Cześć
Wiem, że ten temat był wiele razy poruszany jednak czuję potrzebę poradzenia się w naszej konkretnej sytuacji.
Córka ma 4 lata i 3 miesiące. Jest bardzo pogodna, wesoła, samodzielna i bardzo lubi zabawy z dziećmi na placu zabaw czy z kuzynostwem. Zabiega wręcz o nie. Generalnie rozwój przebiega w naszej i nie tylko ocenie prawidłowo.
Dziecko zżyte z rodzicami, jeszcze z nami śpi, ale nie ma też problemów jak ma na 2h zostać z babcią czy iść gdzieś bez jednego z rodziców.
Postanowiliśmy od września posłać ją do przedszkola. Mieliśmy przygodę z jedną placówką, gdzie po 3 dniach zrezygnowaliśmy (z uwagi na nieodpowiednią grupę oraz same informacje od córki, że chce gdzieś indziej). Przepisaliśmy do innego przedszkola gdzie pierwsza reakcja córki była pozytywna.
Sumarycznie przechodziła już tam 20 dni bo w międzyczasie miała tydzień choroby. Pierwsze 2 tygodnie nie było raczej problemów, rano raz chętniej raz mniej chętnie ale szła do przedszkola z pozytywnym nastawieniem.
Wszystko zmieniło się w zeszły piątek, kiedy została nieco dłużej już na leżakowanie. Mocno wtedy się zestresowała, zwymiotowała, płacz itd.
Od tego momentu wróciliśmy do odbierania ją po obiedzie (jak wcześniej - łącznie ok 4, 4,5h) do dziś włącznie córka już mniej chętnie chce iść do przedszkola, ale co najtrudniejsze jej reakcją na stres są wymioty, a raczej takie jakby zbieranie się na wymioty. No i daje znać, że nie za bardzo chce iść chociaż nie ma histerii, płaczu wielkiego itd... dzielnie raczej idzie.
Po przedszkolu natomiast jest bardzo dobrze - bawi się w przedszkole, wspomina i jest podekscytowana tym co było i co będzie następnego dnia. Panie wychowawczynie również dają feedback że jest coraz lepiej, że się uspokaja, nieco się jeszcze w grupie wstydzi no i na śniadaniu ciężko z jedzeniem. Pojawiają się też te objawy wymiotne chociaż no bez płaczu i wymiotowania pokarmem.
Zdajemy sobie sprawę, że może to być taki drugi etap adaptacji i trzeba dać trochę czasu dziecku, ale jesteśmy trochę zestresowani tym zanoszeniem się na wymioty... Pytanie jak długo jeszcze powinniśmy obserwować i aktywnie starać się ją w tym wspierać... Dużo czytamy o tym wszystkim i staramy się być aktywni aby było dla niej łatwiej.
Generalnie nie mamy musu, aby córka teraz chodziła do przedszkola bo wystarcza nam jak jedno z nas pracuje, ale wiemy, że w późniejszym czasie zerówka i tak jest nieunikniona i boimy się, że jak teraz odpuścimy to za pół roku czy nawet za rok będzie tak samo ciężko. No i finalnie żona i tak chce wrócić na zawodową ścieżkę, a wiemy, że do tego potrzebne jest to, aby córka z uśmiechem i akceptacją chodziła do przedszkola, co wiąże się i tak z adaptacją i po prostu trzeba to przejść aby z pracą wrócić do nazwijmy to "normalności".
Chcielibyśmy tak po ludzku poradzić się co robić. Może ktoś z Was też przez takie coś przechodził?
Dzięki!
Wiem, że ten temat był wiele razy poruszany jednak czuję potrzebę poradzenia się w naszej konkretnej sytuacji.
Córka ma 4 lata i 3 miesiące. Jest bardzo pogodna, wesoła, samodzielna i bardzo lubi zabawy z dziećmi na placu zabaw czy z kuzynostwem. Zabiega wręcz o nie. Generalnie rozwój przebiega w naszej i nie tylko ocenie prawidłowo.
Dziecko zżyte z rodzicami, jeszcze z nami śpi, ale nie ma też problemów jak ma na 2h zostać z babcią czy iść gdzieś bez jednego z rodziców.
Postanowiliśmy od września posłać ją do przedszkola. Mieliśmy przygodę z jedną placówką, gdzie po 3 dniach zrezygnowaliśmy (z uwagi na nieodpowiednią grupę oraz same informacje od córki, że chce gdzieś indziej). Przepisaliśmy do innego przedszkola gdzie pierwsza reakcja córki była pozytywna.
Sumarycznie przechodziła już tam 20 dni bo w międzyczasie miała tydzień choroby. Pierwsze 2 tygodnie nie było raczej problemów, rano raz chętniej raz mniej chętnie ale szła do przedszkola z pozytywnym nastawieniem.
Wszystko zmieniło się w zeszły piątek, kiedy została nieco dłużej już na leżakowanie. Mocno wtedy się zestresowała, zwymiotowała, płacz itd.
Od tego momentu wróciliśmy do odbierania ją po obiedzie (jak wcześniej - łącznie ok 4, 4,5h) do dziś włącznie córka już mniej chętnie chce iść do przedszkola, ale co najtrudniejsze jej reakcją na stres są wymioty, a raczej takie jakby zbieranie się na wymioty. No i daje znać, że nie za bardzo chce iść chociaż nie ma histerii, płaczu wielkiego itd... dzielnie raczej idzie.
Po przedszkolu natomiast jest bardzo dobrze - bawi się w przedszkole, wspomina i jest podekscytowana tym co było i co będzie następnego dnia. Panie wychowawczynie również dają feedback że jest coraz lepiej, że się uspokaja, nieco się jeszcze w grupie wstydzi no i na śniadaniu ciężko z jedzeniem. Pojawiają się też te objawy wymiotne chociaż no bez płaczu i wymiotowania pokarmem.
Zdajemy sobie sprawę, że może to być taki drugi etap adaptacji i trzeba dać trochę czasu dziecku, ale jesteśmy trochę zestresowani tym zanoszeniem się na wymioty... Pytanie jak długo jeszcze powinniśmy obserwować i aktywnie starać się ją w tym wspierać... Dużo czytamy o tym wszystkim i staramy się być aktywni aby było dla niej łatwiej.
Generalnie nie mamy musu, aby córka teraz chodziła do przedszkola bo wystarcza nam jak jedno z nas pracuje, ale wiemy, że w późniejszym czasie zerówka i tak jest nieunikniona i boimy się, że jak teraz odpuścimy to za pół roku czy nawet za rok będzie tak samo ciężko. No i finalnie żona i tak chce wrócić na zawodową ścieżkę, a wiemy, że do tego potrzebne jest to, aby córka z uśmiechem i akceptacją chodziła do przedszkola, co wiąże się i tak z adaptacją i po prostu trzeba to przejść aby z pracą wrócić do nazwijmy to "normalności".
Chcielibyśmy tak po ludzku poradzić się co robić. Może ktoś z Was też przez takie coś przechodził?