 55cm i 2800g. Podobno bardzo krótka pępowina i takie nie wiedzieli jeszcze może ok 15-20cm. M łzy w oczach ja też i ogromna radość. Gbydy nie ten młody lekarz to ja nie wiem co by było. I bardzo się cieszę że M był ze mną :cool2:Fakt że umawialiśmy się że nie będzie TAM patrzył ale jak to... przecież musiał. Ale dla mnie to nie problem. Przeciął pępowinę (podobno twarda strasznie) i lekarz mówili żeby na klejnoty uważał:-D. Położyli mi go na brzuszku a ja nawet nie pamiętam co wtedy mówiłam. Podobno moje Kochane moje kochane .... M policzył mu wszystkie paluszki i poszedł z położną i innymi go badać a w tym czasie lekarz mnie szył. Zajęło mu to chyba 20 minut. A potem już cała nasza 3 na sali i po godzinie przewieźli nas na normalną. Dodam że moja kochana mama przyjechała do szpitala zaraz za M i czekała cały czas przed szpitalem wypalając krocie papierosów. Aż w końcu weszła do nas ok 21 i zobaczyła wnusia :-).

Lekarze i położna na drugi dzień śmieli się że jestem stworzona do rodzenia dzieci że bardzo szybko urodziłam bo w sumie 2,5h. Teraz w perspektywie czasu to gorszy dla mnie był czas po porodzie bo wszystko mnie bolało i doszłam do siebie dopiero po 3 tyg. No wreszcie opisałam ten mój poród. Następny też rodzinny :-D
 
Urodziłam 24 lipca tego roku córeczkę drogą CC i po tym, czego się nasłuchałam od rodzących naturalnie koleżanek, w życiu nie chciałabym rodzić inaczej i nie wstydzę się o tym mówić, ani nie czuję się gorszą matką, czy też jak kto woli, bynajmniej nie łączy mnie słabsza więź z moją Olivią, a wręcz przeciwnie. Dzieciątko zaś urodziło się zdrowe, silne, dostało 10 punktów po porodzie i darło się w niebogłosy. Uważam, że dużo ważniejsze niż droga przyjścia na świat, jesli chodzi o zdrowie dziecka, jest to jak mama dba o siebie i o nie, jak jeszcze maluch jest w brzuchu :) Bo znam przypadki, że dziewczyny palą fajki, piją alkohol ( niby, że lampka wina nie zaszkodzi) i robią różne inne " mądre" rzeczy. Ja POLECAM wszystkim cesarkę - w związku z tym, że miałam przed nią podlączoną oksytocynę, żeby PO lepiej wszystko się zwijało wewnątrz i żebym szybciej doszła do formy, to wiem czym jest ból porodowy, a raczej DOMYŚLAM się, jak strasznie boli, bo skurcze, które u mnie wywołano, to ponoć były zaledwie te "początkowe", a ja zdążyłam się przy nich zsikać przy lekarzach, zwijać z bólu na leżance i modlić w duchu o podanie w końcu tego cholernego zastrzyku w kręgosłup, kiedy to przestanę już czuć ból. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła urodzić w ten sposób - chyba bym z bólu tam zeszła. Słyszałam zresztą jak nieludzkim wręcz głosem darły się dziewczyny rodzące właśnie naturalnie. A u mnie zastrzyk bolał mniej więcej tak,jak ten przy pobieraniu krwi, no może ciut, nieznacznie bardziej, ale nawet nie drgnełam, a bardzo boję się zastrzyków. Potem czułam jak mnie lekarze dotykają po brzuchu, ale to było takie śmieszne uczucie - nie centralny dotyk, tylko jakby mi bębnili tak szybko opuszkami palców po brzuchu i coś na nim przesuwali :) Następnie po 10 minutach poczułam delikatne pociągnięcie, jak za włosy i dzidzia była na świecie :) A potem to już leżałam sobie przez 30 minut, bo mnie szyli, czyli nadal to łaskotanie po brzuchu. Jedyny dyskomfort jaki pojawił się podczas mojego porodu, to uczucie podczas operacji, że ziewam i spada mi ciśnienie, ale powiedziałam o tym anestezjologowi i podał mi efedrynę i od razu lepiej się poczułam. Zaraz po zabiegu, jak mi pokazywali Olivię i jak sobie bylismy we trójkę sami, czułam drżenie ciała, takie dygotanie zębami, jakby mi było zimno, ale nie było :) Nie mogłam tych zębów opanować, ale przykryli mnie kocem i minęło po 20 minutach. No i potem do rana leżałam na sali pooperacyjnej, bez Niuni, ale szczęśliwa i stęskniona za Nią. I pamiętam, że strasznie mi się chciało pić, a nie mogłam do rana, dostawałam tylko takie maciupcie buteleczki z wodą destylowaną - tyle wody, co mały paznokieć i tak żebrałam o nie całą noc :) Rano dali mi się już normalnie napić. NIC a nic MNIE NIE BOLAŁO!!! Przygotowywałam się, że rana bedzie boleć, a tu NIC! Rano przyszedł do mnie mój lekarz, pomógł mi wstać i od tej pory sama już wyprostowana śmigałam po korytarzu z dzidzią w wózeczku.Trochę mnie jedynie rana ciągnęła, ale tak bezboleśnie, bardziej jako dyskomfort, ale starałam się mimo to trzymać prosto plecy i z każdym dniem ( 2 dni) ciągnęła mniej. Nie wzięłam ANI JEDNEJ tabletki przeciwbólowej po operacji. Tylko przez tą nocna sali pooperacyjnej byłam pod morfiną, ale rano już nic mi nie podawali :) Kazdemu życzę takiego porodu i takich przeżyć z nim związanych. Nie dajcie się zwieść temu co piszą w gazetach,że jak rodzić to tylko naturalnie i że jakby natura chciała, żebyśmy rodziły przez CC tobyśmy miały zamki w brzuchu i inne bzdury. Gdyby natura chciała, żebysmy jeździły autem, to miałybysmy kółka zamiast nóg :) Dzięki CC mam małą bliznę pod linią bikini, zero zrostów, bóli, wszystko czuję , nic mi nie drętwieje, nie ciągnie w tamtym miejscu, mam jakby tatuaż upamiętniający tamtą chwilę i pełną satysfakcję seksualną z moim szczęśliwym i równie ważnym co dzidzia mężem :)
 
Miałam tego nie opisywać, miałam zachować to gdzieś głęboko w sobie żeby zapomnieć ten ból... ale pomyślałam sobie, że może kiedyś za 50 lat jednak będę chciała wspomnieć ten dzień i ból i łzy i szczęście...
Ohh i ten strach że w Zuzi pierwsze urodzinki będę jęczeć na porodówce...

Dnia 23 czerwca miałam umówioną wizytę do ginekologa. Miało być oczywiście badanie kontrolne i KTG na które szłam już 2 raz.
Ale 22 czerwca w Zuzy urodziny "przypomniało mi się" że przecież 23 to święto! pomyślałam, że wizytę przełożę na za tydzień.
Niestety coraz niżej wyczuwalna główka Oli nie pozwoliła mi normalnie funkcjonować ale nie na tyle, żeby 23 czerwca nie isć do kościoła czy nie zjeść kiełbaski z grilla :)

Piątek - dzień jak co dzień. Śniadanie, mycie i... hmm a może lekarz dzisiaj przyjmuje??? Dzwonię do przychodni. Tak! Przyjmuje! Za 20 minut wychodzi... Pięknie... Samochód nie funkcjonuje jeszcze po ostatnim spaleniu się ze wstydu ale...
Ok jedziemy firmowym.
I... przyszła baba do lekarza.
Na badaniu lekarz powiedział mi, że daje mi góra 3 dni do porodu. Bo szyjki prawie nie ma, jest gładka Ooo i nawet jest rozwarcie. Ha! Wiedziałam że coś się święci. Ale dla upewnienia oczywiście jeszcze KTG.

Leżę i leżę i coś tam czuję jak mała się wywija i... O! skurcz! Ale nieeee przecież to cholerstwo boli a ten "skurcz" tylko przyjemnie napiął mi brzuch...

Przychodzi lekarz "no kochana, zwijamy interes. Jedź do domu, zjedz, pakuj torbę i przyjeżdżaj do szpitala", że co????
Nieee, mi tam się nie spieszy :) SKurcze co 5 minut ale ja czuję tylko jak fajnie mi się brzuch napina...

Przyjechałam do domu, grezdam na forum. Mama wzięła Zuzię na zakupy. Gotuję obiad, mąż chodzi dziwny po domu, hmm czyzby się ztresował? :)
"Mamo! a smietana???" - zapomniała... no więc Rika idzie do sklepu ze skurczami co 4 minuty, siostra co chwilę pyta czy już, mąż też... tylko mama sadziła że sobie jaja robię i że fałszywy alarm i w ogóle sie nnie przejmowała :) Chociaż ona :)

No nie... obiad ugotowany, zjedzony, posprzatane... Dobra. W razie W idę się wykąpać, ogolić... i dopakowac torbę. A co z Zuzią? Biedulka będzie musiała spać beze mnie :( a noce dla niej sa najgorsze, wtedy najbardziej mnie potrzebuje...

Wykąpałam się skurcze zaczęły być częstsze i nasilały się. A mama pyta "Ty naprawdę masz te skurcze?" :) nie mamo, jaja sobie robię :)

Mąż wypytuje zdenerwowany czy już, a może już, na pewno nie już, a teraz?
Nie! Jak będzie czas to powiem.
Godzina ok 18-19. Mówię mojemu, że może już pojedziemy. Skurcze dalej były jak nie skurcze, bezbolesne itd ale wystraszyłam się że jak wyjedziemy później to sama sobie w samochodzie będę musiała poród odebrać :/.
Spakowałam się, ucałowałam Zuzię i pojechaliśmy. Cholera na wybojach zabolało...

Po drodze mówiłam mężowi że urodzę albo dzisiaj albo za tydzień, bo piątek musi być. Ja urodziłam się w piątek to i Ola urodzi się w piatek bo skoro Zuzia urodziła się wtedy kiedy mąż czyli we wtorek to tak musi być i już!
W szpitalu KTG nie wykazało skurczy ha!!! A oni wierzą sprzętowi oczywiście a nie rodzącej kobiecie, ale skoro już przyjechałam to zapiszą mnie na oddział...
Tam spisywanie, wywiad itd, a ja wypalam "na tym łóżku chce rodzić" Czyli na środkowym, na przeciwko zegara, dokładnie na tym, na którym rok temu rodziłam Zuzię"... Położyłam tam torbę żeby nikt mi go nie zajął.

Kazali chodzić itd. Woow ale nowość :)
Ok 20 przestało być już zabawnie bo zaczęło boleć na maksa. Na szczęście nie bolało aż tak mocno jak przy Zuzi. Tzn przy Zuzi miałam mało bolące skurcze co 8 minut a przy Oli bolały tak samo jak te co 8 minut tylko że były co 4 minuty - bolące. Łzy mi poleciały bo nagle przypomniał się ten ból... A rozwarcie tylko na 2,5 centymetra :(
Nagle przyjechała jakaś baba i... zajęła moje łóżko! Powiedziałam ze to ja miałam tam rodzić i na innym nie urodzę i chcę isć do domu. A babka mnie uspokoiła że szybko pójdzie i wszystko sprzątną i będę rodzić tam gdzie chcę.
O 21 kazali mi przyjść na "przeczyszczenie"... więc poszłam. Nie pozwolili mężowi wejść. Ale baba gdzieś poszła a ja zwijałam się sama na podłodze z bólu bo skurcze miałam co 3 minuty i już nie bylo śmiesznie ani fajnie ani w ogóle nie było!

Myślałam że zejdę! na szczęście przyszła baba, zrobiła swoje, ja zrobiłam swoje. Mąż pomógł mi się umyć... Skurcze miałam co 2 minuty i chodziłam po ścianach... Chciałam żeby to już się skończyło :(
Nie miałam siły anwet przejść z gabinetu zabiegowego na porodówkę a znów kazali mi się położyć bo KTG, bo rozwarcie muszą sprawdzić...
Na KTG prosiłam o ZZO ale mi nie chcieli dać bo powiedzieli, ze anestezjolog ma operację (później okazało się że operacji nie było a anestezjolodzy już tak chętnie nie przychodzą na ZOO od kiedy jest darmowe). Mówiłam że zapłacę ile trzeba byle tylko mnie znieczulili. To był taki ból jakiego nigdy nie doznałam., Nawet przy Zuzi tak nie bolało.
Przy Zuzi skakałam na piłce i to mi pomagało. Tym razem poprosiłam o piłkę, ale... nie dałam rady na niej usiąść. To był taki ból, który nie pozwalał mi krzyczeć, mówić, chodzić, stać. Leżałam na środku korytarza i traciłam przytomność. Z bólu! Mąż do mnie mówił, nie pamiętam co, pamiętam że byłam na niego zła, że każe mi powtarzać to co mówię. Mówiłam tak cicho że nie słyszał i nie mógł zrozumieć co chcę mu przekazać. Na początku jak leżałam na podłodze to kazał mi wstać ale kiedy zobaczył że tak mi dobrze już przestał próbować mnie podnosić.
A ta podłoga była taka chłodna, tak cholernie przyjemnie chłodna... jak ja... bo czułam że schodzę, opadam z sił...
22:00
Babka sprząta łóżko, na którym miałam rodzić. Ja opieram się o nie, nie mam siły krzyczeć i nagle czuję że pękam w środku. Boże! Wody mi odeszły. Kazali mi się położyć żeby sprawdzić rozwarcie... wyprosili męża...
Wciągnęli mnie na łóżko. 8 cm... jeszcze trochę.. i.. wszyscy sobie poszli!!! Babka wbija mi się igłą w nadgarstek a ja mówię że czuję główkę i że rodzę. "Pani nie przesadza, jeszcze z godzinkę conajmniej" i wiecie co??? Zaczęłam krzyczeć jak świnia i nagle Ola wystrzeliła jak z procy na... rękę salowej!
Nie było nikogo! Tylko ona i położna, która rozwaliła mi żyłę bo w jednej ręce trzymała główkę Oli, którą przekazała jej salowa a w drugiej igłę i moją rękę. I wszyscy zdziwieni... a ona "no rzeczywiście... rodziła pani"... ehh

Rany! Ile ona ma czarnych włosków!
O 22:07 uodziła się Ola, 10 pkt w skali Appgar, 50 cm i 2560 g. Mam wpisane 22:10 bo nawet nikt nie spojrzał na godzinę...

I nagle przyszedł lekarz i baby od noworodków. Wszyscy w szoku, zdziwieni że to już.
Położyli mi Olę na brzuchu, zaczeła płakać ale powiedziałam do niej... uspokoiła się. Mąż robił zdjęcia...
Nawet nie zdążył potrzymać mnie za rękę kiedy rodziłam bo miałam tylko jeden party i nie trwało to nawet 1,5 minuty. Nie nacięli mnie też bo... nie zdążyli. Przecież nie rodziłam :)

Już po wszystkim. Teraz tylko łożysko i... powtórka sprzed roku. Łożysko znów uwiązane :(
Lekarz naciskał na brzuch, krew się lała ze mne, prosiłam żeby przestał a on dalej i mocniej. Tylko czekałam. Już wiedziałam że nie urodzę łożyska, czekałam żeby zasnąć, zeby podali mi to cholerne znieczulenie... Pytanie o... i podali mi kroplówkę. Czekałam tylko żeby zasnąć, żeby skońcczył się ból, żeby przestała go czuć, zebym odpłynęła. I tak się stało.

Tym razem po narkozie zachowywałam się normalnie :) Już wiedziałam co się dzieje. Leżąc na łóżku podkuliłam nogi i tylko przewracałam głową na prawo i na lewo. Nie chciało mi się oddychać, nie chciało mi się otwierać oczu, nie chciało mi się słyszeć... ale słyszałam, że jest możliwość, ze straciłam dużo krwi, ze potrzebna będzie transfuzja... na szczęście obyło się bez.

Przewieźli mnie na salę poporodową ok północy, kazali się wyspać i nie wstawać z łóżka. Ale jak ja mam taka brudna iść spać???
Zasnęłam ale o 3 obudziłam się, poszłam pod prysznić, źle czułam się taka brudna...
Rano przynieśli mi Olę... Jaka śliczna... pierwsze karmienie, spanie, zdjęcia, pocałunki...

I tak oto, ma Zuzia siostrę Olę, któą kocha nad życie, któą karmi, przewija, tańczy z nią, śpi, śpiewa, kłóci się, uczy mówić, rozwesela... od której jest starsza 1 rok i 2 dni, z któą będzie wychowywać się jak bliźniaczka...


Długo nie będę wracać do tego wpisu. Czuję ten ból, który szedł z krzyża, czuję wszystko... Nie wracam nawet do opisu porodu Zuzi bo mimo że był dłuższy to mniej bolesny ale wracają te wspomnienia z porodu Oli. Robi mi się słabo, odechciewa mi się żyć, czuję niesmak, dziwne uczucie w brzuchu... nie chcę tego pamiętać... ale może, za 50 lat wróci ochota na wspomnienia.
 
Do góry