Ankka, jestem do głębi wzruszona Twoim wpisem. Masz całkowitą rację pisząc, że w chwilach życiowego kryzysu, ciosach zadawanych w samo serce czlowieka do Boga albo się przylgnie albo się odwróci. Czasem bywa, że tylko przez takie traumatyczne przeżycia człowiek Boga poznaje.
Bardzo przykro mi z powodu Waszej straty ale jak Ciebie czytalam mądrość i pokój płynie z doświadczenia jakie otrzymaliście. Wielu łask dla Was i waszej córki życzę i pamiętajmy, że dla Boga nie ma nic niemożliwego.
Tak wiec i ja podziele się swoim doświadczeniem obecnosci Boga. Nawroceniem, odkrywaniem Boga i jego zamiarów. Za mąż wyszłam bardzo mlodo bo w wieku niespełna 20 lat. Pracowałam, mąż też, dorabialismy się. Bardzo chcieliśmy mieć dzieci ale wg swoich priorytetów, swoich pragnień i to my dyktowalismy warunki. Boga nie sluchalismy aż tak bardzo jak się nam zdawało. Po kilku tygodniach od ślubu dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży. Radość. Szybko jednak nastąpiły komplikacje i byłam na podtrzymaniu, leki itp. Szczesliwy finał, urodził się syn. Życie toczyło się swoim torem, stwierdziliśmy, że wracam do pracy, dzieci owszem ale nie teraz bo nie ten czas, bo owszem zle się nam nie wiedzie ale można mieć wiecej, prawda? Miesiączka porodzie jeszcze nie przyszła, objawy płodności też nie, mały był niespełna 7 miesięcznym bobasem i jak grom z jasnego nieba dowiedziałam się o ciąży. Strach, panika, gniew dlaczego teraz, mam inne plany, co ja zrobię. Umowa się kończy, zostanę bez kasy, bez niczego. Wstydzilam się stanu w którym byłam, plakałam, ogólnie było dla mnie traumatyczne doswiadczenie. Nie wiedzialam jak sobie poradze. Dzis tak bardzo mi to ciazy, że moje dziecko nie od razu bylo kochane i akceptowane. To boli i przestrzegam przed tym, to rzutuje na wszystko nawet na to, jak dziecko bedzie zylo po porodzie. Wsparciem był dla mnie mój mąż, który po mesku powiedział: damy radę, nic się nie martw. Ciąża zagrożona ale finał szczesliwy choć wtedy pierwszy raz Bóg upomniał się o swoje dziecko, które nam podarował. Wtedy tego nie rozumiałam. Dziś to wiem. Moje dzieci rosły i mimo trudów dziś wspiminam ten okres jako naprawdę piekny czas, który został nam podarowany. Córka do 5 r.z. chorowała non stop, szpitale ale najwieksza próba przyszła 3 lata temu, kiedy do szpitala trafiliśmy już w ostatnim momencie z zapaleniem mózgu bakteryjnym od ucha. Bałam sie ale i nie bałam jednoczesnie. Wtedy to już wiedziałam, jak ważne jest to dziecko, jak bardzo dziękuję za każdy jej dzień przy nas ale wiedzialam, że niby te dzieci są nasze ale tak naprawdę sa Boże. Oddałam je Jemu. Dziś najstarszy syn ma 10 lat, córa 9, jest cała i zdrowa. Po tym wydarzeniu nic już nie było takie samo i zrodziło się we mnie silne pragnienie by znów przyjąć dziecko. Razem z mężem stosujemy NPR i wokół nas zaczęły pojawiać się osoby dotknięte bezplodnoscia w naprawdę ilości przekraczajacej norme. Byliśmy w szoku, że nam tak Bóg błogosławi. Modlilismy się żeby on pomógł nam zdecydować kiedy będzie dobry czas na dziecko i żebyśmy dlugo na niego nie czekali. Zar spalał mnie od srodka, czekałam dlugich 5 lat i pewnego wieczoru poczułam wewnetrze ponaglenie, że to ten czas. Poszłam do męża, mówię to teraz. Mąż patrzy na mnie i mówi ale masz zlecenie w pracy, 3 dzieci to nie dwoje, stracisz prace...Zaufalismy, tego wieczoru począł się nasz syn. Zdrowy, urodzony o czasie, spokojna ciąża. Pracowałam do 6 miesiaca, pracodawca boe dość że mnie nie zwolnił oplacał mi składki abym miała macierzynski. Dziś syn ma prawie 4 lata. Pracuje i mamy się dobrze. Teraz czekam na operacje, miała być 8.6 ale ja odwołali w modlitwie przed wyznaczeniem terminu rozmawiałam z Bogiem i mówię, że jeśli nie ma być operacji to ja się poddaje, jeśli ciąża czy co innego bądź wola Twoja. Na dwa dni przed terminem dzwonią, że nie bedzie jednak, mam czekać bo noe wiedzą kiedy. W miedzy czasie wyniakła miłość i czekamy czy to to czy nie. Rozeznajemy.
Amen.
Kwiatuszek, chwała Panu!! Dziekuje! To umacnia. Różaniec jest mi bardzo bliski.