Eh, nie wiem czy wina pogody, czy moich hormonów... Wczoraj byłam zła o wszystko i na wszystkich. Nawet dzieciaki gapiące się na wielki brzuch dostały burę. Denerwują mnie "życzliwe pytania" zupełnie obcych ludzi i opowieści jak to było gdy........Jakaś aspołeczna się robię.
W poniedziałek w przypływie sił, po pobraniach krwi stwierdziłam że zajdę do biura podbić książeczkę ubezpieczeniową. A tam takie zmiany

. W sekretariacie nikogo znajomego. Kadry - outsorcing na obrzeżach miasta i nieuchwytne. W dawnym teamie pozwalniali część dziewczyn, oprócz tych które są na "ciążowych " L4 =5 sztuk. Nie ma do czego wracać. A jeszcze w listopadzie była mowa iż kryzys przetrwamy w stałym składzie...no może z mniejszymi premiami. Tylko się niepotrzebnie zdenerwowałam.
I ta złość trzymała się wczoraj.
A dziś na poprawę humoru upichciłam sobie zupkę szparagową. Wreszcie nastała oczekiwana pora roku z sezonem na ulubione warzywka. Aż miło pokręcić się wśród straganów :-).
Gin też miał dobre wiadomości: zero rozwarcia , młody rośnie >2500 g, KTG z jednym dużym skurczem (jakoś tak słabo mi się zrobiło), morfologia najlepsza od pół roku (fakt że wspomagana farmakologicznie).
A i jeszcze ciekawostka, znajomi, którzy mają termin rozwiązania na wrzesień już szukają miejsca w żłobku w Brukseli !
Miłego popołudnia wszystkim