Ja w terminie porodu 40+0tc miałam wizytę u ginekolog prowadzącej i jak położna zmierzyła mi ciśnienie to się okazało, że jest daleko poza normą. Dostaliśmy pozwolenie jechać do domu po walizkę i skierowanie do szpitala jak najszybciej.
Całą ciążę nie miałam żadnych problemów z ciśnieniem.
Na IP się okazało, że ciśnienie już mam w normie. Generalnie był piątek wieczór, nie było powodu, żeby decydować o natychmiastowej indukcji więc położyli mnie na patologii ciąży.
W dużym skrócie przez kilka dni nikt nie chciał zdecydować o indukcji, bo liczyli na to, że się samo zacznie a nic się nie działo. Dwa masaże szyjki, żeby spróbować rozkręcić akcję - nic to nie dało.
Jedyne co to wypadł czop śluzowy.
No i któregoś dnia kierownikiem dyżuru była taka niemiła lekarka, która stwierdziła, że jak jestem 4 dni po terminie to co ja tu jeszcze robię i czemu zajmuję łóżko - indukcja.
Założyli mi balonik, miałam na drugi dzień rano zostać zabrana na porodówkę i mieć oksy. Ale ten balonik w ciągu dnia wypadł robiąc 5cm rozwarcia więc na porodówkę zabrali mnie przed 19 i następnego dnia przed 7 rano Mandarynek był na świecie. W nocy to już nawet położna zwątpiła, że to się uda, bo młody był wysoko, rozwarcie się zatrzymało na 6cm itd.

Ale się udało

.
Przy czym jego szacowana waga to było około 3700 i urodził się mając 3730 gram. Więc takich standardowych rozmiarów bobas jak na ten etap ciąży.