reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

opowieści z porodówek

Witajcie mamusie.
Moj porod wygladal tak..:
To byly ciezkie 8 dni w moim zyciu.. We wtorek przed 22 odeszly mi wody. Bylam podekscytowana i mimo, ze wyczekiwalam ten moment dlugo, zupelnie nieprzygotowana i wystraszona. :) Bylam pewna ze to juz cale wody -recznik nie dawal rady, ale jednak nie.. Popedzilismy do szpitala po prysznicu -ok. godzine po. :) A w szpitalu maszyna i co, zero skurczy, badanie i zero rozwarcia.. :( Zostac na noc na obserwacji.. Maszyna na okraglo podpieta, nie moglam spac.. Jak juz sprobowalam, wyspalam sie az godzine, myslalam, ze poplyne z lozkiem, wody sie wylaly jak na filmie, lozko, podloga, midwife nie mogla uwierzyc ile tych wod.. :) Niestety postepu zero. Pospalam 2h, ciagle maszyna i badania rozwarcia, mega bolesne zreszta.. Pospacerowalam i zaczeli mi podawac antybiotyk kroplowka (ze wzgladu na infekcje) -co 4h nowa i kroplowki na wywolywanie z powodu braku wod. Z kazdej strony poklota, pelno kroplowek.. Jedna, potem druga -po 24h marne 2cm.. :( I sie zaczely bole, i to tak cholerne, ze ho, najgorsze, ze rozwarcia zero.. :( Dlatego od razu zaproponowali epidural, poniewaz gazu nawet nie chcialam sprobowac, a zastrzyk w noge sami mowili, ze nic nie daje.. Przystalam, bo bylam juz wymeczona tym, ze bol okropny, a rozwarcia nic.. Niestety ''cudowny'' epidural u mnie przestawal dzialac co 20 minut, postanowili go ''doladowywac'' co pol godziny.. :( Takze 10 minut rwacych boli, i potem 20 min ulgi.. I tak kolejne 10h.. Nie moglam wytrzymac w tych bolach bez snu 34h, bez jedzenia, na lezaco i z maszyna podpieta przez caly czas.. Poprosilam o odpiecie i pojscie do toalety, przystali na to. Wiedzialam, ze jak tylko mnie podniosa, poczuje sie lepiej.. Ale przerazilam i ich i siebie. Pchajac 1 kroplowke, pomaszerowalam do toalety, jak skowronek, zero boli, nic.. Wrocilam i mowie, ze martwie sie o dziecko, bo wod juz ma malenko, a moje bole sa lewe -tylko z kroplowek i maszyny, nic naturalnego, poza tym dalej tylko 3cm rozwarcia i ze dalej nie dam rady.. Poprosilam o cesarke. Powiedzieli, ze sie naradza i wroca z decyzja.. Wrocili po 2h z cudowna wiescia, przygotowania do cesarki. Powiedzieli, ze normalnie to bym musiala jeszcze czekac, probowac, z 10h nawet, ale ze wzgledu na infekcje i antybiotyk, juz nie moga czekac, poza tym bobas jest duzy, a rozwarcia nic, bo ulozony buzka do przodu, takze szanse nikle na cokolwiek, moze tylko gdybym miala wiecej sil, ale nie mialam.... Bylam tak szczesliwa, ajj.. Papierki podpisane i po 10 min bylam gotowa. Przestraszona jak nigdy w zyciu (bo nigdy nic zlamane, zadnej operacji), ale i szczesliwa, bo juz wiedzialam, ze za pol h, h, poznam mojego synka.. :) Na sali z 10 osob, ciagle mnie zagadywali, zebym nie stracila przytomnosci.. Balam sie strasznie tego co bede czuc, sprawdzali znieczulenie 3 razy. Pierwsze 2 razy jeszcze cos czulam, bylam tak wystraszona, ze ho, po 3 razie bylo ok.. Przyslonili mnie i co, widze wszystko w lampie, spanikowalam, kazalam sie przykryc bardziej, zeby nie widziec.. Operacja ok, zadnego bolu. Czulam tylko szarpanie calego ciala i wszelkie odglosy ciecia, rwania itd.. Najgorszy byl moment wyrwania malego z brzucha.. Dziwne odglosy i straszne szarpanie, maly duzy, dlatego tak.. A po chwili.. Juz tylko krzyk, placz, najpiekniejszy jaki slyszalam w zyciu.. :) Do tego oznajmienie, ze chlopczyk i gratulacje od kazdego pokolei. :) Dosc szybko go obmyli, ja tylko spytalam, czy z nim wszystko ok, po tak ciezkim porodzie-zdrowy jak rybka.. :) Za chwile przed oczami ujrzalam buzke i zdziwione oczka -milosc od pierwszego wejrzenia! Zaczelam plakac ze szczescia, ale dosc niewiele, bo nawet plakac nie mialam sily.. Za chwile spytali, czy moga go zabrac do pokoju obok do taty, oczywiscie zgodzilam sie.. Szycie trwalo ok. 40 min. Tylko odglosy niemile, ale euforia i radosc jakich malo.. Zaraz po operacji na inna sale, a tam tatus z malenstwem na rekach.. Echh.. Rekowalescencja okropna, bo po samej cesarce byloby ok, ale ze epidural w co chwile zwiekszanej dawce, antybiotyk, wywolywanie itd, to tragedia. Ale dla syna przeszlabym to jeszcze sto razy. Zwijalam sie z bolu, plakalam w szpitalu, mialam depresje, ze nie dalam rady go karmic, ale juz prawie tydzien po cesarce i chociaz nadal o masie srodkow przeciwbolowych, to juz chodze i nawet minimalnie spie.. :) Uczymy sie rutyny. Synek wymagajacy, ale jeszcze zyje, mimo, ze o 2h snu dziennie.. :) Narazie to tyle. Pozdrawiam Was mamusie.
 
reklama
No to w końcu i ja dopiszę puentę mojej 9 miesięcznej przygody:-) termin miałam na 12.05 ale moje bebe nie spieszyło się na świat, w końcu dostałam skierowanie na wywołanie porodu na 26.05 ( ładna data) ale 22 w sobotę zaczęłam odczuwać od rana regularne skurcze w podbrzuszu jak przy okresie, małż wrócił z wykładów i mówię mu, że mam regularne skurcze a on jak się nie zerwie z łóżka hihi uspokoiłam go i posłałam po tortille ( taki ostatni posiłek przed finałem) i tak koło 18 stwierdziliśmy że jedziemy. Wchodzimy na IP i w śmiech bo w poczekalni siedzi nasza kumpela z mężem :-) (rodziłyśmy w sąsiednich pokojach ) no ale po kolei. Podłączyli mnie pod ktg i faktycznie okazało się że są skurcze rozwarcie na 2cm ponieważ był to już 42tc to lekarz zdecydował że rodzimy!! Na początku było śmiesznie dopóki nie zaczęły się bóle krzyżowe...mój małż z oddaniem masował mi plecy robił zimne okłady, po 3,5godz. dreptania z tymi bólami byłam juz tak wyczerpana że położna dała mi delargan i odczułam chwilową ulgę ale nie na długo:-( mijała godzina za godziną rozwarcie szło powoli ból narastał ja słabłam w końcu już tylko leżałam prawie nie przytomna kolejni lekarze przychodzili badali i nic konkretnego z tego nie wynikało a ja już tak marzyłam o końcu tego bólu...aż nad ranem w niedzielę pojawiła się położna, która wzięła sprawy w swoje ręce ;-) kiedy w końcu dobiłam do 10cm rozwarcia okazało się że mała nie zeszła do końca główką a tu pojawiły się parte bóle a mi nie pozwolili przeć tylko oddychać żeby mała zeszła w dół bo jak nie to vacum lub kleszcze :szok::no: no jak to usłyszałam to po mimo kompletnego wycieczenia mówie sobie mowy nie ma!! Na szczęście przyszedł jakiś docent i z ręką po łokieć we mnie coś tam zmajstrował i mogłam w końcu przeć i jak się zaparłam to za chyba 4 parciem mała Majka pojawiła się na świecie:-D super uczucie !!! A ona taka malutka, cieplutka, cudowna:-D W trzy godziny po porodzie malutka moja córeczka już ssała cycka, dostała 10pkt. Ja mimo takiego wysiłku, nacięcia krocza i dużej dawki delarganu od razu dałam radę się nią zająć jakieś magiczne siły we mnie wstąpiły i tak już zostało :-D Muszę napisać, że gdyby nie mój mąż to bym nie dała rady urodzić Majki siłami natury:-) do końca życia będę mu wdzięczna za takie wsparcie:-)
 
Mala śpi to opiszę jak to było u mnie...
26 maja od rana zaczeły sie skurcze i to od razu regularne co 10 min. Na 13 miałam jechac na KTG wiec na spokojnie sobie czekałam. Każdy skurcz powodowal jednak silny ból w krzyżu ;/ Ale dało się wytrzymać. Na KTG piekne skurcze, ale jeszcze za rzadko wiec pojechalam do domu. Po poludniu skurcze co 5 min. Mysle wiec, ok, mąż wroci z pracy to mnie odwiezie na IP. Wieczorem mąż wrocil a skurcze co 10 min ;/ Zaliczylismy dluuugi spacer ale skurcze coraz rzadziej. Za to krzyz bolal coraz bardziej. W nocy skurcze jeszcze co 10-15 min ale ból olbrzymi. O 3 nie wytrzymałam i pojechalismy naIP zeby chociaz na ten ból cos mi dali.... A tam niespodzianka - 4 cm rozwarcia, wody się sączą, czyli zostałam. Położyli mnie na patologii ciąży, dali antybiotyki w związku z tymi wodami i miałam czekac az skurcze znowu beda regularne. Po 2 godzinach w szpitalu skurcze ustały całkowicie ale ból krzyza pozostał. 27 byłma na patologii i przemierzałam kilometry na korytarzu modląc sie zeby skurcze wrocily, ale gdzie tam... 28 ze wzgledu na ubytek wód i dosc duze rozwarcie poszłam na trakt porodowy i podłączyli mi oksytocyne. W ciagu 2,5 godziny mielismy pelne rozwarcie. Ja szczesliwa bo z boli krzyzowych zaczelo mi odejmowac nogi i chcialam zeby jak najszybciej sie to skonczylo. Niestety na pełne zejscie główki pracowalismy jescze ponad 2 godziny ;//// bardzo przyadly sie cwiczenia ze szkoly rodzenia, bez nich nie dalabym rady. Po 2 godz i 15 min lekarz stwierdzil ze albo urodze na 3 skurczach albo robia cc bo mala za dlugo stoi w kanale rodnym. Słuchajcie tak na mnie to podzialało motywująco, że udalo sie urodfzic. Okazalo sie ze wszytskie problemy ze schodzeniem dziecka w kanale rodnym z tego sie wziely ze mala szla z rączką, duza byla (3900 waga urodzeniowa!!!!) i byla owinieta pepowina (na szczescie nie na szyi). Aguś dostała 9 pkt. Dali mi ja na chwile na rece, poplakalam sie ze szczescia. Potem jeszcze szycie bo niezle mnie ciahcneli, i po pol godzinie juz mialam mala przy sobie ;)
 
Mała zasnęła także jak obiecałam troszkę teraz nabazgrolę o moim porodzie.
Termin 12 maja. 13 maja kładę się do szpitala jako przeterminowana :-( Tej opcji nie brałam pod uwagę w ogóle. Byłam pewna, że urodzę przed terminem, a tu takie zdziwienie... Ordynator stwierdził, ze zobaczymy co się wydarzy przez weekend jak nic to zadecydujemy w poniedziałek co zrobić :dry:
16 maj poniedziałek. Badanie. Nadal nic się nie dzieje, szyjka lekko przepuszcza opuszkę. Zdecydowali, ze biorą mnie na test OTC (podają oksytocynę ale w małej ilości, żeby sprawdzić dojrzałość łożyska i przygotować macicę do skurczy).
17, 18 maja leżę w szpitalu i nadal nic :dry:
19 maj urodziny mojej mamci :) Zdecydowali, ze biorą mnie na żel co się nazywa Prepidil. To niby też nie wywołuję porodu ale przygotowuje cały dół i zmiękcza szyjkę. Skurcze po podaniu znikome. Zaczęłam odczuwać ból jak na okres. Odesłali mnie do łóżka i kazali wołać jakby się coś działo. Lekarz się tłumaczył, ze poród może nastąpić po tym w ciągu kilku dni, albo wcale :dry: Poszłam do łóżka spać. Obudziłam się około 14 i mówię do koleżanki z łóżka obok, ze ale shit i rozeszło się wszystko po kościach. Wyciągnęłam ją do sklepiku po coś słodkiego na otarcie łez i w drodze powrotnej na schody :) Jak poszłyśmy to poczułam 3 ostre skurcze. O, coś się dzieję-mówię do kumpeli :) Potem były co 10 minut. Podłączyli mi KTG,a na tym skurcze do 30 a bolą jak cholera! Myślę sobie wtf, co będzie jak będą miały 99 :shocked2:. Pomyśleli, że ściemniam i mnie z lekka olali. Około 11 w nocy kumpela mi liczy, że są już co 3-4 minuty!! Idę do dyżurki. Siostra wzywa zaspaną panią Doktor :) Bierze mnie na fotel i stwierdza: "o prawie 3 palce rozwarcia, a w skurczu szyjka zgładzona, idziemy na porodówkę" i wreszcie sie mną zajęli. Na porodówce położna podłącza KTG i mówi: "Marne te skurcze, chyba pani troszkę udaje". Myślałam, ze ja ugryzę!! Ale potem mnie zbadała i stwierdziła, że rozwarcie 6 cm i to tylko maszyna i może się mylić. Zwróciła mi honor :) Potem mówi, żebym dzwoniła po męża, bo zapomniała, ze ja chciałam rodzinny. Mąż przyjechał około 1.30. Wtedy zaczęły się skurcze giganty!! Poszedł ze mną pod prysznic, na piłkę. Bardzo mi pomógł! Miałam w nim ogromne wsparcie!! O 4,10 rozwarcie na 8cm i wody nadal nie odeszły. To położna bach mi łapę i w skurczu pociągnęła za pęcherz i się wylało :) Mąż (pedant) skwitował: "Nigdy nie sądziłem, ze będę się cieszył, ze coś się rozleje " :-p Zaczęła się jazda!! Wtedy rozwarcie już było prawi pełne. Widzieli, ze męczę się niemiłosiernie więc podłączyli mi na ostatnia godzinę oksytocynę. Wtedy myślałam, ze się zaprę!! Czułam jak kicha wychodzi mi normalnie dołem!! Przypłaciłam to hemoroidami!! ( na szczęście już się wchłonęły po super maści szpitalnej). Położnej i męża humor nie opuszczał. Wyjrzała przez okno i mówi: "To pana auto bo kradną panu kołpaki" próbowali rozluźnić atmosferę, śmiałam się przez łzy!! Ok 5.30 wzięli mnie na fotel. Wyginali mnie w każdą stronę, żeby ułatwić kruszynce wejście w kanał! Darłam się niemiłosiernie przy każdym parciu!!:wściekła/y: Już prawię błagałam o cesarke! Krzyczałam, ze nie dam rady!! Że już nie mogę!! Potem słyszę ich rozmowy, ze nie da rady. Mała idzie z rączką przy buzi. I położna pyta czy dzwonić po anestezjologa. A lekarka mówi, dzwonić. Ktoś po niego poszedł dzwonić, a ja nadal ból party czuję. Pomyślałam sobie, to ja tu meczę sie 8 godzin i mnie chcą kroić!! Wzięłam się do kupy! Dosłownie :blink: Położna podchodzi i mówi Ewa dawaj! To dla Lenki! Dawaj idzie!! Jeszcze troszkę przyj!! To ja z całej siły głowa do piersi, oczy zamknięte i prę!! 6.50 Słyszę najpiękniejszy dźwięk w moim życiu!!!! Płacz mojego dziecka!!! Łzy cisnęły mi się do oczu!! (teraz jak to pisze też ryczę) Lekarka pyta czy tatuś przecina pępowinę? To ja tłumaczę, ze nie mąż nie... I naglę widzę mojego męża, jak leci z nożyczkami, które prawie wyrwał siostrze z ręki :) Przeciął!! Potem mi powiedział, ze jak usłyszał jej płacz to musiał lecieć bo nie wytrzymał!! Położyli mi ja na brzuszku! Była taka niebieściutka, taka piękna i darła się wniebogłosy! Nie mogłam uwierzyć w ten cud!! Wyłam jak głupia. Ledwo widziałam ja przez te moje zalane łzami oczy!! Zabrali ją do pomiarów, a mąż poszedł jej cykać foteczki.
Mała dostała 9 punktów, a to dlatego, ze rodziła się z ręką przy buzi. Przez to pękła mi szyjka! Musieli mnie mocniej naciąć. Szycie było straszne!! Niby znieczulili, ale ja czułam każde przeciągnięcie igły i sznurka!! Szycie szyjki to tragedia. Myślałam, ze uduszę jak skończy!! A i w trakcie jej wyskoku przyleciał anestezjolog i mówi: "Urodziła? To po co mnie budziliście" wszyscy w śmiech :tak: Urodziłam ją ostatnim parciem. Dałam z siebie wszystko i byłam z siebie bardzo dumna, bo w pewnym momencie czułam, ze nie dam rady! Ale to ich gadanie, mnie zmobilizowało.
Koleżanka mi mówiła, ze słyszała jak się darłam na oddziale OCP, a oddalony jest spooooro od porodówki. Na drugi dzień gardło mnie bolało strasznie i chrypę miałam niesamowita :)
...I cała trójeczka żyła długo i szczęśliwie... :-) THE END :-)
 
Ostatnia edycja:
To chyba jeszcze ja zostałam...
Termin miałam na 13 maja... 21 maja a piątek, 8 dni po terminie stawiliśmy się na oddziale. standardowe wypełnianie papierków, podpięli mnie pod ktg- oczywiście zero skurczy, badanko połączone z gratisowym masażem szyjki Raaany w życiu mnie tak badanie nie bolało a masaż to już w ogóle wycisnął z moich oczu morze łez Dostałam jakiś zastrzyk, czopki i tak miało być przez kolejne 5 dni a dopiero potem jak nic nie ruszy oxy. I do tego 3 razy dzienie ktg.Zła byłam strasznie bo liczyłam na szybkie spotkanie z synkiem. W piątek nic nie ruszyło...W sobotę o 6 rano przyszła położna z ktg, oczywiście skurczy zero, potem zastrzyk i badanko- 4cm rozwarcia.. Położna pyta mnie czy chcę urodzić dziś czy jutro, oczywiśćie mówie dziś i to jak najszybciej bo już mam dość czekania Ona mi na to że do obiadu urodzę... Powiedziałam że uwierzę jak urodzę bo już nie raz słyszałam że niedługo urodzę, pośmiałyśmy się trochę i wróciłam na salę. O 8 zadzwoniłam do męża i mówie do obiadu mam urodzić ale i tak nie wierzę, nic mi nie dolega...Jakoś po 9 mężu był w szpitalu a skurczy ani widu ani sły****akoś przed 11 stwierdziłam że może się zdrzemnę bo w nocy praktycznie w ogóle nie spałam. Poszłam jeszcze tylko do łazienki, pożartowałam ze współtowarzyszką z sali że to chyba nie oidzisiejszy obiad chodziło i wróciłam do łóżka... Nie wiem czy z 2 minuty poleżałam a tu mega skurcz. Ja w szoku pytam męza która godzina?- 11:00. Po 12 minutach kolejny skurcz.. Niestety od pierwszego slurczu do ostatniego załapałam się na krzyżowe.:baffled:Trzeci skurcz pojawił się dokladnie po kolejnych 12 minutach więc potuptałam do położnych, podpięli mnie pod ktg a tam skurcze już co 6min więc kazały mi zabrać rzeczy i na sale porodową marsz. Tam za chwile kolejne ktg i skurcze co 4min Żeby jeszcze te bóle nie szły z krzyża to pół biedy a tak myślałam że kitne I cieszę się że zdecydowaliśmy sie na poród rodzinny bo obecność mojego męza była dla mnie nieoceniona. Co chwile przychodziła położna pytała jak się czuję, co jakiś czas badanko ale rozwarcie od rana z 4 doszło jedynie do 4,5 cm Myślałam już ze bede się męczyć wiecznie. ..Byłam straszliwie głodna, jedynie o szpitalnym śniadaniu i drożdzóce a tu już się pora kolacji zbliżała, obiad oczywiście mnie ominął. Podczas kolejnego macanka odeszły mi wody i wtedy to się zaczęło. Ledwie zeszłam z fotela tak mnie wszytsko bolało a tu skurcze nasiliły się jeszcze choć myślałam że gorzej już być nie może Miałam wrażenie ze w ogole nie ma miedzy nimi przerwy Zaczęlo mi się robić słabo z głodu i zmęczenia ALe dosłownie po kilku skurczach poczułam że muszę przeć Mówie tylko do meza biegnij po polozna-byla migusiem, badanko i mowi no to rodzimy a ja jej na to ze ja juz nie mam sily.. No ale jakoś się zmobilizowalam.:)Niesttey skurcze mi troche osłabły a maly rodził się z rączką przy buźce wieć troszke nam zeszlo Jeszcze lekarz zacząl mi naciskać reka na brzuch, nie bolalo mnie to wcale ale tak mnie to wkurzylo ze mu odepchnelam to reke i powiedzialam ze nie chce tak:-D o 16:45 uslyszalam najcudniejszy krzyk na swiecie i za chwile polozyli mi mojego synusia na brzuchu cuuuuudowne uczucie Widziałam łzy wzruszenia w oczach mojego meza Potem malego zabrali do wazenia, mierzenia itp mnie w tym czasie pozszywali(wszystko czulam), a potem lezelismy sobie w trojeczke i delektowalismy sie juz naszym szczesciem:-)
 
skoro wszyscy pisza to i ja opisze swój porod
a wiec było to tak 5 maja trafiałm na izbe przyjec z duzym cisnieniem i tak do piatku sobie lezałam i lekarstwa mi dawali
z czego 7 maja na obchodzie pani doktor powiedziała ze na poród sie jeszcze nie zanosi zaprosiła mnie do siebie do gasbinetu zbadała i z połozna popatrzyły na siebie :)
kazały mi isc na ktg
wiec poszłam zapis był zawezony i mały jakos mało ruchliwy
a dodam ze lekarka stwierdział ze juz mam rozwarcie na 2 palce małe ale zawsze juz cos
po tym jak zrobili mi to ktg poszłam do pokoju i sobie lerzałam
przyszła do mnie pielegniarka i sie mnie pyta czy widziałam porodówke mowie ze nie to z dowodzikiem poprosiła mnie do punku ich gdzie pobieraju krew
poszłam a ona do mnie mowi ze bedziemy rodzic alo naturalnie albo prze cc
szybko poszłam na sale spakowałam sie i zadzwiniłam dfo meza
i za 10 mni byłam na sali przedporodowej
podali mi oxy skurcze zaczeły sie duze dochodziły do 90 rozwarcie postepowało ale lekarz mnie zbadal powiedział ze mały kjest za wysoko ułozony ale jeszcze czekali trwało to od 14 do 20 skurcze sie nasilały bol jak diabli
a na zapisie ktg nadal male skoki i tetno zaczeło spadac
wiec czym predzej decyzja o cesarce i zabrali mnie na blok
o 21.30 wyjeli ze mnie pawelka i na chwilke połozyli na piersi
to było super uczucie
potem maluszka dopiero widziałm na sali dla noworodków nastepnego dnia o 12.00
i tak to własnie bylo :)
maz dumny ze ma synka
 
[FONT=&quot]24 miałam wstawić się na IP, bo 25 miał być wywoływany poród. Na początku standardowe pobieranie krwi do badania, mocz i wylądowałam na sali. Zawołali mnie na badanie i rozwarcie nadal na 2 cm nic więcej się nie ruszyło. Następnego dnia rano lewatywka, potem podłączenie pod oxy i tak leżałam od godz. 10:00. Lampy na suficie chyba obejrzałam ze wszystkich stron :cool2: Przyjechał mężuś, żeby ze mną posiedzieć, a potem pojawiła się szwagierka i już na wejściu powiedziała, że skurcze mam jak po grochówce :-D (praktycznie miałam cały czas ok. 10, więc takie jak dzień wcześniej na KTG, bez oxy). O 17 stwierdzili, że nic z tego dzisiaj nie będzie i kazali iść na salę.[/FONT]
[FONT=&quot]W nocy odszedł mi czop (byłam pewna na 100%, że to było to – był podbarwiony ciemną krwią). Kazali czekać. Kolejnej nocy cały czas czułam, że coś mi leci – jakiś ciemno-brązowy śluz. Rano przyszła do pracy męża siostra i mówię jej, że coś mi leciało w nocy i leci coraz bardziej. Powiedziała lekarzowi i wzięli mnie na badanie. Gin stwierdził, że szyjka się skraca, ale rozwarcie nadal na 2 cm, no ale można spróbować :-D.
[/FONT]
[FONT=&quot]Spakowałam się, wzięłam ciepły prysznic, ubrałam sexi szpitalną koszulkę do porodu i poszłam na salę porodową. Podłączono mnie pod oxy, skurcze tym razem trochę większe (do 45). Kilka razy miałam robiony masaż szyjki (ból jak cholera) i rozwarcie dosyć szybko postępowało. Po jakimś czasie przyszedł gin i powiedział, że dzisiaj urodzimy. Zadzwoniłam do męża, żeby przyjechał. Był po godzinie, a ja czułam taki ból, jak szyjka się rozwierała, że tylko trzymałam go za rękę i nie miałam siły nic mówić. Chwilami tętno córci spadało: mężuś zdenerwowany, ja w bólu staram się głęboko oddychać. Kazali mi iść wziąć gorący prysznic. Po nim na chwilę zrobiło mi się lepiej. Rozwarcie zrobiło się na 6cm i przyszedł gin przebić pęcherz. No i zonk, bo wody były zielone:szok:: oj jak zobaczyłam minę szwagierki, dostałam stracha, że coś może być nie tak. Mężuś nie wytrzymał już napięcia i wyszedł na korytarz (tak zresztą wcześniej ustaliliśmy, że wyjdzie jak będzie miał taką potrzebę). Ok. 17:30 rozwarcie było na 9 cm. Na salę przyszło chyba z 5 osób. Skurcze miałam takie słabe, że nie mogłam przez 1,5 godziny wyprzeć córci:no:. Położne naciskały mi na brzuch, ja parłam i nic:wściekła/y:. Na końcu zła już sama na siebie i zrezygnowana, w strachu, że może się małej coś stać mówię, że mają mi ją jakoś wyciągnąć. Przyszła siostra męża i mówi, że będę miała kleszcze, a ja już byłam tak zmęczona, że nawet mi ulżyło, że mi pomogą – nie zdawałam sobie sprawy jakie to niebezpieczne. Przyszły kolejne osoby z jakimiś walizkami, dostałam jakiś zastrzyk, tlen i tak szybko jak zasnęłam, tak szybko się obudziłam. Zaczęłam się podnosić, żeby zobaczyć czy z córcią wszystko dobrze i tylko słyszałam : proszę leżeć, niech się pani nie podnosi. Kilka minut trwało szycie rany. No i wreszcie usłyszałam, że Hanulka jest zdrowiutka i za chwilę ją zobaczymy. Zawieźli mnie na salę poporodową, przyszedł mężuś i zaczęliśmy płakać ze szczęścia. Boże jaki on był zdenerwowany, jak zobaczył, że jacyś ludzie wchodzą z walizkami na salę porodową – nie wiedział co się dzieje:-(. Po kilku minutach przynieśli nam nasze małe, duże Słoneczko:-D[/FONT]
[FONT=&quot]Potem dowiedzieliśmy się, że nasza Haneczka miała owiniętą pępowinę wokół szyi i rączki :szok:[/FONT]
[FONT=&quot]Za każdym razem jak sobie przypomnę to spadające tętno małej, zielone wody, kleszcze, i to owinięcie pępowiną, a do tego dochodzą jeszcze wyrzuty, ze nie mogłam jej wyprzeć, pojawiają się łzy, bo przez to wszystko mogliśmy stracić naszą kruszynkę. Dlatego też będę wdzięczna do końca życia mojej szwagierce, że była przy mnie i m.in. dzięki niej Hanulka urodziła się wtedy i jest zdrowiutka. No a to, że był blisko też mój mężuś myślę, że jeszcze bardziej umocniło nasz związek. Kocham go za to, że jest przy mnie jak anioł każdego dnia.[/FONT]
[FONT=&quot]Także po ciężkich bojach nasza Hanulka przyszła na świat 27 maja 2010 r. o godz. 19:35[/FONT]
 
Coś przeczuwałam, że będę ostatnia...
Dokładnie 3 tygodnie temu zgłosiłam się do szpitala, ponieważ termin porodu minął w piątek 28 maja. Badanie wykazało brak rozwarcia i czynności skurczowej. Położono mnie na oddział i tak sobie kwitłam. Jedyny pożytek z tego mojego pobytu w szpitalu był taki, że Maluszek był monitorowany i miałam pewność, że wszystko z nim jest ok. Miałam duże obrzęki, dlatego też ordynator podjął decyzję - indukcja (wywołanie) porodu w środę 2 czerwca. Leżałam 11 godzin pod kroplówką z oksytocyną. I co?? Nic!! Zero skurczy. Na kolejną indukcję musiałam czekać aż tydzień. Myślałam, że zwariuję w tym szpitalu, byłam wykończona psychicznie. W kolejną środę wyglądało to podobnie ale... Nagle coś ruszyło, coś zaczęło boleć... Pojawiły się pierwsze skurcze. Ból porównywalny do miesiączkowego, całkiem znośny więc myślę sobie - "to nie to". Podłączyli mi KTG i faktycznie skurcze były. Pomyślałam - "no nareszcie!" W pewnym momencie z Igorkiem zaczęło dziać się coś niedobrego. W trakcie skurczy słabło mu tętno. I... Szybka decyzja lekarzy - "robimy cięcie". Natychmiast wywieźli mnie na salę operacyjną, kazali podpisać zgodę na znieczulenie ogólne (na podpajęczynówkowe trzebaby za długo czekać). Najbardziej bałam się tego, że się nie obudzę. Zasnęłam. To było straszne. Nie czułam bólu ale czułam jak wyszarpują mi Małego z brzucha i słyszałam ich głosy... I ta bezradność, że nawet palcem nie potrafię ruszyć. Zaczęłam się wybudzać. Poczułam okropny ból podbrzusza i rurkę w gardle. Powiedzieli mi, że malutki jest zdrowy, ile mierzył i ważył oraz że dostał 10 punktów. Byłam bardzo obolała ale też bardzo szczęśliwa. Jak najszybciej chciałam go zobaczyć. Przed salą operacyjną czekał na mnie mój M. razem z moją siostrą. Popłakałam się jak ich zobaczyłam. M. został ze mną do samego wieczora. Po 2 godzinach od cesarki przynieśli nam Igunia. Troche był spuchnięty ale i tak dla mnie najpiękniejszy na świecie. W tej chwili stałam się najszczęśliwszą osobą pod słońcem...
 
no to przyszla kolej na moj porod,mam sekunde wiec moze juz tym razem uda mi sie napisac jak to ze mna bylo :happy::happy::-)

a wiec tak,byl 24 maja i zadzwonilam do swej poloznej z zapytaniem co robic,bo juz 3 dni po terminie a ja zaczynam sie juz niepokoic wiec kazal mi sie stawic 25 maja we wtorek rano na 7 w szpitalu na IP,a wiec ja wystraszona i taka podeescytowana posprzatalam w domu,zrobilam zakupy i czeklam tego jutra :tak:

w nocy o 1 zbudzily mnie juz skurcze,zaczely sie same:-)chyba ze stresu he he albo synek sam z siebie postanowil zrobic mi prezent na urodziny
zbudzilam meza i powiedzialam ze zaczelo sie juz ale narazie niech spi bo skurcze sa nieregularne,noi tak bolalo a potem usnelam i o 5 zbudzilam sie szykowac do szpitala,skurcze byly ale slabe,

zaechalismy na IP polozna moja wziela mnie do badania a tam juz 3 cm:-) smiala sie ze nie trzba niczego sztucznie wywolywac bo ladnie sie zaczyna,zobaczyla ze mam urodzinki,zaczela mnie sciskac i skladac zyczenia,pozegnalam sie z mezem nie wiem czemu ale ze lzami w oczach.

zaszlismy na oddzial,weszlam do swej sali a tam super lozeczko,gazteki,.fotelik he he:-) podlazyli mnie pod ktg a tam regularne co 4 min skurcze siegajace az do 90:-)
potem byl obchod,lekarz zapytal sie mnie czy milalabym ochote na znieczulenie,ja bylam w szoku ze sam z siebie zaproponowal i to takim milym glosem itp,wiec ja poradzilam sie poloznej i postanowilam ze skorzystam he he,potem przyszly 2 panie anestezjolog,przemile kobiety!!! czulam sie tak jagbym zaplacila tam kupe kase a nade mna wszyscy skakali:-)

dostalam o 9 znieczulenie w miedzyczasie oczywiscie 2 razy bylam sobie pod prysznicem,noi znieczulenie okazalo sie zbawienie bo nie czulam nic a nic!!!! skurcze co 3 min siegajace juz 100% a ja siedze i sobie gadam ze studentka i przegladam gazetke:-D:-D:-)

potem kolejne wyjkscie pod prysznic wracam,polozna mnie bada itp,no kurde myslalam ze bede wyc z bolu,przebila mi pecherz plodowy i zaczelam czuc juz bol!!!!! znieczulenie dziala tylko 1 godz wiec zaraz pedem zawolaly znowu anestezjolog aby dala kolejna dawke,mimo iz bylo juz 7 cm rozwarcia dostalam kolejna dawke ktora juz nic nie pomogla:-( od 10:20 zaczelam czuc ze rodze,bol okropny!!!!!!:wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y:

zaczely sie parte a ja juz sypalam ku....wami:-) ze nie dam rady,polozna starala sie ochronic moje krocze ale musiala naciac troszke,noi jak glowka wyszla poczulam taka ulge,Damianek wyskoczyl dosc szybko a ja znowu wylam ze szczescia:-) byl cudny,,plakal jak szalony a ja tak sie cieszylam ze juz mam to za soba
kazdy byl zachwycony ze dostalam taki prezent urodziniowy bo cala porodowka wiedziala ze ja mam urodziny he he:-)

zabrano mi malego i zaczelo sie krawiectwo:-)
lekarz taki mlody ze az wstyd mi bylo tak sie przed nim rozklapywac:-)ale zuch chlopak spisal sie na medal,nic nie bolalo bo znieczulenie szlo jeszcze z kregoslupa i mialam prawie caly dol bezwladny wiec mogli mnie tam szyc i szyc:-)
dostalam obiadek i o 13 zajechalam na sale

potem przyszla pediatra i powiedziala ze Damianek 40 min po porodzie zaczal sapac i musieli go podlozyc po jakies rurki ktore mial w nosku i pozwaaly mu oddychac,plkalam jak tylko dowiedziala sie ze ma zapalanie plus i ze go nie dostane,ale naszczescie juzjestemy w domu i wszystko jest w porzadku

powiem wam ze kurde chce miec jeszcze 3 dziecko no:-):tak::tak: tak za 6 latek:-) nawet baaaardzo chce i kurde moze byc nawet 3 chlopak:-):-)

byly to najpiekniejsze urodzinki w moim zyciu:-):-):-)
 
reklama
W końcu ja muszę opisać swój poród ,bo nigdy się nie zbiorę i tego nie zrobię;-)
U mnie było tak: cała ciąza od początku zagrożona, masa leków i na koniec ten cholerny fenoterol (brałam go do 37,5 tygodnia ciązy).Po odstawieniu tego leku myślałam, że coś będzie szybciej, miałam nawet przez pierwsze trzy dni po odstawieniu silne bóle przepowiadające i nic. Czop odpadł 2 tygodnie przed terminem i tez nic:eek:
Ja ,że jestem straszna panikara i pierwszy poród miał bardzo ciężki i długi :-( bałam się bólu porodowego, więc w ósmym miesiącu ciąży, załatwiłam sobie w Łodzi klinikę, gdzie miałam urodzić ze znieczuleniem zewnątrzoponowym, musiałam mieć gwarancję na 100%,że dostanę to znieczulenie. W klinice byłam umówiona, że jak do dnia terminu nie urodzę, to mam w dzień terminu dzwonić i umówić się na drugi dzień na próby oxy.
I nie złapały mnie bóle do terminu, chociaż od 36 tyg. ciąży miałam rozwarcie na palec. W dzień terminu zadzwoniłam do kliniki i umówiłam się na drugi dzień na 8 rano, na te próby. Muszę przyznać, że całą noc nie spałam ze strachu;-) Rano po 6-ej z moim M. pojechaliśmy do Łodzi, słońce już świeciło i zapowiadała się piękna pogoda :tak:
W klinice byłam przed 8 rano, trochę poczekaliśmy i po 8-ej mnie przyjęli, najpierw wiadomo papierki i zbadał mnie lekarz, trochę mocniej, bo rozwarcie było bez zmian. Później dostałam szpitalna koszulę, położyłam się na łóżko, podpięli ktg i kroplówka i tak sobie leżałam ,a skurcze dochodziły do 80,a niektóre do 100%,chociaż muszę przyznać, że te, które miały zasięg 30-40% były bardziej bolesne. Przyszedł lekarz i powiedział, że skurcze piękne i zapytał się, czy chce dzisiaj urodzić, a ja na to, że tak, bo po to tu przyjechałam, a on na to ,ze muszę urodzić do 14-ej ,bo do tej godziny ma dyżur ;-) Zagwarantował mi, że nic nie będzie mnie bolało i będę się nawet uśmiechać.
Podłączyli mi oxy, jak zaboli mocno ,miałam wołać po znieczulenie. Nie trzeba było długo czekać, jak bóle były dosyc bolesne, poprosiłam o znieczulenie. Przyszedł anestezjolog, założyli mi cewnik (trochę bolesne i nieprzyjemne) mimo znieczulenia miejscowego. Minęło około 20 minut i ból ustąpił. Nie czułam żadnego bólu, tylko bezbolesne skurcze :-) Wszędzie sobie chodziłam i rozmawiałam przez telefon :tak: Lekarz zrobił mi masaż szyjki macicy, który był bezbolesny :tak: Poprosiłam położną o lewatywę zapobiegawczo ;-) Przed 11-sta lekarz przebił mi pęcherz ,żeby rozwarcie szybciej postępowało. Po 11- ej było dopiero 3 cm. Cały czas sobie chodziłam, rozmawiałam i faktycznie się uśmiechałam :-) Nic mnie nie bolało :-) Po 12-ej czułam skurcze co minutę(bezbolesne) akurat rozmawiałam z mamą przez telefon i powiedziała mi, że powinnam urodzić w ciągu 1-1,5 godziny. Nie wierzyłam. Około 12.30 kolejny masaż szyjki, rozwarcie 4 cm, znieczulenie przestawało działać, poprosiłam o kolejną dawkę. Po 13-ej następne badanie i położna poszła się przebrać… przyszło 5 osób bo okazało się, że rozwarcie jest na 10 cm ! Znów nie wierzyłam, czułam lekkie parcie na odbyt, ale nie myślałam, że to już to, tak szybko !!! Do parcia niestety nie miałam pełnego znieczulenia, musiałam zejść z łóżka, stać i przykucać, żeby dziecko się lepiej ustawiło , mój M. mi pomagał. Muszę przyznać, że już bolało… Potem położyłam się na łóżko i zaczęło się parcie. M. wyszedł na sam poród, bo tak ustaliliśmy. Położna mówiła mi co mam robić i kiedy przeć. Powiedziała, że spróbujemy bez nacięcia krocza, mam tylko robić to co ona każe. Bolało bardzo, ale co to jest, jeśli nie byłam wcześniej wymęczona skurczami. Po pierwszym parciu nic, po drugim też nic. Bolało mnie bardzo, przy następnym parciu wyszło pół główki i się zatrzymała, bo czułam tak silny ból ,że nie dałam rady. Położna mnie zmobilizowała, bo ja krzyczałam ,że nie dam rady:eek: i przy następnym parciu wyszła cała główka, reszta ciała to już pikuś ;-) W ogóle cały poród pamiętam jak przez mgłę. Położyli mi malutką na brzuchu, od razu rzuciło mi się w oczy jej burza włosów i malutka rączka ;-) Przystawili mi ją do piersi ,odruch ssawny był natychmiastowy ;-) i okazało się, e dobrze ,że poród był wywoływany, bo malutka już oddała smółkę. Przy porodzie okazało się ,że pękła mi szyjka macicy  a na zewnątrz dwa małe pęknięcia, wszystko do szycia, które oczywiście nie bolało ;-) Nadunia dostała 9 punktów, jeden punkt odjęto za skórę, bo była sina na buźce przez to, że mi się zatrzymała. Urodziłam o 13.28, sam poród trwał 13 minut, a całość od rozpoczęcia 4,5 godziny:tak:
Ogólnie poród i opieka super. Każdej życzę takiego porodu jaki ja miałam, tak powinny rodzić kobiety, bez bólu i pod super opieką, gdzie nikt nie krzyczy i nie robi głupich uwag. Nie byłam wymęczona porodem, po dwóch godzinach od porodu wzięłam prysznic i zjadłam obiad, do którego normalnie usiadłam ! Bo cięcia nie było. Położne były na każde zawołanie, zabierały dziecko, jeśli chciałam ,mogłam odpocząć czy pospać. Na jedzenie tez nie mogłam narzekać, mogłam sobie wybrać co chciałam.
Cieszę się, że już jestem po wszystkim i mam swoja drugą córeczkę :-)
 
Do góry